Autor Wątek: Walka XXXVI: Squall VS Seifer  (Przeczytany 1495 razy)

Offline Yuzuriha

  • Dead Shadow
  • SemiRedaktor
  • *********
  • Wiadomości: 1742
  • Let's go together ... in to the darkness
    • Zobacz profil
    • http://www.deadshadow666.deviantart.com/
Walka XXXVI: Squall VS Seifer
« dnia: Kwietnia 08, 2007, 08:47:15 pm »
Wyschnięta i spękana równina, którą odwiedza tylko wiatr unosząc kurz w powietrze. W tej chwili wisiały nad nią posępne, ciemne chmury ukazujące co jakiś czas blady, okrągły księżyc, jedynego widza rozgrywającej się tu walki dwóch młodych wojowników. Grobową ciszę przerwał zgrzyt uderzenia metalu o metal. W oddali było widać pojawiające się co jakiś czas krótkie przebłyski i strumienie złotych iskier, które po chwili znikały w odmętach panującej wszem i wobec ciemności. W tej chwili nic nie mogło przerwać pojedynku dwóch mistrzów Gunblade. Dwa cienie jak demony biegły w tej chwili na siebie, odziany na czarno zamachnąwszy się ciął przeciwnika z dołu, drugi zaś - biały, uskoczył przed jego atakiem i odskakując na bok spróbował szczęścia tnąc z góry na dół. Młodzieniec w czerni zasłonił się ostrzem blokując cios, po czym odskoczył w tył stając na wyprostowanych nogach. Biały uśmiechnął się do siebie.
- Nic się nie zmieniłeś Squall. - powiedział wyciągając przed siebie ostrze - Tak długo czekałem na ta walkę, a ty wciąż jesteś tak samo słaby. Nie masz ze mną żadnych szans.
- Ty też się nie zmieniłeś Seifer - odpowiedział chłodno, spoglądając na przeciwnika zimnymi oczyma - wciąż potrafisz się tylko przechwalać.
Po tych słowach brunet znów rzucił się na Seifera, atakując całą serią ciosów, Almasy został zmuszony do obrony. Każde uderzenie stali o stal wydawało mu się coraz silniejsze, zacisnął zęby i wyczekał na moment, w którym Leonheart odsłonił się na chwilę. Gdy Squall próbował wprowadzić cięcie z góry, blondyn zrobił krok w tył i obracając się wokół własnej osi zamachnął się na niego tnąc w poziomie. Oba ostrza ponownie zwarły się w śmiertelnym uścisku, jednak Squall miał przewagę przyciskając Seifera do ziemi. Almasy złapał rękojeść Gunblade oburącz i z całej siły odepchnął swojego przeciwnika. Brunet przeturlał się na bok omal nie tracąc swojej broni. Szybko podniósł się z ziemi, jednak za wolno by uniknąć ognistego pocisku, który już leciał w jego kierunku sycząc donośnie, zdążył jednak zasłonić się ostrzem. Pocisk zwalił go z nóg, czarna chmura dymu unosiła się jeszcze przez chwilę rozpływając się w powietrzu. Squall spróbował się podnieść, mając wiąż przed oczami białe plamki powidoku. W samą porę zdążył zauważyć zbliżające się ostrze Gunblade'a w kierunku jego twarzy i odbił je mieczem, po czym ciął na ślepo swojego przeciwnika. Almasy nawet nie zdążył zauważyć co się stało, dopiero po chwili poczuł szczypiący ból koło brzucha. Nie zważając na to kontynuował walkę, kopniakiem wymierzonym w twarz, posłał Squalla znowu na ziemię. Ten odtoczył się kawałek, mijając się z Gunblade'm Seifera zaledwie o centymetry, od jego karku. Brunet zebrał się szybko z ziemi starając się utrzymać równowagę, ścierając odruchowo ręką spływającą z ust strużkę krwi. Czuł jak adrenalina rośnie w nim z każdą chwilą, zapewne Seifer czuł to samo. Almasy stał teraz przyglądając się chwilę swojej ranie, nie była głęboka, można nawet rzec iż było to zaledwie muśnięcie, jednak dawało o sobie znać szczypiąc niemiłosiernie.
- Ty dupku! - rzucił w stronę Squalla, po czym z wymalowaną złością ma twarzy posłał w jego kierunku kolejny ognisty pocisk.
Tym razem Leonheart ominął go bez problemu szarżując na Seifera. Biegnąc i trzymając broń z prawej strony spróbował swojego szczęścia i znów zadał cios w brzuch. Almasy tylko na to czekał, widząc nadlatujące ostrze sparował je w dół uderzając nim o ziemię i barkiem odepchnął Squalla. Gdy ten jeszcze leciał, blondyn ciąć go przez klatkę piersiowa, niestety udało mu się jedynie przeciąć białą koszulkę chłopaka. Jego przeciwnik nie pozostawił tego bez odpowiedzi, zanim upadł zdążył jeszcze czubkiem ostrza przeciąć rękaw płaszcza białego. Seifer dopiero po chwili zauważył małe rozcięcie na wysokości przedramienia. Z zniesmaczoną miną podbiegł do przeciwnika i piruetem ciął go po nogach, brunet odtoczył się w samą porę i zatrzymując się, nogami odbił się od ziemi atakując po raz kolejny. Ostrza zderzyły się sypiąc iskrami na lewo i prawo. Przez dłuższy moment oboje siłowali się ze sobą nie dając za wygraną,  patrząc sobie w oczy z nienawiścią. Powietrze na równinie od jakiegoś czasu zrobiło się gęstsze i bardziej duszne, ale przeciwnicy przestali na to zwracać uwagę. Chmury piętrzyły się coraz bardziej, kłębiąc się i narastając, aż wreszcie niebo przeszył piorun oświetlając sylwetki dwóch młodych wojowników. Seifer czuł, że zaczyna już słabnąć, tak długa walka musiała go zmęczyć, ale Squall prawdopodobnie też był już zmęczony co dało się wyczuć po jego mniej precyzyjnych ciosach. Oboje wciąż trzymali się w żelaznym uścisku, blondyn zachował jednak więcej siły. Naprężył wszystkie mięśnie i odtrącając miecz Squalla,  sypiąc przy tym malowniczą stróżką iskier, wysłał ostrze wysoko w powietrze. Gdy tylko przeciwnik Seifera odsłonił się, ten posłał mu pięść w brzuch, po czy kopniakiem z kolana uderzył Squalla w twarz i sprowadzając go do parteru uderzył na koniec rękojeścią miecza przez twarz wroga. W tym czasie Gundlade Leonhearta poszybował kawałek, lądując daleko za swoim właścicielem, wpijając się ostrzem w ziemię. Squall opadł na ziemie podpierając się jedną ręka, drugą zaś trzymając się za brzuch. Splunął krwią, skóra na lewym policzku pod siłą ciosu pękła, nie miał już siły by się podnieść, czekało go teraz tylko nieuniknione. Seifer kopnął go w bok, po drugim kopnięciu Squall wylądował na plecach.
- Nie tak to sobie wyobrażałem ... - powiedział znudzony, patrząc na Squalla, który siłował się z swoją niemocą.
- Jeszcze nie przegrałem ... - brunet zacisnął zęby i zbierając swoje ostatnie siły podciął nogami Seifera.
Gdy tylko Almasy stracił równowagę lądując na ziemi, Squall podniósł się szybko i biegnąc resztkami sił w stronę swojego oręża, wyszarpnął go z ziemi wyrywając przy tym kilka odłamków spękanego podłoża. Robiąc ostry zakręt, podparł się ręką i pobiegł w stronę podnoszącego się Seifera, to był jego ostatni cios. Wszystko wydawało się zwolnić swój bieg, w jednej chwili oba ostrza zderzyły się z taką siłą z jaką nikt nie jest w stanie sobie wyobrazić. Jeden grzmot uderzającego piorunu, oślepiające światło i kawałki roztrzaskanego metalu unoszącego się w powietrze. Squall stał patrząc przed siebie otępiały, jego ostrze rozbiło się w drobny mak. Upadł bez silnie na ziemie, podpierając się rękoma, świadomość nie chciała przyjąć porażki. Po chwili koło jego głowy świsnął Gunblade Seifera, odruchowo spojrzał w górę. Almasy patrzył na niego w taki sposób jakiego sobie nigdy nie wyobrażał. Twarz blondyna nie wyrażała pogardy, wręcz przeciwnie była poważna, a jego oczy wpatrywały się w niego bez jakichkolwiek emocji.
- Przegrałeś. - powiedział krótko i odwrócił się idąc przed siebie pozostawiając swojego przeciwnika samego sobie.

Offline Musiol

  • kiedyś byłem tutaj popularny
  • SuperMod
  • **********
  • Wiadomości: 2873
    • Zobacz profil
    • pssite.com
Odp: Walka XXXVI: Squall VS Seifer
« Odpowiedź #1 dnia: Kwietnia 09, 2007, 09:55:17 pm »
- Zabij go...
- Ale ...
- Żadnego ale, po prostu go zabij.
- Nie wiem czy ja ...
- Jesteś moim rycerzem, masz go zabić.
- Tak jest, moja pani.

   Blondyn odwrócił się i opuścił salę, trzymając w dłoni swój gunblade. W tyle, na miejscu przypominającym tron, siedziała czarnowłosa kobieta, ubrana była w sukienkę uwydatniającą jej piersi. Jej długie włosy opadały na ramiona, smagane były przez lekkie podmuchy wiatru, który wiał poprzez wejście do komnaty. Obok czarownicy stała młoda dziewczyna, ubrana była w niebieską sukienkę, na plecach miała wzór przypominający małe skrzydełka. Kruczoczarne włosy swobodnie opadały na plecy.
- Podejdź tu. - rzekła wiedźma, a gdy dziewczyna podeszła, kontynuowała. - Wiesz co robić ..
Rinoa skinęła głową i opuściła salę bez słowa.

   Ogrom ludzi bawił się na głównym placu, powietrze było rozsadzane wybuchami fajerwerk i donośną muzyką. Na środku placu stał, a raczej bardzo wolno jechał ogromny podest, na którym stała grupa ludzi w przebraniach karnawałowych. Kolorowe ubrania nadziane cekinami i błyszczącym brokatem, mrugały w rytm świateł, które wydobywały się z pobliskich reflektorów. Hipnotyczna muzyka wprowadzała w trans występujących jak i zebraną wokoło publiczność. Wśród niej byli także SEED, przybyli tu oni by rozprawić się z czarownicą. Squall w dłoni trzymał Gunblade'a, przedzierając się przez tłum roztańczonych i upojonych muzyką ludzi w kierunku, w którym miał się spotkać z resztą. Po chwili przepychania, dotarł na miejsce, szybko przywitał się z każdym i wyrzucił z siebie.
- Musimy iść osobno! - ryknął brunet
- Nic nie słyszę, za głośno tu ! - wrzasnęła Quistis
- Mówię, żebyśmy się rozdzielili, wy pójdziecie tam, gdzie wcześniej ustaliliśmy, a ja poszukam jego. - odparł Squall
- Dobra, powodzenia.
- Pamiętajcie o niej, uratujcie ją.
- Wiem Squall, obiecuję... - odpowiedziała blondynka i pobiegła razem z resztą drużyny wgłąb tłumu. Po chwili jednak odwróciła się, wykorzystując chwilę ciszy rzuciła. - Uważaj na siebie Squall. - Zaraz po tym pobiegła dalej.

   Brunet założył swój oręż na plecy i zaczął przepychać się przez tłum, a przychodziło mu to z wielkim trudem. Ludzie byli pogrążeni w upojeniu, jakby w narkotycznym transie, co chwilę wyrzucali w którąś stronę kończyny w rytm muzyki. Squall odpychając kolejnych ludzi przedzierał się przed siebie, gdy w pewnym momencie usłyszał znajomy głos.
- Szukasz mnie?
Brunet szybko się odwrócił, ale nikogo nie zauważył.
- Tak, szukasz mnie, a ja Ciebie. Dobrze wiem po co tu jesteś. Rinoa, prawda ? Śliczna dziewczyna..
Squall odwrócił się znowu i za sobą zobaczył blondyna. Miał on na sobie szarawy płaszcz, na rękawach znajdowały się czerwony wzory przypominające krzyże. Był on rozpięty i swobodnie powiewał w rytm podmuchów wywoływanych przez roztańczony tłum. Na jego twarzy była blizna, prawie, że identyczna z Squall'ową, jednak przebiegająca w odwrotną stronę.
- Gdzie ona jest?! - ryknął brunet
- Spokojnie smutasie, bez nerwów. Moja pani już o nią zadba, obiecuję Ci to. - mówiąc to, Almasy uśmiechnął się szyderczo.
- Daruj sobie. Gdzie ona jest! - Z ogromną złością mu odpowiedział.
- A wiesz? Nawet Ci powiem, jest w tamtym budynku – mówiąc to, wskazał na budynek, który górował nad placem. - Ale co Ci to da, skoro i tak nie zrobisz już więcej kroków w swoim życiu.
- ... Whatever ...
W tym momencie Seifer rzucił się na swojego oponenta od razu tnąc gunblade'em w korpus. Jednak ogromny refleks bruneta pozwolił mu na błyskawiczny odskok w tył. Squall zaparł się nogami, wystawił swój oręż przed siebie i w myślach rzekł – Cholera, nie użyję tu magii, za dużo cywilów. -   Przyjął pozycję bojową i zaszarżował na blondyna, odpychając ludzi, którzy zaczęli w ogromnej panice uciekać w różnych kierunkach.
- Heh, co za idioci ... FIRA !! - ogromne płomienie skupiły się przy dłoni Seifera, chwilę potem ogromne kule ognia poleciały w różnych kierunkach, jeden w Squalla, który zablokował go Gunblade'em, a reszta wprost w uciekający tłum, zabijając paręnaście osób i niszcząc dekoracje.
- Ty idioto! Czemu to robisz? Przecież to mnie masz zabić!
- No cóż, z prowizorycznego powodu. By uatrakcyjnić widowisko, w ekhem.. 'płomienny' sposób, hahahahah... - zaśmiał się blondyn.
Squall, wykorzystując okazję rzucił Water by ugasić płonące stragany i kurtyny, a chwilę potem Blizzaga'ę wprost w Seifera. Ten, zaskoczony taki obrotem sprawy, odskoczył parę centymetrów za blisko, i ogromny lodowy kolec, przebił mu płaszcz, raniąc mu plecy.
- Ty gnoju! - prychnął
Squall szybko pobiegł wprost na przeciwnika, by szybko skończyć tę walkę. Jednak Seifer już miał przygotowany Fire, mała kula ognia uderzyła bruneta w klatkę piersiową, odrzucając go parę metrów w tył.
- Jak za starych czasów .. pamiętasz panie 'Whatever' ? - Lekki uśmieszek pojawił się na twarzy blondyna. I tak jak za starych czasów wykonał cięcie pionowo w twarz, jednak Squall, pamiętając tamten trening, szybko przetoczył się w bok i wstając, uderzył Seifera. Zaraz potem wykonał cios mieczem i walka weszła w decydującą fazę. Obaj przeciwnicy, niczym wytrawni szermierze żądlili się nawzajem ostrzami, jak osy w morderczym pojedynku. Kolejne ciosy były blokowane lub zbijane w bok, nieliczne ciosy trafiały w cel. Jednak były one na tyle słabe, że tworzyły małe rany, z których bardzo powoli sączyła się krew, krew która mieszała się z potem walczących i pyłem, który wzniecał się spod ich stóp. Z każdą chwilą, obaj tracili coraz więcej sił, ich oddechy stały się cięższe, a ciosy coraz bardziej słabły.
- Poddaj się Seifer, unikniesz kary. - wysapał Squall
- Hahahah, postradałeś zmysły? Będę bronił mej pani, wypełnię jej rozkaz! - odrzekł blondyn
- Skoro tak chcesz, ale wiedz, że popełniasz ogromny błąd.
Brunet doskoczył do przeciwnika i zadał mu parę ciosów, z których parę dotarło do celu. Seifer zatoczył się chwilę, to dało ogromną przewagę Squallowi.
- RENZOKUKEN! - donośnym głosem zawołał i zadał serię parunastu ciosów Seiferowi, ten chwilę po tym upadł na ziemię i brocząc krwią wybełkotał,
- Śmiało, dobij mnie ! Umrę honorowo.
- Honor? Zabawny jesteś, tego to akurat Ci brakuje najbardziej.
- SEIFER !! Nic Ci ... - w momencie pojawili się Raijin i Fujin – Squall ! Ty szujo ! Co zrobiłeś z Seiferem?
- Nic, lekko go pokiereszowałem, lepiej zamiast stać i gapić się na mnie, pomóżcie mu. - mówiąc to, pobiegł przed siebie w kierunku ogromnej budowli.

   Czarownica spoglądała z balkonu na plac. Widziała wszystko, jednak to nie zrobiło na niej wrażenia, spodziewała się takiego obrotu sprawy. Westchnęła lekko i odgarniając włosy zawołała:
- Rinoa kochanie, podejdź tu moje dziecię...
Dziewczyna hipnotycznym krokiem podeszła i czekała na rozkaz...
« Ostatnia zmiana: Kwietnia 09, 2007, 10:09:23 pm wysłana przez Musiol »