Autor Wątek: Walka XXXIII: Dante VS Lynx  (Przeczytany 1499 razy)

Offline Kitano

  • Daredevil
  • **
  • Wiadomości: 173
    • Zobacz profil
Walka XXXIII: Dante VS Lynx
« dnia: Kwietnia 02, 2007, 04:44:19 pm »
Otworzył oczy. Przez moment czuł się jak po długim śnie. Stając na nogi od razu poznał miejsce w jakim się znalazł; Termina nie była mu obca. Świadom swojej misji ruszył w kierunku placu głównego. Mijani po drodze mieszkańcy miasteczka, z nieukrywanym respektem odsuwali się z drogi, dobrze im znanemu mężczyźnie o twarzy kota. Jak zwykle odziany był na czarno, rozsiewając mroczną aurę gdzie tylko się pojawił.
- To znowu Lynx - usłyszał mimowolnie czyiś pomruk za plecami.
Wyraźnie był czymś zaniepokojony. Szybkim krokiem zbliżał się do pomnika.

- Lynx? Kotek? hyh... - usłyszał za sobą lekceważący głos. Gdy obrócił się, stała tuż za nim potężna sylwetka mężczyzny w białych włosach, z rozpiętą skórzaną kurtką i olbrzymim mieczem spoczywającym w jego lewej dłoni. Ów postać, szczerze rozbawiona, podjęła dalej:
- Haniebna opinia krąży o tobie, kotku...
- Zamilcz głupcze - odparł złowrogo Lynx
- Podobno Seymour nawet się nie spocił - znów zabłysnął humorem białowłosy - Nawet zacząłem się zastanawiać, czy w ogóle brać ze sobą miecz - w tym momencie roześmiał się, równocześnie gubiąc kota z pola widzenia. Rozejrzał się szybko dokoła czy aby oponent nie czai się tuż za nim, ale nawet tego typu myśl nie budziła w nim strachu.
- Wiesz... - po raz kolejny podjął Dante, tym razem głucho do powietrza - ...nawet nie masz pojęcia jak się śmialiśmy z Seymourem, jak opowiadał mi o waszym spotkaniu. Dokładnie tutaj to było, w barze nieopodal, i tyle ludzi...
- Zamilcz. Przynajmniej mam swój honor głąbie - rozległ się mrocznym echem głos Lynxa, a w chwilę później ciemna kocia istota pojawiła się tuż przed nim, ze świecącymi oczami, pełnymi determinacji i nienawiści. Dante wziął szybki zamach i próbował przeciąć kota na pół, ten bez trudu jednak z zawrotną prędkością uskoczył kilka metrów w bok, zamieniając się na ten krótki moment w granatową mgłę. Nim Dante zdążył ostrożnie się odwrócić w pozycji bojowej, niebo w ułamek sekundy przybrało kolor zupełnej czerni. I w tej chwili znalezienia się jakby w innym wymiarze, wprost na niego rzuciło się nagle stado zwierząt... Jakby kotów? Białowłosy nie był wstanie odeprzeć ataków ich wszystkich, przez moment poczuł się zagrożony i bezsilny; w osłupieniu przyjmował na siebie potężne ataki, czekając na finał. Po chwili powietrze ustało. Niebo znów się rozchmurzyło, a Dante upadł na kolano pełen podziwu fantastycznej mocy. Łapał chwile oddech, zastanawiając się czym kot jeszcze go zaatakuje, jeśli sam nie zdąży zrobić pierwszego kroku. Granatowa mgła zmaterializowała się w jego przeciwnika, nieco uspokojonego, choć z tym samym zaciętym wzrokiem.
- Czy Seymour naprawdę powiedział ci wszystko? - zapytał kot.
Może Seymour kłamał - pomyślał nagle Dante - w końcu to Lynx, wielki i legendarny. Jak mogłem wątpić w jego siłę, słuchając słów jakiegoś dupka, mającego o sobie większe mniemanie niż ja sam - nie wiedział, czy to, co rozważa ma sens, czy może nadal jest w szoku tego co przeżył chwile temu, ale nie był wstanie myśleć.
- To wszystko na co cię stać? - odparł Dante z uśmiechem, chowając za nim ogólne zmartwienia, starając się nie zgubić swojego poczucia pewności i humoru - Co do Seymoura, powiedział mi coś dziwnego...
Lynx stał spokojnie oczekując odpowiedzi. Nie spodziewał się w zamian ataku. Nawet był przez moment pod wrażeniem szybkości, i tego z jaką łatwością w jednej króciutkiej chwili potężny mężczyzna zdążył tak sprawnie przygotować zabójcze ostrze do precyzyjnego cięcia, będąc w powietrzu tuż przed nim. Ale pod wrażeniem był tylko ten jeden malutki moment, gdyż wiedział, że to i tak za wolno... Lynx zdążył ponownie uskoczyć, zostawiając oponentowi tylko swój granatowy półcień rozpływający się pod niesamowicie silnym ciosem ogromnego oręża. Dante przeraził się w sekundę jeszcze bardziej, nie wiedząc co tym razem dopadnie go za plecami. Kot stał jednak spokojnie. A nim odmówił pod nosem zaklęcie, stojąc na wyraźnie bezpiecznej pozycji, odbył jeszcze krótki monolog:
- Nie obchodzi mnie co powiedział ci Seymour, bo Seymour nie wie wszystkiego... Myślisz, że dałbym się pokonać takiej karykaturze, jak on? Myślisz, że dam się pokonać tobie? Oboje jesteście siebie warci... Ale teraz tylko ty przekonasz się, czy walczę naprawdę, czy mam gdzieś walkę, czy jestem na usługach Magusa, czy wiem może coś, o czym nie wiedzą inni - zaraz gdy skończył mówić, Dante poczuł niemal śmierć wewnątrz siebie. Nie wiedział czy to magia mrocznego, obrzydliwego kota, czy pierwszy raz w życiu boi się tak bardzo, że dopiero dowiaduje się jak strach potrafi działać na organizm. W głowie miał mętlik za sprawą tego co usłyszał. Wielki Lynx, nie mam z nim żadnych szans - pomyślał nawet. Poczuł się także oszukany, czuł jakby Bogowie nie byli do końca uczciwi, jakby Seymour nie był do końca uczciwy, jakby jedyny Lynx miał być tym sprawiedliwym, który zaraz pozbawi go życia. Widział już tylko ciemność, i kolejne stado kotów, nie dające mu żadnych szans.

Nim doszedł do siebie, kot stał nad nim, nieco rozbawiony, uśmiechnięty, co szczerze zupełnie do niego nie pasowało.
- Jakim cudem zwątpiłeś w siebie, potężny wojowniku?
Dante leżał półprzytomny, sparaliżowany, czując poniżenie.
- Seymour nie kłamał... Pokonał mnie, tak... Uległem słabości. Ale jednak ja okazałem się lepszy. Potrafię wyciągać wnioski i obracać je na swoją korzyść...
- Co ty wygadujesz? Skąd wiesz o Magusie? - przerwał białowłosy, ledwo dobierając słowa.
- Najpierw naucz się wygrywać, a może potem będziesz miał szansę poznać wiele innych ciekawych faktów związanych z turniejem. Nie wszystko jest takie, na jakie wygląda. Droga do zwycięstwa turnieju nie jest tą prostą i oczywistą drogą, za którą większość poszła.
Lynx zamilkł na moment, popatrzył przez chwile na pomnik, a następnie rzekł do poległego przeciwnika:
- Wstawaj. Przecież nic ci nie jest!
W sekundę dotarło do Dantego, że wcale nie jest śmiertelnie ranny. W mig otrzeźwiał, paraliż ustał, a zmęczenie uleciało gdzieś tak samo szybko i niezauważalnie jak kot. Psychicznie czuł się potwornie, wiedział już, że przegrał w psychologicznej grze. Poddał się manipulacji. Równocześnie odbył lekcję, z której zamierzał wyciągnąć wnioski. Poczuł zdolność spełnienia misji.

Offline White_wizard

  • Keyblade Master
  • Weapon Master
  • *********
  • Wiadomości: 2242
  • A way to the Dawn
    • Zobacz profil
Odp: Walka XXXIII: Dante VS Lynx
« Odpowiedź #1 dnia: Kwietnia 02, 2007, 10:05:10 pm »
Ciemność spowijała ciągnącą się w nieskończoność przestrzeń. Tak, „przestrzeń” to zdecydowanie dobre słowo do opisu miejsca w którym absolutnie wszystko, począwszy od pojedynczego atomu, było zbudowanie tylko i wyłącznie z mroku. Jakby na potwierdzenie ogólnego absurdu tego miejsca, przez ułamek sekundy w ciemności błysnęło krótkie, jaskrawe wyładowanie energii. Świetlista nitka, wijąc się niechętnie w powietrzu, uderzyła w końcu w coś, co w normalnych okolicznościach można by nazwać podłożem. Wyładowanie „odłupało” kawałek mroku, który swobodnie rozpłynął się w przestrzeni. Z nadkruszonego miejsca w skorupie mroku błysnęło ciepłe, niebieskawe światło, unosząc się w górę błyszczącym strumieniem.   
Podłoże wypełniło się rysami i pęknięciami, uwalniając coraz więcej promieni. Gdyby w tym dziwnym miejscu latały ptaki, jeden z nich zauważyłby, że te pozornie bezładne błyski tworzą gigantyczny okrąg, wypełniony w środku czymś na kształt świetlistych runów.
Na dwóch przeciwległych krańcach okręgu, światło zostało przyćmione przez krótkie zagięcie czasoprzestrzeni. Wirujące przejścia między wymiarami, bezpardonowo wypluły z siebie dwie postacie, które prawie straciły równowagę przy zetknięciu z mrocznym podłożem.
Pierwszym z walczących był dziwny wojownik, przypominający mieszankę człowieka z kotem. Jego przenikliwe oczy bacznie obserwowały przestrzeń dookoła, a obydwie dłonie zaciśnięte były na drzewcu imponujących rozmiarów kosy. Naprzeciw niego stał młody, białowłosy mężczyzna w czerwonym płaszczu i z szyderczym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Przez plecy miał przerzucony wielki, dwuręczny miecz, którego ostrze połyskiwało złowrogo, a w rękach obracał dwa pistolety – Ebony i Ivory.
 - A więc to ty jesteś następnym szczęściarzem, na którym stępię miecz? – zapytał Dante, rozkładając szeroko ręce i uśmiechając się szeroko. Gdyby nie uszy, pewnie uśmiechałby się teraz dookoła głowy – Ale może rozwiążemy to pokojowo, co? Postawię ci Whiskas i jakoś się dogadamy.
 - Jedyne co wymaga stępienia to twój dowcip, człowieku – stwierdził Lynx, marszcząc brwi.
Pewniej chwycił swoją kosę i odbił się od ziemi, szarżując na przeciwnika. Dante zdjął z pleców swój miecz i  wyrzucił wysoko w górę. Chwycił pewniej swoje pistolety i uchylił się. W samą porę – ostrze kosy błysnęło kilka milimetrów nad jego głową, pozbawiając go tylko pukla białych włosów. Lynx, nie tracąc impetu, obrócił się i ciął po ukosie z góry. Ostrze jego broni rozcięło jednak tylko powietrze. Dante odskoczył do tyłu. Wykonał efektowny obrót w powietrzu i opierając się lewą ręką o podłoże, odbił po raz kolejny, wypełniając powietrze kulami swojego pistoletu.
   Kot, z szybkością godną pozazdroszczenia, odskoczył się w bok i naginając lekko prawa fizyki rzucił się na przeciwnika, wyprowadzając finezyjne cięcie z góry. Kosa zatrzymała się między lufami dwóch skrzyżowanych pistoletów, wbijając się lekko w wypolerowany metal. Lynx uniósł brew, lekko zdezorientowany. Nie przewidział że można bronić się w taki sposób.....
   Białowłosy wykorzystał chwilę skołowania przeciwnika, odepchnął go i z impetem kopnął z półobrotu w twarz, posyłając kota kilka metrów w tył. Dante odrzucił Ebony i Ivory – lufy obydwu broni były prawie odcięte, więc i tak nie nadawały się do użytku. Demon spojrzał w górę i uśmiechnął się mimowolnie. Kucnął, z całą siłą odbił się od ziemi, wyskakując w powietrze. Poły jego czerwonego płaszcza do złudzenia przypominały skrzydła... Dante wystawił przed siebie prawą rękę, w samą porę by złapać spadający w dół miecz. Mężczyzna wykręcił się w piruecie i zaciskając obydwie ręce na rękojeści Spardy, zaatakował Lynxa potężnym cięciem
   Kot, rozłożony jeszcze na ziemi, zdążył tylko odturlać się na bok. Ostrze Spardy ominęło jego ramię, zaledwie o kilka centymetrów, wbijając się w powłokę mroku. Jednak Dante nie zamierzał dawać za wygraną. Wyciągnął miecz z podłoża, wyrywając przy tym kilka kawałków ciemnej materii i rzucił się na przeciwnika. Kot, chyba tylko dzięki boskiej interwencji, zdołał zablokować atak drzewcem swojej kosy. Białowłosy odbił się od bloku i z zadziwiającą szybkością ciął od dołu. Kiedy ostrze Spardy dotknęło ciała Lynxa, zamiast rozciąć skórę, zostawiając krwawą ranę, pozostawiło po sobie tylko smugę niebieskawego światła. Coś zdecydowanie było nie tak.
   Dante odskoczył do tyłu i ze zdumieniem spojrzał w dół. Mięśnie jego brzucha były rozcięte, a demoniczna krew wypływała leniwie z rany, bez wątpienia zadanej mieczem. Lynx nie miał pojęcia co się stało, ale nie obchodziło go to. Chciał wygrać za wszelką cenę, a jedyną przeszkodą na jego drodze był ten białowłosy, irytujący mężczyzna. Bez chwili zastanowienia rzucił się na swojego przeciwnika, z dzikim okrzykiem na ustach.
   Ich bronie spotkały się w zwarciu, krzesząc przy tym snopy iskier. Teraz liczyła się już tylko brutalna siła.... Dante uśmiechnął się szyderczo i splunął swemu przeciwnikowi w twarz. W miejscu, w którym wylądowała ślina, błysnęło niebieskawe światło i ułamek sekundy później białowłosy poczuł jak lepka, wilgotna substancja spływa po jego policzku
 - Bez jaj! – krzyknął, brutalnie odpychając Lynxa – Tak to ja się "kurczaczek" nie bawię.
Zanim kot zdążył zareagować, Dante wystawił ręce przed siebie, nakierowując ostrze Spardy na własną klatkę piersiową. Bez zastanowienia wbił miecz pomiędzy trzecie i czwarte żebro. Niebieskawa poświata otoczyła ostrze, powoli zagłębiające się w ciele białowłosego. Kiedy tylko wyciągnął broń z własnego ciała, na jego twarzy po raz kolejny wykwitł szyderczy uśmiech.
   Lynx stał z oczami otwartymi szeroko, raczej z bólu niż ze zdziwienia. Z kącika ust ciekła stróżka krwi, a dłonie mimowolnie przycisnął do klatki piersiowej. Zanim jego umysł zdążył pojąć sytuację, ciało kota bezwładnie zwaliło się na ziemię.
   Dante nawet nie rzucił okiem na martwego przeciwnika. Chwycił swój miecz i z niesmakiem przyjrzał się swemu odbiciu, poprawiając włosy nierówno przycięte ostrzem kosy
 - Na fryzjera to ty się nie nadajesz.... – dodał po chwili, przerzucając Spardę przez plecy i wkładając ręce do kieszeni.
You were born from nothing, you will turn into nothing. What have you lost? Nothing!