Autor Wątek: Walka II: Ansem VS Serge  (Przeczytany 1852 razy)

Offline Solidus

  • This is no Zaku boy... NO ZAKU!
  • SuperMod
  • **********
  • Wiadomości: 2723
    • Zobacz profil
Walka II: Ansem VS Serge
« dnia: Czerwca 04, 2007, 03:20:06 pm »
Świat nie zawsze wyglądał tak jak teraz, dzieci...Kiedyś ten ląd był cały zielony. Góry wznosiły się ponad błękitne niebo, codziennie budziła mnie pieśń ptaków za oknem...Do dziś pamiętam jak chodziłem z moimi przyjaciółmi nad morze puszczać kaczki i bawić się. Wszystko było piękne dopóki nie zjawił się on. Pewnego pojawił się  znikąd w Terminie. Razem z nim przybyły ciemne istoty znane wam dzisiaj jako Heartless. Pokonał całą armię stacjonującą w mieście w zaledwie 2 dni. Jego oddziały zdawały mnożyć się z każdą sekundą. Mężczyzna ten jest znany wam dzisiaj jako Ansem. On sam był wspaniałym wojownikiem. Własnoręcznie zabił Generała Vipera i połowę jego straży. Tak przynajmniej głoszą plotki. To, co wam dzisiaj jednak opowiem nie jest plotką. Sam byłem świadkiem tej okrutnej rzezi. Rzezi, w której zginął mój najdroższy przyjaciel. Byłem wtedy żołnierzem w armii Terminy.
Jednostki wroga szybko zajęły wszystkie ziemie. Wszystkie oprócz wioski Arni. Zdawało się jakby robili to specjalnie, aby otoczyć tą wioskę. Wywabić pewną osobę i zabić ją.
- Nadchodzą ! - krzyczał łysy generał - Pamiętajcie ! To jest nasza ostatnia linia obrony ! 24-ty pluton ciężkiej kawalerii poniósł klęskę ! Wszystko zależy od nas ! Albo wygramy tą bitwę, albo cały świat czeka potępienie ! Pokażmy wrogowi, że nie powinien był zadzierać z nami !
Generałowi odpowiedział potężny okrzyk bojowy kilkudziesięciotysięcznej armii. To była tylko garstka tego, co kiedyś ta armia stanowiła. Z oddali można było słyszeć odgłosy nadciągających czarnych bestii.
- Artyleria ! ...OGNIA ! - wrzasnął generał. 40 dział huknęło niemalże w jednej chwili. Kule poszybowały prosto w pierwsze linie wroga niszcząc je totalnie. Poszarpane kawałki Heartless'ów szybko rozpłynęły się.
- Łucznicy ! Ognia ! - ponownie krzyknął generał. Tysiące strzał poszybowały prosto w przeciwników. To było za mało. Wróg dalej naciągał.
- Przygotować tarcze ! - wydał rozkaz wąsaty kapitan. Armia Heartless'ów uderzyła w tarcze jak rozpędzony byk w mur. Część cienistych potworów dosłownie zapadła się pod ziemię aby wyjść za plecami przeciwnika. Ściana tarcz szybko padła. W błyskawicznie dotarli do samej wioski. Nie było już strony wroga i strony przyjaciół. Rozpoczął się kompletny chaos. Nagle z jednego z domów wyskoczył młody chłopak. Dzierżył dziwną broń. Na obu końcach metalowego kija znajdowały się ostrza. Był świetnym wojownikiem. Nawet 10 Heartless'ów na raz nie dało sobie z nim rady.
- Brawo...- chłopak usłyszał za sobą głos - Twoje umiejętności są bardzo imponujące. - chłopak odwrócił się i zobaczył za sobą ciemnoskórego mężczyznę - Ty musisz być...Serge, prawda ? - zapytał się.
- Czego chcesz ? Jestem zajęty ! - odpowiedział mu.
- Hahaha ! Pozwól, że się przedstawię. Jestem Ansem. Dowódca tej pięknej armii. - oczy młodego chłopaka otworzyły się szeroko.
- Ty bestio ! - krzyknął Serge i rzucił się na mężczyznę. Ansem bezproblemowo zablokował atak wielkim kluczem i kopnął Serge'a w klatkę piersiową odsyłając go w tył.
- Gdybyś tylko pojawił się wcześniej ta cała masakra nie musiała by mieć miejsca. - powiedział mężczyzna.
- O czym ty mówisz ? - odparł chłopak.
- Moim zadaniem jest zgładzenie ciebie. To była moja jedyna misja. Chciałem cię wywabić z wioski i zabić sam-na-sam. Miałem nadzieję, że jak zacznę zabijać twoich przyjaciół to wkońcu się ujawnisz. Żaden nie chciał łatwo się poddać. Szczególnie taka jedna dziewczyna z niewyparzonym językiem. Z jej śmierci miałem największą radość. Ale wystarczy tej gadaniny. Broń się ! - krzyknął Ansem i rzucił się na Serge'a, który nie potrafił otrząsnąć się z szoku po tym, co właśnie usłyszał. Oprzytomniał w ostatniej chwili, kiedy wystrzeliło jedno z dział. Cudem udało mu się uniknąć ataku. Po policzkach chłopaka zaczęły spływać łzy. Nie wiem czy były to łzy smutku czy może gniewu. Wiem, że po chwili Serge wydał głośny ryk i uniósł się w powietrze. Wyglądało to jakby anioł unosił go i dał mu zastrzyk nadludzkiej siły. W jego dłoni zmaterializowała się wielka wiązka białej energii wyglądająca jak strzała. Chłopak cisnał ją z całej siły we wroga. Okolicą targnęła eksplozja. Mi udało się ukryć w piwnicy domu, z którego obserwowałem walkę. Kiedy spojrzałem ponownie na pole walki Ansem stał nienaruszony. U jego stóp leżała sterta Heartless'ów, która jak zawsze rozpłynęła się w nicość. Serge natomiast klęczał na ziemi dysząc.
- Widzisz, chłopcze. Ja nie mam przyjaciół. Nie targają mną żadne sprzeczne emocje. - to mówiąc koło Ansema zaczęły ponownie materializować się czarne kreatury. Szybko ruszyły na przeciwnika. Serge na szczęście miał w sobie jeszcze sporo siły i zgładził wszystkie potwory.
- Hm...interesujące...Po tak silnym ataku masz w sobie jeszcze tyle siły. - Ansem nie krył swojego zaskoczenia. Postanowił osobiście sprawdzić jego zapasy energii. Zaatakował klęczącego Serge'a. Temu udało sie odskoczyć przed wielkim kluczem przeciwnika. Sam postanowił zaatakować jego lewy bok. Szybka garda zablokowała jednak atak. Postanowił więc szybko zaatakować prawy bok. Bezskutecznie. Ansem zaatakował go od góry. Serge także zablokował atak. Walka była spektakularna. Dwóch wspaniałych wojowników walczy z wyrównanymi siłami. Żaden nie wyglądał na silniejszego ani na słabszego. Każdy atak spotykał się z obroną. Aż żal ściskał za serce wiedząc, że jeden z nich będzie musiał zginąć.
- Jesteś wspaniałym wojownikiem. Myliłem się co do ciebie. - powiedział Ansem wykonując kolejny blok - Może jednak...zechcesz się przyłączyć do mojej armii ? -
- Zabiłeś moich przyjaciół, urządziłeś rzeź w mojej wiosce, zniszczyłeś tyle istnień... - mówił Serge atakując wroga - A teraz chcesz...żebym się do ciebie...przyłączył ? Po moim trupie ! - krzyknął wykonując kolejny atak. Tym razem celny. Na klatce piersiowej Ansema pojawiła się czerwona linia, z której powoli ciekła krew. Atak jednak był za słaby żeby wyrządzić przeciwnikowi większą krzywdę.
- Szkoda... - powiedział Ansem nie zwracając większej uwagi na ranę. Ansem ponownie zaatakował Serge'a. Chłopak jak zwykle zablokował atak, jednak zdarzyło się coś nieoczekiwanego. Jego broń pękła na wpół. Ponoć niezniszczalna broń znajdowała się teraz w dwóch częściach. Ansem zaatakował ponownie. Serge próbował się obronić, ale przeciwnik z łatwością wytrącił obie połowy broni z jego rąk. Serge upadł na ziemię. W drugiej dłoni Ansema zaczęło materializować się ostrze. Jego przeciwnik zdołał się jeszcze podnieść. Spojrzał na swojego przeciwnika po czym czarne ostrze przebiło jego klatkę piersiową. Ansem celował prosto w serce. Po chwili ciało chłopaka przestało się ruszać. Jego ręce i głowa swobodnie opadły. Bitwa się skończyła. Jednostki Ansema kończyły się rozprawiać z naszą armią. Przegraliśmy bitwę, ja jako jeden z niewielu przeżyłem tą masakrę. Pamiętam też słowa Ansema. Kiedy odwrócił się w moją stronę myślałem, że to mój koniec.
- Żyj. - powiedział - Żyj i opowiedz tą historię swoim dzieciom i wnukom. Niech wiedzą jak ich świat się zmienił. - to mówiąc odszedł. Wojna dobiegła końca. Serge był jednym z moich najlepszych przyjaciół. Arni była moim domem. Teraz pozostały po nim ruiny. Ludzie, którzy przeżyli zaczęli tworzyć ruch oporu. Ansem opuścił ten ląd pozostawiając za sobą jedynie czarne potwory. Teraz udało się nam stworzyć armię silniejszą niż tą sprzed czterdziestu lat. Dzisiaj idziecie na wojnę, prawda ? Kiedy będziecie mijać Arni zwróćcie uwagę na dwa ostrza wbite w ziemię tam pochowałem mojego przyjaciela.
« Ostatnia zmiana: Lipca 11, 2007, 07:00:16 pm wysłana przez Tantalus »
One little, two little, three little furries
Four little, five little, six little furries
Seven little, eight little, nine little furries
Ten little furry fags.
KILL EM!
Ten little, nine little, eight little furries
Seven little, six little, five little furries
Four little, three little, two little furries
One little furry fag.
ANYONE WANT TO DO THE HONORS?

Offline Ignatius Fireblade

  • Berserker
  • ***
  • Wiadomości: 214
  • Ten, który bywa
    • Zobacz profil
Odp: Walka II: Ansem vs Serge
« Odpowiedź #1 dnia: Czerwca 04, 2007, 09:01:32 pm »
Dwa cienie stały na olbrzymich ramionach skalanego krzyża, oddzieleni pniem drzewa, wielkim jak świat. Niewyraźne postaci, zamazane przez czas i boską wolę, wpatrywały się w siebie, rozsiewając aurę nienawiści na filarze świata. Nie było tam bieli, czy czerni. Była jedynie szarość umiarkowanego cienia.
Bez słowa niczym wiatr i góra, ruszyli na siebie. W ich dłoniach pojawiła się energia. Błyszczące wstęgi mocy znaczyły kamienne ramię, wzbijając w powietrze skalne odłamki. Gałęzie drzewa poruszyły się, liście zafalowały, zupełnie jakby obawiały się tego, co zaraz nastąpi.
Jarząca się energia oplatała ciała mężczyzn, unosząc ich w powietrze. Wyglądali niczym Aniołowie Śmierci, przymierzający się do walki o pierwszeństwo.
Ruszyli na siebie. Magia rozwinęła sploty, kształtując się na wzór skrzydeł. Ansem wykonał zgrabny unik, przechodząc poniżej wyprowadzonego przez Serge’a cięcia cienistym mieczem. W jego dłoni zmaterializowała się nabijana ćwiekami pałka. Uderzył od dołu, trafiając przeciwnika pod pachę.
Serge krzyknął, opadając na kamienną powierzchnię. Energia zaczęła naprawiać połamane kości i zerwane więzadła. Ansem rzucił się na chwilowo bezbronnego przeciwnika, biorąc zamach znad głowy. Chciał zmiażdżyć czaszkę Serge’a, zakończyć błyskawicznie walkę. Jednak ten się zorientował, uskakując w bok.
Serge obił się od krawędzi, wywołując lawinę małych kamyczków, spadającą w nicość. Sięgnął głębiej w siebie, budząc zapas magii, przemieniając zdrową rękę w olbrzymi miecz. Ciął z prawej, zbijając gardę Ansema. Stal wgryzła się w jego bok, spryskując skałę fontanną szarości. Wojownik zatoczył się, padając.
- Mam cię – syknął Serge.
Ruszył w stronę rannego, ciągnąc ostrze za sobą, żłobiąc rowek w kamieniu.
Ansem nic nie powiedział. Uśmiechnął się i wtopił w podłoże. Zaskoczony Serge stanął w miejscu. Starał się zobaczyć, gdzie uciekł jego przeciwnik. Nie zajęło mu to dużo czasu. Ranny na powrót zmaterializował się przy podstawie Drzewa. W miejscu jego dłoni pojawiły się dwa haki.
Serge ponownie przywołał magię, używając jej do przyspieszenia ruchów. Zerwał się do biegu, obserwując, jak jego przeciwnik zaczyna wspinać się po Drzewie. Spojrzał wyżej i już wiedział, gdzie zmierza Ansem. Kilkaset metrów nad nimi widniała sporych rozmiarów wyrwa w korze.
Mężczyzna rzucił się do przodu, otwierając portal. Moc, jaką zostali obdarzeni, będąc na filarze Świata, była niemal nieograniczona. Byli równi bogom, mogli sami spełnić marzenia. I to nie jedno, a wszystkie. Ci, którzy rzucili w to miejsce dwóch wojowników, najwyraźniej niezbyt się nad tym zastanawiał.
Chociaż, z drugiej strony… Czuł przymus. Musiał walczyć z Ansemem, ponieważ tak chciał jego pan. A może nie? Prawdę mówiąc, Serge czuł nadzieję, że po zabiciu rywala, jego moc wzrośnie. Z niemal nieograniczonej, stanie się Absolutna. Ten drugi nie był tylko wrogiem. On był kimś, kto nakładał ograniczenia, a jako taki, musiał zginąć.
Właściwie, to nie miał pojęcia, jak wpadł na pomysł wykorzystania teleportu. Po prostu skoczył do przodu, a moc zrobiła to za niego. Serge poruszał się w żółwim tempie, patrząc, jak całe otoczenie nabiera prędkości. Zupełnie, jakby ktoś przewijał scenografię w teatrze, a on stał, zadumany.
Nagle światło zgasło, a on znalazł się w Mroku. Strach otoczył go szczelną ścianą. Słyszał, jak gdzieś przy nim skrobią pazury, jak za nim coś gulgocze. Nad uchem Serge’a rozległ się odgłos rozrywanego mięsa i poczuł dwie, mokre kropelki, spływające po policzku.
Poprzez ciemność najpierw przebił się pojedynczy promyk światła. Dopiero po chwili jasność eksplodowała, oślepiając mężczyznę. Chwilę walczył z powidokiem, wypalonym na powiekach, aż zaczął ponownie widzieć.
Znajdował się wewnątrz długiego, wydrążonego w drewnie, tunelu. Jednak się udało. Trafił tam, gdzie chciał.
Właśnie w tej chwili dostrzegł głowę Ansema, wyłaniającą się spod krawędzi. Serge nie namyślał się długo. Rzucił się do przodu, kształtując z magii żelazną pałkę. Cios, prowadzony po łuku w dół, uderzył w głowę przeciwnika, miażdżąc czaszkę. Ansem zmienił się w szarą masę, spadając w dół. Jednak on nie umarł. Niemal boska moc podtrzymywała go przy życiu.
Serge skoczył w ślad za wrogiem. Ponownie korzystając z mocy. Uderzył w masę, przyciskając do siebie. Skoncentrował się, otwierając kolejny portal. Wleciał w niego razem z Ansemem, kierując wprost w czerń.
Uderzenie wytłoczyło powietrze z jego płuc. Rozejrzał się, wyczuwając, że Ansem zniknął. To nie była czerń. Otaczała go zieloność. Szeleszczące na wietrze liście. Patrzył na nie, podświadomie czując, że każdy to zupełnie inny, osobny świat. Z własnymi problemami, bohaterami i bóstwami. Jednak on był tym jedynym, tym nad wszystkimi. Rozpierała go moc. Mógł wyciągnąć dłoń i zmiażdżyć liść, a wraz z nim miliardy istnień. Gdyby tylko zechciał, cała gałąź zajęłaby się ogniem.
Poczuł mrowienie w karku i rzucił się na gałąź. Uderzenie przemknęło nad nim, trafiając w pień. Ansem wrócił do formy i chciał przejąć moc należną jemu!
Serge przewrócił się na plecy i odbił, stając na nogach. Gdy zobaczył to, czym stał się Ansem, poczuł mdłości. Przeciwnik wciąż był pokryty szarą mocą, jednak teraz wyglądała ona niczym całun. Z rozbitej głowy wyrastały macki, oślizgłe, wijące się jak robaki. Ze starego Ansema pozostał jedynie kształt, bo jego na pewno tam nie było.
Serge zebrał w sobie całą moc i wytworzył ogromnych rozmiarów bąbel energetyczny. Samo jego utrzymanie było niesamowicie męczące, a by wykonać to, co zaplanował, potrzebował jeszcze więcej mocy.
Coś, będącego Ansemem wyczuło jego zamiary i ruszyło do ataku. Macki połączyły się w jedno, wytwarzając szary pocisk. Uderzył w bąbel Serge’a, prawie wpychając go mężczyźnie w dłonie.
Nagle ten poczuł coś obok siebie. Żywa magia stanęła przy wojowniku, wspierając go w walce z dziwnym stworem. Serge przez chwilę nawet widział w nim zarys byłego przeciwnika. Jednak to nie było ważne. Czuł przypływ mocy i tylko to się liczyło.
Pchnął bąbel przed siebie, używając nowych zasobów. Pokonywał opór potwora, w końcu zamykając go wewnątrz i pchając za gałąź.
Serge przytrzymywał więźnia w powietrzu, napawając się zwycięstwem. Otworzył ostatni portal, pchając tam potwora. Tym razem wiedział, gdzie on trafi. Chciał zamknąć go na wieczność w ciemności, skazanego na przebywanie ze stworami własnego pokroju, które rozrywałyby szare ciało kawałek po kawałku, spijając marne resztki mocy, jakie mu pozostawił.
Mężczyzna długo patrzył za pokonanym, zamykając portal kawałek po kawałku, maksymalnie przedłużając tortury.
Nagle zaczął słabnąć, tracąc nową siłę. Spojrzał za siebie. Widmo wciąż tam było. Duch Ansema patrzył na niego, stojąc bez ruchu.
Serge przekrzywił głowę, koncentrując się na gałęzi pod stopami istoty. Drzewo poruszyło się, wyrzucając Ansema w powietrze. Mężczyzna po raz ostatni sięgnął po magię. Stworzył młot i skoczył w powietrze, biorąc szeroki zamach. Uderzył, zbijając ducha w przestrzeń, rozciągającą się poniżej. Ansem leciał bez ruchu, mijając pień, skalne ramiona i słup, wspierający światy.
Był zwycięzcą, miał boską moc. Stał się nieśmiertelny.
I wtedy zaczął się rozwiewać, zabierany z tego miejsca przez kogoś jeszcze poteżniejszego.
Gdy rozum śpi, budzą się upiory.
Goya