Cykl o Enderze, którego pierwszy tom Gra Endera ma tak naprawdę niewiele wspólnego z kontynuacjami... Echhh to były czasy, kiedy pochłaniałam Mówcę Umarłych i resztę parę lat temu, akurat były wakacje, sierpień, całe dnie siedziałam w domu z nosem w książce, aż moja matka wywalała mnie siłą na dwór. Do tej pory to jest mój ulubiony cykl, ale ten właściwy, bez spin-offów o Groszku, itp. Sama Gra Endera jest właściwie powieścią dla trochę młodszego czytelnika, a jej kontynuacje ciężką filozoficzną przeprawą, tak różną od przygód młodego Andrew Wiggina. I dlatego też ją uwielbiam, to już nie jest s-f, to rozprawa filozoficzna. Do tej pory mam w umyśle opis Prosiaczków, najpierw jako niezbyt inteligentną rasę tubylców, Card wywoływał wręcz uczucia trochę politowania dla biednych pequenos. Potem przyszło przerażenie i izolacja, prosiaczki są 'inne', można było wyczuć tę 'inność' i zacząć je nienawidzić, to było naprawdę straszne, jakie uczucia potrafił wywołać Orson Scott Card w swoich książkach...
Card jest moim ulubionym pisarzem, jest po prostu poza wszelką skalą, innych mogę lubić, nawet bardzo, ale Card ma specjalne miejsce w moim umyśle. Jego cykl o Alvinie też jest wspaniały, naprawdę polecam, dla kogoś, kto lubi, jak go książka potrząśnie i zmusi do przemyśleń.