Autor Wątek: Walka Finałowa: Tifa VS Serge  (Przeczytany 2288 razy)

Offline Yuzuriha

  • Dead Shadow
  • SemiRedaktor
  • *********
  • Wiadomości: 1742
  • Let's go together ... in to the darkness
    • Zobacz profil
    • http://www.deadshadow666.deviantart.com/
Walka Finałowa: Tifa VS Serge
« dnia: Sierpnia 12, 2007, 09:36:46 pm »
Dwie postacie znajdujące się na ogromnej, marmurowej wieży, stały na podłodze pokrytej malowniczym witrażem, wyczekując głosu skrytego gdzieś w przestrzeni. Jedna z nich była kobietą, na ramiona spływały jej długie czarne włosy, sięgające prawie ziemi. Twarz skrytą miała pod porcelanowo białą maską, natomiast ciało zakrywały warstwy delikatnego, zwiewnego materiału. Obok niej znajdował się mężczyzna odziany w długi czarny płaszcz skrywający jego całe ciało aż do ziemi. Trudno było określić czy jest stary, czy też tryska energiczną młodością, gdyż twarz mężczyzny schowana była w ciemnościach kaptura. Nagle z przestrzeni odezwał się donośny głos, wyliczając.
- Reaver, Yuzuriha, Reaver, Reaver, Yuzuriha, Reaver, Yuzuriha, Reaver, Reaver, Reaver...
Mężczyzna w płaszczu zagwizdał z podziwu.
- No proszę, siedem do trzech dla mnie. Widać zyskałem sobie niezłe poparcie, walcząc z Magusem. - bóg spojrzał w stronę kobiety - Musze przyznać, że pojedynek z tobą to był zaszczyt bogini Yuzuriho.
- Daruj sobie Reaver - odpowiedziała mu chłodno, nawet nie spoglądając w stronę boga - głosowanie wciąż trwa, zawsze może się wydarzyć jakiś cud.
- Cud? To my, bogowie jesteśmy od cudów, bardziej potrzebne jest tutaj szczęście, które najwyraźniej jest po mojej stronie. - kończąc zdanie zaśmiał się donośnie, jednak jego radość po chwili zmalała do zera, gdy głos kontynuował wyliczanie doliczając kolejne punkty dla Yuzurihy.
Głos zamilkł na chwilę, po czym odezwał się niespodziewanie.
- Ostateczny wynik to siedem do siedmiu, co oznacza tym samym wygraną dla bogini Yuzurihy, która przechodzi do walki finałowej. Zmierzysz się z bogiem Tantalusem, tobie Reaverze pozostało teraz walczyć o trzecie miejsce z Ignaciusem Firebladem.
- Najwyraźniej twoje szczęście cię opuściło Reaverze.
Mężczyzna zasyczał, po chwili rzekł do bogini:
- Cóż, biorąc udział w turnieju trzeba liczyć się również z przegraną. Pozostaje mi tylko przygotować moją ostatnią walkę i już nawet wiem co uczynię.
- Życzę ci powodzenia Reaver. - powiedziała spoglądając na zakapturzonego mężczyznę.
- Ja tobie również, piękna Yuzuriho. - Reaver ukłonił się, po czym czarna sfera otoczyła jego ciało, znikając po chwili razem z nim.
Yuzuriha opuściła wieże zaraz po mężczyźnie. Nikłe światło otoczyło jej ciało, jeden błysk i już była na miejscu. Długi korytarz z białych kamieni zdawał się ciągnąć w nieskończoność. Wzdłuż jednej ze ścian rozciągały się wąskie okna, wyciosane u góry na kształt łuku. Przy jednym z nich stała postać, bogini pofrunęła do niej unosząc się nad powierzchnią gładkiej podłogi. Wysoki mężczyzna skierował swój wzrok w jej stronę. Wąskie, błękitne oczy przykrywały lekko, platynowe włosy  sięgające poza pas. Między kosmykami wpięte miał dwa niebieskie pióra, sterczące lekko nad głową. Sam strój świadczył o tym, że jest jednym z bogów, odkrywając gdzieniegdzie wspaniale zbudowane ciało. Ukłonił się lekko widząc kobietę zmierzającą w jego kierunku, długie rękawy zaszeleściły cicho.
- Witaj bogini Yuzuriho. - powiedział jedwabnym głosem, uśmiechając się delikatnie.
Po chwili podnosząc się, jednym zgrabnym ruchem zarzucił włosy do tyłu.
- Witaj Tantalusie - odpowiedziała, zatrzymując się obok niego.
- Widzę, że to z tobą będę miał zaszczyt zmierzyć się w ostatecznej walce. - rzekł, a jego głos odbił się echem po ścianach pustego korytarza.
- Na to wygląda. - odpowiedziała spoglądając przez okno - Czy miejsce zostało już wybrane?
- Czekałem z niecierpliwością na to pytanie. - rzekł, po czym zrobił ruch ręką.
Białe obłoki rozmyły się, rozdmuchane przez chłodny wiatr. Zamek przenosząc się w przestworzach, niezauważony przez ludzkie oko, zawisł nad pustynią niezamieszkaną przez człowiecze stopy. Spękane żyły rozciągały się po całej jej powierzchni, żebrząc o krople wody. Jedynymi mieszkańcami tej srogiej pustyni były niezliczone ostre skały i kępki zeschniętej trawy rosnącej gdzieniegdzie między kamieniami. Słońce chowające się powoli za horyzontem odstąpiło miejsce swojemu bratu księżycowi, dając spalonej ziemi ukojenie. To z pozoru puste miejsce miało być dziś polem pojedynku dwóch ludzkich sił i ostatnią rozgrywką bogów. Dwa powietrzne okręgi zawirowały na powierzchni pustyni, unosząc w powietrze zaległy na ziemi pył, ukazując po chwili dwie ludzkie sylwetki. Niewysoki chłopak stał rozglądając się niepewnie, granatowe włosy związane chustą przykrywały mu lekko niebieskie, bystre oczy. Ubiór miał dość skromny, czarna bluzka z krótkim rękawem i szara kamizelka, oraz niebieskie spodenki. W dłoniach natomiast dzierżył potężne, złote ostrza złączone ze sobą solidną rękojeścią.
- Serge. - powiedziała cicho bogini.
- Zaskoczona? - zapytał Tantalus, spoglądając na nią.
- Nie - odpowiedziała chłodno - raczej zdziwiona. Twój podopieczny jest silnym przeciwnikiem. - mówiąc to, nawet na chwilę nie oderwała wzroku od pola bitwy - I to dzięki mnie udało mu się dostać do finału... - pomyślała.
Na przeciw chłopca znajdowała się dziewczyna o długich czarnych włosach, opadających luźno poza ramiona. Jej brązowe oczy wpatrywały się z lekką ciekawością w przeciwnika. Nosiła na sobie czarny, zapinany z przodu na zamek bezrękawnik i spodenki po za kolana. W dłoniach nie miała żadnej broni, chroniły je jedynie czarne skórzane rękawiczki i to swoimi rękoma miała walczyć. Ich spojrzenia spotkały się na chwilę. Tifa zmrużyła oczy wstrzymując oddech z zawrotną szybkością doskoczyła do swego przeciwnika atakując. Serge w ostatniej chwili zdążył zauważyć zbliżającą się pięść w kierunku jego twarzy. Uchylił się na bok, jednak Tifa zaatakowała z drugiej ręki, mierząc cios w lewy policzek Sergea. Chłopak cofnął się odruchowo kilka kroków w tył, trzymając za bolącą szczękę. Narastająca adrenalina pulsowała w żyłach, burząc krew. Nie mógł się obejść bez walki, tak samo jego przeciwniczka, która przypomniała mu tym ciosem, że oboje są w realnym świecie i tylko jedno z nich może wygrać tą walkę. Serge szybko otrząsnął się z rozmyślań i to on teraz atakował. Zamachnął się i przekręcając nadgarstek ciął horyzontalnie większym ostrzem. Tifa widząc ruch przeciwnika skuliła się upadając na klęczki. Broń mijając się  z celem, przecięła puste powietrze w miejscu, w którym uprzednio znajdowała się przeciwniczka Sergea. Zaskoczony mógł tylko zobaczyć jak dziewczyna zmyślnie podcina mu nogi i zanim Serge zdążył upaść na ziemię, uderzyła go z łokcia posyłając kawałek dalej.
Na nieskalanej twarzy boga pojawiło się śladowe zwątpienie. Zmarszczył brwi nie rozumiejąc co się dzieje. Yuzuriha spojrzała na niego po czym rzekła.
- Czyżby twój podopieczny wątpił w swoje marzenie...a może już zwątpił....
Tantalus zacisnął mocniej pięść.
- No dalej. - rzekł bardziej do siebie niż do swojej towarzyszki.
Serge podniósł się powoli z ziemi podpierając o Mastermune, w tym czasie Tifa szarżowała prosto na niego. Kolejną pięść celowała w jego żebra, jednak tym razem chłopak obronił cios rękojeścią. Dziewczyna spróbowała ponownie uderzając z obrotu nogą, Serge był na to przygotowany. Wyczekując odpowiedniego momentu, odepchnął przeciwniczkę pozwalając sobie na złapanie oddechu. Tifa zachwiała się próbując utrzymać równowagę, brunet wykorzystał ten moment nieuwagi na atak, tnąc koło brzucha. Dziewczyna zdążyła się uchylić, jednak nie na tyle by uniknąć ciosu całkowicie. W tej chwili koło okolicy żeber wykwitła na jej brzuchu czerwona linia, powiększająca się z każdą sekundą. Chłopak zaatakował po raz kolejny, nie dając wytchnienia swojej przeciwniczce. Ciął coraz szybciej na ślepo, tylko po to by w końcu dosięgnąć celu. Dziewczyna dzielnie omijała większość ciosów, niektóre niestety były zbyt szybkie i tylko szczęście pozwalało jej nie zostać przeciętą na pół.
Bogowie patrzeli z góry białego zamku w milczeniu. Tantalus uśmiechał się lekko, widząc jak jego zawodnik niszczy ciało swojej przeciwniczki. Yuzuriha stała koło niego spoglądając na pole bitwy z niepokojem. Jej ręce drżały, co cieszyło jeszcze bardziej pięknego boga. Czuł, że Serge wygra, a zwycięstwo tego chłopca będzie oznaczało zwycięstwo jego nad wszystkimi bóstwami.
Tifa czuła jak jej ciało pożera palący ból, rozchodzący się po najdrobniejszych nerwach. Krew powoli sączyła się z otwartych ran, osłabiając ją i spowalniając refleks. Myśl, że ma tu zginąć wcale jej nie pocieszała, była teraz zbyt blisko celu by się poddać. W końcu zdecydowała się zaatakować spod gradobicia ciosów. Wyczekała na odpowiedni moment, gdy Serge atakował po raz kolejny w brzuch, ominęła ostrze bokiem, kontrując. Mastermune musnęło ją delikatnie, zostawiając płytkie cięcie, ale za to Tifie udało się sięgnąć przeciwnika. Zaskoczony Serge pojął co się stało dopiero wtedy, gdy turlając przez chwilę zatrzymał się kilka metrów od niej.
Bogini Yuzuriha odruchowo wstrzymała oddech, natomiast zszokowany Tantalus uderzył ręką w parapet, czując jak jego złość narasta.
- Jak to? - zapytał sam siebie.
Zdziwiony Serge zapewne również chciał by to wiedzieć. Tifa stała przed nim ledwo trzymając się na nogach, krew kapała z otwartych ran, wsiąkając w spragnioną ziemię. Zebrała w sobie ostanie siły i podbiegając do podnoszącego się z ziemi Sergea zaczęła uderzać raz po raz. Pierwszy cios w twarz, unik, kolejny w brzuch, trafiony. Uderzenie podrzuciło lekko ciało chłopaka w powietrze, stawiając go od razu na nogi kawałek dalej. Następny miał być kopniak z obrotu w bok, Serge odruchowo obronił się Mastermune, uderzenie jednak wyrwało mu broń z rąk. Złote ostrze poszybowało świszcząc donośnie, przecinając przez kilka metrów powietrze, po czym wbiło się w ziemię nieopodal. Dziewczyna kontynuowała atak, stawiając nogę obróciła się po raz kolejny, wymierzając cios. Kreśląc w powietrzu smugę ze złotego piasku, lśniącego w blasku ostatnich promieni słońca, uderzyła Sergea w twarz z kopnięcia. Równowaga chłopca została zachwiana, przez chwile słaniał się na nogach, czując dokuczliwy ból w każdej części jego ciała. Tifa nie przerwała ataku, wiedząc, że jeśli pozwoli przeciwnikowi odetchnąć ten może ją jeszcze zaskoczyć. Uderzyła resztkami sił w brzuch zdezorientowanego chłopaka, dało się słyszeć gruchot kości, łamanych pod siłą ciosu. Kolejne uderzenia spadły na niego jak grad z jasnego nieba. W końcu Serge opadł na ziemię brocząc krwią. Jedną ręką trzymał się za połamane żebra, drugą zaś podpierał o wyschniętą glebę by całkiem nie rozłożyć się na ziemi. Powoli spojrzał na Tifę ledwo utrzymując świadomość, ta stała nad nim dysząc ciężko, wciąż jednak trzymając się na nogach. Noc nadeszła niespodziewanie, tak szybko, że oboje zapomnieli już jak długo walczą.
- Wystarczy... - powiedziała niespodziewanie bogini, a głos z nieba dobiegł dwójkę bohaterów znajdujących się na pustkowiu.
Tantalus spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- On już nie wstanie i ty najlepiej o tym wiesz Tantalusie. - mówiła do niego, nadal spoglądając przez okno.
Bóg miał ochotę krzyczeć ze złości, ostatecznie zachował twarz uspakajając się, po czym rzekł:
- Wygrałaś... - jednym ruchem ręki wykonał jakiś tajemniczy znak w powietrzu i Serge zniknął.
Mężczyzna o urodzie kobiety spojrzał jeszcze na swoją przeciwniczkę, po chwili obrócił się na pięcie i opuścił biały pałac zostawiając boginię samą. Na twarzy Tify zagościł niepohamowany uśmiech, po tylu trudach nareszcie mogła cieszyć sie zwycięstwem. W końcu zamknęła oczy i zemdlała, nim jednak upadła, ktoś złapał ją kojąc palący ból. Zanim całkowicie straciła przytomność usłyszała jeszcze ostatnie słowa "możesz wrócić do domu...twoje marzenie zostanie spełnione".

Offline Tantalus

  • Master Engineer
  • Redaktor+
  • ************
  • Wiadomości: 4470
  • Idol nastolatek
    • Skype
    • Zobacz profil
Odp: Walka Finałowa: Tifa VS Serge
« Odpowiedź #1 dnia: Sierpnia 13, 2007, 01:42:41 am »
Serge trwał w nieskończoności. Nie potrafił opisać stanu, ani miejsca w jakim się znajduje. Nie wyczuwał absolutnie niczego wokół i gdzieś głęboko, pod powłoką błogiego wyciszenia, ta pustka rodziła w nim niepewność. Nie czuł jednak bólu, nie czuł strachu. Trwał.
- Wszystko w porządku? Serge, tak? Nazywasz się Serge....
Głos zadudnił przerażającą kakofonią, zdeformowany i chociaż nieznany, wydający się podejrzanie znajomy. W niezdefiniowanym czasie, z pustki zaczęły wyłaniać się kształty, pierwsze promienie światła, pierwsze cząsteczki materii, pierwsze dźwięki, obrazy i zapachy. Serge spojrzał na swoje ręce i poczuł, że istnieje.
- Oh, ja? Nazywam się..... mów mi Kid. Miło cię poznać.
”Kid”? Serge zapytał sam siebie. Po chwili poczuł grunt pod nogami, a rozmazane kształty dookoła, powoli zaczęły nabierać koloru i ostrości. Poczuł zapach słonego powietrza i zimny, mokry wiatr na twarzy. Przed nim, na czymś co mogło być wysuniętym fragmentem skarpy, stała nieostra, jakby eteryczna sylwetka. Serge nie mógł zogniskować wzroku na niczym, oprócz jej oczu – dużych, niebieskich oczu, przedziwnie kontrastujących na rozmazanych konturach twarzy.
- Nie mogłam stać i patrzeć jak te jełopy chcą ci przetrzepać skórę, słowo daję, jasny szlag mnie trafił.
”Nie mogłam”? ‘Więc to kobieta’, pomyślał Serge. Na horyzoncie wyostrzyło się zachodzące nad morzem słońce. ‘Skąd zna moje imię?’...
- Jak to nie wiesz kim oni byli? A zresztą... Hej, Serge! Może lepiej trzymajmy się razem póki co? Ten cały Karsh raczej nie da ci spokoju, no i prawdę mówiąc, nie znam za dobrze tych wysp... trochę samotnie mi się tak podróżuje, hehehe. Więc co ty na to Serge? Może to przeznaczenie zdecydowało o tym, że się tu spotykaliśmy?
Serge spróbował skupić się na kształtach nieznajomej, jednak jej sylwetka ciągle pozostawała niewyraźna, jakby ukryta za gęstą mgłą. Niebieskie oczy patrzyły w jego stronę. „Kim jesteś”, chciał zapytać, jednak słowa nie wychodziły mu z gardła. Czuł, jak serce bije mu szybciej, jak kręci mu się w głowie. Mógł jednak tylko stać i patrzeć w te niebieskie oczy. Piękne, niebieskie oczy...

Uczucie bezsilności powoli ustępowało, malało z każdym uderzeniem fali i każdym szumem morza. Gdy zmysły zaczęły powracać do normy, Serge poruszył dłońmi, wyczuwając piasek pod palcami. Leniwie wsparł się na dłoniach i podniósł do klęczek, otrzepując twarz z piasku. Powoli wstał, czując, że czuje się coraz lepiej.
Świeciło słońce, a niebo było prawie bezchmurne. ’Plaża Opassa?’, zapytał retorycznie w myślach, patrząc na charakterystyczne, wielobarwne rośliny, nie rosnące nigdzie indziej na świecie. Wśród rosnących dalej od morza drzew znikała ścieżka do wioski Arni, jego domu. Odwrócił się w stronę morza. Średniego wzrostu dziewczyna o blond włosach, ubrana w czerwony strój stała tam, wpatrując się w wyspę na horyzoncie. Serge czuł, że jego serce bije szybciej, chociaż nie potrafił zrozumieć czemu.
- Piękna plaża – powiedziała Tifa, odwracając się w jego stronę. Serge zachwiał się na nogach i chwycił się za głowę lewą ręką. Czerwony strój zniknął, ustępując miejsca czarnemu bezrękawnikowi i czarnym, krótkim spodenkom. Włosy, które jeszcze przed chwilą zdawały się być blond, teraz były kruczoczarne, długie do łopatek.
- Coś nie tak? Źle wyglądasz – powiedziała brunetka, patrząc na chłopaka.
Serge wyprostował się i odetchnął głęboko. Czuł się niepewnie, zupełnie zbity z tropu tą dziwną halucynacją. Plaża Opassa, ta nieznajoma kobieta, z którą za chwilę miał walczyć, no i... było jeszcze coś. ‘Ta dziewczyna ze snu... kim ona mogła być...’. Schylił się i podniósł swoją broń, zaciskając na niej mocno prawą dłoń.
- To już koniec – uśmiechnęła się brunetka – Jeszcze kilka chwil i będzie po wszystkim...
Serge jeszcze raz głęboko odetchnął, spoglądając na znajomą plażę i jasnobłękitne morze. Odpowiedział po chwili, głosem pełnym determinacji. Kimkolwiek była dziewczyna ze snu, będzie musiała poczekać.
- Tak – odrzekła Tifa. Wyjęła z kieszeni spodni parę czarnych, skórzanych rękawiczek i założyła je na dłonie. – Miejmy to już za sobą.
Serge podszedł bliżej plaży, a czarnowłosa ustąpiła mu miejsca, czekając na jego atak w gotowości. Oboje nie spuszczali z siebie wzroku. Serge zdawał sobie sprawę z tego, że ta kobieta musi być silna, nie miała jednak ochoty robić pierwszego ruchu. Razem z przeciwniczką zatrzymali się w końcu, stojąc równolegle od linii morza. Chłopak złapał broń oburącz, kierując większe z jej ostrzy do dołu przy prawej nodze. Czując na sobie baczne spojrzenie przeciwniczki, ruszył do przodu po mokrym piasku. Tifa uskoczyła, kiedy tylko Serge zaatakował od dołu, kierując wertykalne cięcie w kierunku jej podbródka. Nie miała jednak zamiaru oddawać mu inicjatywy. Uchyliła się na bok, kiedy drugi cios od dołu wyprowadzony z wymachu drugiej ręki, nieomal nie rozciął jej brzucha i klatki piersiowej. W wyuczonym do perfekcji skręcie ciała skontrowała atak wysokim kopnięciem z półobrotu, jednak noga chybiła celu, który zdążył odskoczyć do tyłu.
- Nieźle – uśmiechnęła się Tifa i nie czekając dłużej, skoczyła przed siebie. Zaatakowała nisko, starając się zbić przeciwnika z tropu, posyłając kopniak w kolano. W następnej chwili musiała ratować się przewrotem w tył, kiedy jej cios po raz drugi minął się z celem. Widząc Tifę na kolanach, Serge opuścił na chwilę gardę, posyłając pchnięcie w kierunku torsu dziewczyny. Ta wstała raptownie, unikając ciosu, chwyciła za rękojeść Mastermune lewą ręką, prawą pięścią uderzając Serge’a w brzuch. Niebieskowłosy pochylił się w spazmie bólu i nim zdążył zareagować, Tifa posłała go w tył prawym podbródkowym.
- Mam nadzieję, że to nie wszystko – uśmiechnęła się brunetka, patrząc na Serge’a, który upadł ciężko na piasek, wypuszczając broń z ręki – Wstawaj, to dopiero rozgrzewka!
Serge podniósł się szybko, łapiąc rękojeść Mastermune, lewą ręką rozmasowując podbródek, uśmiechając się lekko. Znowu Tifa zaatakowała pierwsza, szybko skracając dystans. Zamarkowała kolejne wysokie kopnięcie z półobrotu, kucając, celując w nogi ofiary. Chociaż cios nie trafił, Serge nie miał ani chwili, by zyskać inicjatywę w walce. Brunetka wstała, prawie trafiając chłopaka kolejnym ciosem podbródkowym, zaatakowała z boku, naprzemiennie uderzając wysoko i nisko, utrzymując bliski dystans i nie pozwalając wyprowadzić zamachu. Serge uniknął kolejnych dwóch ciosów, zasłonił się jednym z ostrzy, kiedy przeciwniczka wyprowadzała kopnięcie w brzuch z boku, za późno zdając sobie sprawę z tego, że to kolejna pułapka. Z niezwykłą zwinnością, Tifa obniżyła pułap w trakcie wykonywania kopnięcia, trafiając prosto w rzepkę kolanową niebieskowłosego. Kolejne ciosy nie mogły już nie trafić – jeszcze jeden kopniak w kolano, dwie ciosy w brzuch, sierpowy, podbródkowy i potężny kopniak w sam splot słoneczny. Wszystkie wykonane w wyuczonym do perfekcji rytmie, efekcie wieloletniego treningu i doświadczenia. Serge zatoczył się, trzymając broń przed sobą, czując jak krew spływa z puchnącego łuku brwiowego, a brzuch boli tak, że zebrało mu się na wymioty. Kopnięcie z pełnego półobrotu, którego z taką łatwością uniknął jeszcze kilkanaście sekudn temu, dosięgło go bezbłędnie, zanim zdążył zareagować. Uderzony w bok czaszki, Serge padł na ziemię, turlając się po mokrym piasku.
- To by było na tyle – uśmiechnęła się Tifa, patrząc jak jej przeciwnik leży na piasku, twarzą do ziemi, ewidentnie nieprzytomny.

Ogarnęła go ta znajoma, niepokojąca, nienaturalna błogość. Cisza i ciemność sparaliżowały jego zmysły, po raz kolejny pozwalając mu tonąć w nieskończoności, między śmiercią, a życiem. ‘A może to właśnie jest śmierć?’, fragment świadomości Serge’a zadał pytanie, jednak on sam, nie potrafił odpowiedzieć. Po chwili, która trwać mogła tysiące lat, Serge po raz kolejny dostrzegł światło i stabilizującą się dookoła rzeczywistość. Nie wiedział, czy to sen, czy prawda, w tej chwili nie miało to dla niego żadnego różnicy.
- Pali się! Nasz dom się pali!
Krzyknął głos, początkowo niewyraźny, jakby słyszany spod wody, po chwili jednak nabierający wyrazu. Dookoła panowała noc, jednak na horyzoncie formowała się świetlista smuga.
- Lucca... moi przyjaciele... oni... oni...
Dziewczęcy głos załamał się na chwilę. Jej niewyraźna sylwetka spoglądała w stronę dużego domu kilkaset metrów dalej, który właśnie stał w płomieniach. Serge chciał podejść bliżej, aby spojrzeć w jej twarz, jednak dziewczynka go ubiegła.
- Dlaczego... dlaczego to się stało?! – załzawione niebieskie oczy spojrzały na niego z przerażeniem. Tylko one pozostawały wyraźne na skrytej w ciemnościach twarzy. Serce Serge’a zabiło mocniej. Chociaż teraz dużo młodsza, to była ta sama dziewczyna, dziewczyna z jego snów.
- Ty... chcesz odejść? Chcesz mnie tu zostawić? – łzy po raz kolejny napłynęły do jej oczu. Chociaż nie potrafił tego zobaczyć, Serge’owi wydawało się, że jej usta drżą w strachu i bezsilności – Znowu zostanę sama? Wszyscy, których kiedykolwiek kochałam odeszli...
- Nie zostawię cię – odpowiedział Serge, po chwili otwierając oczy w zdziwieniu. Nie miał pojęcia dlaczego to powiedział, słowa zdawały się mimowolnie wypłynąć z jego ust. Serce biło coraz szybciej, a Serge zaczął oddychać nerwowo, nie rozumiejąc nic z tego co się dzieje.
- Naprawdę? Naprawdę mnie nie zostawisz? Twój policzek... to łza?
Serge dotknął swojego prawego policzka, zdając sobie nagle sprawę z tego, że płacze. Łzy płynęły po jego policzkach, a on patrzył w niebieskie oczy, pełne nadziei, strachu i niepewności. Kontury małej dziewczynki wyostrzyły się lekko, nadając jej ludzkiego kształtu. Jej włosy, koloru jasnego blondu związane były w ciasny warkocz.
- Dziękuję.. dziękuję, że mnie uratowałeś... czy ja.... czy ja zobaczę cię jeszcze kiedyś?
Serge chciał odpowiedzieć, kiedy nagły ból głowy sprawił, że chłopak zacisnął zęby. Ból pulsujący, sprawiający wrażenie, jakby czaszka miała za chwilę eksplodować. Płonący dom w tle zaczął się rozmazywać, tak samo jak gwiazdy na niebie i kontury dziewczynki.
- Co? Gdzie... gdzie poszedłeś? NIE! WRÓĆ DO MNIE!! Nie zostawiaj mnie... proszę, nie zostawiaj mnie samej...
Załzawione niebieskie oczy były ostatnią rzeczą, jaką zobaczył, a przerażający, nienaturalnie zniekształcony głos pełen paniki był ostatnim dźwiękiem, jaki usłyszał. Serge chciał krzyknąć, chciał odpowiedzieć, lecz czuł jak słowa klinują się w zaciśniętym gardle, jak serce przyspiesza coraz bardziej, jak nerwowy oddech doprowadza go do hiperwentylacji. Krótkie obrazy, jakby dawno wymazane, zapomniane wspomnienia, powróciły nagle w jednej chwili, bombardując go, zadając coraz większy ból z każdą sekundą. Krzyknął z całych sił, dając upust swojemu bólowi. Dopiero wtedy znowu usłyszał głos.
- Myślę, że najwyższy czas powiedzieć „na razie, kolego!”.
Serge zamknął oczy. Twarz blondynki o pięknych, niebieskich oczach zwizualizowała się przed nim, ostra i prawdziwa jak nigdy dotąd.
- Ale... znajdę cię... kiedyś, gdzieś, jestem pewna!
Jej głos był wyraźny, czysty i melodyjny. Serce, bijące dotąd z ogromną prędkością, zamarło w pół rytmu, oddech się zatrzymał, a kolejna łza popłynęła z oczu niebieskowłosego.
- Bez względu na czas, bez względu na to w jakim świecie będziesz żył, znajdę cię!
Serge uśmiechnął się, czując jak ból głowy ustępują. Nagle wszystko stało się jasne, wszystko stało się oczywiste. Wszystko wróciło, było w nim tak, jakby nigdy go nie opuściło. To było jego marzenie.
- Jestem pewna.... jestem pewna, że cię znajdę.

- Hmm... – Tifa obróciła się w stronę nieprzytomnego przeciwnika, który właśnie poruszył nogą – Jeszcze się trzymasz? Nie sądziłam, że podniesiesz się po tym ciosie.
Po chwili podniósł się powoli do pozycji siedzącej, lewą ręką strzepując piasek, który przykleił się do spoconej skóry i skrzepniętej krwi na prawym policzku.
- Walczyłeś godnie, ale już po wszystkim – powiedziała spokojnie Tifa – Walka skończona, teraz nie będziesz nawet w stanie unieść swojej broni.
Serge zdziwił się jaki spokój go nagle ogarnął. Wydawało mu się, że jeszcze kilka sekund temu zwijał się w spazmach bólu, krzycząc i krztusząc się własnymi słowami. Teraz jego oddech był unormowany, zmęczenie i ból zniknęły, ustępując przed jedną myślą, przed odkryciem, którego dokonał w samym sobie. Czyste, błękitne niebo kojarzyło mu się tylko z jednym. Uśmiechnął się wstając i chwytając broń. Tifa zmarszczyła czoło i odwróciła się do niego, stojąc dziesięć metrów dalej.
- Chyba cię nie doceniłam – brunetka zacisnęła pięści i szybkim krokiem zaczęła zmniejszać dystans. Serge chwycił broń oburącz, w spokoju patrząc na zbliżającą się przeciwniczkę. Zamarkowała cios w nogą, aby uderzyć pięścią w brzuch, potem nagle kucnęła, aby zaatakować kolano. Serge uchylił się na bok, odskoczył, unikając kopnięcia i wyprowadził szybkie cięcie z góry. Tifa odskoczyła do tyłu, jednak ostrze pozostawiło długą ranę na jej lewym policzku. Brunetka zacisnęła zęby. Skoczyła przed siebie, wyprowadzając jeszcze dwa uderzenia pięściami i jeszcze jedno niskie kopnięcie, które Serge płynnie uniknął. Tifa skoczyła do góry, w morderczym obrocie wyprowadzając cios nogą, który mogłoby rozbić czaszkę przeciwnika niczym kokos. Ten jednak zatrzymał się na rękojeści Mastermune, chwyconego oburącz nad głową. Serge nie czekał na kolejny atak. Wykorzystując wybicie Tify z równowagi, zadał horyzontalne cięcie. Brunetka zdążyła tylko zasłonić się ręką, kiedy większe z ostrzy zaświszczało w powietrzu. Jęknęła, gdy wbiło się głęboko w kości przedramienia, po czym padła na ziemię, czując ogromny ból w prawej ręce, patrząc jak Serge stoi przed nią, pewnie ściskając swoją broń w prawej dłoni.
- To jeszcze nie koniec! – krzyknęła, wstając szybko i ruszając na niego, mierząc cios lewą pięścią. Ostrza Mastermune zdały się błysnąć nagle, kiedy Serge pochylił się do przodu i skoczył do przodu z wielką prędkością, zadając jedno, proste cięcie. Zatrzymał się tuż za plecami przeciwniczki, która stała jeszcze przez moment, po czym padła na ziemię. Piasek w okolicach jej brzucha zaczął szybko nasiąkać krwią.
Serge odetchnął głęboko jeszcze raz i odwrócił się w stronę morza.
- Znajdę cię – powiedział cicho – Choćbym miał przeszukać świat wzdłuż i wszerz. Kiedyś, gdzieś.... jestem pewien.