Przygodę z Falloutem zacząłem od drugiej części, która pochłonęła mnie bez reszty. Z dokładnością co do procenta skilla planowałem postać, a później zapuściłem się w ten zniszczony wojną nuklearną świat, pełen golizny, przemocy i skorpionów, z którymi można było pograć w szachy
Grafika - całkiem niezła, a niektóre animacje, np. podziurawienie wroga minigunem, były nad wyraz udane i smakowite, a zarazem brutalne. Świat przedstawiony nieźle zbudowany, tu graffiti na ścianie, tam zniszczony budynek, liczba szczegółów na ekranie może nie zachwycała, bo widzieliśmy często te same budynki, ale pod innymi kątami lub lekko zmodyfikowane, ale nie tylko to buduje klimat, ale także...
Muzyka - re-we-la-cja. Idealnie oddawała klimaty postnuklearnego świata, w którym nie było większej nadziei na lepsze jutro. New Reno, New Cali Republic, Den. Moimi ulubionymi motywami są jednak: utwór z bazy Raidersów oraz na mapie świata, po zdobyciu samochodu (kojąca nerwy gitarka, po ostatnio odbytej walce na pustkowiach z "zielonymi"
)
Grywalność - kolejny raz re-we-la-cja. Grało się świetnie, zawsze było kilka wyborów,w jaki sposób chcemy wykonać zadania, można było być bad/good guy , rozbudowane dialogi (nierzadko zabawne + opcje dialogowe sugerowane przy jednym z Perków), mnóstwo broni (lekka, ciężka, biała, czarna
), dużo by pisać o Odpadzie Toksycznym Drugim, ogólnie gra roxi, po prostu
Fallout 1 był drugi do przejścia, jednak 2 będzie zawsze najlepszym.