Pojedyncze promyki słońca przedzierały się przez gęste korony drzew, zakrywających las niczym wielki, zielony dach. Było ciepło, parnie, a wokół brzmiał świergot ptaków. Las tętnił życie, zdawało się, że każdy jego metr kwadratowy, wypełniały setki gatunków roślin i owadów, składających się na ten zróżnicowany ekosystem. Ciężki, czerwony płaszcz spadł nagle na porośnięty mchem pień, skrywając w cieniu kilka wielobarwnych żuków.
- Nie wytrzymam... – Dante usiadł na pniu, ścierając pot z czoła. Białe bandaże pokrywały jego klatkę piersiową, jednak to nie rany cielesne dawały mu się teraz we znaki. Przywykł do znajdowania się w różnych miejscach, przywykł też do upału. Ta dżungla jednak zdawała się rozgrzewać go od środka, zupełnie obezwładniając i wyciskając siły z każdą kroplą potu. Leniwym ruchem wyjął swoje dwa pistolety z płaszcza i wsunął je za pas spodni. Szeroki miecz leżał obok, z ostrzem wbitym w ziemię. Wiedział, że musi być gotowy.
Yuffie przeskoczyła przez wielki głaz, który wynurzył się zza krzaka i, nie tracąc tępa, podbiegła do drzewa, stając przy nim plecami. Przebiegła już jakiś kilometr, ciągle szukając przeciwnika, lecz jak dotąd, nie spotkała tu żadnego człowieka. Nie traciła jednak dobrego samopoczucia – kochała las, bo las dawał jej setki możliwych kryjówek, zasadzek i punktów obserwacyjnych. Wychowała się w lesie i, chociaż w tym szczególnym jeszcze nigdy nie była, czuła się w nim bezpiecznie. To było jej miejsce.
’Koniec odpoczynku’ pomyślała i wysunęła się zza drzewa, przeskakując między krzakami, starając się biec po mchu i unikać leżących na ziemi gałęzi. Nikt lepiej od niej, nie potrafił się skradać w lesie. Pewnie gdyby nie ten upał, Yuffie przyszykowałaby zasadzkę i czekała w ukryciu. Jednak piekący żar dawał się we znaki i wyciskał pot z jej drobnego ciała. Dziewczyna marzyła o tym, żeby skończyć to wszystko szybko i wziąć długi, zimny prysznic.
Yuffie zatrzymała się przy kolejnym drzewie, nasłuchując przez chwilę, czekając na choćby jeden dźwięk, świadczący o czyjejś obecności. Czując się bezpiecznie, skoczyła za siebie i z niezwykłą zwinnością zaczęła wdrapywać się na drzewo, niemal ignorując prawo powszechnego ciążenia. Mocno złapała grubą gałąź, stęknęła cicho i podciągnęła się, kucając na kiwającym się lekko drzewie. Stała na wysokości ok. 20 metrów, lecz w zasięgu wzroku, nie było nikogo. Nie czekając dłużej, skoczyła przed siebie.
Las był bardzo gęsty. Nawet nie ze względu na drzewa, lecz krzaki, porosty, zwalone pnie, zwisające liany i wszelką inną niezidentyfikowaną florę, która momentami tworzyła coś na wzór zielonej ściany. Dante torował sobie drogę, tnąc roślinność mieczem, niczym maczetą. Wyszedł w końcu na kawałek otwartej przestrzeni. Glebę pokrywały tu paprocie sięgające mu do pasa. Szedł dalej przed siebie, rozglądając się dookoła, wypatrując przeciwnika. Chciał mieć to jak najszybciej za sobą, jednak póki co, musiał walczyć jedynie z własnym zmęczeniem.
Yuffie przeskoczyła na kolejną gałąź, przebiegła po niej kawałek, po czym odbiła się w kierunku kolejnego drzewa. Przeleciała kilka metrów i z rozmachu wbiła nóż w jego pień, zatrzymując się na moment, aby od razu rozpocząć wspinaczkę. Złapała się gałęzi jedną ręką, rozglądając się po gęstym lesie. Uśmiechnęła się i podciągnęła do gałęzi, kucając i przysuwając się do pnia. Mężczyzna o białych włosach i z mieczem dłoni, szedł przez gąszcz paproci, rozglądając się wokół. Dziewczyna przez chwilę rozejrzała się dookoła. Drzewa dookoła były blisko siebie, a gałęzie gęste i w dużej ilości. Wiedziała jak to wykorzystać.
Dante zatrzymał się nagle w pół kroku. Wydawało się, że w pobliżu nie ma nikogo, jednak on czuł, że ktoś go obserwuje. Stał nieruchomo, powoli wodząc wzrokiem po zaroślach, starając się dostrzec wroga. W porę usłyszał cichy świst za swoimi plecami.
Chmara shurikenów nadleciało nagle po wysokiej paraboli, spadając na niego, niczym metaliczny deszcz. Dante odwrócił się błyskawicznie, a jego miecz przez chwilę zmienił się w srebrzystą smugę. Kilka razy szczęknął metal i posypały się iskry, kiedy stalowe gwiazdy odbijały się od klingi. Dante opuścił miecz i lewą ręką sięgnął do swojego prawego barku, wyrywając z niego jeden z pocisków, których nie udało mu się odbić. Ciągle jednak obserwował, starając się dostrzec, skąd nadszedł atak i, co ważniejsze, skąd nadejdzie następny. Wydawało mu się, że las stał się nagle cichszy, a upał mniej nieznośny. Czekał na kolejny ruch przeciwnika. Odwrócił się nagle, po raz drugi słysząc świst za swoimi plecami. Kolejne shurikeny nadleciały z wysoka, znowu mierząc w plecy wojownika. ‘A więc jest na drzewie’ pomyślał. Odbił dwa pociski z szerokiego wymachu i zakręcił młyńca, strącając kolejne trzy. Słysząc kolejny szum, odwrócił się odruchowo. Wielki shuriken nadleciał z wysoka i, bucząc głośno, nadciągał w jego kierunku z potworną prędkością na pułapie jednego metra. Dante uderzył mocno, posyłając broń na bok, wytrącając ją z trajektorii. Shuriken przeleciał kilkanaście metrów, wbijając się w drzewo. Dante padł na kolana. Dwie gwiazdki tkwiły mu w łydce prawej nogi, trzy kolejne wbiły się w plecy, kiedy próbował odbić wielki shuriken. Sięgnął lewą ręką i wyciągnął zimną stal ze swojego ciała. Odetchnął głęboko i wbił miecz w ziemię. Wiedział co go teraz czeka. Zamknął oczy, stojąc nieruchomo. Odczekał chwilę, po raz kolejny pozwalając się zaatakować. Kiedy tylko pierwszy, odległy szum mknących w jego kierunku pocisków doszedł do jego uszu, Dante odwrócił się, sięgając za pas i wyciągając dwa pistolety. Zaczął strzelać. Kolejna, jeszcze większa chmura shurikenów wbiła się w jego pierś, ramiona i nogi, jednak on dalej strzelał – nie w kierunku gwiazdek, lecz drzewa, z którego musiały nadlecieć pociski. Strzały godziły w drewno, przebijając je na wylot, tnąc gałęzie i dziurawiąc liście. Gdy usłyszał, że opróżnił oba magazynki, uśmiechnął się. Coś spadło w krzaki, tuż obok drzewa.
Yuffie spróbowała się podnieść, ale nie mogła. Widziała, jak co najmniej 10 shurikenów wbija się w ciało tego mężczyzny, była pewna, że co najmniej jeden trafił w serce. Nie mógł tego przeżyć, a jednak... do tego udało mu się ją postrzelić na ślepo. Jeden z pocisków trafił ją w udo, straciła równowagę i spadła, uderzając plecami o ziemię. Czuła, że złamała żebro, a do tego noga odmówiła posłuszeństwa.
- Hmm? Dziewczynka? – zdziwił się Dante, podchodząc do niej powoli. W dłoni trzymał miecz. Yuffie spróbowała odczołgać się do tyłu, jednak nie oddaliło jej to od przeciwnika. Krew spływała po jego ciele, a kilkanaście stalowych shurikenów tkwiło głęboko w jego nogach, rękach, brzuchu i piersi. On jednak zdawał się nie zwracać na to uwagi.
- Czym ty jesteś? – wycharczała Yuffie. Szybko sięgnęła do pasa po kolejny pocisk, jednak Dante był szybszy. Błyskawicznym ruchem wbił miecz w serce dziewczyny, przygważdżając ją do gleby. Po kilku chwilach osunęła się na nim, padając martwa.
- Jestem zwycięzcą – odpowiedział Dante, uśmiechając się.