Autor Wątek: Walka XXVI: Auron VS Riou  (Przeczytany 1055 razy)

Offline Ignatius Fireblade

  • Berserker
  • ***
  • Wiadomości: 214
  • Ten, który bywa
    • Zobacz profil
Walka XXVI: Auron VS Riou
« dnia: Marca 04, 2007, 01:55:02 pm »
Stary człowiek samotnie siedział w ciemnym, zapuszczonym pokoju. Fotel bujany skrzypiał pod jego ciężarem, gdy wprawiał obolałe ciało w ruch. Spiker z wiadomości bezpłciowo bełkotał, informując widzów o kolejnych nieszczęściach, które zawsze miały miejsce zagranicą. Życie starca było puste i samotne. Nie miał nikogo, czuł, że jest jak drzewo, rośnie na przekór wszystkim.
Nagle kineskop rozjaśniła niespotykana energia, promień wystrzelił, kierując się prosto do oczu mężczyzny.

Auron znalazł się gdzieś pośrodku ciemnego lasu. Otaczała go cisza nieruchomych drzew, wiatr nie miał wstępu do tego miejsca, omijał brązowe liście i twarde pnie. Ptaki gdzieś zginęły. Mężczyzna, intruz w tym dziwnym miejscu, zrobił krok naprzód i usłyszał chrzęst, gdy jego but miażdżył drobniutkie kości mieszkańców lasu. Już wiedział, gdzie podziały się zwierzęta. Ogromna puszcza umierała, osamotniona.
Tylko, że to ona sama była za to odpowiedzialna.
- Przykry widok, prawda? – usłyszał głos, dochodzący zza ściany drzew.
- Niestety tak, chłopcze – odpowiedział Auron. – Trudno patrzeć na umierające piękno.
- Czemu musimy się zabijać? Dla czyjej rozrywki? – zapytał chłopak, wychodząc z ukrycia. – Riou – powiedział, wyciągając przed siebie dłoń.
- Auron – odparł mężczyzna.
Uścisnęli sobie dłonie, uprzejmie, przez szacunek dla śmierci.
Jednak teraz musieli spełnić obowiązek, który pchał ich coraz dalej.
Auron wyswobodził jedno ramię z rękawa, chwytając rękojeść miecza. Nie zaatakował, czekał na reakcję przeciwnika.
Riou wyciągnął przed siebie pałki tonfa, pokazując mężczyźnie.
- Naprawdę musimy? – zapytał raz jeszcze. – Już nie chcę.
- Wybacz – Druga ręka Aurona wysunęła się spod płaszcza do przodu, mięśnie prawej napięły się i ostrze zatoczyło w powietrzu półokrąg.
Tatuaż na ramieniu dzieciaka zapłonął błękitnym światłem, stawiając tarczę. Stal ześlizgnęła się po gładkiej powierzchni magii. Riou zmrużył oczy i skoczył pomiędzy drzewa, ukrywając się przed przeciwnikiem.
- Dobrze – powiedział Auron, nie kryjąc aprobaty.
Rzucił się w pogoń. Biegł przed siebie, zręcznie omijając drapieżnie wysunięte ramiona drzew. Gdzieś przed nim migotała ciemna sylwetka Riou, skaczącego po gałęziach. Czuł, że podłoże klei się mu do nóg, coraz bardziej zagłębiając intruza w siebie. Las nie chciał ich tu, pragnął pozbyć się życia, zrobić miejsce dla jego przeciwności.
Auron zrozumiał.
Mężczyzna wziął zamach, wbijając miecz w ziemię, używając go do wybicia się. Nogi uderzyły o korę, napięte mięśnie, niczym sprężyny posłały go w górę. Wykonał zgrabne salto i stanął na grubej gałęzi. Usiadł, splatając nogi i kładąc na nich ręce.

Riou obserwował przeciwnika zza drzewa, nie mogąc pojąć dlaczego nagle się zatrzymał. Czemu go nie goni? Czyżby i on chciał jakoś to rozwiązać? Jednak podejrzliwość wzięła górę. Walczą o marzenia, a żadna istota nic bardziej sobie nie ceni. Ale może jednak…
Chłopak wdrapał się wyżej, wsadzając pałki za pasek. Wiedział, że magia go chroni nawet przed sporych rozmiarów mieczem Aurona. Da radę. Musi go pokonać. Cicho przeskoczył na sąsiednie drzewo, zbliżając się do celu. Parę kolejnych skoków i już stał w odległości skutecznego rzutu tonfą. To jest właśnie jego szansa. Wziął zamach i nagle dostrzegł coś, co powinien zobaczyć wcześniej. Między złączonymi dłońmi mężczyzny zebrała się niebieska magia – esencja wody. Najszybciej, jak tylko mógł przywołał ogień.
Wtedy las zafalował. Gałęzie rzuciły się na niego, chcąc rozszarpać źródło największego zagrożenia. Riou szybko ugasił płomień, jednak drzewa zdążyły przebić się przez osłonę, rozszarpując koszulę na boku i raniąc głęboko. Mimo wszystko przeżył, a gdy zniknął płomień i las się uspokoił.
Auron błyskawicznie znalazł się nad nim. Stal uderzyła o tonfy, Riou zdążył w ostatniej chwili. Drugi cios wgryzł się w materiał pałek, przecinając je do połowy. Chłopak szarpnął, wyrywając broń z rąk Aurona. Dekoncentracja to luksus, na który niewielu może sobie pozwolić i przeżyć.
Miecz spadł pomiędzy drzewa, a ich korzenie poruszyły się, oplatając kolejnego intruza. Mężczyzna zeskoczył z gałęzi, wbijając się po pas w podłoże. Czuł, jak mech ściska go, chcąc udusić. Jednak wiedział, co ma zrobić. Szarpnął się, opuszkami palców muskając rękojeść. Powtórzył to, tym razem znajdując pewny chwyt.
Jego bok przeszył tępy ból, gdy tonfa trafiła w miękkie miejsce poniżej żeber. Słyszał ciężki oddech chłopaka i wiedział, że jest w wielkich kłopotach. Spróbował się odwrócić i zasłonić mieczem, lecz Riou był szybszy. Pałka uderzyła mężczyznę w głowę. Krew chlusnęła na ziemię, zraszając mech. Las zafalował raz jeszcze. Uścisk imadła nieco się poluzował. Jednak wystarczyło to, by oszołomiony Auron wypełznął z więzienia.
Riou zdawał się być pewny zwycięstwa, więc uderzył w kolano przeciwnika. Kość strzeliła, niczym suchy patyk, wykręcając kończynę pod zaskakującym kątem. Auron krzyknął, wstyd palił jego wnętrzności.
- Przecież nie chciałeś walczyć – wysyczał, sam nie wiedząc czemu.
- Ale jeśli mam szansę wygrać, to nie ma problemu – roześmiał się chłopak.
- Właśnie to chciałem usłyszeć.
Auron przeturlał się na bok, chroniąc złamaną nogę i wyprostował rękę. Pomiędzy palcami wirował przygotowany czar.
Riou rozszerzył oczy ze zdziwienia, gdy strumień wody pomknął w jego stronę. Został uderzony prosto w brzuch, a siła zaklęcia rzuciła nim o drzewo. Powietrze opuściło jego ściśnięte płuca, jakby był przekłutym balonem. Leżał, cały przemoczony, a Auron o tym wiedział.
- Blizzard – szepnął mężczyzna, a kryształki lodu oblepiły ciało chłopca.
Auron przygotował miecz do pchnięcia, jednak zawahał się, widząc, jak las zaczyna połykać bryłę lodu. Kucnął przy zamrożonym chłopcu.
- Nie zabiję cię, Riou. Walczyłeś dobrze, więc zostawię ci szansę. Ten lód za jakiś czas stopnieje i, jeśli do tej pory nie zostaniesz połknięty, może przeżyjesz – szeptał, wiedząc, że uwięziony chłopak go słyszy. – Żegnaj.

Błysk opuścił starszego mężczyznę, który nagle poczuł, że jest mu bardzo zimno. Zupełnie, jakby ktoś wbił mu w głowę sopel lodu.
Gdy rozum śpi, budzą się upiory.
Goya

Offline Tantalus

  • Master Engineer
  • Redaktor+
  • ************
  • Wiadomości: 4470
  • Idol nastolatek
    • Skype
    • Zobacz profil
Odp: Walka XXVI: Auron VS Riou
« Odpowiedź #1 dnia: Marca 05, 2007, 12:04:25 am »
Kilka samotnych drzew przecinało pejzaż, stanowiąc jedyne rzecz, o jakie można było zaczepić wzrok. Gdyby nie one, trudno byłoby ustalić gdzie tak naprawdę znajduje się horyzont na tej śnieżnej równinie. Szare, prawie białe niebo było wręcz nienaturalnie jednolite, obserwator nie potrafiłby nawet ustalić gdzie jest słońce, zasłonięte przez warstwę chmur. Dziewiczy śnieg leżał wszędzie, a nowe płatki spadały z wolna w całkowitej ciszy. Nawet wiatr zapomniał o tym miejscu, które sprawiało wrażenie, jakby żaden człowiek nigdy nie zatrzymał na nim spojrzenia.

W miejscu na równinie, którego nie dało się określić wobec żadnych punktów odniesienia, coś błysnęło. Nie był to błysk taki, jak podczas błyskawicy, raczej coś, co odbywa się jednocześnie we wszystkich miejscach, starając się wypełnić światłem całą przestrzeń. Błysk trwał tylko ułamek sekundy, ale na śnieżnym pustkowiu nie było nikogo, kto zwróciłby na niego uwagę nawet, gdyby światło oślepiało dłużej. A jednak, dwie sylwetki stały teraz na przeciw siebie, oddalone o kilkanaście metrów, rozglądając się dookoła. Wysoki mężczyzna w czerwonym stroju stał spokojnie, z wielkim mieczem opartym na prawym ramieniu. Lewą dłonią poprawił czarne okulary zakrywające zimne oczy. Mierzyły właśnie w młodzieńca, o krótkich, czarnych włosach, którego głowę na wysokości czoła ochraniała metalowa ozdoba w kształcie obręczy, opinając czaszkę. Nosił czerwony bezrękawnik i żółtą chustę na szyi, a w obu rękach trzymał dwie największe tonfy, jakie Auron w życiu widział. Jego ciemne oczy odwzajemniły spojrzenie.

Nie czekali dłużej. Auron ruszył przed siebie biegiem, ciągle trzymając miecz na ramieniu. Szybko skracał dystans, widząc pochyloną sylwetkę przeciwnika na tle spadających powoli płatków śniegu. Dynamicznie chwycił ostrze drugą ręką i wymierzył potężne cięcie skośne z pełnego wymachu. Riou odskoczył dwa kroki za siebie i natarł szybko, zanim Auron zdołał wykonać drugie cięcie. Uderzył dwa razy w brzuch, tuż pod żebrami, szybkim ciosem sierpowym uderzył oponenta w twarz. Mężczyzna padł na śnieg, swój wielki miecz wypuszczając z ręki. Riou zakręcił w rękach dwoma tonfami i odsunął się kilka metrów, nie spuszczając wzroku z przeciwnika. Auron podniósł się powoli, w milczeniu patrząc na przeciwnika. Łuk brwiowy wydawał się być rozcięty, jednak z rany nie pociekła ani kropla krwi. Riou wydawało się, że widzi w niej smugę czegoś o tęczowych barwach. Samuraj zdjął czarne okulary, w których pękło prawe szkło, po czym rzucił je na ziemię, nie odrywając wzroku od swojego oponenta. Podniósł swój miecz jedną ręką i położył go na ramieniu.
- Jesteś dobry – powiedział po chwili – Ale takimi ciosami mnie nie pokonasz.
Riou zacisnął palce na swojej broni i ustawił się w pozycji do ataku. Coś głęboko w jego duszy mówiło mu, że musi pokonać tego człowieka, chociaż nic o nim nie wiedział. Chciał go zabić. Ale to uczucie nie było dla niego nowe. Przez tyle lat czuł to samo, czuł piętno przekleństwa noszonego na prawej dłoni. Teraz to wszystko mogło się skończyć.
Ruszył przed siebie szybko. Pochylił się tuż przed przeciwnikiem, mierząc w brzuch prawą dłonią, lecz Auron odsunął się na bok. Riou obrócił się, pchnął w brzuch drugi raz, znowu trafiając jedynie w powietrze. Auron obrócił się wokół własnej osi i ciął horyzontalnie, na wysokości pasa. Chłopak znowu odskoczył dwa kroki do tyłu, w porę zauważając cięcie, po czym wyskoczył, starając się trafić przeciwnika gdy ten nie jest zdolny się obronić. Auron zrobił krok za siebie, szybko zmienił chwyt na rękojeści i wyprowadził drugie, horyzontalne uderzenie. Riou pochylił się nisko, w ostatniej chwili unikając cięcia. Chwilę później poczuł potworny ból, kiedy kolano samuraja uderzyło z wielką siłą w jego twarz. Chłopak padł na ośnieżoną ziemię, przeturlał się szybko za siebie i stanął na nogi. Krew ciekła mu z nosa.
- Jesteś nieuważny – powiedział Auron, po czym ponownie założył miecz na ramię. Lewą rękę wyciągnął przed siebie, a między jej palcami zaczęły się pojawiać iskry. Riou wiedział, że nie ucieknie. Skupił się na tatuażu na swojej dłoni, który zajaśniał nagle bielą, roztaczając wokół niego protekcyjną aurę. Tuż przed tym, jak zaklęcie zamanifestowało się przed nim. Strumień czerwonych płomieniu wystrzelił z dłoni samuraja, z sykiem pochłaniając spadające płatki śniegu. Ogień jednak nie był skierowany w stronę chłopca, tylko w kawałek gruntu tuż przed nim. Auron uśmiechnął się, utrzymując kolumnę ognia, wypalając nią wąski okrąg wokół przeciwnika. Śnieg sublimował z sykiem, wypełniając powietrze gorącą parą, tworzącą z wolna chmurę sztucznej mgły. Riou stał w jej środku, bez skutku starając się dojrzeć co jest poza nią. Usłyszał czyjeś szybkie kroki na śniegu, stał, czekając, zdając się na słuch. Czuł, że jest mu coraz zimniej, a ubranie jest mokre od osadzającej się na niej pary pary i zimnego potu. Cięcie nadeszło z góry, zupełnie niespodziewanie. Auron zaatakował z wyskoku, napierając całą siłą, rozrywając barierę wytworzoną przez chłopaka. Ostrze jego broni wbiło się głęboko w trzymaną w lewej ręce tonfę, którą Riou zasłonil się w ostatniej chwili. Nim ten zdążył cokolwiek zrobić, Auron uderzył go pięścią w brzuch, po czym kopnął w pierś, wyrywając mu z lewej ręki jego broń. Para opadła. Chłopak leżał na ziemi, dysząc ciężko, łapiąc się za bolące żebra. Auron zdjął drewnianą broń z ostrza swojego miecza i wyrzucił ją za siebie.
- Dalej jesteś nieuważny – powiedział, podchodząc bliżej, stając w końcu kilka metrów od swojego przeciwnika. Riou patrzył na niego z zaciśniętymi zębami. Jego siły były na wyczerpaniu.
- Poddaj się, a ocalisz życie – rzekł Auron spokojnym głosem. Riou czuł, że walka jest już właściwie skończona. Ale nie mógł przegrać teraz. Nie po tym wszystkim. Wstał powoli, w prawej ręce dalej ściskając tonfę. Przeciwnik stał tylko z mieczem zarzuconym na ramię, czekając na ruch młodzieńca. Riou stał przez chwilę, rozglądając się dookoła, po czym zmierzył Aurona zimnym spojrzeniem. Wyciągnął prawą dłoń i zbliżył lewą tonfę do twarzy. Tatuaż na prawej dłoni zaczął lśnić.
- To na nic – powiedział Auron, łapiąc rękojeść miecza drugą dłonią, wolnym krokiem zbliżając się do Riou, na którego twarzy widniał wyraz determinacji. Młodzieniec zamknął oczy i wyciągnął rękę w górę. Światło rozbłysło nagle nad jego głową, rodząc długi cień za plecami Aurona. Odbijało się od leżącego dookoła śniegu, pryzmatując na dziesiątki kolorów, rozjaśniając dolinę niczym tysiąc słoń. Auron jęknął i zasłonił lewą dłonią twarz, oślepiony nagłą iluminacją. To wystarczyło. Riou dobiegł do niego w ułamku sekundy, uderzając tonfą raz po raz w brzuch i pierś. Auron upuścił miecz, Riou pochylił się i uderzył z całej siły, prosto w splot słoneczny, czując jak kości pękają pod ciosem. Wojownik jęknął i przewrócił się na kolana, padając w końcu na ziemię. Riou odetchnął głęboko, trzymając się ciągle za brzuch. Padł na kolana i zamknął oczy. W myślach widniał czarny miecz - jego przeznaczenie.
« Ostatnia zmiana: Marca 05, 2007, 12:17:11 am wysłana przez Tantalus »