Mi najbardziej dał popalić taki jeden sk""wysyn co ze ściany wyskakiwał w FFVII, w tej świątyni, co była Black Materią... fuck... ile ja musiałem kombinować, żeby tego łepka położyć.... a on wcale mocny nie był przecież....Weapony to przy nim wymiękały oba....
W FFVIII jeszcze bawiłem się trochę z Ultimą.... ale nie był specjalnie trudny, jak się miało odpowiedni skład... w FFIX byłą Ozma... tego ścierwa też bardzo nie lubię, ale w końcu wygrałem (składem Zidane, Steiner, Quina i Eiko... Steiner i Quina do zabierania po 9999 HP, Eiko do leczenia, a Zidane do obijania się i kibicowania drużynie). W FFT był Velius.... ale tylko za pierwszym razem był trudny, bo na nigo poszedłem nijakim składem. W CC nie było chyba nikogo trudnego... jedyny przeciwnik, który mnie rozwalił za pierwszym razem to była Hydra, ale w końcu ją też położyłem. Tak pozatym to było jeszcze kilku, ale nie będę ich wymieniał.... wszyscy z Romancing SaGa III i SaGa Frontier I, bo tam bossowie są nieziemsko trudni...