Niewiele czasu upłynęło, od kiedy Nightmare opuścił tą krainę, pozostawiając martwe ciało swego przeciwnika pod murami zamku. Niebo przykrywało gęste skupisko chmur, z których padał deszcz, niczym opłakując śmierć wielkiego wojownika. Nagle, z czarnej zasłony wystrzelił słup światła, unosząc ciało Cyana. Skąpane w leczącej jasności, rany samuraja zaczęły się goić, a odcięta ręka odrosła. Po czym tak szybko, jak się pojawiło, światło znikło. Cyan chwilę leżał w kałuży własnej krwi, zmieszanej z wodą deszczową, ale po chwili zaczął wstawać.
- Gdzie ja jestem. Ja... żyję? – samuraj zaczął nerwowo sprawdzać swoje ciało, ale nie było na nim żadnych ran po jego pojedynku z rycerzem. Jednak o ich istnieniu przypominała pocięta zbroja.
- Przegrałeś swój pojedynek z Nightmare – powiedział czyjś głos. Na murach stał biały mag – ale nie jesteś jeszcze gotów na swą ostateczną podróż do zaświatów.
- Czy to ty mnie wskrzesiłeś? – mag nie odpowiedział na to pytanie – Jestem ci wdzięczny.
- Twój następny przeciwnik czeka – Nieznajomy wykonał ruch ręką, po czym przed Cyanem utworzyły się świetliste drzwi – Idź w kierunku światła Cyanie.
Samuraj zwrócił swój wzrok na przejście, ale gdy ponownie spojrzał na miejsce, gdzie stał mag, nikogo tam już nie było. Powolnym krokiem wszedł przez Drzwi Światła.
Sora szedł powoli przed siebie, zostawiając za sobą ciało swego przeciwnika. Jego umysł miotały wątpliwości. Fighter nie był dobry, ale też nie był zły. Chciał w końcu odnaleźć Riku i razem z nim wrócić do domu, ale jakim kosztem. Może i na drodze natrafi na kilku złoczyńców. Ich śmierć pomoże światu. Ale natrafi też na bohaterów walczących po stronie dobra. Czy ich też musi zabić? Czy ich śmierć to klucz, do odnalezienia Riku? Nagle, przed nim otworzyły się świetliste drzwi.
- Twój następny przeciwnik czeka – powiedział głos po drugiej stronie – wejdź do światła Soro
Wciąż z pewnymi obawami w sercu, Sora powoli wszedł przez Drzwi Światła.
Arenę, na której obydwaj mieli walczyć, zewsząd otaczała ciemność. Znajdował się na niej malowidło, które mogłoby posłużyć za witraż w jakieś kaplicy. Przedstawiał dziesięć zakapturzonych postaci, obserwujących z góry sześćdziesięciu czterech wybrańców bogów, walczących między sobą w Turnieju Tytanów. Nagle po przeciwległych stronach areny otworzyły się dwoje drzwi światła. Z jednej strony wszedł Cyan, którego zbroja nie nosiła juz na sobie odznak walki ze swym wcześniejszym przeciwnikiem, zaś do pasa miał przypiętą nową katanę. Cudownie naprawiony oręż trochę zdziwił samuraja. Z drugiej strony wszedł Sora. Po chwili portale świetlne znikły, a obydwoje, mistrz klucza i samurai, wymienili spojrzenie.
- Więc moim przeciwnikiem jest jakiś dzieciak? – zaczął Cyan – Ci bogowie muszą być naprawdę szaleni, skoro zmuszają do walki dziecko.
- Kogo nazywasz dzieckiem – odparł Sora – mam na imię Sora i jestem tu z własnej inicjatywy, a nie przez polecenie jakiegoś boga.
- Cyan Garamonde. Nie lubię walczyć z takimi jak ty Sora, ale skoro tu już jesteśmy to musimy przez to przejść – to powiedziawszy, samuraj dobył swej katany, przyjmując pozycję obronną – pokaż co potrafisz
Sora wykonał ręką zamach, po czym natychmiast pojawił się w niej czarny klucz Oblivion – nie myśl, że ze mną tak łatwo wygrasz – odpowiedział, po czym zaczął biec w kierunku przeciwnika z zamiarem zaatakowania cięciem od góry. Jednak Cyan w porę zdołał odskoczyć do tyłu, unikając cios, po czym przeprowadził kontrę cięciem od dołu, trafiając w klucz Sory. Obydwaj chwilę się siłowali, po czym uwolnili swój oręż z uścisku. Dalszy przebieg wyglądał jak typowa walka na miecze. Kolejne ataku albo trafiały w oręż przeciwnika, lub przecinały powietrze po udanym uniku swego celu, po czym druga strona odpowiadała kontratakiem. W ciemności odbijały się odgłosy szczeku metali. Walka trwała dosyć długo, ale wciąż nie było widać, by któraś ze stron wyraźnie była górą. Nikt nie miał zamiaru się poddać. Obydwaj mieli na skórze ślady płytkich zadrapań, a ich ubiór miejscami było pocięte. Stali naprzeciw siebie mierząc się swoją bronią, ciężko dysząc.
- Potrafisz nieźle walczyć Soro – zaczął Cyan – chyba na początku cię trochę nie doceniłem.
- Ty też coś potrafisz – odpowiedział mistrz klucza – ale chyba powoli opadasz z sił.
- Sam nie wyglądasz najlepiej.
Cyan wyskoczył do Sory, tnąc od góry, jednak mistrz klucza odskoczył do tyłu. Lecz nie odpowiedział kontrą. Wylądował na malunku przedstawiającym jego samego, a naprzeciwko był Riku. Obydwaj biegli naprzeciw siebie, z bronią gotową do ataku.
- Riku? – umysł Sory ponownie targały wątpliwości. Jeśli on też bierze w turnieju udział, to może znowu spotkają się po przeciwnych stronach. Czy znowu będą musieli ze sobą walczyć? Cyan wykorzystał moment zawahania przeciwnika, atakując go, jednak Sora w porę oprzytomniał, odbijając kluczem katanę samuraja. Młodzieniec nie próbował dalej atakować mężczyzny. Jedynie blokował i parował ataki bruneta, ale w końcu ten wytrącił mu broń z ręki, zrzucając z nóg na plecy.
- Straciłeś wolę do walki? – spytał Cyan – Wstawaj i walcz jak mężczyzna. To nie honor dla mnie dobijać leżącego.
Sora szybko wstał, po czym wykonał ruch, jakby strzepując coś z barków. Jego ubranie zaświeciło, zmieniając kolor na czerwony, a w rękach pojawiły się dwa klucze, Oblivion i Oathkeeper. Ciągnąc swoją broń po podłożu, Sora zaatakował przeciwnika cięciem od dołu. Cyan w ostatniej chwili zdążył odskoczyć do tyłu, jednak na jego zbroi zostało głębokie nacięcie w kształcie litery X. Mistrz klucza nie odpuszczał, ponownie atakując, tym razem od góry. Samurai przykucnął, blokując kataną atak przeciwnika. Sora nie ustępował. Uderzał w blokadę bruneta atakując raz jednym, raz drugim kluczem. Cyan utrzymywał tą pozycję, amortyzując nogami kolejne uderzenia. Jednak Sora ostatni zamach wykonał od dołu, wyrzucając broń z rąk przeciwnika i zrzucając go na plecy. Cyan obrócił się na brzuch, po czym próbował szybko doczołgać się do swej katany, jednak na jego drodze stanął wbity w ziemię Oathkeeper, a nad nim stał Sora, mierzący swego przeciwnika przy pomocy Oblivion. Samurai zamknął oczy, czekając na ostateczny cios.
- Możesz wstać? – samurai spojrzał na młodzieńca, który nie mierzył już go swoją bronią, tylko wyciągnął do niego swoją dłoń.
- Nie wykończysz mnie?
- To nie w moim stylu – odpowiedział mistrz klucza, pomagając Cyanowi wstać.
- No to chyba wygrałeś
- Bardziej stawiałbym na remis. Ty pierwszy mogłeś mnie wykończyć, gdy zrzuciłeś mnie na plecy.
- Może masz rację – po tych słowach podniósł swoją katanę, po czym schował ją do pochwy – Mogę się czegoś spytać? Dlaczego walczysz?
- Chcę odnaleźć mojego przyjaciela – Sora odwrócił wzrok w kierunku malunku przedstawiającego jego i Riku, walczących między sobą – i chyba on też jest w to wplątany. Mam nadzieję, że nie będziemy musieli walczyć między sobą tak jak kiedyś. A ty?
- Chcę odzyskać moją rodzinę.
Nagle po przeciwległych końcach areny otworzyły się dwoje drzwi światła. Choć nikt nie wskazał im, kto ma iść do których drzwi, obydwaj instynktownie wiedzieli który portal należy do kogo.
- Mam nadzieję, że odnajdziesz tego swojego przyjaciela – powiedział Cyan
- Ja też – odrzekł Sora – Powodzenia
- Nawzajem – idąc w kierunku światła, mężczyzna chwilę stanął na witrażu przedstawiającego demonicznego rycerza w błękitnej zbroi – Sora, uważaj. To bezlitosny potwór, który wykorzysta każdy moment słabości.
- Dzięki za radę. Ty tez na siebie uważaj. Może wygląda jak zwykły wojownik, to potrafi posługiwać się mieczem.
Po tej wymianie zdań, obydwaj weszli w światło, po czym drzwi się zamknęły. Jednak nie wiedzieli, iż z ciemności obserwuje ich siwowłosy mężczyzna. Nagle z czarnej otchłani nadleciał błękitno-zielony świetlik...