Kilka samotnych drzew przecinało pejzaż, stanowiąc jedyne rzecz, o jakie można było zaczepić wzrok. Gdyby nie one, trudno byłoby ustalić gdzie tak naprawdę znajduje się horyzont na tej śnieżnej równinie. Szare, prawie białe niebo było wręcz nienaturalnie jednolite, obserwator nie potrafiłby nawet ustalić gdzie jest słońce, zasłonięte przez warstwę chmur. Dziewiczy śnieg leżał wszędzie, a nowe płatki spadały z wolna w całkowitej ciszy. Nawet wiatr zapomniał o tym miejscu, które sprawiało wrażenie, jakby żaden człowiek nigdy nie zatrzymał na nim spojrzenia.
W miejscu na równinie, którego nie dało się określić wobec żadnych punktów odniesienia, coś błysnęło. Nie był to błysk taki, jak podczas błyskawicy, raczej coś, co odbywa się jednocześnie we wszystkich miejscach, starając się wypełnić światłem całą przestrzeń. Błysk trwał tylko ułamek sekundy, ale na śnieżnym pustkowiu nie było nikogo, kto zwróciłby na niego uwagę nawet, gdyby światło oślepiało dłużej. A jednak, dwie sylwetki stały teraz na przeciw siebie, oddalone o kilkanaście metrów, rozglądając się dookoła. Wysoki mężczyzna w czerwonym stroju stał spokojnie, z wielkim mieczem opartym na prawym ramieniu. Lewą dłonią poprawił czarne okulary zakrywające zimne oczy. Mierzyły właśnie w młodzieńca, o krótkich, czarnych włosach, którego głowę na wysokości czoła ochraniała metalowa ozdoba w kształcie obręczy, opinając czaszkę. Nosił czerwony bezrękawnik i żółtą chustę na szyi, a w obu rękach trzymał dwie największe tonfy, jakie Auron w życiu widział. Jego ciemne oczy odwzajemniły spojrzenie.
Nie czekali dłużej. Auron ruszył przed siebie biegiem, ciągle trzymając miecz na ramieniu. Szybko skracał dystans, widząc pochyloną sylwetkę przeciwnika na tle spadających powoli płatków śniegu. Dynamicznie chwycił ostrze drugą ręką i wymierzył potężne cięcie skośne z pełnego wymachu. Riou odskoczył dwa kroki za siebie i natarł szybko, zanim Auron zdołał wykonać drugie cięcie. Uderzył dwa razy w brzuch, tuż pod żebrami, szybkim ciosem sierpowym uderzył oponenta w twarz. Mężczyzna padł na śnieg, swój wielki miecz wypuszczając z ręki. Riou zakręcił w rękach dwoma tonfami i odsunął się kilka metrów, nie spuszczając wzroku z przeciwnika. Auron podniósł się powoli, w milczeniu patrząc na przeciwnika. Łuk brwiowy wydawał się być rozcięty, jednak z rany nie pociekła ani kropla krwi. Riou wydawało się, że widzi w niej smugę czegoś o tęczowych barwach. Samuraj zdjął czarne okulary, w których pękło prawe szkło, po czym rzucił je na ziemię, nie odrywając wzroku od swojego oponenta. Podniósł swój miecz jedną ręką i położył go na ramieniu.
- Jesteś dobry – powiedział po chwili – Ale takimi ciosami mnie nie pokonasz.
Riou zacisnął palce na swojej broni i ustawił się w pozycji do ataku. Coś głęboko w jego duszy mówiło mu, że musi pokonać tego człowieka, chociaż nic o nim nie wiedział. Chciał go zabić. Ale to uczucie nie było dla niego nowe. Przez tyle lat czuł to samo, czuł piętno przekleństwa noszonego na prawej dłoni. Teraz to wszystko mogło się skończyć.
Ruszył przed siebie szybko. Pochylił się tuż przed przeciwnikiem, mierząc w brzuch prawą dłonią, lecz Auron odsunął się na bok. Riou obrócił się, pchnął w brzuch drugi raz, znowu trafiając jedynie w powietrze. Auron obrócił się wokół własnej osi i ciął horyzontalnie, na wysokości pasa. Chłopak znowu odskoczył dwa kroki do tyłu, w porę zauważając cięcie, po czym wyskoczył, starając się trafić przeciwnika gdy ten nie jest zdolny się obronić. Auron zrobił krok za siebie, szybko zmienił chwyt na rękojeści i wyprowadził drugie, horyzontalne uderzenie. Riou pochylił się nisko, w ostatniej chwili unikając cięcia. Chwilę później poczuł potworny ból, kiedy kolano samuraja uderzyło z wielką siłą w jego twarz. Chłopak padł na ośnieżoną ziemię, przeturlał się szybko za siebie i stanął na nogi. Krew ciekła mu z nosa.
- Jesteś nieuważny – powiedział Auron, po czym ponownie założył miecz na ramię. Lewą rękę wyciągnął przed siebie, a między jej palcami zaczęły się pojawiać iskry. Riou wiedział, że nie ucieknie. Skupił się na tatuażu na swojej dłoni, który zajaśniał nagle bielą, roztaczając wokół niego protekcyjną aurę. Tuż przed tym, jak zaklęcie zamanifestowało się przed nim. Strumień czerwonych płomieniu wystrzelił z dłoni samuraja, z sykiem pochłaniając spadające płatki śniegu. Ogień jednak nie był skierowany w stronę chłopca, tylko w kawałek gruntu tuż przed nim. Auron uśmiechnął się, utrzymując kolumnę ognia, wypalając nią wąski okrąg wokół przeciwnika. Śnieg sublimował z sykiem, wypełniając powietrze gorącą parą, tworzącą z wolna chmurę sztucznej mgły. Riou stał w jej środku, bez skutku starając się dojrzeć co jest poza nią. Usłyszał czyjeś szybkie kroki na śniegu, stał, czekając, zdając się na słuch. Czuł, że jest mu coraz zimniej, a ubranie jest mokre od osadzającej się na niej pary pary i zimnego potu. Cięcie nadeszło z góry, zupełnie niespodziewanie. Auron zaatakował z wyskoku, napierając całą siłą, rozrywając barierę wytworzoną przez chłopaka. Ostrze jego broni wbiło się głęboko w trzymaną w lewej ręce tonfę, którą Riou zasłonil się w ostatniej chwili. Nim ten zdążył cokolwiek zrobić, Auron uderzył go pięścią w brzuch, po czym kopnął w pierś, wyrywając mu z lewej ręki jego broń. Para opadła. Chłopak leżał na ziemi, dysząc ciężko, łapiąc się za bolące żebra. Auron zdjął drewnianą broń z ostrza swojego miecza i wyrzucił ją za siebie.
- Dalej jesteś nieuważny – powiedział, podchodząc bliżej, stając w końcu kilka metrów od swojego przeciwnika. Riou patrzył na niego z zaciśniętymi zębami. Jego siły były na wyczerpaniu.
- Poddaj się, a ocalisz życie – rzekł Auron spokojnym głosem. Riou czuł, że walka jest już właściwie skończona. Ale nie mógł przegrać teraz. Nie po tym wszystkim. Wstał powoli, w prawej ręce dalej ściskając tonfę. Przeciwnik stał tylko z mieczem zarzuconym na ramię, czekając na ruch młodzieńca. Riou stał przez chwilę, rozglądając się dookoła, po czym zmierzył Aurona zimnym spojrzeniem. Wyciągnął prawą dłoń i zbliżył lewą tonfę do twarzy. Tatuaż na prawej dłoni zaczął lśnić.
- To na nic – powiedział Auron, łapiąc rękojeść miecza drugą dłonią, wolnym krokiem zbliżając się do Riou, na którego twarzy widniał wyraz determinacji. Młodzieniec zamknął oczy i wyciągnął rękę w górę. Światło rozbłysło nagle nad jego głową, rodząc długi cień za plecami Aurona. Odbijało się od leżącego dookoła śniegu, pryzmatując na dziesiątki kolorów, rozjaśniając dolinę niczym tysiąc słoń. Auron jęknął i zasłonił lewą dłonią twarz, oślepiony nagłą iluminacją. To wystarczyło. Riou dobiegł do niego w ułamku sekundy, uderzając tonfą raz po raz w brzuch i pierś. Auron upuścił miecz, Riou pochylił się i uderzył z całej siły, prosto w splot słoneczny, czując jak kości pękają pod ciosem. Wojownik jęknął i przewrócił się na kolana, padając w końcu na ziemię. Riou odetchnął głęboko, trzymając się ciągle za brzuch. Padł na kolana i zamknął oczy. W myślach widniał czarny miecz - jego przeznaczenie.