Słońce świeciło wysoko nad Alexandrią, lekkie powiewy wiatru wolno przesuwały chmury po nieboskłonie. Tony mew krążyło nad pobliskim wybrzeżem, bombardując co chwilę morze podczas polowania na ryby. W mieście ludzie spacerowali po uliczkach robiąc zakupy i rozmawiając z sklepikarzami, dzieci biegały jak szalone po ulicach, przeszkadzając co chwilę spóźnialskim. Jednym z nich był Zidane, blondyn o niebieskich oczach, ubrany w codzienny ubiór, pomimo tego, że był królem Alexandrii. Do jego boku, przyczepiona została pochwa, w której spoczywał złodziejski sztylet. Z tyłka wystawał mu średniej wielkości ogon, podobny do lwiego, który w trakcie biegu wił się jak wąż zaklęty przez fakira. Zidane skręcił w kolejną uliczkę, biegł tak szybko, że nie zwracał uwagi na obok idących ludzi, czy biegających smarkaczy.
- Cholera jasna, zabije mnie. - wysapał sam do siebie ciągle biegnąc. - Ruby mnie zabije, jeśli nie zdążę dostarczyć jej tej paczki. Nawet cholera nie wiem co niosę, ale co tam, Garnet prosiła by zanieść, to lecę, bo znów wywali mnie z królewskiej sypialni – w myślach powiedział złodziejaszek.
Skręcił w kolejny zaułek, przyspieszając kroku, przebiegł paręnaście metrów i dobiegł do drzwi teatru Ruby, poruszył klamką, jednak drzwi były zamknięte.
- Niech ją szlag trafi! Gdzie znowu polazła. - Zidane spojrzał na kartkę, która była przyklejona do drzwi. - „Poszłam do sklepu, będę za jakąś godzinkę – Ruby”.
- Aaaargh! Jak ja jej nie cierpię! - Blondyn kopnął pobliski kamyk, który poleciał wprost w stojącego nieopodal młodzieńca.
- Panuj nad nerwami, w przeciwnym wypadku może Cię pochłonąć mrok. - rzekł krótko, nie ruszając się z miejsca. - Choć i tak, w tym momencie Twoje serce napełnia się gniewem.
- Że co? O czym ty chrzanisz dziwaku? Hehehe, nie ma co, ubiór to ty masz pierwszej klasy, hehe. Obcisła żółciutka koszulka i fioletowe gatki, całkiem, całkiem, haha. - Rozbawiony Zidane położył paczkę pod drzwiami, przeczuwając, że srebrnowłosy może się wkurzyć i rzucić na niego.
- Widzę, że do śmiechu Ci blondasku, albo powinienem powiedzieć panie Tribal ....
- Hoho, widzę, że moja sława dotarła do ... er.... tam, skąd pochodzisz.
- Zamknij się, w końcu. - Riku odsunął się od ściany i wziął w dłoń swój oręż. Był nim ogromny klucz, o barwach mroku, który jakby wprowadził ponurą atmosferę w zaułku.
- Łoho, fajny klucz, ciekawe do czego on jest.
- Zobaczysz .....
W tym momencie Riku rzucił się na Zidane'a wyprowadzając poziomy zamach kluczem zmierzający w jego brzuch, blondyn jednak był bardzo zwinny i kocim ruchem odskoczył w bok jednocześnie wyciągając sztylety. Chwile potem wyskoczył do swojego przeciwnika. Niczym puma atakująca niedźwiedzia, zwinnym ruchem ciął w głowę, kosmyk srebrnych włosów upadł na kamienie. To tylko rozsierdziło Riku, który zaczął wykonywać szybsze ruchy kluczem, który świstał co chwilę obok uników blondyna. Zidane został zepchnięty do defensywy, z którą sobie bardzo dobrze radził, jego zwinność pozwoliła mu na uniknięcie wszystkich ciosów i wyprowadzanie ogromnie groźnych kontr. Jedna z nich skończyła się dość poważną raną na ciele srebrnowłosego, sztylet miękko przeszedł przez ubiór i przeciął klatkę piersiową, strugi krwi trysnęły na ulicę, a Riku lekko się zatoczył.
- Kheh, niezły jesteś, już wiem czemu Twoi poprzedni przeciwnicy nie mieli łatwej przeprawy... jednak ja nie jestem tacy jak oni, pokonam Cię, obojętnie jakimi kosztami. - Riku wstał i podniósł klucz, lekko chwiejnym ruchem zaczął iść w kierunku blondyna. Jednak w tej samej chwili, z obu stron ulicy wybiegli rycerze Alexandrii.
- Panie Tribal ! Niech pan się odsunie, zajmiemy się nim !
- Zidane ! Znów wplątałeś się w jakąś bójkę – podszedł i poklepał go po ramieniu rycerz.
- Konserwo, ile razy Ci mówiłem, zajmij się złodziejami w zamku, a nie śledź mnie.
- Uważaj ! - ryknął jeden z rycerzy i własnym ciałem zasłonił Zidane'a przed ciosem Riku.
Młodzian szybko rzucił Cure i z ogromną werwą zaatakował kłócącą się dwójkę, Steiner zablokował cios i odepchnął swoich ciałem Riku. Zidane przeskoczył nad rycerzem i zaatakował przeciwnika, szybkie ciosy, popełniane były z ogromną gracją, której nie powstydzili by się najlepsi tancerze baletu. Szybkie cięcia połączone z atakiem pozostałych rycerzy, skutecznie zepchnęły Riku do głębokiej defensywy. Przez pewien czas radził sobie świetnie, jednak jeden z ciosów dosięgnął jego łydki i chłopak upadł za ziemię. Szybko doskoczyli do niego rycerze i czekali na rozkaz generała.
- Skuć go ! I zaprowadzić do zamku, później zamknąć go w celi, królowa zdecyduje co z nim zrobimy. - zawołał Steiner
- TAK JEST, SIR!
Rycerze skuli Riku, postawili i zaprowadzili do zamku. Zidane pobiegł po paczkę i sprawdził czy jest w całości. Po chwili podszedł do niego Steiner.
- Dzięki konserwo, nawet przydała się Twoja pomoc.
- Mówiłem Ci tyle razy ....nie jestem ...
- Jesteś, lubię Cię tak nazywać ... ah i nie zapominaj, że jestem Twoim przełożonym, więc mam prośbę, w sumie rozkaz, hehe.- zaśmiał się lekko Zidane – wezwij paru swoich ludzi i posprzątaj tu zanim wróci Ruby, a .. daj jej jeszcze tę paczkę.
- Eh... zrozumiano, panie Tribal... A, Zidane ... Garnet mnie przysłała, jest nieźle wkurzona, że znów Cię nie ma na zamku ..
- Kurde, już lecę. Miłego dnia Steiner. - rzucił blondyn i szybko pobiegł do zamku.
[...]
- Zidane ?! Gdzieś Ty był? Znów pewno piłeś z Blankiem w pobliskim barze !
- Garnet, dobrze wiesz, że ja nie ..
- Cicho bądź, dziś śpisz w pokoju dla służby.
- Jak zwykle – powiedział sam do siebie Zidane i wyszedł z pokoju.