SquareZone history XOd autoraMiała to być wypowiedź wtemacie Zwichrowany teatrzyk świrów, ale trochę mnie poniosło pióro, jednocześnie swiadomość, ze na łozku lezą trzy ksiązki oraz dwa zeszyty - słowem, przygotowanie do jutrzejszej matury- Hmm jak teraz zachować logiczną konstrukcję zdania? No, ale nie chciało mi się wracać do nauki więc postanowiłem, ze lepiej pisać jakieś smiglidigli niz się uczyć no i napiałem. Jest tego sporo, tematyka zblizona do powieści Dowgirda Smogowskiego, więc mam nadzieje, ze nie obrazicie się ze umieszcze taki temat.
Jest to opowieść o miłości, przyjaźni, namiętności i odwiecznej walce dobra ze złem. Bohaterowie- idealistyczny bojownicy o sprawiedliwość staja naprzeciw codziennym wyzwaniom, pokusom oraz przeszkodami, jakie gotuje im los oraz przeznaczenie. Jednak staja z nim do walki, bo bohater zyje wiecznie, a tchórz umiera tysiąc razy.
Tyle ode mnie, zapraszam do czytania
-Ale ciekawy temat...- powiedział Chief do Robertsa, przeglądając forum SquareZone na komputerze.
Za chwilę rozległo się pukanie. Chief ignorował przez dluzszy czas, za bardzo bolała go głowa po wczorajszej zakrapianej tanim winem sesji RPG połączonej z live-action bondage tentacle rape incest loli-shota hardcore fetish hentajcem
-ŁARGH! Otworze, bo to pukanie zaraz rozsadzi mi czaszę!- krzyknął Roberts, który dotąd nie został opisany w niniejszym opowiadaniu (i nie zostanie)
Spojrzał przez wizjer i zobaczył znanego prezentera telewizyjnego.
-CHIEF! TO .... ...... ! CO ON CHCE OD NAS?!- krzyknał pełen podniecenia i nietrzeźwości. Bardzo lubił sobie programy z .... .... bo zapraszał on znane i światłe osoby oraz nierzadko ładne panie które i tak nie miały nic do powiedzenia na antenie.
-To ganz przeca, nie pamiętasz?- wymamrotał słaniający się na krześle Wódz.
-Ga.. aaa no tak. Zapomniałem- powoli zaczął przekręcać zamek w drzwiach...-pewnie chce zebym mu pozyczył na winiacza, jak to zwykle on- i otworzył
-Cześc pozycz trzy zeta mi brakuje do winiacza- chucnął denaturatem w twarz Robertsowi, co wyrwało go z krainy baśni i legend.
- A ile kosztuje?
- Trzy zeta- odpowiedział mu menelskim uśmiechem Ganz. Po chwili spełniona została jego prosba a dwóch braci wróciło do zadań i wymagań, stawianych im przez codzienne zycie.
I tak płynął dzień.
-Znowu nikt nic nie pisze na tym forum- wycedził przez zacisnięte zęby Chief który nic nie robił prócz odświezania paneli z 4chana i SZ. Gdy jest trzeźwy zagląda na onet.pl i witryny polityczno-gospodarcze, ale po wyczerpujących hentajowych sesjach rpg nie jest w stanie odróznić jednej witryny od drugiej. Co dopiero czytać.
-Siakoś.. gulnąłbym se- wyszeptał do Robertsa, który chrapał z kazdą sekundą coraz mocniej- zaraz mi baniak rozsadzi. Zerwał koc z Robertsa bo wiedział, ze inaczej go nie zbudzi.
-Weź se panadol i sie odpie... - usłyszał w odpowiedzi od przemierzającego inne wymiary towarzysza.
I dzień płynął dalej.
-Hmm.. o czym by tutaj jeszcze napisać?- zapytał sam siebie narrator. Za oknem taka fajna pogoda, a ja muszę wkuwać do tej zasranej matury. Kto to w ogóle wymyślił?
Nagle w jego głowie zrodziła się demoniczna idea.
- Mam pomysł brachu- Chief robił się coraz bardziej senny, ale nie mógł się połozyć na łozku bo spał w nim Roberts. Jako niepoprawny homofob nie mógł sobie na to pozwolić.
-Czego znowu...-
-Idziemy się napić- od razu obu pacjentom zaświeciły się oczy-
-GUDO AJDIA- zakończył dialog swoim wapanesowskim akcentem Robertson.
Słońce dawało sobie obu podróznikom we znaki. Ich umysły i mięśnie budziły się tylko w nocy, wtedy gdy najbardziej ich potrzebowali. Podczas nocnych wypadów na winko oraz udawania wampirów i nekromantów w domorosłych sesjach LARP.
Pod sklepem lezał pewien młodzian, któremu złe młodociane łobuzy zrobiły psikus i z długich włosów zawiązały warkoczyki. Nasi bohaterowie zatrzymali się na chwilę i oddali reflektowaniu, medytacji, skupieniu, percypowaniu, interpretowaniu obrazu i strumienia fali dźwiękowych, postrzeganiu świata przedstawionego, analizowaniu treści wiersza i porównaniu toposu marzyciela w literaturze antycznej i romantycznej.
- Znam go skądś..- po jakiś 10 minutach odezwał się pierwszy Roberts
- A nie "ją"?.. moze podejdziemy blizej?- chciał wykazać się inteligencją i spostrzegawczością Chief
Gdy stali tuz obok delikwenta poczuli niesamowity smród. Smród niepowtarzalny, niesamowity, jedyny i wyjątkowy, oryginalny niczym dzinsy Liwajsa oraz Old Spice. Taki smród wydzielał tylko jeden osobnik!
-Leper?- zapytał tępawo Chief
-NIE! -po raz pierwszy przemówił do nich bezpośrednio narrator. - Na "T"...
Czas mijał
- Druga "a"- znuzony rozwojem wydarzeń narrator ponownie przemówił..
-TANT!- nagle wykrzyknęli obaj, nieoczekiwanie, gdyz i tak nie rozumieli w obecnym stanie wskazującym na spozycie, narracji narratora.
Tak, to był Tant. Legenda pomorskiego zulostwa. Człowiek którego serce pompuje alkohol zamiast krwi, którego wątroba uległa rozszczepieniu. Czlowiek, który za kielonek i ogórasa [hihi- jestem sprośny- odparł w duchu narrator] zrobi wszystko. Alkohol to jego pasja, marzenia, zywioł, cel, idea, światopogląd, jaskinia platona, kuźnia kołątajowska, obiady czwartkowe, rozkosze hedonistyczne, stajnia augiasza- [dobra starczy bo ich zanudze- przemówił sam do siebie Szef nad Szefami]
Okrzyk był tak potęzny i tubalny, ze zdawałoby się nieprzytomny, a nawet martwy pijaczyna, zul, menel, lump obudził się z rozkosznego snu.
-Chce siusiu- powiedział, niczym beztroskie niemowle w kołysce
-oooo... juz nie- na jego twarzy pojawił się słodki i niewinny uśmiech, dobrotliwy jak baranek bozy strózu mój ty zawsze przy mnie stój..
-Tego.. Gdzie ja jestem? O siemanko. Kim jestescie?- powstał niczym wojak na komendę i rozpoczął swoje niekończące sie przesłuchanie.
- Ja jestem Chief , a to moje alter-ego Roberts- przedstawił/przedstawili się.
-Siemanko- zaraz zaraz- przerwał na chwilę
Po chwili
-Ej, znamy się przeca. Wczoraj na sesji Larpa ja byłem przebrany za obrzydliwego i oślizgłego potwora z mnóstwem macek. A ty- tutaj pokazał palcem na Robertsona- byłeś hihihihihihihihihi- [niestety, Narodowy Instytut Wychowania młodziezy nie pozwala na emitowanie takich treści- hihihihi, no i wtedy ciebie [patrz pow. komunikat] no i hahiahiahiahaia. OSZ KUR.. nagle przewał, wydał z siebie bitewny okrzyk i pokazał palcem na jegomościa skradającego się pod ścianą budynku nieopodal- TO SNEJK!!!!
Zaprawiony a bojach bojownik o wolność. Jednoosobowa armia. Ma na swoim koncie więcej zestrzelonych helikopterów, obezwladnionych strazników, uwiedzonych kobiet i wypowiedzianych słow wiecej niz niejeden bohater filmów, ksiązek, a co dopiero gier komputerowych. Solid Snake, zwany przez Polaków Snejkiem. Jednak nikt nie zna jego prawdziwego imienia, nawet pułkownik Campbell, który jest w rzeczywistości imitacją pułkownika Trautmanna z serii filmów o Rambo, nieudolnie emitowaną przez komputer w tej bazie z MGS2. Z racji mojej szlachetności, wszechwiedzy i stosunku do miałkich indywiduów zdradze wam kim jest Snake. Snejk.
To Dowgird.
Tak, znacie go. Pułkownik dowgird, Kryszna, Dark Cloud, Pangu, Smogu, Adam Mickiewicz, Solid_snejk, Belzebub, Baal, Samael, Ma wiele imion. Dlaczego? Jego matka wciąz go szuka i wykrzykuje rózne imiona z nadzieją, ze zareaguje w koncu na któreś [mam nadzieje, smogu, ze się nie obrazisz -puścił oczko do Dowgirda Narrator]. Na prózno, jak na razie. Smogu został wychowany przez ulicę, przez wilki i mrówki, niczym znany Tarzan. Ale zamiast barbarzyńskich okrzyków i aparycji której nie powstydziłby się Gubernator Szwarceneger, opanował do perfekcji rzemiosło wojenne. Jego kolejną misją jest
INFILTRATE ENEMY BASE! SUPERMARKET "OUTER HEAVEN"
Uzbrojony jest tylko w nóz, opaskę gwarantującą "Infinite ammo", niekończacą się paczkę papierosów oraz maske Raydena - o którym później.
- OSZ KUR... - krzycał nieustanie Tant, który jako pierwszy spostrzegł niechcianego gościa, który skradał się pod ścianą bloku. -TO SNEJK!
- Juz mówiłeś.- odpowiedział znuzony przydługawym opisem Snejka Chief.
- Dawajcie mu nayebiemy i zabierzemy mu kaskę. Będzie więcej chlańska.- uśmiechnął się i zabłysnął intelektem Roberts-
- Nieeeee panowie, ja juz NIE PIJE - uderzył się w pierś Tantalus.-
- A moze- jednak diabły wygrały bitwę o duszę Tantalusa- TO CO PIJEMY?- demoniczny błysk przeszedł przez jego oczy.
Roberts pogrzebał w kieszeni- uhuhuhu.. hmm.. Chief, oddałem całą kasę Ganzowi!
-Ty debilu- odparli w chórze Tantalus i Chief.
Nie pozostało im nic innego jak zaatakować Snejka, który zrobił sobie przerwę na papieroska, nie wiedząc ze to szkodzi jego zdrowiu i pozwala dostrzec ukryte wiązki lasera! Podeszli więc blizej i zapytali
-Te, pozycz nam na winko- zapytał pierwszy Tantalus, który ma opanował umiejętność wyłudzanie do perfekcji.
Snayk odwrócił się i spojrzał na Tantalusa i zaniemówił. Ale tylko na chwilkę.
- TO TY!!!!!!- Snayk krzyknął i....