Autor Wątek: Walka XXXI: Sephiroth VS Jowy  (Przeczytany 1577 razy)

Offline Solidus

  • This is no Zaku boy... NO ZAKU!
  • SuperMod
  • **********
  • Wiadomości: 2723
    • Zobacz profil
Walka XXXI: Sephiroth VS Jowy
« dnia: Marca 25, 2007, 09:50:02 pm »
Ból w okolicach żołądka był coraz większy. Minęło zaledwie 6 minut od walki Jowy'ego z Tifą. Chłopak miał ciemno przed oczami. Krzyczał w bólu. Nie mógł jednak pozwolić sobie na przegraną. Nagle ból minął. Jowy otworzył oczy i zobaczył, że nie jest już w lesie. Teraz znajdował się na jakimś górzystym pustkowiu. W jego głowie panowała pustka. Nic nie pamiętał. Nie pamiętał walki z Tifą, nic. Jedynie swoje imię. Nie czuł także jakiegokolwiek zmęczenia. Wstał i zobaczył przed sobą postać w czarnym płaszczu. Obraz Jowy'ego był jeszcze zamazany, ale powoli zaczął się wyostrzać. Zaczął zauważać jego długie, siwe włosy i około dwumetrową katanę. Mężczyzna był odwrócony do niego plecami.
- Co się stało ? Kim jesteś ? Gdzie jesteśmy ? - zapytał się Jowy.
- Hmph...- powiedział jedynie mężczyzna po czym zamachnął się swoją kataną. Jowy schylił się i uniknął zimnej stali.
- Co ty robisz ?! - krzyknął chłopak. Sephiroth milczał. Wykonał kolejny atak. Jowy z łatwością zablokował go metalową cześcię swojego kija robiąc szybki kontratak celując w nogi przeciwnika. Sephiroth podskoczył unikając kija. Jowy odskoczył kilka metrów w tył.
- Black Sword Rune ! - krzyknął, ale nic się nie stało. - Co jest ? Moja runa ! - powiedział.
- Żadna magia tutaj nie działa. Najwidoczniej panuje tutaj jakieś silne promieniowanie elektromagnetyczne i miesza nam w umysłach. Zostaniemy tu przez dwie godziny, a nasze mózgi zamienią się w papkę. Kończmy więc to szybko ! - powiedział Sephiroth po czym ruszył w stronę przeciwnika. Chciał pchnąć Jowy'ego mieczem ale trafił jedynie w kamień, który rozpadł się na dwie części. Nagle poczuł silne uderzenie w plecy. Potem w brzuch i następnie w twarz. Poleciał pół metra w tył i upadł na plecy. Podniósł się i otarł krew cieknącą mu z ust.
- Oho...widzę, że mam nie lada przeciwnika. Dobrze więc. Zabawmy się ! - powiedział siwowłosy. Jowy zaczął szarżować w jego stronę. Sephiroth czekał na odpowiednią chwilę, uniknął wrogiego kija odchylając się w bok i podciął chłopaka. Jowy zdążył odepchnąć się reką w bok i uniknąć uderzenia Masamune. Sephiroth szybko doskoczył do modziaka i nadepnął mu na rękę. Chłopak nie mógł uwolnić się.
- Pora sobie trochę ułatwić walkę. - powiedział Sephiroth z niewielkim uśmieszkiem po czym zaczął dźgać lewą rękę Jowy'ego. Chłopak zaczął krzyczeć w bólu. Kolejny cios mieczem oddzielił kończynę chłopaka od reszty ciała. Jowy złapał się za krwawiącego kikuta zwijając się z bólu. Sephiroth był gotowy wymierzyć ostatni cios. Ale w tym momencie Jowy zamachnął się kijem i trafił przeciwnika metalową końcówką w lewe ramie wybijając je i dodatkowo łamiąc mu obojczyk. Teraz mieli równe szanse. Lewa ręka Sephirotha wisiała bezwładnie, a Jowy obficie krwawił. Chłopak podniósł się i odbiegł parę metrów do tyłu kiedy przeciwnik był zdezorientowany. Młodziak rozdarł kawałek koszuli i obwinął nim ranę tamując krwawienie.
- Niedoceniłem cię...jesteś dobrym wojownikiem, to ci trzeba przyznać. - powiedział Sephiroth - Miałbyś duże szanse z "nim". Ale tutaj kończy się twoja przygoda ! - krzyknął i rzucił się na wroga. Jowy zaczął odczuwać zmęczenie. Był słaby i czuł jak zaczyna trząść się z zimna. Stracił sporo krwi. Nie miał szans uniknąć tego ataku. Masamune wbiło się w jego lewą pierś przypierając chłopaka do skalistej ściany.
- Heh heh...To twój koniec, chłoptasiu. - powiedział mężczyzna z tym samym uśmiechem jak przed chwilą. Wyją powoli swój miecz z ciała chłopaka, który zaraz po tym upadł. Oddychanie przychodziło Jowy'emu z trudem, a każdy wdech był bolesny. Najwidoczniej miał przebite lewe płuco.
- Ty...bestio... - powiedział młodzieniec kaszląc krwią.
- Bestio ? - zapytał się Sephiroth powstrzymując swój kolejny atak - O tak...jestem bestią. Tak jak i ty. Dlatego chcę oczyścić tą planetę ze wszystkich pasożytów ! Ty jesteś jedynie malutkim kroczkiem do przodu w tej machinie. - powiedział Sephiroth.
- Pasożytów ? Heh...a kim ty jesteś ? Myślisz, że jesteś jakimś wspaniałym zbawicielem tego świata ? Jesteś poprostu kolejnym fanatykiem zaślepionym chęcią zniszczenia. Nie myśl, że pozwolę ci na to ! - krzyknął chłopak i resztkami sił pchnął swoim kijem trafiając przeciwnika w klatkę piersiową i odsyłając go daleko w tył. Sephiroth uderzył o skały. Z niewielkiego klifu posypały się drobne kamienie. Jowy wstał i kulejąc podszedł do siwowłosego wroga, który siedział teraz oparty o kamienną ścianę i milczał.
- Tutaj kończy się twoja walka ! - krzyknął Jowy i wymierzył kijem w głowę Sephirotha.
- Deus ex machina...- odpowiedział mężczyzna i uderzył ręką w ścianę. Część klifu nad Jowym rozpadła się i zasypała go stertą kamieni. Sephiroth podniósł się i podszedł do przeciwnika. Ze sterty głazów wystawała tylko część tułowiu młodego wojownika. Jowy nie czuł nóg. Miał zmiażdżony kręgosłup. Mężczyzna złapał go za włosy i podniósł jego głowę.
- Widzisz...różnica między tobą, a mną jest taka, że nie rozróżniasz przyjaciela od wroga...W tym wypadku szczęście nie było twoim przyjacielem. - powiedział Sephiroth po czym puścił głowę młodziaka. Jowy chciał coś jeszcze powiedzieć, ale nagle jego głowa została przybita do ziemi mieczem siwowłosego. Sephiroth wyciągnął swój miecz i odszedł. Odgłosy walki dwóch mężczyzn ucichły i pustkowie powróciło do swojej dawnej, martwej ciszy.
One little, two little, three little furries
Four little, five little, six little furries
Seven little, eight little, nine little furries
Ten little furry fags.
KILL EM!
Ten little, nine little, eight little furries
Seven little, six little, five little furries
Four little, three little, two little furries
One little furry fag.
ANYONE WANT TO DO THE HONORS?

Offline Ignatius Fireblade

  • Berserker
  • ***
  • Wiadomości: 214
  • Ten, który bywa
    • Zobacz profil
Odp: Walka XXXI: Sephiroth VS Jowy
« Odpowiedź #1 dnia: Marca 26, 2007, 11:04:41 am »
Ciszę nocy przerwał warkot silnika szybko zbliżającego się samochodu. Sekundy później, pojazd zatrzymał się przed budynkiem starej fabryki, omiatając światłem reflektorów zapuszczone ruiny dawnego przemysłu. Jasność wydobyła z mroku obnażone wsporniki i zwaliska gruzu, przywodzące na myśl szarą masę mózgową, wypływającą z niegdyś mądrej głowy. Szczerbate szczęki hal produkcyjnych uśmiechały się upiornie, a wybite oczy okien dawno zapomniały jak mrugać. Budynek był martwy, prócz najwyższego piętra, skąd rozchodziła się potężna łuna ognia, niczym zapalony czubek latarni morskiej.
Tylne drzwi furgonetki odskoczyły, waląc z hukiem w boki samochodu, a ze środka zaczęli wysypywać się opatuleni w czarne kombinezony żołnierze. Ludzie, ściskając mocno kolby karabinów MP5, ruszyli w stronę wejścia do budynku, przyświecając sobie przytwierdzonymi do broni latarkami,.
- Panowie – głośniczki, zamontowane w hełmie każdego z nich ożyły, przemawiając głosem sierżanta. – Kilka minut temu odebraliśmy kolejny błysk nad naszym terenem, a chwilę później fabryka stanęła w ogniu. To nasza działka. Standardowy kod KJ-01.

Hala produkcyjna na najwyższym piętrze opuszczonej fabryki stała w ogniu. Płomienie lizały ściany, pełzały po suficie i powoli zamykały pułapkę, zastawioną na dwóch mężczyzn, walczących w samym epicentrum.
Białowłosy ciął wysoko, zamierzając się w głowę Jowy’ego. Jednak ten przypadł do ziemi, odturlał się kawałek i poderwał na nogi, uderzając w odsłonięty bok Sephirotha. Mężczyzna sapnął, czując, jak pękające żebro o milimetry mija płuco.
- Gnojku – wysyczał. – Nic nam nie przeszkodzi, Matko!
Białowłosy wyskoczył w powietrze, biorąc potężny zamach kataną. Ostrze broni rozjarzyło się, lizane przez płomienie.
- Giń! – krzyknął, uderzając w Jowy’ego z całej siły.
Uwolniona moc ostrza rozerwała posadzkę, wyrzucając w powietrze okruchy potłuczonych kafli. Chłopak poczuł, jak jego spodnie przesiąkają krwią i spojrzał w dół, nie dopuszczając do umysłu świadomości bólu.
Cięcie Sephirotha potargało mu nogi, otwierając wiele ran, zbyt głębokich, by chłopak mógł długo walczyć. Na dodatek prawa stopa wyglądała, jakby została rozjechana przez kosiarkę. Strzępy palców wisiały na płatach skóry, po bucie nie było nawet śladu. Jowy stał w błyskawicznie powiększającej się kałuży własnej krwi.
Chłopak zawył, upadając na podłogę, czując jak posoka wlewa mu się za kołnierz. Ogień, wietrząc nagłą okazję, zaczął podpełzać do powalonego, licząc na szybki posiłek.
Jowy nagle zobaczył zbliżającego się do niego Sephirotha. Białowłosy opuścił katanę, spokojnie krocząc na tle rozszalałych płomieni. Wyglądał niczym sam Anioł Śmierci, jak bóg, który zstąpił na ziemię. Chłopak patrzył na zbliżającą się porażkę, niczym zahipnotyzowany. Nie potrafił się poruszyć. Nie chciał.
Nagle pomieszczeniem wstrząsnął wybuch. Jowy potoczył się po podłodze, chlapiąc krwią na wszystkie strony, oddalając się od niebezpieczeństwa. Ostrze Sephirotha zatoczyło w powietrzu łuk, jednak trafiło w posadzkę, zagłębiając się na ćwierć własnej długości. Białowłosy zaczął szarpać stal. Bezskutecznie, katana wciąż tkwiła w podłodze.
Do sali zaczęli wbiegać żołnierze z przyszykowaną do strzału bronią. Nie czekali na rozkaz, natychmiast otworzyli ogień, waląc we wszystkich kierunkach. Sephiroth wyskoczył w powietrze, zasłaniając twarz dłońmi. Czuł, jak pociski rwą jego ręce, nogi i bok. Ołowiani posłańcy wgryzali się w ciało syna Matki, za każdym razem pozbawiając go drobnego ułamka sił.
Białowłosy spadł pomiędzy żołnierzy i rozpętał piekło. Pierwszy padł bez twarzy, wyrwanej mu przez atakującego. Dwóch kolejnych pozbawił rąk, tnąc dłońmi, niczym tasakami. Jednak reszta intruzów nie przestawała strzelać. Kolejne pociski wżerały się coraz głębiej, docierając do punktów witalnych. Sephiroth atakował, nie zważając na to, że jest coraz bardziej podziurawiony. Wyglądał niczym skrwawiony demon, skąpany w posoce wrogów.
- Matko! – zaryczał, jak ranna bestia, czując dyszącą Śmierć, ostrzącą kosę, by go zabrać ze sobą.
Jowy starał się podnieść, jednak ogłuszający ból w nogach na to nie pozwalał. W końcu zrezygnował, oglądając niesamowity spektakl, jakim niewątpliwie była walka jego niedawnego przeciwnika z oddziałem dziwnych postaci w czarnych, materiałowych zbrojach.
Wtedy wpadł na pewien pomysł.
Sephiroth błyskawicznie uporał się z niespodziewanym utrudnieniem. Stał pośrodku pierścienia ciał, ociekający krwią zarówno swoją, jak i wrogów. Teraz mógł spokojnie zająć się Jowym. Ruszył w kierunku leżącego chłopca, jakby od niechcenia posyłając kopniakiem w powietrze zagradzającą mu drogę głowę w masce przeciwgazowej.
Właśnie na to liczył Jowy. Wysunął w stronę Sephirotha dłoń i wysyczał pod nosem potężne słowa, aktywujące ostatnią deskę ratunku.
- Black Sword Rune.
W jego dłoniach błysnął czarny miecz, zasysający w siebie światło i ogień, będący zarówno nieskończonością materii, jak i doskonalą pustką.
Sephiroth zamarł, wpatrując się w okruch boskości w dłoniach dziecka.
Jowy poderwał się, nie zwracając uwagi na ból, eksplodujący w jego nogach. Teraz cały poddał się Runie.
Mrok zmierzał na spotkanie białowłosego. Ten zaryczał i złożył krwawiące ręce przed sobą, tworząc ochronną barierę, wykorzystującą pełnie mocy Matki.
Jednak to nie wystarczyło. Czerń przebiła tarczę, wbijając się w korpus białowłosego. Jowy krzyknął, napinając wszystkie mięśnie i unosząc przeciwnika nad głowę, przybijając go do sufitu. Odskoczył, uwalniając słabnącego Sephirotha. Gdy ten spadał, chłopak wykonał piruet, prowadząc ostrze po łuku, rozcinając białowłosego w pasie. Dwie połówki potężnego mężczyzny uderzyły o spękaną posadzkę. Ogień zbliżył się do niego, zaczynając lizać płomykami długie włosy.
Ostrze rozwiało się w powietrzu, a wycieńczony chłopak opadł na kolana. Krzyknął z bólu, gdy ostre fragmenty kafli i tynku wdarły się do ran. Stracił zdecydowanie zbyt dużo krwi, by się stąd wydostać. To już był koniec.
Błysk pojawił się ponownie. Ciało Sephirotha pozostało, wystawiona na pastwę ognia. Zemsta Nibelheim.
Gdy rozum śpi, budzą się upiory.
Goya