Autor Wątek: Walka XIX: Tidus VS Seifer  (Przeczytany 1092 razy)

Offline Yuzuriha

  • Dead Shadow
  • SemiRedaktor
  • *********
  • Wiadomości: 1742
  • Let's go together ... in to the darkness
    • Zobacz profil
    • http://www.deadshadow666.deviantart.com/
Walka XIX: Tidus VS Seifer
« dnia: Lutego 11, 2007, 06:16:30 pm »
To był kolejny nudny dzień w Balamb Garden, siedziałam przy jednym ze stolików z przyjaciółkami w kawiarence, jak zwykle gadały coś o chłopakach, ale w tamtej chwili nie bardzo się im przysłuchiwałam, bardziej martwiły mnie przyszłe egzaminy na SeeD. Z nudów błądziłam wzrokiem po sali, gdy zatrzymałam go na pierwszej wchodzącej osobie do środka. Na moje nieszczęście był to Seifer Almasy, jak zwykle ubrany w swój biały, długi płaszcz z czerwonymi krzyżami na ramionach. Jakoś za nim nie przepadam, może dlatego, że lubi wszczynać bójki i jest niezdyscyplinowany? Za nim szli Fujin i Raijin, jego wierni przyjaciele, aż dziwne, że ich ma. Niestety moje obserwacje przerwał dźwięk alarmu, powtarzający coś o jakimś intruzie w ogrodzie. Kazano nam udać się do pokoi i nie wychodzić z nich, aż do odwołania. W końcu coś zaczęło się dziać, a ja nie miałam zamiaru chować się po kątach. Widziałam jak Seifer i jego kumple biegną w stronę sali treningowej, oczywiście zaczęłam ich śledzić. Bardzo intrygowało mnie kto, lub co wdarło się do ogrodu. Na miejscu był już Seifer, zdziwił mnie jednak fakt, że jego przyjaciele leżą nieprzytomni po bokach ścieżki, czyżby przeciwnik był aż taki silny? Z mojego punktu obserwacji nie widziałam zbyt wiele, postanowiłam podejść bliżej chowając się za najbliższym głazem. W końcu mogłam dojrzeć intruza. O dziwo był to młody, ciemno skóry chłopak, o blond włosach i niebieskich oczach, miał na sobie czarne spodnie i żółtą kamizelkę odkrywająca klatkę piersiową. Lewą ręką podpierał się z boku w drugiej zaś trzymał długi miecz, którego ostrze wyglądem przypominało lód. Koło Seifera stał wbity w ziemię jego Gunblade. Chłopak przedstawił się jako Tidus, zaczął mówić coś o turnieju tytanów i o tym, że szukał właśnie Seifera. Nic z tego nie rozumiałam, ale Almasy najwidoczniej wiedział o co chodzi, poprawił rękawiczki i wyciągnął miecz z ziemi kierując jego ostrze w stronę chłopaka mówiąc " w takim razie to ty jesteś moim następnym przeciwnikiem". Chłopak dziwnie zaregował na widok Gunblade'a.
- Znów ten miecz ... - powiedział jakby lekko znudzony.
Seifer spojrzał na niego zdziwiony, chłopak ciągnął dalej.
- Mój poprzedni przeciwnik też używał takiego miecza.
- Czy to nie był Squall ? - powiedział Seifer z niedowierzaniem w głosie.
- Nie mam pojęcia - odpowiedział mu Tidus - nie zdążył mi się przedstawić. - uśmiechnął się.
Niestety nie widziałam reakcji Seifera, ale podejrzewam, że wcale nie był zadowolony tym faktem, jeśli ten chłopak pokonał Squalla to znaczy, że musi być naprawdę dobry, lub miał dużo szczęścia. Po chwili Almasy zaszarżował na niego, jednak Tidus bez problemu ominął jego cios, robiąc unik w bok. Seifer znów cioł, tym razem poziomo, ale chłopak wciąż omijał jego ciosy z gracją i najwidoczniej nie robiły one na nim żadnego wrażenia. Wyglądał jakby szukał słabych punktów przeciwnika, a może po prostu obawiał się Gunblade'a? W końcu ich miecze zwarły się w uścisku. Tidus musiał przytrzymać miecz wolną ręką, najwidoczniej nie był taki silny na jakiego wyglądał. Seifer chyba na to czekał, trzymając Gunblade jedna ręką wciąż napierał na przeciwnika przypierając go do ziemi. W jego lewej dłoni zaczęło kumulować się nikłe światło, które po chwili zamieniło się w płomień. Seifer posłał pocisk prosto w chłopaka, wybuch odrzucił Tidusa na kilka metrów, pozbawiając go lodowego ostrza. Ciemno skóry podniósł się do pozycji siedzącej, trzepiąc lekko głową. Almasy już na niego biegł, chłopak zauważył go w ostatniej chwili i odturlał się na bok. Niedaleko niego leżało lodowe ostrze, próbował się do niego zbliżyć, niestety bez owocnie, ponieważ Seifer skutecznie mu to uniemożliwiał, posyłając w jego stronę ogniste pociski. Tidus stał bezbronny na środku pola bitwy, na twarzy blondyna wykwitł wredny uśmiech, był pewny wygranej. Wcale mi się to nie podobało, zaczynałam już lubić Tidusa i miałam nadzieję, że to on wygra tą walkę. Almasy podszedł wolnym krokiem w kierunku bezbronnego chłopaka, zarzucając sobie nonszalancko miecz na ramie.
-  Spodziewałem się po tobie czegoś więcej. - powiedział śmiejąc się.
Tidus zacisnął zęby, na jego twarzy malowała się determinacja. Spróbował po raz kolejny dosięgnąć swojego oręża, lecz Seifer musiał to przewidzieć, ponieważ rzucił się w jego kierunku. Zamachnąwszy się na niego mieczem, cioł przez twarz chłopaka, ale drasnął go tylko czubkiem ostrza w policzek. Tidus musiał omijać jego ciosy, oddalając się tym samym od swojego miecza, gdyby nie uniki najpewniej zginął by przy pierwszym zadanym ciosie przez Almasy'ego. Seifer napierał na niego coraz bardziej, mogłam tylko przypuszczać, że Tidus jest już bardzo zmęczony ciągłym unikaniem śmiertelnych ciosów, które z każdym razem zdawały się być coraz bliżej niego. Kolejny cios kierowany był w brzuch chłopaka, Seifer pewnie chciał go przeciąć na pół, ale ciemno skóry zrobił coś czego się nie spodziewałam, Seifer zapewne także. Gdy ostrze było blisko celu, Tidus wyskoczył w powietrze robiąc salto głową w dół. Krawędź ostrza gunblade'a musnęła tylko kosmyki jego włosów, to była bardzo niebezpieczna akcja, aż zaparło mi dech z wrażenia. W tej chwili Tidus znalazł się po drugiej stronie przeciwnika i miał czyste pole by dostać się do swojego miecza. Podbiegł do niego i turlając się w jego kierunku, zebrał ostrze z ziemi, po chwili wychamował i z impetem biegł na Seifera. Zaskoczony takim obrotem wydarzeń, zdążył się tylko odwrócić. Tidus cioł go przez klatkę piersiową, widziałam jak trysnęła krew zalewając jego biały płaszcz purpurą, nie był to zbyt miły widok. Almasy uciekł uskakując w tył. Dyszał ciężko, lewą ręką trzymając w miejscu gdzie teraz znajdowała się nieładna rana. Tidus znów zaatakował, Seifer osłonił się Gunblade'em, trzymając ostrze oburącz, chłopak jednak wciąż na niego napierał, aż dopchnął go do skalnej ściany, uniemożliwiając mu tym samym jakąkolwiek ucieczkę. Widziałam jak Seifer słabł z każdą chwilą, ręce zaczęły mu się trząść, a rana bardziej krwawiła. Nagle odepchnął Tidusa ciosem z kolana, przez co ciemno skóry stracił na chwilę równowagę, zaraz za nim posłał kolejny płomień, rzucając się na ślepo za pociskiem. Z mojej perspektywy widać było, że Tidus ominął pocisk i popchnął barkiem pędzącego Seifera spowrotem na ścianę. Musiał uderzyć o nią z dużą siłą, gdyż stracił przytomność i usiadł pod ścianą bez władnie na ziemię. Z tąd było widać, że na ścianie znajduje się krew, najprawdopodobniej Seifer uderzył o nią głową. Tidus podszedł do niego, niestety w tej chwili potrąciłam jakiś kamień i jego wzrok padł w moją stronę. Przestraszona chciałam się wycofać, ale usłyszałam za sobą zbliżające się kroki, prawdopodobnie SeeD'ów, którzy wciąż szukali intruza. Spojrzałam w kierunku wyjścia, by ocenić moje szanse na ucieczkę, lecz gdy znów wróciłam wzrokiem na chłopaka, jego już nie było. Seifer jednak wciąż siedział w miejscu, w którym został pokonany.

Offline Solidus

  • This is no Zaku boy... NO ZAKU!
  • SuperMod
  • **********
  • Wiadomości: 2723
    • Zobacz profil
Odp: Walka XIX: Tidus VS Seifer
« Odpowiedź #1 dnia: Lutego 11, 2007, 06:19:13 pm »
- Cholera ! Za dużo ich jest !
- Ostrzał artyleryjski na sektor Zulu Tango Charlie Jeden Jeden ! Szybko zanim nas powyżynają !
- MEDYK !
- Kolejny punkt obronny został utracony ! Gdzie są posiłki ?!
Przez niegdyś spokojną nizinę Balamb przewijały się teraz jedynie krzyki i eksplozje. Zieloną trawę pokryły trupy, a małe miasteczko portowe stało się prowizoryczną fortecą.
- Skąd oni do cholery są ?! Nigdy nie widziałem takich strojów ! - krzyczał jeden z żołnierzy przysłany z Dollet. Nie wiadomo jak, nie wiadomo skąd dwa tygodnie temu w okolicach Trabii pojawiło się tajemnicze wojsko doszczętnie niszcząc powracający do życia "Ogród". W ciągu kilku dni przejęli cały kontynent. Wszystkie ataki na ich bazę spełzały na niczym. Jedyny ocalały żołnierz z Galbadii potrafił wymówić tylko jedno słowo - "Spira" po czym wyzionął ducha. Następnym celem tajemniczych sił była wyspa Balamb.
- Szybko ! Zabierzcie wszystkich rannych spowrotem do miasta ! Reszta niech nie wychodzi z okopu ! - krzyczał młody blondyn. Odziany był w szary płaszcz z czerownym krzyżem na plecach, granatowe spodnie i ciemną koszulę. Jego czoło szpeciła długa blizna kierująca sie w stronę nosa.
- Pułkowniku Almasy ! Posiłki dotarły do Balamb ! Będą tutaj za pół godziny ! - krzyczał spec od telekomunikacji.
- Dobrze ! Wysyłajmy ich porcjami ! Byle byśmy nie szarżowali ! - odpowiedział mu Seifer po czym dodał szeptem - Już popełniłem ten błąd w przeszłości...nie chcę go powtarzać. - Młodzian chwycił swój miecz i wykonał szybkie poziome cięcie. Jeden z wrogich żołnierzy padł przed nim rozcięty wpół.
- Cholera...dostali się już tutaj ? Wszystkie jednostki ! Odwr...- zaciął się w momencie kiedy słońce przyciemnił mu ogromny cień. Spojrzał na niebo i zobaczył gigantyczny, latający statek. Pierwszy raz widział taki model, ale nie wróżył on nic dobrego. Nagle w statku otworzyły się dziesiątki włazów. Z kilku z nich wystrzeliły w ziemię harpuny łączące się ze statkiem za pomocą grubych lin i wbiły sie w ziemię. Z reszty włazów otworzono ogień. Wtem z Seifer zauważył jak po jednej z lin zaczyna zjeżdżać jakaś osoba. Chłopak przeczekał aż ustanie ostrzał ze statku i wybiegł z okopu tnąc wrogów swoim mieczem. Wkońcu dobiegł do harpunu, po którym zjechała tajemnicza postać. Wokół było pusto. Wtem usłyszał świst. Obrócił się i spojrzał na namierzającą go lufę wystającą ze statku. Blondyn wykonał szybki przewrót i cudem uniknął ołowianej śmierci. Szybko wstał z ziemi i wbiegł do znajomej jaskini. To tutaj odbywały się testy uczniów z Ogrodu Balamb. Nagle rozległ się śmiech. Zza skały wyszedł młody chłopak, chyba w wieku Seifera. Podobnie jak on też miał blond-włosy. Miał na sobie krótkie, czarne spodnie przypominające ogrodniczki i żółtą kamizelkę.
- Czego chcesz ? - zapytał się Seifer
- Hm...? Ah, do mnie mówisz ? - odpowiedział mu chłopak po czym rozejrzał się o dodał pogardliwie - Chyba do mnie, skoro nie ma tu nikogo innego. Wiesz...sam nie wiem po co to wszystko, ale tak kazała mi moja dziewczyna. Choć moim głównym zadaniem jest zabicie ciebie, Seifer, a zajęcie świata jest raczej celem drugorzędnym. Jak już mówiłem...nie wiem po co to wszystko, ale skoro Yuna mi kazała to zrobić...Przykro mi, stary. - powiedział chłopak po czym wyciągnął zza pleców długi, niebieski miecz.
- A, zapomniałem o formalnościach. Nazywam się Tidus. - dodał po czym wyciągnął drugą ręką dziwną piłkę i cisnął nią w Seifera. Chłopak na szczęście szybko zorientował się w sytuacji i dynamicznym ruchem przeciął lecącą w jego stronę piłkę. Wykonał szybki blok zatrzymując szarżującego w jego stronę przeciwnika.
- Nie martw się...załatwimy to szybko. - powiedział Tidus po czym odskoczył od przeciwnika - Wiesz, sam też byłem przez chwilę...martwy...ale jakoś poskładali mnie do kupy. - dodał z cwaniackim uśmieszkiem.
- Tak ? No to niech lepiej przyszykują więcej nici, bo dzisiaj wrócisz do swoich, ale w czarnym woreczku ! - odpowiedział mu Siefer z podobnym uśmiechem po czym z jego dłoni wystrzeliła kula ognia. Tidus podskoczył wysoko w górę unikając czaru, ale trafiając głową w twardy strop. Upadł na ziemię po czym złapał się za głowę. Poczuł jak po twarzy zaczyna cieknąć mu krew.
- Hahaha ! Zakończmy może już ten cyrk, hm cieniasie ? - powiedział Seifer podchodząc do młodego blondaska chcąc zadać mu śmiertelny cios. Tidus jednak nie zamierzał się poddawać. Wykonał szybkie podcięcie i posłał Seifera na ziemię.
- Ty mała mendo ! - krzyknął chłopak słysząc jedynie śmiech swojego przeciwnika. Szybko wstał z ziemi i zamachnął się mieczem. Tidus odskoczył, ale na jego klatce piersiowej pojawiła się drobna czerwona smuga. Z dłoni Tidusa wystrzeliła ognista kula trafiając w ziemię przed Seiferem. Podmuch eksplozji wyrzucił go z jaskini. Przeciwnik ruszył za nim. Obaj znaleźli się na otwartej przestrzeni. Tidus podszedł do leżącego Seifera i podniósł miecz. Wtem rozległ się głośny huk. Zdezorientowany chłopak spojrzał w strone swojego statku. Z jego lewej burty wydobywał sie dym. Nagle wyłonił się zza niego kolejny, mniejszy latający statek. Był on cały czerwony i swym wyglądem przypominał smoka. To był Ragnarok. Pojazd wykonał szybki obrót po czył oddał strzał laserem w przód statku wroga trafiając go w część, która zdawała sie być tarasem. Był on za szybki, aby mogły go namierzyć wrogie działa. Sama latająca forteca nie mogła uciec. Liny zbyt mocno trzymały harpuny, które wbiły się wyjątkowo głęboko w ziemię.
- Fahrenheit...nie ! - krzyknłął Tidus przerażony widokiem - Co to do cholery jest ?! - dodał.
- Heh...nie spieszyliście się... - odpowiedział Seifer.
- Co ?! - krzyknął przeciwnik szybko wbijając miecz w Seifera. Jednak jego tam już nie było. W tym momencie Tidus poczuł parzący ból, któy szybko rozszedł się po całym ciele. Wykorzystując okazję Seifer zaszedł swojego wroga od tyłu i przebił go mieczem na wylot.
- Y...Yuna...- resztką sił powiedział Tidus. Jego ciało zsunęło się z miecza i upadło bezwładnie na ziemię. Seifer wyciągnął do niego dłoń, po czym wyleciała z niej struga ognia.
- Poskładajcie go teraz...-odpowiedział.
Seifer spoglądał w niebo kiedy Ragnarok oddał strzał prosto w kokpit Fahrenheit'a. Ogromna latająca forteca zaczęła spadać. Resztki wrogiej armii próbowały sie chować w pobliskim lesie. Ich dowódca zginął i ich morale spadło niemalże do zera. Wrogowie zniknęli tak szybko jak się pojawili. Skąd oni byli ? Kim była Yuna ? Kim oni byli ? Seifer miał to gdzieś.
« Ostatnia zmiana: Lutego 11, 2007, 06:20:32 pm wysłana przez DarkButz »
One little, two little, three little furries
Four little, five little, six little furries
Seven little, eight little, nine little furries
Ten little furry fags.
KILL EM!
Ten little, nine little, eight little furries
Seven little, six little, five little furries
Four little, three little, two little furries
One little furry fag.
ANYONE WANT TO DO THE HONORS?