Była przepiękna noc, gwiazdy świeciły na firnamencie, nie było ani jednej chmurki. Żadne znaki na niebie i ziemi nie dawały do zrozumienia, że coś się dziś stanie.
Przez polanę biegła jakaś zakapturzona postać, która wyraźnie czegoś szukała.
-Jest! Nareszcie znalazłem to drzewo.-powiedziała tajemnicza osoba, przy czym otwarła kieszeń i wyciągneła jakiś papier,na którym było coś napisane.-A więc siedemnaście kroków na północ, pięć na wschód...-czytając ze skrawka kartki, zapatrzony osobnik dotarł do samotnie leżącego na pośrodku polanie głazu.
Tajemnicza postać zdjęła kaptur, a pod nim kryła sie twarz młodzieńca o długich blond włosach i niebieskich oczach. Jowy Atreides,bo tak nazywał się ów młody chłopak zrzucił pelerynę, na plecach przywiązany miał długi kij. Blondyn wziął kilka dużych oddechów i dotknął kamień,w chwili zetknięcia się dłoni z zimną powierzchnią głazu wszystko wokół Jowy'ego zaczęło wirować.
Atreides upadł na coś twardego, kiedy otworzył oczy zobaczył, że jest w przestrzeni kosmicznej. Powolutku wstał, jakby bał się ze zleci,ale nic takiego się nie wydarzyło. Nagle przed nim pojawiła się twarz boga, którego dobrze znał ponieważ to on dał mu kartkę z tymi wszystkimi wytycznymi jak tu trafić.
-Kim jest mój przeciwnik?-zapytał się Jowy.
-Raczej chciałeś powiedzieć przeciwniczka-poprawił go bóg.
Jowy już chciał otworzyć buzię, gdy obok niego spadła jakaś dziewczyna, która miała ciemne włosy i czerwone oczy. Ubrana ona była w krótką bluzeczkę na ramiączkach i w krótkie spodnie. Na rękach miała dziwne rękawice.
-To jest Tifa Lockhart-powiedział cicho Jowy'emu bóg zanim rozpłynął się w powietrze.
-Ty masz być moim przeciwnikiem,przecież jesteś tylko dzieckiem-powiedziała Tifa.
Jowy nic nie dopowiedział wziął kij i przygotował sie do walki.
-Zaczynajcie-powiedział jeden z bogów.
Ciemnowłosa poprawiła rękawice i natarła na Jowy'ego, jej pięści były niewiarygodnie szybkie, Atreides bronił się kijem,ale to nie wystarczyło. W końcu upadł na ziemię.
-Nie wiedziałam, że walka tak szybko sie skończy-powiedziała lekko zażenowana Tifa.
-To źle wiedziałaś!-odkrzyknął Jowy, który wstał i podniósł prawą rękę do góry-Dark Sword Rune użycz mi swojej mocy!-krzyknął młody chłopak.
Wokół Tify pojawiły sie miecze, które na nią szybko natarły. Lockhart skupiła energie magiczną do obrony .Wszystkie trafiły idealnie,ale ciemnowłosa wstała jakby nic się jej nie stało.
-To wszystko co masz?-zapytała Tifa, która wypuściła ogniste kule ze swych rąk.
Jowy cudem uniknął zderzenia z destrukcyjną siłą natury, ale w tym czasie Tifa zadała mu cios w brzuch i jeszcze w głowę. Siła ciosu była tak mocna, że Jowy poleciał kilka metrów do tyłu.. Ostatni atak przeciwniczki dał mu sie we znaki. Atreides podniósł się powoli i skupił swoja cała energie magiczną na ostatni atak. Lockhart już chciała sie skupić na obronie gdy nagle znieruchomiała, tak jakby jakaś siła ją trzymała.
Wokół Jowy'ego pojawiło się tysiące bronie, które poleciały na Tife. Nie było szans przeżyć tego ataku, prawie nic nie zostało z ciemnowłosej dziewczyny.
-Przepraszam Cię,ale musiałem-powiedział cicho Jowy, który podniósł jedną z rękawic Tify i schował ją do kieszeni.
Wszystko znowu zawirowało i Atreides znalazł się w swoim łóżku.
Jowy długo nie spał, bo co chwile rozmyślał o bogach, o Turnieju Tytanów, w końcu usnął błogim snem i kiedy sie obudził rano prawie nic nie pamiętał z walki, którą stoczył nie tak dawno temu.