Świeżo napisany tekst,napisany pod wpływem pewnego rysunku. Rzecz, z której byłem średnio zadowolony, ale zebrała kilka całkiem przyjemnych komentarzy, więc uznałem, że ją opublikuję tu i ówdzie.
Yuri, więc jeśli to komuś przeszkadza, niech nie czyta, nie zmuszam.
Aha, grafika:
http://www.deviantart.com/deviation/46370837/ - ilustracja okładkowa
http://www.deviantart.com/deviation/46372341/ - ilustracja wewnętrzna
Powrót do przeszłościAmi podeszła do biurka, czując jak promienie porannego słońca powoli pojawiają się na jego blacie a następnie dotykają jej ramion. Pamiętała, wczoraj mówili w telewizji, że zapowiada się ciepły dzień. Sięgnęła dłonią, choć sama nie wiedziała po co – po prostu czuła potrzebę wykonania ruchu. Wstała, gdy za jej plecami cicho otworzyły się drzwi. Odwróciła się, dostrzegłszy Michiru, poczuła, że przez chwilę na jej policzkach wykwita delikatna czerwień. Ale tylko na chwilę. Uśmiechnęła się, odpowiadając tym samym na jej uśmiech. Jej wzrok płynął po opadających na ramiona, jasnych, pobłyskujących delikatną, morską zielenią włosach, potem niżej i niżej. Przez chwilę stały na przeciwko siebie, uśmiechając się. Podniosła wzrok, ponownie na jej oczy, brwi, czoło, by ponownie zatopić się w toni jej włosów. Nie potrafiła ponownie spojrzeć w jej oczy, dlatego przeniosła spojrzenie ku dużej, morskiej muszli, którą tamta trzymała w dłoni.
- Może herbaty? – spytała, zwracając się ku biurku, na którym stały filiżanka, dzbanek i cukierniczka. Gdy usłyszała własny głos, ze zdumieniem stwierdziła, że nie rozpoznaje jego brzmienia. Mówiła tak, jakby nie była sobą. Na ledwie widoczne kiwnięcie głową uniosła dzbanek i nalała herbaty do filiżanki. Stała do niej tyłem, czując na sobie jej wzrok. Czerpała z tego dziwną, nieznaną wcześniej przyjemność. Fakt bycia obserwowaną nie był dla niej czymś nowym, ale po raz chyba pierwszy w życiu nie przynosił zakłopotania. Trwało to ledwie chwilę, ale i tak miała wrażenie, że stoi do niej tyłem całą wieczność. Momentalnie odwróciła się, zbliżyła i pocałowała ją w policzek. Poczuła jej zapach, ciepło jej skóry.
Odsunęła się, jakby przerażona własną śmiałością. Raz jeszcze patrzyły na siebie, po czym Michiru podeszła do niej i objęła ją, tuląc do siebie. Zamknęła oczy, czerpiąc z bliskości bezpieczeństwo i radość. Gdy je otworzyła, uniosła wzrok, napotykając jej oczy. Było w nich coś, co sprawiało, iż wiedziała, że nigdy jej nie opuści. Pocałowała ją w szyję a następnie w usta, ich wargi rozwarły się, przyjmując pocałunek. Nigdy wcześniej Ami nie czuła się tak bezpieczna, nie sądziła, że ktoś da jej aż tyle, nie żądając nic w zamian.
Po chwili Michiru delikatnie rozluźniła uchwyt. Podeszła do biurka i sięgnęła po filiżankę herbaty. Usiadła na krześle, Ami zaś usadowiła się obok niej. Patrzyła w nią i widziała tylko ją, jej włosy, oczy, usta, ramiona. Chciała czuć ją koło siebie, położyła dłoń na jej ręce, gładząc jej delikatną cerę. Póki jej dotykała, wiedziała, że to wszystko dzieje się na prawdę, ona naprawdę tam siedzi.
Michiru, pijąc herbatę, opowiadała o swoich planach. Choć niedawno wróciła, już teraz wiedziała, że nie pozostanie tu zbyt długo. Położyła na biurku dużą muszlę, która kiedyś znalazła na plaży, w czasach kiedy jeszcze wszystkie tam chodziły. Pamiętała doskonale, że Ami była oczarowana szumem wydobywającym się z wnętrza i obiecała, że przywiezie tą muszlę następnym razem. Po drodze powtarzała sobie, że przynajmniej taką pamiątkę jej zostawi. A gdy wróci, znowu będą się sobą cieszyć.
Ami wstała, widząc puste filiżanki i udała się do kuchni po więcej herbaty. Poruszała się jak w transie, niemal nie czuła gdy jej nagie stopy dotykały najpiew miękkiego dywanu, a następnie zimnej podłogi. Rozumiała, że nie zniesie rozstania. Zastanawiała się, czy potrafiłaby bez niej żyć. Tak długo uczyła się, aby w życiu nie polegać na innych, a teraz nie potrafiła ani nie chciała zerwać tej więzi. W roztargnieniu dotknęła gorącego czajnika i oparzyła się, z jękiem boleści upuszczając na ziemię trzymaną w drugiej dłoni filiżankę. Michiru podbiegła do niej, pomogła pozbierać szkła.
- Nic ci się nie stało? – spytała, po czym ujęła dłoń Ami i obejrzała, szukając śladów oparzenia lub skaleczeń. Raz już straciła kogoś, na kim jej zależało i od tamtej chwili nawet tak banalne rzeczy, jak skaleczenie momentalnie przywoływały u niej najgorsze wspomnienia. Krew, nawet najmniejsza kropla, przypominała tamtą, rozlaną na szosie, podczas wypadku, w którym najbliższa jej osoba straciła życie. Potrząsnęła głową. Nie, nie zapomnę, ale też nie poddam się.
Ami wstała, ocierając nos. Nalała wody do filiżanek z herbatą. Ponownie zaczęły rozmawiać, Michiru opowiadała, jak bardzo chciałaby tu pozostać.
- Naprawdę? - sztuczny ton tego pytania zadzwonił w uszach Ami.
- Naprawdę – odrzekła Michiru – Zawsze gdy tu wracam, modlę się, abym mogła pozostać dłużej niż mogę w rzeczywistości. I zawsze wyjeżdżam szybciej niż bym chciała.
- Pozwól mi jechać z Tobą! – powiedziała Ami, była to już część rytuału, który zawsze odprawiały, gdy spotykały się.
- Chciałabym, ale masz szkołę, egzaminy na studia – to była z kolei jej mantra.
Ami wciągnęła powietrze, jej pierś unosiła się wraz z każdym głębokim oddechem. Nie, nie była to dla niej niespodzianka, co wcale nie znaczy, że nie miała nadziei. Nie chciała jednak tego ciągnąć.
- Ale kiedy wrócisz...zawsze możesz...
- Wiem. Zawsze gdy wracam, wiem, że jest miejsce, do którego mogę wrócić. Że jest ktoś, kto na mnie czeka, nawet jeśli to trwa miesiące.
Skinęła lekko, wiedząc, że nie ma innego wyjścia. Nie chciała więcej o tym mówić, oszczędziła dalszych pytań. Wstała, poprawiła nieco uczesanie Michiru. Gdy tamta zakładała buty i stała w drzwiach, pokiwały sobie dłońmi raz jeszcze. Drzwi się zamknęły, zaś Ami wróciła do biurka, po czym sięgnęła po zestaw testów i mechanicznie zaczęła je rozwiązywać.
***
Gdy ze skrzynki na listy wyjęła kartkę, zaniosła ją na biurko i długo nie otwierała. Znaczek uniwersytetu na kopercie nie pozostawiał wątpliwości co do tego, co znajdowało się w środku. Ami siedziała i wpatrywała się w kopertę, zastanawiając się, co zrobić. W sąsiednim pokoju rozległ się dzwonek telefonu. Poruszyła się nerwowo, ale nie wstała, mimowolnie sięgnęła po kopertę i otworzyła ją. Nadal jednak nie zaglądała do środka. Telefon zadzwonił ponownie. Wstała i podeszła do telefonu, podniosła słuchawkę.
- Ami-chan!!!! – w słuchawce rozległ się charakterystyczny głos Usagi – I jak? Zdałaś?
- Nie wiem – po chwili milczenia powiedziała Ami – Pewnie niedługo przyjdzie wiadomość. Cześć – po czym odłożyła słuchawkę.
Wróciła do biurka i spojrzała na kopertę. Odwróciła wzrok, po czym wyjęła znajdujący się w niej papier. Wciąż jednak nie chciała go czytać. Jej wzrok utkwiony był w wiszącej na ścianie makatce, do której przyczepionych było kilkanaście pocztówek. Jej twarz rozjaśnił uśmiech, podeszła do nich i sięgnęła po jedną z nich. Litery, układające się w doskonale znane słowa, tańczyły przed jej oczami. Raz po raz czytała słowa pozdrowień i zapewnień o tęsknocie. Przycisnęła kartkę do piersi. Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza. Wróciła do zastawionego książkami biurka i przyłożyła do ucha leżącą na nim duża muszlę, wsłuchując się w wydobywający się z jej wnętrza szum. Tkwiła tak przez pewien czas, po czym sięgnęła po leżącą wiadomość z uniwersytetu i przeczytała ją szybko.
***
- Dzień dobry, czy jest Ami?
- Pani jest jej przyjaciółką? Ami wyjechała na studia, będą już ze trzy miesiące.
***
Szybko nauczyła się cieszyć z każdego dnia. Choć z początku wydawało jej się trudnym żyć z dala od wszystkich, dostrzegła, że radzenie sobie samemu było powrotem do czasów, w których była jeszcze zwyczajną dziewczyną a nie walczącą z potworami wojowniczką. Półki wynajmowanego mieszkanka szybko wypełniły książki, zaś wolny czas mijał pomiędzy zajęciami a czytelnią, z rzadka przeplatanymi wizytami w kinie albo na wystawach. Tylko koncertów, na które kiedyś uwielbiała chodzić, unikała jak tylko mogła. Jedynie leżąca na biurku muszla przypominała o czymś, co kiedyś było.
Nie miała zbyt wielu znajomych, ale też ich nie szukała. Owszem, była znana i lubiana, chętnie pożyczano od niej notatki czy proszono o pomoc. Nie odmawiała. Nie utrzymywała jednak znajomości wykraczających poza zwyczajowe powitanie i rozmowy o niczym toczone przed zajęciami. Wracając wieczorem do domu była zmęczona, ale szczęśliwa. Tak przynajmniej sobie powtarzała i niewiele brakowało, aby w to uwierzyła. Czasem tylko łapała się na tym, że siedzi przy biurku i patrzy na leżącą w jego rogu muszlę. Nie miała jednak ochoty słuchać tego, co grało w jej wnętrzu.
Gdy pewnego dnia na ulicy ujrzała plakat zapowiadający koncert skrzypcowy Michiru Kaitou, minęła go niefrasobliwie. Zaraz jednak cofnęła się, zatrzymała, a następnie, kierując się jakąś wewnętrzną, nie do końca zrozumiałą dla niej logiką, weszła do sklepu i kupiła bilet. Dopiero kilka dni później, wieczorem przed koncertem przypomniała sobie o tym, znajdując bilet w kieszeni płaszcza. W pierwszym odruchu chciała go wyrzucić, ale zanim to zrobiła, zdążyła się umalować, przebrać i uczesać. Wyszła z domu.
Wybrzmiały właśnie ostatnie dźwięki skrzypiec. Ami patrzyła i słuchała oczarowana na smukłą sylwetkę skrzypaczki, która stała na środku sceny, trzymając w dłoniach skrzypce, po strunach których śmigał smyczek. Siedziała w oddali, nie sądziła więc aby Michiru ją dostrzegła, zwłaszcza, że grająca całe serce wkładała w wykonanie. Gdy koncert się skończył, Ami przemknęła za kulisy i udała się do garderoby artystki. Zapukała nieśmiało, a gdy usłyszała odgłos otwieranych drzwi, odsunęła się, nasuwając nisko na czoło nieduży, niebieski kapelusz.
- Tak? – spytała stojąca w drzwiach Michiru – Czy mogę służyć? Pani z prasy? – dodała, patrząc na stojącą nieruchomo dziewczynę, której twarzy nie mogła dostrzec.
- Jestem...wojowniczką o miłość i sprawiedliwość – powiedziała Ami, unosząc głowę do góry.
***
Podskórnie wiedziała, że kiedyś się spotkają, nie miała najmniejszych wątpliwości, mimo, że od chwili gdy widziały się ostatni raz, minęły już prawie dwa lata. Pływały w jasnej, błękitnej wodzie, która rozmywały kształty ich ciał, a promienie słońca odbijały się w kosmykach rozrzuconych na wszystkie strony włosów. Dawały się unosić kolejnym falom, połączone ciasno splecionymi palcami dłoni. Ami nie wiedziała, jak długo to wszystko trwało, różnica między kilkudziesięcioma minutami a cała wiecznością wydawała jej się w takiej chwili mało istotna. Nie czuła nadchodzącego zmęczenia, jednak najwyraźniej dostrzegła je u niej Michiru, która pomogła Ami wyjść na brzeg,
Leżąc na plaży, poczuła przechodzące przez jej ciało dreszcze. Michiru raz jeszcze zanurkowała, zaś ona, siedząca na ciepłym piasku plaży, owinęła się mocno ręcznikiem, chcąc się pozbyć powoli wypełniającego ją chłodu. Jednak źródłem zimna nie była najwyraźniej woda, ale coś w jej wnętrzu. Promienie słońca i ręcznik przyniosły szybko zewnętrzne ciepło, ale i tak nie mogły sprawić, by siedząca na plaży dziewczyna przestała drżeć. Dostrzegła wyłaniającą się spośród fal Michiru. Wstała, by pomachać do niej dłonią, ale nagle poczuła przejmującą bezsilność. Opadła na rozłożony na piasku ręcznik.
- Cała drżysz! – powiedziała zaskoczona Michiru, widząc Ami z bliska – Daj, wytrę cię porządnie – to mówiąc ujęła w dłonie ręcznik i starannie zaczęła wycierać plecy Ami, przed o oczami której powoli wszystko zaczynało się zlewać w jedną, pozbawioną wyraźnych kształtów masę. Kurczowo uchwyciła się wzorkiem sylwetki unoszącego się ponad falami żagla i wpatrywała się weń tak długo, aż powoli zaczęła odzyskiwać spokój.
Następnego dnia po koncercie poszły do kina. Ami ściskała dłoń Michiru tak, jak dziecko, które szuka bezpieczeństwa. Zastanawiała się, w którym momencie ten sen znowu się skończy, a ona obudzi się i zacznie kolejny, zwykły dzień studiów. A jeśli to nie jest sen, to czy nie przypadkiem lepiej byłoby, gdyby jednak był to właśnie on. W jej uporządkowane, spokojne życie wdarł się niepokój i choć jego źródłem wydawało się być coś cudownego, Ami zdawała sobie sprawę, że nie można trwać w zawieszeniu. Po seansie spacerowały trochę po mieście, wymieniając niezobowiązujące uwagi na temat kwiatów, pogody albo niedawno obejrzanego filmu, po czym udały się do hotelu, w którym Michiru wynajmowała pokój.
Rozmawiały, właściwie to tak jak dawniej Ami siedziała i słuchała, zaś Michiru opowiadała, opisując podróże, ludzi i miejsca. Była już znaną powszechnie artystką, na jej koncerty przychodziły tłumy. Wyraźnie sprawiało jej to przyjemność. Wsparłszy głowę na dłoniach, Ami wysłuchiwała kolejnych historii, co jakiś czas tylko przerywając je nieśmiałymi pytaniami o jakieś mało istotne szczegóły.
- Ami – w pewnym momencie Michiru przerwała swą opowieść i zaczęła mówić nieco innym, poważniejszym głosem – A może...pojechałabyś ze mną na następną trasę? Jadę do Europy i będę tam kilka miesięcy, o pieniądze się nie martw, mam ich dość. Zawsze mówiłaś, że chciałabyś zobaczyć Paryż i Londyn...
W odpowiedzi Ami uśmiechnęła się i lekko skinęła głową. Podjęła decyzję. Gdy położyły się obok siebie, starała się być czuła i delikatna, okazać troskę i dać ciepło. Była inna niż kiedyś.
***
Następnego dnia, wczesnym rankiem wyszła z łóżka, w którym obok niej spała Michiru. Ubrała się po czym usiadła przy stole, skreśliła na kartce kilka słów i położyła ją na widocznym miejscu. Już stała przy drzwiach, gdy cofnęła się, przeczytała raz jeszcze to co napisała. Zmięła w dłoni kartkę zawierającą melodramatyczne wyznania i schowała ją do kieszeni.
Nie chciała być już częścią tego, co dawno temu przestało istnieć, a teraz funkcjonowało tylko w czyichś złudzeniach. Gdy schodziła po schodach a następnie wsiadała do autobusu, coś jeszcze powtarzało, że lepiej byłoby tam wrócić, wypłakać się i wyjechać razem z nią. Gdy wróciła do domu i weszła pod prysznic, resztki wątpliwości ustąpiły miejsca dobrze znanej melancholii, która sprawiała, że życie wydawało się prostsze. Ciepła woda i mydliny pomogły poradzić sobie z resztą.
Siadła do biurka i przyłożyła do ucha muszlę. Napisała jeszcze jeden list, tym razem chłodny i szczery. Życzyła jej samych sukcesów i wyrażała nadzieję, że ich krótkie spotkanie nie pozostawało zbyt długo w jej pamięci, by nie sprawiało jej bólu. Ona sama nigdy o niej zapomni, ale nie ma sensu, by próbowały wiązać to, co rozwiązało się już dawno temu. Dlatego wyszła do przodu. Wróciła do rutyny, która dawała jej codzienną radość. Nie wspomniała jedynie o tym, że nie widziała, czy potrafiłaby się na nowo odnaleźć w przeszłości.