No, ja też uważam, że ta cała przepowiednia o końcu świata w 2012 dotyczy tych cholernych mistrzostw europy...
Moje fobie... hmm... kiedyś się bałem wysokości i przestrzeni, ale już dawno mi przeszło. Na dobrą sprawę, niczego się nie boję... w każdym razie, niczego w stylu strzykawek, pająków, śmierci, czy dentystów.
Zauważyłem za to na studiach pewną manię. Jestem całkiem zadowolony ze swojej znajomości języka angielskiego, dosyć biegle w tym języku rozmawiam z wykładowcami, czy ćwiczeniowcami. Ale w momencie kiedy mam coś powiedzieć do native speakera, głos mi zamiera w gardle. Przez jeden semestr miałem na roku amerykankę, miałem z nią okazję jedną prezentację przygotowywać i naprawdę było mi ciężko z nią gadać. Jeszcze gorzej mi się gada z jednym z wykładowców (którego w sumie bardzo lubię), który jest australijczykiem. Po prostu coś się we mnie blokuje, nagle zapominam najprostszych zwrotów, zaczynam się wahać czy mówię coś w odpowiedniej formie, czy czasie.
Pewnie najlepszą metodą na wyleczenie się z tego jest pobyć przez jakiś czas za granicą. Będę w końcu musiał wyjechać, żeby nabrać językowej swobody. Już się boję pomyśleć jak to będzie, jak będę gadał z japończykiem...