Battle Square było jak zwykle pełne widzów, którzy przybyli obejrzeć kolejny pojedynek Turnieju Tytanów. Jednak Cloud nie czuł się najlepiej. Stał oparty o ścianę, udając, że słucha emocjonującej relacji Yuffie z jej pojedynku z Mogiem. Jego wzrok był wpatrzony w jeden z monitorów, na którym była aktualnie wyświetlona grupa C. Był na ostatnim miejscu z zerowym dorobkiem punktowym. Nie wygrał żadnej ze swych dwóch walk, więc teoretycznie nie ma szans na dalszy awans i tym samym, nigdy jej nie odzyska.
- ...wygrałabym z łatwością – ciągnęła dalej Yuffie -, ale nagle ten misio-pisio zmienił się w jakiegoś potwora. Dobrze, że organizatorzy zdołali mnie poskładać, bo bym musiała... – spojrzała srogim wzrokiem na swego rozmówcę – Czy ty w ogóle mnie słuchasz?
- Po co ja tu przyszedłem – odpowiedział Cloud – I tak potrzebuję cudu, by się dostać dalej.
- Nie przesadzaj – spojrzała na monitor – wystarczy, że wygrasz, a ja przegram, a wtedy tylko musisz liczyć ... na ... – mina ninjy zrzedła, gdy ujrzał bilans punktowy Clouda -8 – może masz rację, trzeba cudu, w końcu ja tak łatwo się nie dam pokonać.
- Więc na nic ja tu potrzebny. Idę do domu.
- Cloud proszę nie odchodź teraz. Jeśli wygrasz, to będę miała pewne wejście do dalszej rundy
- I co mi z tego
- Słuchaj. Przepraszam, że nie powiedziałam ci o czarnej materii i że użyłam ją w taki sposób walcząc z tobą. Jeśli wygram cały turniej, to spróbuję nakłonić tych bogów, żeby wskrzesili Aeris.
- Cloud Strife proszony jest o wejście na arenę – odezwał się spiker w megafonach
- Błagam
- No dobra. Mogę spróbować wygrać, chociaż tą jedną walkę.
- Dzięki Cloud. Wynagrodzę ci to jakoś.
Cloud zaczął iść po schodach, prowadzących na arenę. Na ich szczycie pchnął metalowe drzwi, za którymi buchnęło w niego zimne powietrze, po czym pewnym krokiem przeszedł przez otwarte przejście.
Gdy był po drugiej stronie, drzwi za nim się nagle zatrzasnęły. Miejsce, z którego wyszedł, nie wyglądało jak jakieś wesołe miasteczko, ale jak zwykły dom. Znajdował się w wiosce, osadzonej na zboczu góry. Padał śnieg, a w powietrzu można było usłyszeć pracujące machiny, które syczały od czasu do czasu, puszczając obłok pary. Idąc po ulicą nagle usłyszał za rogiem czyjś ryk, albo raczej ryk jakieś bestii. Instynktownie przywarł do ściany nasłuchując.
- Mog walczyć. Umaro pomóc.
- Ile razy mam ci powtarzać kupo, że muszę walczyć sam. Jeśli będziesz mi pomagał, to mnie zdyskwalifikują z turnieju kupo.
- Mog szef Umaro. Umaro chronić szefa. Umaro walczyć.
- Słuchaj kupo. Poradzę sobie sam. Koleś, z którym walczę kupo przegrał wszystkie swoje walki, więc nie powinienem mieć z nim jakiś problemów kupo. Zresztą, czego można się spodziewać po gościu, która nazywa siebie „Chmura” kupo?
- Szef walczyć z Chmura?
- Tak naprawdę to się nazywa-
- Umaro pokonać Chmura!!! – postać zaczęła się oddalać
- ...Ech. Tak to jest kupo, jak się spędza całe swe życie w odosobnieniu na szczecie łańcucha górskiego kupo. Teraz, kiedy się ten Cloud pokaże kupo.
Cloud wyłonił się zza roku, stając naprzeciw swego przeciwnika, którym okazał się moogle.
- Ja jestem Cloud.
Najwyraźniej spodziewał się kogoś innego, sądząc po jego wyrazie twarzy.
- Ty jesteś Cloud kupo? Cóż, jestem Mog kupo. Chcę, żebyś wiedział, że to nic personalnego kupo – Mog wyjął swoją broń, którą była włócznia długości wprost proporcjonalnej do jego wzrostu.
Cloud także zdjął z pleców swój długi miecz, przy którym broń Moga można by uznać za wykałaczkę. Na widok wielgaśnego oręża przeciwnika, moogle wyraźnie się przestraszył.
- Ku-ku-po. Mówiłem, że jestem Mog ku-ku-ku-po? K-kłamałem. Naprawdę jestem kupo Megu kupo. Jestem bratem Moga kupo. To ja kupo, ten no kupo... idę mu powiedzieć że już jesteś – Po tych słowach, futrzak uciekł w kierunku szczytu.
- Hej! Wracaj – krzyknął Cloud, po czym rzucił się za uciekinierem.
Jak na takie małe stworzenie, szybko potrafi biegać. Blondyn od razu stracił go z oczu, jednak na szczęście, futrzak pozostawił ślady na świeżo usypanym śniegu. Trop doprowadził go do starej kopalni na tyłach wioski. Wewnątrz panował głównie półmrok. Zawieszone na suficie lampy dawały słabe światło, ale to zawsze coś, niż przemierzanie labiryntu korytarzy w całkowitej ciemności. Niestety utwardzone podłoże nie zostawiło żadnych śladów, jednak fortuna jest najwyraźniej dzisiaj po stronie ex-Soldiera. W całej jaskini można było usłyszeć „kupo” odbijające się echem od ścian. Idąc tym nowym tropem, Cloud odnalazł komnatę wypełnioną licznymi mooglami. Wszystkie były zgromadzone wokół kogoś, mówiącego do nich po „mooglowemu”. Mężczyzna wykonał krok w ich kierunku, po czym wszystkie naraz odwróciły się w jego kierunku. Wszystkie futrzaki przez dłuższą chwilę w ciszy gapiły się na niego.
- Kupo – Krzyknął ktoś z tyłu, po czym wszystkie moogle wyciągnęły swój oręż. Kilkadziesiąt par małych łapek trzymała miecze, katany, sztylety i inne rodzaje broni, które mogłyby być uznane bardziej za zabawki, niż groźną broń. Ale Cloud nie chciał sprawdzać ich ostrości na własnej skórze. Choć miał zdecydowanie większą broń, nie zdołałby pokonać wszystkich naraz.
- KUPOOOOOO – krzyknął moogle, trzymający włócznię, po czym wszystkie stworzenia rzuciły się na blondyna, który natychmiast rzucił się do ucieczki. Nie uciekał jednak długo. Wśród krętych tuneli, ukrył się w pierwszym bocznym przejściu. Gromada moogli instynktownie brnęła naprzód, zaś za całym peletonem biegł powoli Mog.
- Avanti, avanti kupo. A jak go dorwiecie, to przynieście mi jego miecz kupo. Nad kominkiem sobie powieszę kupopopopopopopopo po po ...po?
Ucichł, gdy usłyszał za sobą Clouda, nerwowo tupającego stopą. Jednak zamiast uciekać zaczął skakać, wykonując piruety w rytm słyszanej tylko przez siebie muzyki. W końcu wykonał ostatni krok, po czym ziemia pod mężczyzną zaczęła się zapadać. W ostatniej chwili Cloud zdołał się chwycić krawędzi. Zanim zdołał się podciągnąć na twardy grunt, Mog zdołał uciec. Blondyn pobiegł w kierunku, gdzie wcześniej było zebranie moogli, a następnie kolejnym tunelem znajdującym się za komnatą. Przejście doprowadziło go na zewnątrz.
Drogę ponownie wskazały odbite w śniegu stopy Moga, prowadzące w głąb, utworzonego przez liczne głazy, labiryntu. Idąc tym tropem, ex-Soldier ponownie natrafił na swego przeciwnika.
- Jak tak bardzo chcesz mnie unikać, to mógłbyś chociaż zacierać ślady.
- Mógłbym nic nie zostawić, gdyby nie ta pogoda kupo. Lot w takim wietrze, to dla moogla samobójstwo kupo – odpowiedział gniewnie Mog, na co Cloud chwycił swoją broń – Dlaczego tak bardzo chcesz mnie zabić kupo?
- Jak powiedziałeś na początku „To nic personalnego”. Po prostu jesteś moim przeciwnikiem – blondyn uniósł swój miecz, by zadać pierwszy i ostatni cios, gdy nagle ze szczytu coś głośno ryknęło.
- RAAAAAAAAAAAAA. Giń Chmura.
- Co to było?
- Hehe, pomocnik kupo – Mog gwizdnął tak głośno, że sam gwizd mógłby spowodować lawinę, ale sprowadził coś innego. Ze szczytu zbiegł stwór cały porośnięty białym futrem.
- Szef wzywać Umaro. Umaro zawiódł. Umaro próbować pokonać Chmura, ale Chmura wyślizgiwać się z uścisku Umaro.
- Próbowałeś pokonać co kupo? Zresztą nieważne. Umaro masz teraz pokonać jego kupo – wskazał na Clouda
- Ale szef mówił, że przeciwnikiem jest...
- Mała zmiana planów kupo. Pokonał go, a szef przyniesie tyle pyszności, ile zapragniesz kupo.
- Szef przyniesie. Umaro słuchać. Umaro walczyć!!! – yeti rzucił się na Clouda, jednak jego cel zdołał szybko odskoczyć do tyłu pod skałę.
- Zdajesz sobie sprawę, że ingerencja osób trzecich jest zabronione w turnieju.
- Jeśli chodzi o ratowanie własnego dupska kupo, to wszystkie chwyty dozwolone kupo.
Umaro ponownie wyskoczył z pazurami na blondyna, trafiając w skałę nad turlającym się na bok celem. Cloud szybko skontrował poziomym cięciem na wysokości głowy przeciwnika, jednak człowiek śniegu uchylił się, pozwalając ostrzu trafić w skałę. Miecz utknął w kamieniu, a yeti już gotował się chwycić swój cel. Nie mając czasu na zabawę w króla Artura, Cloud uniknął kolejnego ataku, po czym wyciągnął prawą rękę w kierunku przeciwnika. Na ramieniu zabłysła zielona kulka, po czym z otwartej dłoni wystrzelił płonący pocisk. Umaro rzucił się na śnieg, jednak czar zdołał lekko musnąć ogon bestii, z którego zaczęła wydobywać się cienka strużka czarnego dymu.
- FAJA, FAJA – Umaro biegał po okolicy, trzymając się za poparzone miejsce, po czym zeskoczył w dół góry.
- Jak cię tak bardzo boli to wskocz do śniegu kupo. Ten pajac to beze mnie chyba kiedyś zginie kupo.
W międzyczasie, Cloud zdołał uwolnić swój miecz ze skały. Widząc to, Mog ponownie zaczął robić piruety, na co ex-Soldier schował się za skałą. Jednak robiąc trzeci obrót, moogle potknął się lądując twarzą w śniegu, po czym szybko wstał i zaczął biec na szczyt. Mężczyzna widząc uciekającego przeciwnika, rzucił się w pościg.
Tym razem nie stracił swój cel z oczu. Gonitwa nie trwała długo i w końcu obydwaj weszli na szczyt, z którego można by przyjemnie oglądać całe Narshe, gdyby nie silny i zimny wiatr. Mog znajdował się w pułapce. Z jednej strony przepaść, a z drugiej jego kat gotowy pozbawić go życia dla jednej wygranej w turnieju.
- Jakieś ostatnie życzenie pluszaku?
- Tak kupo. Proszę puść mnie wolno i nie wyrywaj mi mojego pompona kupo.
- Nie martw się. Twój pompon pozostanie na twej martwej głowie.
- Kupo? Dobra. Weź mój pompon, tylko puść mnie wolno.
Cloud uniósł swój miecz, by ostatecznie pozbawić życie skulonemu przed nim ze strachu Mogowi.
- Nie rób tego – mężczyzna zatrzymał ostrze milimetr przed głową moogla,, gdy nagle usłyszał żeński głos, który następnie zmienił się w nieznośny pisk.
- Co się ze mną dzieje? – piszczenie nasilało się. Cloud padł na kolana trzymając się za głowę, ale rozsadzający skroń odgłos nie milknął. Na szczęście po dłuższej chwili ustał. Blond powoli podniósł głowę, rozglądając się po okolicy.
- Ja żyję kupo? – odparł zdezorientowany Mog – Co ci się stało kupo?
- Sephiroth – odpowiedział Cloud po chwili ciszy.
- Kupo?
Ex-Soldier wstał, po czym podniósł swój miecz, na co moogle ponownie skulił się ze strachu. Ale Cloud nie chciał już zabijać, tylko założył swój oręż na plecy i bez słowa odwrócił się w kierunku zejścia z góry. Nagle w jego kierunku coś biegło.
- SPARTAAAA – to był Umaro, pędzący na pomoc swemu szefowi. Jednak Cloud tylko osunął się na bok, przepuszczając pędzącą na Moga, z którym yeti zderzył się, spadając razem w dół przepaści. Na ich szczęście obydwaj wylądowali na półce skalnej.
- Uwaaaa
- Zejdź ze mnie kupo. Ważysz z tonę kupo.
- Umaro Sprite, Szef Pragnienie
- Zamknij się kupo.