Autor Wątek: Walka XLIII: Nightmare VS Sora  (Przeczytany 1243 razy)

Offline Ignatius Fireblade

  • Berserker
  • ***
  • Wiadomości: 214
  • Ten, który bywa
    • Zobacz profil
Walka XLIII: Nightmare VS Sora
« dnia: Maja 07, 2007, 06:54:56 pm »
Wulkan drżał, gotując się do wybuchu niczym zirytowany choleryk. Kamyczki toczyły się po zboczach razem z głazami, a wystrzeliwany w powietrze dym odcinał niebezpieczną górę od świata. Równiny i wzniesienia zostały pozbawione śladów życia już dawno, jakby zwierzęta wyczuły zagrożenie i zadecydowały o przyspieszonej eksmisji. Rośliny zaczęły usychać parę dni wcześniej, zamieniając zielone równiny w brązowe kurhany, gdzie pogrzebano smętne resztki natury.
Dwa płomienie opadły na przeciwległe stoki, wiercąc leje w drżącej skale. Nikt nie mógł tego zobaczyć, choć taka demonstracja mocy mogłaby sparaliżować każdego. Nawet dwójka mężczyzn, stojąca pośrodku parujących lejów w strumieniu siły, pozwalającej na pokonanie grawitacji, była chwilowo oszołomiona.
Odłamki skalne unosiły się wokół rosłego mężczyzny o długich blond włosach i ogromnym mieczu z groźnie łypiącym okiem na rękojeści. Poruszył się, bacznie rozglądając dookoła. Spojrzał na zniekształconą rękę, wyglądającą jakby zdecydowała się zamienić z nieco inną, trochę bardziej demoniczną.
Mężczyzna wyszedł z leja, rozczesując włosy. Zmrużył oczy, węsząc w powietrzu.
- Potrzebuję więcej dusz – wysyczał, wyczuwając po drugiej stronie potencjalnego dawcę.
Chłopak, dzierżący broń o wyjątkowej mocy zniszczenia. Nightmare oblizał wargi, wyobrażając sobie wyjątkową ucztę.
Wulkan eksplodował, wyrzucając z siebie grad skał i płonących kul magmy. Lawa tryskała z wyrw i pęknięć, zalewając niemal całą górę. Pył jeszcze nie zaczął opadać, widoczność nie pogorszyła.
Mężczyzna wyczuł, jak cel po drugiej stronie zaczyna wspinać się pod górę. Chłopak wiedział o istnieniu przeciwnika i szukał najkrótszej drogi do niego.
Nightmare rozejrzał się po stoku, wytyczając w myślach bezpieczną ścieżkę. Parzące potoki płynnej skały żłobiły własne koryta, paląc wszystko na co napomknęły. Blondyn poprawił chwyt demonicznej dłoni na rękojeści miecza i zaczął wbiegać pod górę.
Wyrzucane w powietrze kule ognia opadały wokół niego, spękana ziemia uwalniała spod siebie strumienie gorącej pary, mogącej w parę sekund zagotować krew w żyłach. Góra wydawała się wyjątkowo przeciwna mężczyźnie. Musiał on co chwilę uskakiwać przed coraz bardziej nasilonymi atakami. W pewnej chwili rozgrzana do białości skałka musnęła jego szyję. Ból był spory, jednak Nightmare nawet się nie skrzywił. Miał cel i go osiągnie.
Żarząca się błękitnym kolorem aura Sory wspinała się coraz wyżej, utrzymując narzucane przez mężczyznę tempo.
- Szybki sukinkot – warknął blondyn, unikając kolejnej kuli ognia. – Chcę duszy – wysyczał, nieco innym głosem.
Wtedy dostrzegł szczyt, wciąż plujący ogniem. Przyspieszył, starając się przebić wzrokiem dym.
Sora był szybszy. Gdy Nightmare wspiął się na pierścień stałego lądu, wiszący nad kominem wulkanu, on już na niego czekał. Uśmiechnął się, widząc zaskoczenie przeciwnika, po czym pomachał do niego ręką.
Blondyn wziął krótki rozbieg i wybił się w powietrze, nie zważając na palący skwar. Sora zrobił to samo i zderzyli się w powietrzu. Chłopak wyprowadził cięcie znad głowy, na które Nightmare odpowiedział od dołu. Keyblade napotkał przeciwnika i zareagował na to fontanną iskier, lecących na spotkanie magmy.
Wtedy czas stanął w miejscu, zatrzymując wszystko, prócz dwóch postaci, wymieniających ciosy i parady. Nightmare atakował z wściekłą zaciekłością, chcąc wytrącić przeciwnikowi broń. Natomiast ten działał bardziej finezyjnie, starając się wyczuć braki w obronie, słabe punkty.
Stali w powietrzu, zupełnie jakby ktoś zawiesił grawitację na kołku, zaraz obok czasu.
- Oddaj mi dusze – wysyczał blondyn, uderzając płasko z prawej, przełamując obronę chłopaka i raniąc płytko.
- Spadaj – odpowiedział Sora, z trudem łapiąc powietrze.
Wtedy czas ruszył do tyłu. Odłamki skalne z powrotem wlatywały do krateru, a dwaj walczący razem z nimi. Poziom lawy wciąż był wysoki.
Nightmare i Sora stali na chybotliwej skale, wymieniając ciosy. Chłopak był coraz bardziej wyczerpany. Nie rozumiał dlaczego nie mógł użyć mocy… Choć wszystko wskazywało na to, że jego przeciwnik również cierpi na tę bolączkę.
Nagle blondyn zaryczał niczym ranne zwierze i uderzył potężną bronią w skałę, roztrzaskując ją na kawałki.
Sora stracił równowagę, wypuścił broń z ręki, lecąc na spotkanie wrzącej lawy.
Nightmare odbił się od skały, nabierając większej prędkości, goniąc przeciwnika.
- DUSZA! – ryknął, biorąc zamach.
Chłopak poczuł, że uderza o niewidzialną barierę, oddzielającą go od wrzącej skały. Nagle dostrzegł zbliżające się niebezpieczeństwo i rozszerzył z przerażenia oczy. Nie miał czasu na jakąkolwiek obronę. Miecz wbił się w jego gardło, natychmiast spijając błękitną aurę.
Nightmare przestał odczuwać gorąco. Zaniósł się śmiechem, siadając na dziwnej barierze i patrząc na ostrze wspaniałego miecza.
« Ostatnia zmiana: Maja 13, 2007, 04:28:48 am wysłana przez Tantalus »
Gdy rozum śpi, budzą się upiory.
Goya