skończyłam ekonomie....syf. Dawno się tak nie wynudziłam.
Wogle mam dziś jakiś pechowy dziń-jak szłam na uczelnię, nadepnęłam na jakiś ruchomy kafelek i prysnło mi błoto prawie pod kolana. Mam wysokie glany, więc prawa nogawka "nie bolała"...ale wleciało POD lewą...mało fajnie. Spieszyłam się na wykład,a wszyskie tramwaje skręcały...chyba ze 4 [wsiadam na zajezdni :/] Spóźniłam się...facet pucił listę,a kretyni podopisywali nieobecnych kolegów. W sumie wyszło z 220 osób ,a na sali było 140. Facet chciał licyć i skreślać,ale w końcu puścił drugą listę. Ciekawe co będzie się działo jak będę wracać do domu