Otworzył oczy. Przez moment czuł się jak po długim śnie. Stając na nogi od razu poznał miejsce w jakim się znalazł; Termina nie była mu obca. Świadom swojej misji ruszył w kierunku placu głównego. Mijani po drodze mieszkańcy miasteczka, z nieukrywanym respektem odsuwali się z drogi, dobrze im znanemu mężczyźnie o twarzy kota. Jak zwykle odziany był na czarno, rozsiewając mroczną aurę gdzie tylko się pojawił.
- To znowu Lynx - usłyszał mimowolnie czyiś pomruk za plecami.
Wyraźnie był czymś zaniepokojony. Szybkim krokiem zbliżał się do pomnika.
- Lynx? Kotek? hyh... - usłyszał za sobą lekceważący głos. Gdy obrócił się, stała tuż za nim potężna sylwetka mężczyzny w białych włosach, z rozpiętą skórzaną kurtką i olbrzymim mieczem spoczywającym w jego lewej dłoni. Ów postać, szczerze rozbawiona, podjęła dalej:
- Haniebna opinia krąży o tobie, kotku...
- Zamilcz głupcze - odparł złowrogo Lynx
- Podobno Seymour nawet się nie spocił - znów zabłysnął humorem białowłosy - Nawet zacząłem się zastanawiać, czy w ogóle brać ze sobą miecz - w tym momencie roześmiał się, równocześnie gubiąc kota z pola widzenia. Rozejrzał się szybko dokoła czy aby oponent nie czai się tuż za nim, ale nawet tego typu myśl nie budziła w nim strachu.
- Wiesz... - po raz kolejny podjął Dante, tym razem głucho do powietrza - ...nawet nie masz pojęcia jak się śmialiśmy z Seymourem, jak opowiadał mi o waszym spotkaniu. Dokładnie tutaj to było, w barze nieopodal, i tyle ludzi...
- Zamilcz. Przynajmniej mam swój honor głąbie - rozległ się mrocznym echem głos Lynxa, a w chwilę później ciemna kocia istota pojawiła się tuż przed nim, ze świecącymi oczami, pełnymi determinacji i nienawiści. Dante wziął szybki zamach i próbował przeciąć kota na pół, ten bez trudu jednak z zawrotną prędkością uskoczył kilka metrów w bok, zamieniając się na ten krótki moment w granatową mgłę. Nim Dante zdążył ostrożnie się odwrócić w pozycji bojowej, niebo w ułamek sekundy przybrało kolor zupełnej czerni. I w tej chwili znalezienia się jakby w innym wymiarze, wprost na niego rzuciło się nagle stado zwierząt... Jakby kotów? Białowłosy nie był wstanie odeprzeć ataków ich wszystkich, przez moment poczuł się zagrożony i bezsilny; w osłupieniu przyjmował na siebie potężne ataki, czekając na finał. Po chwili powietrze ustało. Niebo znów się rozchmurzyło, a Dante upadł na kolano pełen podziwu fantastycznej mocy. Łapał chwile oddech, zastanawiając się czym kot jeszcze go zaatakuje, jeśli sam nie zdąży zrobić pierwszego kroku. Granatowa mgła zmaterializowała się w jego przeciwnika, nieco uspokojonego, choć z tym samym zaciętym wzrokiem.
- Czy Seymour naprawdę powiedział ci wszystko? - zapytał kot.
Może Seymour kłamał - pomyślał nagle Dante - w końcu to Lynx, wielki i legendarny. Jak mogłem wątpić w jego siłę, słuchając słów jakiegoś dupka, mającego o sobie większe mniemanie niż ja sam - nie wiedział, czy to, co rozważa ma sens, czy może nadal jest w szoku tego co przeżył chwile temu, ale nie był wstanie myśleć.
- To wszystko na co cię stać? - odparł Dante z uśmiechem, chowając za nim ogólne zmartwienia, starając się nie zgubić swojego poczucia pewności i humoru - Co do Seymoura, powiedział mi coś dziwnego...
Lynx stał spokojnie oczekując odpowiedzi. Nie spodziewał się w zamian ataku. Nawet był przez moment pod wrażeniem szybkości, i tego z jaką łatwością w jednej króciutkiej chwili potężny mężczyzna zdążył tak sprawnie przygotować zabójcze ostrze do precyzyjnego cięcia, będąc w powietrzu tuż przed nim. Ale pod wrażeniem był tylko ten jeden malutki moment, gdyż wiedział, że to i tak za wolno... Lynx zdążył ponownie uskoczyć, zostawiając oponentowi tylko swój granatowy półcień rozpływający się pod niesamowicie silnym ciosem ogromnego oręża. Dante przeraził się w sekundę jeszcze bardziej, nie wiedząc co tym razem dopadnie go za plecami. Kot stał jednak spokojnie. A nim odmówił pod nosem zaklęcie, stojąc na wyraźnie bezpiecznej pozycji, odbył jeszcze krótki monolog:
- Nie obchodzi mnie co powiedział ci Seymour, bo Seymour nie wie wszystkiego... Myślisz, że dałbym się pokonać takiej karykaturze, jak on? Myślisz, że dam się pokonać tobie? Oboje jesteście siebie warci... Ale teraz tylko ty przekonasz się, czy walczę naprawdę, czy mam gdzieś walkę, czy jestem na usługach Magusa, czy wiem może coś, o czym nie wiedzą inni - zaraz gdy skończył mówić, Dante poczuł niemal śmierć wewnątrz siebie. Nie wiedział czy to magia mrocznego, obrzydliwego kota, czy pierwszy raz w życiu boi się tak bardzo, że dopiero dowiaduje się jak strach potrafi działać na organizm. W głowie miał mętlik za sprawą tego co usłyszał. Wielki Lynx, nie mam z nim żadnych szans - pomyślał nawet. Poczuł się także oszukany, czuł jakby Bogowie nie byli do końca uczciwi, jakby Seymour nie był do końca uczciwy, jakby jedyny Lynx miał być tym sprawiedliwym, który zaraz pozbawi go życia. Widział już tylko ciemność, i kolejne stado kotów, nie dające mu żadnych szans.
Nim doszedł do siebie, kot stał nad nim, nieco rozbawiony, uśmiechnięty, co szczerze zupełnie do niego nie pasowało.
- Jakim cudem zwątpiłeś w siebie, potężny wojowniku?
Dante leżał półprzytomny, sparaliżowany, czując poniżenie.
- Seymour nie kłamał... Pokonał mnie, tak... Uległem słabości. Ale jednak ja okazałem się lepszy. Potrafię wyciągać wnioski i obracać je na swoją korzyść...
- Co ty wygadujesz? Skąd wiesz o Magusie? - przerwał białowłosy, ledwo dobierając słowa.
- Najpierw naucz się wygrywać, a może potem będziesz miał szansę poznać wiele innych ciekawych faktów związanych z turniejem. Nie wszystko jest takie, na jakie wygląda. Droga do zwycięstwa turnieju nie jest tą prostą i oczywistą drogą, za którą większość poszła.
Lynx zamilkł na moment, popatrzył przez chwile na pomnik, a następnie rzekł do poległego przeciwnika:
- Wstawaj. Przecież nic ci nie jest!
W sekundę dotarło do Dantego, że wcale nie jest śmiertelnie ranny. W mig otrzeźwiał, paraliż ustał, a zmęczenie uleciało gdzieś tak samo szybko i niezauważalnie jak kot. Psychicznie czuł się potwornie, wiedział już, że przegrał w psychologicznej grze. Poddał się manipulacji. Równocześnie odbył lekcję, z której zamierzał wyciągnąć wnioski. Poczuł zdolność spełnienia misji.