Zachodzące słońce barwiło poszarpane szczyty gór na krwistoczerwono. Wiatr, mozolnie, dzień za dniem odłupujący ziarna z niewzruszonych ścian, stawał się coraz chłodniejszy. Na niebie powoli zaczynały wykwitać gwiazdy, zwiastując pogodną, choć zimną noc. Życie zamierało w tych gościnnych za dnia, a śmiertelnych nocą, górach. Lecz tym razem nawet małe owady omijały konkretne miejsce… był nim płaskowyż, jedna z niewielu formacji skalnych, gdzie można było spokojnie przeczekać kaprysy natury i pogody.
Razem z ostatnimi promykami słońca, na skały spełzły dwa ogniste słupy, niosące w sobie posłańców bogów. Jednak tym razem aury wojowników były w zadziwiający sposób podobne do siebie. Oczyszczające płomienie uderzyły o podłoże, rozpraszając wokół siebie iskry Woli. Te, uwolnione, zaczęły przeskakiwać po kamieniach, podpalając karłowate krzaczki, które z takim trudem wyrosły wśród niedostępnych ścian.
Naprzeciw siebie stało dwóch ludzi. Mężczyzna i kobieta. Wyrazy ich twarzy wyraźnie udowadniały, że Posłańcy skądś się już znali. Kobieta, imieniem Yuffie, była niewysoką osobą o krótkich, czarnych włosach, powstrzymywanych od dostania się do oczu za pomocą szarej bandany. Stalowy naramiennik wraz z połączonym z nim brązowym, grubym rękawem, dziwnie komponował się z zieloną koszulką i brązowymi spodenkami. Przed nią, wbita w twarde, stalowe podłoże, widniała stalowa gwiazda, uzbrojona w cztery, śmiertelnie groźne kolce. Broń błyszczała czerwienią, jakby uchwyciła krwawe promienie, nim słońce całkowicie skryło się za horyzontem.
- Że też musiałam trafić akurat na ciebie – Dziewczyna skrzywiła się z dezaprobatą. – Od początku pod górkę. – Zaczęła kręcić młynki rękami, rozgrzewając się po podróży.
- Masz pecha – mruknął Cloud. – Będzie mi ciebie brakowało, Yuffie.
Mężczyzna był wysokim blondynem, o butnie sterczących włosach. Jedno z jego ramion skrywał naramiennik, wyglądem przypominający minę, a ciało ochraniał ciemnoniebieski uniform, pamiątka po służbie w elitarnym oddziale SOLIDER. Cloud sięgnął za siebie i złapał za głownię miecza. Stal mogła równie dobrze służyć jako przerośnięty tasak. Szerokie ostrze nie było jednak głównym źródłem niebezpieczeństwa… sam ciężar broni wystarczał, by nawet tępy miecz przerąbał dziewczynę na dwoje.
- Chcesz walczyć, by ją ożywić, prawda? – zapytała Yuffie, ocierając usta wierzchem rękawicy.
- Tak – Cloud szarpnął za uchwyt broni i wystawił ostrze przed siebie, gotów w każdej chwili zaatakować.
- Romantyk – Dziewczyna z udawaną przesadą zatrzepotała rzęsami.
- Nie pytam czego ty chcesz.
- Słusznie. I tak byś się nie dowiedział – Yuffie uśmiechnęła się pobłażliwie.
Dziewczyna wyszarpnęła gwiazdę ze skał i rzuciła nią w Clouda, wykorzystując coraz szybciej zapadający zmrok, by zaskoczyć przeciwnika. Mężczyzna wykonał szybki ruch rękami i bron Yuffie ześlizgnęła się po stali, krzesząc iskry, które niczym sztuczne ognie rozświetlały noc. Nieskazitelna stal miecza została naznaczona głęboką rysą. Nawet jeśli Yuffie polegnie, to Cloud zostanie z pamiątką.
Mężczyzna zaczął biec w kierunku przeciwniczki, biorąc szeroki zamach, chcąc przeciąć dziewczynę na dwoje. Yuffie rzuciła się na ziemię i przeturlała pod ostrzem. Blondyn zmienił chwyt i wybijając się w powietrze, skręcił ciało, prowadząc miecz za dziewczyną. Płaz broni uderzył Yuffie w plecy, pozbawiając tchu i czucia w nogach.
- Ty palancie – wysyczała, dysząc płytko. Zaczęła czepiać się skalnego podłoża i przesuwać się w stronę gwiazdy.
Ostre kamyki wbijały się w jej dłonie, łamały paznokcie i targały ubranie. Jednak Yuffie była zbyt zdeterminowana, by zważać na ten dodatkowy, niepotrzebny ból.
Cloud stanął nad nią, patrząc na zdesperowaną przyjaciółkę z litością w oczach. Jednak marzenia zdobyły przewagę nad sentymentem. Ostrze miecza uniosło się, a następnie skierowało w dół, chcąc przybić czołgającą się do skał. Nie wahał się, tą decyzję podjął za niego ktoś inny. Sztych ruszył na spotkanie przeznaczenia i zwycięstwa. Wtedy, ciało miedzy łopatkami Yuffie rozbłysło na niebiesko.
Sekundy przed śmiercią, dziewczyna użyła materii, by stworzyć tarczę ochronną. Miecz jeszcze chwilę pokonywał opór przeźroczystej bańki, aż wreszcie odskoczył. Siła, z jaką to się stało, zaskoczyła Clouda, przez co wypuścił stal z rąk. Miecz przekoziołkował w powietrzu i wyleciał za płaskowyż, jeszcze chwilę uderzając o skały i płaczliwym dźwiękiem nawołując właściciela.
- Więc chcesz walczyć w ten sposób? – warknął blondyn, a jego sylwetka rozbłysła dziesiątkami różnokolorowych światełek.
- Tak – Yuffie uśmiechnęła się drapieżnie. – Widzę, że mam duże szczęście... Tyle materii tylko dla mnie.
Ciało dziewczyny zaczęło mienić się białym światłem, rozpraszającym mrok nocy, składającym się z tysięcy różnych, małych, kolorowych kuleczek. Nagle załamało się, zaczęło migotać i gasnąć, aż czerń oplotła biel i pożarła ją, zlewając się z nocą.
- Używasz czarnej materii? Po tym wszystkim, co przez nią przeszliśmy? – wykrzyknął przerażony Cloud.
Mężczyznę opuściły siły, opadł na kolano i wyciągnął przed siebie drżącą rękę, chcąc pochwycić przeciwniczkę – walczył za marzenia.
W jednym momencie przeżył wszystko raz jeszcze. Ogrom uczuć zwaliło się na niego, niemal rozsadzając mózg i serca, rozdzierając wolę walki i rzucając go w otchłań rozpaczy.
- Aeris! Nieee!!! – ryknął, waląc pięściami o skałę. Yuffie usłyszała zgrzyt łamanych kości i zobaczyła, jak spod paznokci Clouda wypływa krew.
Dziewczyna przybliżyła się, pozwoliła czarnemu światłu pochłonąć w całości swego przeciwnika. Jedynymi jasnymi punktami były jej oczy, zimne i bezwzględne, tak niepodobne do dawnej Yuffie. Wyciągnęła przed siebie dłoń, zaciskając ją w pięść, wzywając do siebie materię zagnieżdżoną w ciele Clouda.
Dziesiątki kulek na powrót się rozjarzyły, dołączając swój blask do czerni, mieszając się z nią. Gwiazda podpłynęła do drugiej ręki dziewczyny, przyciągnięta przez nowe źródło grawitacji. Moc meteoru została zamknięta w wątłym, dziewczęcym ciele Yuffie.
Materia, jedna po drugiej zaczęła wyrywać się z Clouda, rwąc wątłą, cielesną powłokę i dziurawiąc ją. Kule poleciały do Yuffie, znacząc swą drogę krwawą mgiełką, opadającą na skały.
- Moje kochane – Dziewczyna rozłożyła ręce, przyjmując nową energię do siebie.
Czarna materia była bardzo pazerna sojuszniczką. Dziewczyna szukała jej długo, ale gdy w końcu udało jej się dopiąć swego, okazało się, że nowa broń może zabić i ją, wysysając powoli energię... Jednak było światełko w tunelu. Czarna siła wolała żerować na sobie podobnych – innych materiach. Kolejny powód dla Yuffie, by powiększać własne zbiory.
- Dobranoc, blondasku – Posłała Cloudowi buziaka, po czym rzuciła w jego stronę gwiazdą.
Bron ułożyła się prostopadle do podłoża i trąc o skały, zmierzała wprost do celu, w stronę klęczącego mężczyzny. Ostrza przebiły jego gardło, brzuch i krocze... krew pociekła po stali, zbierając się na uchwycie i ściekając na płaskowyż. Ciało oparło się na gwieździe, wyglądając, jakby Cloud tulił broń do siebie w parodii przyjacielskiego gestu.
Yuffie podeszła do byłego przyjaciela i oparła na trupie nogę, chwytając za swą broń. Mocnym szarpnięciem posłała ciało do tyłu, wyrywając z niego stal. Machając nią w powietrzu, strzepując ostatnie kropelki krwi, usiadła na kamieniu, wpatrując się w usiane gwiazdami niebo.