Autor Wątek: Walka IV: Jin VS Zidane  (Przeczytany 1295 razy)

Offline Yuzuriha

  • Dead Shadow
  • SemiRedaktor
  • *********
  • Wiadomości: 1742
  • Let's go together ... in to the darkness
    • Zobacz profil
    • http://www.deadshadow666.deviantart.com/
Walka IV: Jin VS Zidane
« dnia: Czerwca 10, 2007, 04:52:00 pm »
Świst wiatru rozległ się po okolicy, podburzając kołyszące się języki żywych płomieni. Dym pochłonął już większość placu  przed niegdyś pięknym dojo, które w tej chwili trawił ogień. Po chwili rozległ się gruchot spadających desek, podtrzymujących dach budynku, kilka zielonych dachówek roztrzaskało się o brukowaną kostkę, którą wyłożony był plac. Ogień trawił wszystko nie pozwalając żadnemu, nawet najmniejszemu stworzeniu na ucieczkę. Powietrze delikatnie falowało od nagromadzonego gorącego powietrza, zniekształcając dwie sylwetki postaci, mierzące się z daleka. Jedną z nich był wysoki mężczyzna, ubrany tylko w czarne spodnie, na których widniał czerwony płomień, jak gdyby ten żywioł należał tylko do niego. Miał czarne włosy zaczesane do tyłu, a jego rysy twarzy świadczyły o pochodzeniu z kraju kwitnącej wiśni. Jego przedramiona zdobiły czerwone ochraniacze, a jego jedyną bronią była własna siła fizyczna. Po drugiej stronie znajdował się osobnik nieco niższy od swego wroga. Jeżeli miał by szansę stanąć koło swego rywala sięgał by mu zaledwie do pasa. Na głowie falowała mu delikatnie blond czupryna, spięta z tyłu w kucyk błękitną wstążką. Bystre niebieskie oczy wpatrywały się w osobnika po drugiej stronie, szukając zapewne jego słabych punktów. W dłoniach dzierżył dwa sztylety pochylając się lekko do przodu, szykując się tym samym do ataku. Japończyk stanął w lekkim rozkroku wyciągając przed siebie ramiona z zaciśniętymi w pięść dłońmi, czekając na pierwszy ruch przeciwnika. Zidane nie zastanawiał się długo i nie czekając na zaproszenie rzucił się pędem w stronę przeciwnika. Był naprawdę szybki, Jin nawet nie zdążył zauważyć kiedy chłopak znalazł się przy nim, z zamiarem wbicia mu ostrza sztyletu w nie osłonięty brzuch. W ostatniej chwili zdążył odsunąć się na tyle, że ostrze pozostawiło na skórze tylko delikatne przecięcie. Zidane widząc chwilową dezorientację japończyka,  zaatakował ponownie drugą ręką, trafił jednak na blok. Ogoniasty odskoczył kawałek w tył i gdy tylko dotknął ziemi odbił się od niej mierząc w przeciwnika. Widząc nadlatującego wroga, japończyk odsunął się na bok, pozwalając by sztylet przeszył powietrze w miejscu, w którym przed chwilą się znajdował. Zanim złodziejaszek zdołał wylądować koło niego, Jin kopnął go w bok, posyłając Zidane daleko w głąb placu. Ogoniasty przetoczył się kilka metrów zaskoczony takim obrotem wydarzeń. Jak kot, zwinnie przekręcił się w locie na nogi i szurając po ziemi zatrzymał się. Podpierając się jedną ręką spróbował się podnieść. Czuł, że jego małe ciałko przenika palący ból. Wziął kilka głębszych oddechów i pozbierał się stając znów w pozycji bojowej. Powietrze stawało się coraz cięższe od nagromadzonego żaru, języki płomieni tańczyły wesoło wokół placu, pochłaniając coraz więcej i więcej ograniczając możliwość ucieczki. Reszta zwalonego dachu trzymała się na ostatniej drewnianej podporze, walcząc z trawiącym ją ogniem. Zidane skoczył do przeciwnika ponownie atakując, japończyk wiedział już co ma robić. Świst przecinanego powietrza rozległ się ponownie. Zidane nie dawał za wygraną i wciąż napierając na swojego przeciwnika atakował raz po raz, trafiając tylko na powietrze. Kiedy kolejny cios zakończył się nie udaną próbą, wkurzony Zidane właśnie miał się obrócić by zadać kolejne cięcie, jednak poczuł jakiś dziwny opór. Jin złapał go za ogon i rzucił zaskoczonego chłopaka w jeden ze stojących jeszcze drewnianych filarów. Kocia zwinność pozwoliła Zidane na błyskawiczne odwrócenie się w trakcie lotu i odbicie się od filara. Teraz miał szansę, odbijając się wymierzył w Jina, jego cios dosięgnął prawego ramienia wroga, pozostawiając głęboką ranę. Kociak zatrzymał się za nim z uśmiechem na twarzy najwyraźniej zadowolony z efektu, ocierając kropelki potu spływające mu po czole. Otaczające ich falujące powietrze dawało we znaki nie tylko jemu, ale również Jinowi. Po klatce piersiowej i plecach japończyka również spływały kropelki potu rozbijające się na ziemi. Jin stał łapiąc ciężko powietrze w płuca, czuł już lekkie zmęczenie ciągłymi unikami, które potęgował panujący dookoła żar. W tym czasie Zidane korzystając z okazji skoczył do przeciwnika i wyskakując tuż przed nim w powietrze zadał cios z góry. Brunet widząc szansę na kontrę, uderzył odsłoniętego Zidane w brzuch pięścią, podbijając go lekko w powietrze. Następnie kopnął go z kolana i zanim ten zdążył wylądować na ziemi, japończyk przyklęknął i wyprowadził prostą pięść wysyłając chłopaka daleko w tył. Ciało blondyna poleciało bezwładnie uderzając głucho o ziemię. Złodziejaszek próbował się podnieść jednak bezskutecznie. Podparł się ręką, czując, że z ust płynie mu stróżka krwi. Splunął odruchowo i przecierając twarz spojrzał na przeciwnika. Po chwili na jego twarzy wymalowało się zaskoczenie. W osłupieniu patrzał na niewzruszonego Jina, stojącego nie opodal z wystającym z klatki piersiowej sztyletem. Japończyk stał w otaczającej go zewsząd ciemności, dziwnie przygarbiony niczym zwierz gotowy do ataku. Po chwili jednym wolnym ruchem ręki wyciągnął sztylet, odrzucając go na bok. Aura nienawistnej czerwieni otoczyła ciało japończyka, rana na jego klatce piersiowej zniknęła, a zamiast niej na torsie mężczyzny i czole pokazały sie czarne wzory. Po Jinie przechodziły drobne, czerwone wyładowania. Nagle skulił się jeszcze bardziej, w tym momencie dało się słyszeć dziwne dźwięki, przypominające łamanie kości. Zszokowany Zidane chciał się wycofać, ale szarpiący ból żeber skutecznie uniemożliwił mu ucieczkę, z resztą do kąt miał by uciec, płomienie otaczały ich ze wsząd. W tej chwili było już za późno, Jin stał ze spuszczoną głową w dół. Rozpostarte czarne skrzydła na tle płomieni wyglądały niczym pazury jakiegoś stworzenia z nocnego koszmaru. Demon oddychał głęboko podnosząc powoli wzrok. Jego nienawistne spojrzenie zatrzymało się na blondynie. Po chwili demon wyszczerzył kły w upiornym uśmiechu i wydając z siebie złowieszczy pomruk, wzbił się w powietrze, rozdmuchując iskry i resztki spalonych desek. Gdy znalazł się jakieś dziesięć metrów nad ziemią, zawisł w powietrzu spoglądając z góry na swojego przeciwnika. Kamień na jego czole zalśnił czerwonym światłem, nagle zebrała się w nim energia i w ułamku sekundy z kamienia wystrzelił czerwony promień niszcząc wszystko co stanęło na jego drodze. Zidane nie miał żadnych szans by uciec, spoglądając na demona zagłady czekał na nie nieuniknione. Nagle w całym pobliskim lesie zrobiło się oślepiająco jasno, z daleka dało się słyszeć ogromny huk i tak jak wszystko się zaczęło, tak samo szybko ucichło. Panującą w nieskończoność ciszę przerwał naglę złowieszczy, obłąkańczy śmiech zwycięstwa.
« Ostatnia zmiana: Czerwca 10, 2007, 04:53:02 pm wysłana przez Tantalus »