Autor Wątek: Walka VIII: Kuja VS Vincent  (Przeczytany 1063 razy)

Offline Siergiej

  • Last Hero
  • **********
  • Wiadomości: 2544
  • Idol Tanta
    • Zobacz profil
Walka VIII: Kuja VS Vincent
« dnia: Grudnia 31, 2006, 01:01:44 pm »
Na co dzień o tej porze przeważająca część mieszkańców wielkiej Alexandrii znajduje się w swoich domach, oddając się objęciom Morfeusza. Ale nie tym razem – ta noc była inna. I to wcale nie z powodu ingerencji mitycznych Bogów w jej przebieg, a dlatego, iż wielka, zarówno dosłownie jak i w przenośni królowa - Brahne z okazji własnych urodzin organizuje kolejny ogromny festiwal. Co roku motywuje to licznych Aleksandryjczyków do stanięcia pod murami zamku i bacznego obserwowania przebiegu sztuk teatralnych, sztucznych ogni oraz mnóstwa innych zaplanowanych przez Brahne atrakcji.
Niestety, z wysokości pałacowego dachu dokładne obserwowanie i nasłuchiwanie zdarzeń na scenie było skutecznie uniemożliwiane przez huczący tej nocy wiatr i odległość, dzieląca szczyt od dolnej części zamku.
-Jaka szkoda, zapowiadało się takie emocjonujące przedstawienie – szepnął sam do siebie i zachichotał – nawet nie zdążyłem się przywitać z drogą Brahne. Co za pech, co za pech – dorzucił jeszcze i w oczekiwaniu na przeciwnika znów począł wpatrywać się mieniącą się ,zadziwiającą jak na tę porę ilością kolorów, Alexandrię, która zdawała się teraz przypominać ogromny plac zabaw, a nie legendarne miasto – siedzibę majestatycznych królów i królowych.
-Gdzie kupię telefon komórkowy? – takie oto słowa wyrwały Kuję z zamyślenia i zmusiły do odwrócenia twarzy od urodzinowego festiwalu królowej. Oponent przybył. Długie, czarne włosy reprezentujące sobą tylko i wyłącznie CHAOS skutecznie zasłaniały twarz, a poszarpany płaszcz wyglądający na starszy od samego posiadacza, wyraźnie kontrastował ze złotymi butami i rękawicą wykonaną z tego samego tworzywa.
-Vincent Valentine? – rzucił Kuja. Nie doczekał się odpowiedzi. Adresat pytania natychmiast wyjął pistolet  i wycelował w maga. Odgłos wypuszczanych właśnie fajerwerków zmieszał się z dźwiękiem pocisku wystrzeliwanego z broni palnej.
-Protect – szepnął Kuja, a magiczna powłoka natychmiast zaświeciła wokół jego ciała. Kula uderzyła w twarz srebrnowłosego i zatrzymała się na niej, siłując się z magiczną aurą. Trwało to może kilka sekund – w końcu – pocisk upadł. Po raz kolejny powietrze uniosło chichot Kuja’y, który z przyzwyczajenia, w swym ulubionym geście przyłożył dłoń do podbródka i zaczął bacznie obserwować rywala.
-Fire. Fire. Fire – trzy kolejne pociski ze świstem wyfrunęły z lufy Vincentowej broni. W połowie drogi niczym urodzinowe fajerwerki Brahne rozbłysnęły jasnym, zielonym światłem, by po chwili zapłonąć magicznym ogniem i jeszcze szybciej pomknąć w stronę swojej ofiary. Ta jednak nie wyglądała na specjalnie wystraszoną nadchodzącym zagrożeniem.
-Reflect – rzucił nonszalanckim tonem Kuja, a płonące kule wyminęły go i zatrzymały się wysoką nad publicznością, oglądającą występ aktorów trupy Tantalus. Ludzie wstrzymali oddechy, ale nie ze strachu, a z wrażenia, przekonani iż to tylko kolejna ozdoba tego wspaniałego dnia. W końcu pociski zawróciły i pomknęły w stronę nadawcy, raz po raz połyskując zielonkawym światłem. Vincent natychmiast zareagował i odskoczył na bok, pozwalając, by jego własne zaklęcie minęło go dosłownie o milimetry i pomknęło dalej, znikając w ciemności nocy. Nieumarły spojrzał na Kuję jeszcze raz i odrzucając Death Penalty na bok ruszył pędem w jego stronę, szykując się do ataku. Jego rywal nawet nie zareagował i znudzonym wzrokiem śledził Vincowe poczynania. Brunet dopadł do niego i zamachnął się, by zadać cios pięścią, który w momencie zablokowało protekcyjne zaklęcie. W ułamku sekundy na srebrnowłosego spadł prawdziwy grad uderzeń, jednak żadne z nich nie było w stanie sięgnąć celu. Vincent jeszcze raz spojrzał na Kuję. Ale nie wzrokiem pokonanego wojownika, oczekującego na śmierć, a takim ukazującym pogardę i złość. Z jego zmęczonego gardła wydobył się ryk niemal tak głośny, jak startujący HighWind, który usłyszeli nawet zgromadzeni u stóp zamku Aleksandryjczycy. Valentine skulił się na ziemi i ryknął raz jeszcze, a z jego głowy wystrzeliły dwa długie, zakrzywione rogi niczym u stereotypowego diabła. Włosy przybrały odcień purpury, a skóra ciemnego fioletu. Rękawice rozerwały pojawiające się szpony, a resztę stroju przybywająca masa mięśniowa. Galian Beast podniósł się i spojrzał na swoją ofiarę, po czym natychmiast zamachnął się nań swoją ogromną łapą.
-Blizzaga – szepnął z uśmiechem Kuja i wyciągnął do przodu dłoń, z której natychmiast wystrzelił uformowany w strzałę lodowy pocisk i wbił się w klatkę piersiową wrogiej bestii, porywając ją za sobą. Przemieniony Vincent ryczał i charczał przeraźliwie, brocząc krwią i mocując się z soplem, który przebił go na wylot i nie pozwalał dalej walczyć. Kuja z lekkim zażenowaniem patrzył na ogromną bestie, pokonaną jednym zaklęciem, plującą krwią tu i ówdzie i w żałosny sposób próbującą uwolnić się z lodowego zaklęcia.
-Jakie to przykre – rzekł – Thundaga. Ni stąd, ni zowąd niebo rozświetlił piorun i uderzył w leżącego na dachu zamku Valentine’a. Bestia przestała walczyć, a wiatr zaniósł ze sobą smród krwi i spalonego mięsa. Czarodziej zwyciężył bezapelacyjnie.
« Ostatnia zmiana: Grudnia 31, 2006, 02:52:37 pm wysłana przez Tantalus »

Offline Solidus

  • This is no Zaku boy... NO ZAKU!
  • SuperMod
  • **********
  • Wiadomości: 2723
    • Zobacz profil
Odp: Walka VIII: Kuja VS Vincent
« Odpowiedź #1 dnia: Grudnia 31, 2006, 01:38:29 pm »
   Nibelheim. Niewielkie miasteczko położone u stóp gór Nibel. Nocną ciszę zakłócały liczne fajerwerki, muzyka i miliony głosów. Odbywał się kolejny festyn. Do kasy przy wejściu podszedł młody mężczyzna z długimi, fioletowymi włosami. Jego skąpy strój i ogon chyba najbardziej przyciągały uwagę ludzi.
–Dobry wieczór Pa...nu – powiedziała młoda kasjerka – Bilety na zabawę kosztują jedyne 10 gil. Cała kwota idzie na konto siero... -
- Lepiej będzie jak panienka stąd sobie pójdzie...Dzisiejsza noc będzie...GORĄCA ! - przerwał chłopak odpowiadając z sadystycznym uśmiechem na twarzy i poszedł dalej.
   Na niewielkim budynku siedział mężczyzna o długich, czarnych włosach. Jego długi, czerwony płaszcz leżał na dachówkach w bezruchu. Spokojnie spoglądał na bawiących się ludzi.
- Hmh... - uśmiechnął się po czym powiedział - Kim jesteś ? - za jego plecami stał owy chłopak w fioletowych włosach.
- Spotrzegawczy dość jesteś...Vincencie Valentine. - odpowiedział mu młodzian.
- Zadałem pytanie ! Kim jesteś i co tu robisz ? - zapytał podirytowany Vincent
- Jestem Kuja. Nie wiem jak się tutaj znalazłem...Nie wiem też co...ale coś każe mnie ciebie zabić ! - krzyknął Kuja. Vincent wyciągnął swoją broń i oddał kilka strzałów w stronę przeciwnika. Był on za szybki. Uniknął wszystkich kul. Poruszał się jak błyskawica. Nie wiedząc kiedy, chłopak znalazł się przy Vincencie zadając mu silny cios w brzuch. Mężczyzna odleciał na parę metrów uderzając w dach pobliskiego budynku. Vincent poczuł łamiące się pod nim dachówki. Ludzie na dole nic nie zauważyli. Nie miał swojej broni. Musiała mu wypaść kiedy Kuja go uderzył.
- Ciekawą zabawkę tutaj masz... - odpowiedział chłopak trzymając Cerberusa - Ale nie będzie nam to jednak potrzebne. - dłoń, w kórej Kuja trzymał pistolet zaświeciła się czerwonym światłem i stopiła broń. Vincent wydostał się z dziury, którą zrobił w dachu uderzając w niego. Podniósł swoją dłoń, z której wystrzelił ognisty pocisk. Poleciał w stronę opuszczonego budynku Shinry wywołując silną eksplozję. Ludzie zaczęli krzyczeć i uciekać. O to chodziło Vincentowi. Nie chcial, żeby ktokolwiek znowu przez niego cierpiał.
- Obchodzą cię te pasożyty ? Proszę bardzo...mi to nie robi różnicy. Kiedy ty zejdziesz mi z drogi zajmę się resztą świata. - odpowiedział Kuja i podniósł obie ręce kierując serię pocisków ognia w Vincenta. Udało mu się odskoczyć na czas, ale jego płaszcz złapał ogień. Vincent zrzucił go szybko. I tak mu przeszkadzał. Kuja uśmiechnął się jedynie podnosząc znowu obe ręce. Wydostawał się z nich czarny dym. Nagle spod jego stóp zaczęły wyłaniać się psopodobne bestie. Młodziak wskazał ruchem ręki uciekających ludzi. Bestie rzuciły się na tłum.
- I co teraz chłopaczku ? Chyba masz małe utrudnienie ? - z uśmiechem na ustach powiedział Kuja. Vincent jedynie wykonał lrok w tył. Nie wiedział co robić. Pomóc ludziom czy walczyć z chłopakiem. Nagle zza pleców Kuji wyskoczyła jakaś osoba. Wielki miecz zalśnił w tle księżcya. Za wolno...Kuja zdążył się odsunąć, a atak miecza rozniósł dach prawie na kawałki.
- Cloud ! - krzyknął Vincent - Zostaw mi go ! Ty zajmij się tymi bestiami ! - Cloud skinął głową i zeskoczył z dachu ruszając na wezwane przez Kuję potwory. Młodzieniec był zdezorientowany zaistniałą sytuacją. Vincent postanowił to wykorzystać i rzucił się na niego. Ostre szpony jego metalowej ręki wbiły się w lewe ramię Kuji.
- Ty gnoju ! - krzyknął chłopak próbując uderzyć Vincenta ponownie w brzuch. Nie udało mu się. Przeciwnik szybko pochwycił jego rękę i przerzucił chłopaka przez siebie. Kuja spadł z budyku trafiając jedynie na brukowaną posadzkę. Upadek był za słaby, aby go zabić, ale sądząc po tym jak wstał to miał złamany obojczyk i parę żeber. Vincent zeskoczył z budynku stając twarzą w twarz z przeciwnikiem. Ulica była pusta. Stał tylko on i jego fioletowowłosy wróg.
- Poddaj się. Nie jesteś już w stanie walczyć. - powiedział spokojnym głosem Vincent. Kuja spojrzał na niego. na jego twarzy malowało się ogrowne zdziwienie połączone z niesamowitą złością. Rzucił się na Vincenta. Jednak był już słaby i mężczyzna z ławtością podhaczył go sprowadzając go ponownie na ziemię.
- Przestań. Wracaj skąd przyszedłeś. - naciskał Vincent, po czym odwrócił się i zaczął odchodzić. Kuja niedowierzając tym słowom wyciągnął ukryty nożyk. Resztkami sił zaatakował przeciwnika. Rozległ się głośny huk. Kuja upadł na ziemię, a z jego głowy poleciała struga krwi. Vincent trzymając niewielki pistolet chwycił się za brzuch. Był za wolny i Kuja zdążył go pchnąć. Nie było to nic groźnego na szczęście.
- Nigdy nie wychodzę z domu z jedną bronią...- powiedział upadając na kolana.
- Vincent ! Nic ci nie jest ? - Cloud wrócił. Na jego twarzy znajdowało się niewielkie zadrapanie.
- Nic czego nie wyleczy parę szwów...Co z ludźmi ? - zapytał się
- Obyło się bez ofiar. Kim był ten chłopak ? - Cloud podszedł do zwłok.
- Przedstawił się jako Kuja. Nie wiem czemu...ale walcząc z nim czułem...jakbym go znał. - odpowiedział Vincent. Cloud pomógł mu się podnieść.
- Wstawaj. Pora wracać do domu. - powiedział blondyn.
- Hm... - Vincent uśmiechnął się. Czuł jednak, że to nie była przypadkowa walka...czuł, że szykuje się coś większego.
« Ostatnia zmiana: Grudnia 31, 2006, 06:21:03 pm wysłana przez Tantalus »
One little, two little, three little furries
Four little, five little, six little furries
Seven little, eight little, nine little furries
Ten little furry fags.
KILL EM!
Ten little, nine little, eight little furries
Seven little, six little, five little furries
Four little, three little, two little furries
One little furry fag.
ANYONE WANT TO DO THE HONORS?