Stwierdziłem, że wypadałoby, aby zaistniał chociaż jeden topic o serii SaGa, która w końcu zasługuje na uwagę i w historii jRPG nie przeszła bez echa. Może nie wszyscy wiedzą, ale gry z serii SaGa to jeden ze szlagierów Square i kolejne części wychodziły na konsole Nintendo i Sony średnio co 2 lata od prawie samego początku istnienia firmy.
Wpierw może spiszę co się na serię SaGa zbiera, żebyście wiedzieli:
Final Fantasy Legend (GameBoy - 1989) - Szczerze mówiac nie wiem nic o tej grze i nie ciągnie mnie do tego, żeby się dowiedzieć... z relacji Dark M'a wiem, że to szajs jakich mało, no ale czego się spodziewać po "jRPG"u wydanym na GB na początku jego istnienia...
Final Fantasy Legend II (GameBoy - 1991) - Square najwyraźniej nie miało dość i wydało drugą część gry... wiem o niej tyle co o części poprzedniej.
Final Fantasy Legend III (GameBoy - 1993) - Jeżeli wierzyć słowom Dark M'a, który wytrzymał z tą grą całą jedną godzinę, to to jest gra w którą już się da pograć.... ja jeszcze się nie odważyłem, pomimo swojego wielkiego uczucia do Square.
Romancing SaGa (SNES - 1991) - No i się zaczyna... od tego momentu można właściwie mówić o serii SaGa. W grę nie grałem specjalnie długo ze względu na barierę językową, ale zdążyłem zauważyć pewne cechy wspólne dla późniejszych części serii (o nich później)
Romancing SaGa 2 (SNES - 1993) - Jak wyżej... troche poprawiona grafika, ale japońska czcionka uniemożliwiła mi zbadanie szczegułów.
Romancing SaGa 3 (SNES - 1995) - No i w końcu mamy grę z prawdziwego zdarzenia, którą nawet przetłumaczono na zrozumiały język. Grałem w nią naprawde całkiem długo (chyba z 20h) i zdążyłem ją z jednej strony pokochać i z drugiej znienawidzić. Grafika jest naprawde do rzeczy, jeżeli mówimy o tym, co można ze SNESa wyciągnąć, do tego RS miało zajefajną grę dodatkową (zagrajcie to zobaczycie).
SaGa Frontier (PSX - 1998) - Nawet gdyby tytuł był inny, bez wątpliwości poznałbym, że to część serii SaGa... wytrzymałem jakieś 2h, ale nie przez to, że mi się znudziło broń boże...... o tym napiszę na dole.
SaGa Frontier 2 (PSX - 2000) - Naprawde kawał świetnej roboty, jeżeli chodzi o jRPG, ale elementów wspólnych z pierwszą częścią trzeba się doszukiwać z lupą... gra jest zbyt łatwa (a i tak jest dość trudna, ale przy RS3, czy SF to to jest bomberman....)
Unlimited SaGa (PS2 - 2003) - Gra, która jest moim przekleństwem, ponieważ nie udało mi się jej wypalić... dwa razy ją ściągałem i dwa razy rom był lipny i gra nie ruszała... dlatego nie wiem wiele o tej grze. Wierząc nazwie, jest to część SaGi, ale nie może być specjalnie udana, bo chyba na GameRankings jest gdzieś wysoko w liście 10ciu najgorszych gier na PS2. Po screenach z GameSpots zgaduję, że to coś podobnego do SaGa Frontier 2 (ale dostało ocenę 4.3, czyli nie moze to być specjalnie dobre dzieło).
Romancing SaGa: Minstrel Song (PS2 - 2005) - Póki co naprawde jest to kawał dobrej roboty, bo zawiera w sobie najlepsze elementy RS3, SF1 i do tego nie jest takie koszmarne dla gracza... ale o tym zaraz.
Dobra... a teraz może coś więcej o niedocenionej przez graczy serii SaGa (mówię tutaj o RS3, SF, SF2 i RS:MS, bo w reszte nie grałem, ale jestem prawie pewien, że konwencja została utrzymana). Gry te mają kilka bardzo ważnych elementów wspólnych:
1) Poziom trudności - W SF2 i RS:MS poważnie zaniżony, ale to wyszło grze tylko na dobre, uwierzcie mi... grałem ongiś w SaGa Frontier i na samym początku gry, wyszedłem sobie z pierwszej wioski, żeby jakiegoś potworka skopać........ zabił chyba jednym strzałem. Wszędzie, gdzie bym nie poszedł, przeciwnicy byli potworni i miałem prawdziwe szczęście, jeżeli udawało mi się nie tyle wygrać, co wyjść z walki żywym. W Romancing SaGa 3 systuacja była troche mniej drastyczna, ale mimo wszystko też było strasznie (boss'owie byli tak mocni, że bez Savestate'a nie wyobrażam sobie gry w to coś). Z tego co czytałem, to każda część Romancing SaGa była naprawde bardzo trudna i tą konwencje na szczęście łamie RS:MS, w którego gram od niedawna i poziom trudności, choć wysoki, nie przeraża tak jak we wcześniejszych produkcjach.
2) Fabuła - To jest właśnie moja ulubiona cecha charakterystyczna gier z serii Romancing SaGa i SaGa Frontier (SF2 pod tym względem spieprzyli całkowicie). No bo tak... zaczynasz grę, masz jakiś krótki wstęp i lądujesz w jakimś mieście w jakimś kraju..... i tyle jeżeli chodzi o główny wątek fabularny heh. Reszta zależy już od gracza i od tego gdzie on by się chciał przejść. W SaGa Frontier np. od samego początku masz dostęp do wszystkich miast w całej grze i możesz sobie pójść do praktycznie dowolnej lokacji... to, jakich tam przeciwników spotkami, to już zupełnie inna bajka, ale głowna idea gry polega na tym, że twórcy nie prowadzą nas za rączkie po liniowej fabule, jak to ma miejsce w wielu innych jRPG. Tutaj fabuły musimy szukać i składać ją z bardzo wielu sub-questów, które w różnych okolicznościach dostajemy od różnych osób. To pewnie główny powód, dla którego SaGa nie jest specjalnie popularna.... tytuł wymaga o wiele więcej niż jakiś Final Fantasy, czy Front Mission.
3) System - Wszystkie te części, które znam miały bardzo podobny system walki i rozwoju postaci. Zacznijmy od tego, że w każdej części Romancing SaGi, głównego bohatera wybierało się z pośród 8miu przygotowanych (4 kobiet i 4 mężczyzn), po czym zazwyczaj ustalało mu się jego klasę profesji i takim jegomościem ruszało się w świat. W grze mamy bardzo wiele cyferek i tabelek, ale próżno nam szukać EXP i Lv, ponieważ tego w SaGach nie ma. Statystyki postaci rozwijają się po walkach (lub nie), a więc rozwijanie statystyk następuje dużo wolniej niż w przypadku Final Fantasy (chociaż w Minstrel Songu mi dosyć nieźle statystyki rosną... może ułatwili..). W grze jest zazwyczaj kilka lub kilkanaście klas broni (w RS:MS jest 15) i każda ma swoje własne specjalne techniki, które można odkrywać przez przypadek walcząć z przeciwnikiem (pojawia się wtedy charakterystyczna żaróweczka nad głową postaci). W późniejszych częściach gra była jeszcze bardziej utrudniana, poprzez dodanie Durability Point'ów na broni, które spadają za każdym jej użyciem (SF2... to było niefajne) lub za każdym użyciem specjalnej techniki (RS:MS). Inną, bardzo charakterystyczną częścią systemu gry jest to, że oprócz HP każda z naszych postaci ma swoje LP (Life Points). HP odnawia nam się po każdej walce,bez względu na to ile straciliśmy, ale jeżeli postać zginie, to tracimy przez to jeden punkt LP. LP odnawia się i traci w różnych systuacjach, a ogólna idea jest taka, że jeżeli naszej postaci skończą się LP, to mamy Game Over, a jak skończy się komuś z naszych kompanów, to umiera on (na dobre umiera... bez Phoenix Down'ów, ani Revive'ów.. nie ma i już). Sama rekrutacja postaci też wygląda inaczej, bo nowych towarzyszy spotyka się w barach lub podobnych miejscach, a dobór składu jest dowolny... daje to naprawde duże możliwości, biorąc pod uwagę to, że w drużynie można mieć aż 5 zawodników (w SF2 można było mieć 4ech).
Powyższy wstęp (długi wstęp powiedzmy) pokazuje nam conieco na temat gier z serii SaGa. Jestem ciekaw, czy ktoś z tu obecnych zetknął się z którymś z tych tytułow. Ja gorąco polecam Romancing SaGa: Mistrel Song, bo jest to naprawde dobra gra, ale ostrzegam - to nie jest Final Fantasy X.. to jest coś dużo bardziej wymagającego.... a jeżeli ktoś jest prawdziwym masochistą, to niech zagra w Romancing SaGa 3 (albo w jeszcze straszniejszy SaGa Frontier 1).... jeżeli ktoś przejdzie którąś z tych gier, to jestem skłonny wybudować mu świątynię, bo ja nie przeszedłem póki co żadnej z tych gier, a w kilka próbowałem.
No więc... ktoś ma już wyrobione zdanie na temat tych gier? Ktoś coś wie, coś słyszał, chciałby coś dodać? Wiem, że nikt, ale może zdarzy się cud i tu jakaś polemika wyniknie (yeah right... jak w Seiken Densetsu nikt nie gada, to tu też nie powinien właściwie... ale who knows).