Autor Wątek: Soul Breaker Σ  (Przeczytany 3704 razy)

Offline ShinRa

  • Adventurer
  • *
  • Wiadomości: 53
    • Zobacz profil
    • Metal Gear Solid PL
Soul Breaker Σ
« dnia: Sierpnia 14, 2008, 12:47:16 am »
Ponieważ wziąłem sobie za punkt honoru podręczyć osoby, które wiedzione zdrożną ciekawością lub chęcią dowiedzenia się co też znów powypisywałem w przypływie natchnienia postanowiłem wrzucić kolejne opowiadanko  :D pt: (tutaj powinien być grzmot pioruna)
Soul Breaker Σ
The Cursed Hand
Rozdział I

Ichrin obudził się z drzemki. Spojrzał na zegarek. Zobaczył, że jest 21:25.
- Co kur..? Mam pół godziny!
Gdy ubierał buty ze strony jego pokoju usłyszał dzwoniącą komórkę. Poszedł odebrać. Na ekranie swojej Nokii widniał numer jego kumpla Jacka.
- Gdzie jesteś, moronie? – usłyszał głos przyjaciela, gdy odebrał.
- Zaspałem…
- Widzę, że zaspałeś! Czekamy na ciebie piętnaście minut pod stadionem. Ciesz się, że mamy zajęte miejsca bo już praktycznie ich nie ma. Jeśli się nie pośpieszysz to spóźnimy się na koncert!
- Śpieszę się. Będę za kilka minut.
- Już to widzę. Pośpiesz się.
Jack rozłączył się. Ichrin ubrał buty i wybiegł z domu. Jego rodzice, będący w pokoju obok spojrzeli na siebie zdziwieni a pies śpiący dotąd pod stołem zerwał się i szczekając podreptał do drzwi zaalarmowany trzaśnięciem drzwi.
Zbiegając ze schodów, i omal nie potrącając starszej pani, wybiegł na podwórze i skierował się do garażu. W garażu nie włączając nawet światła, założył kask, skórzaną kurtkę i rękawice. Przez chwilę szukał po kieszeniach kluczyków do jego motoru, a gdy już je znalazł szybko wyjechał. Brama garażu zamknęła się samoczynnie. Ulice miasta jakimś cudem nie były zapełnione samochodami i dopiero pod stadionem zaczęło się robić tłoczno. Ichrin, nie bez szukania, znalazł miejsce na parkingu. Do specjalnego schowka odłożył kask i rękawice. Zaczęło się ściemniać. Na parkingu oraz przy wejściu na stadion tłoczyło się sporo ludzi. Wokół Ichrin zobaczył wiele znajomych twarzy. Większość była znajomymi z akademii. Większość to były gromadki już trochę zawianych uczniów, lecz było też całkiem sporo par. Pod wejściem chłopak zobaczył dwie osoby. To właśnie ich szukał. Jego przyjaciel Jack i  jego dziewczyna Sophia pokiwali mu zanim zdążył się do nich zbliżyć.
- Już jestem. – powiedział Ichrin, gdy doszedł do przyjaciół.
- Widzę. – odpowiedział Jack uśmiechając się. – Ja rozumiem jeśli czasem przyśniesz na lekcji. Ale przed koncertem?
- Powinieneś spać w nocy a nie krążyć po mieście. – wcięła się Sophia. – W dodatku po pijanemu.
Ichrin nic nie odpowiedział, ale po jego minie można było odczytać gdzie ma reprymendę koleżanki.
- Idziemy? – zapytał po chwili Jack.
- Jasne. – odpowiedzieli jednocześnie Ichrin i Sophia.
Idąc do zajętego miejsca pod samą Ichrin przyjrzał się swojej grupie.
Sophia była ubrana w długie spodnie i koszulkę do pępka. Dziewczyna była jedną z najlepszych uczennic liceum. Nie była wyjątkową pięknością, ale Jackowi się podobała. Miała kasztanowe, długie do pasa włosy, zielony oczy i piegi na nosie. Miała ładną figurę i nie miała bzika na ciągłym odchudzaniu się.
Jack był ubrany w dżinsowe spodnie i kurtkę i czarną koszulkę. Miał szare oczy i krótkie blond włosy. Był chudy i niezbyt umięśniony. W szkole był uważany za niezbyt atrakcyjnego, ale gdyby jakąś dziewczynę poprosił o chodzenie to by nie odmówiła. Związki jego trwały zazwyczaj tydzień lub dwa. Jednak z Sophią był już od dwóch miesięcy i nie wyglądało na to by ów związek miał się szybko skończyć.
Pod sceną było tłoczno, lecz ich miejsca nie były zajęte. Zdążyli w samą porę. Gdy tylko zajęli swoje miejsca na scenę wkroczyła kapela i zaczęli grać. Muzyka była tak głośna, że Ichrin był pewien, że słychać ją w całym mieście. Kapela grała, aż do jedenastej w nocy. Podczas ostatniego kawałka wszyscy usłyszeli huk. Kapela przestała grać, a wszyscy obrócili się w stronę od której dochodził dźwięk. Przez wejście na arenę zaczęły wbiegać jakieś niebezpiecznie wyglądające, czworonożne zwierzęta. Wszyscy widzowie zaczęli uciekać z wrzaskiem. Ktoś przebiegający obok Ichrina uderzył czymś twardym na tyle mocno, że chłopak padł na ziemię otumaniony.
- Ichrin! Wstawaj! Musimy uciekać. Te potwory zagryzły już kilka osób!
Ichrin widział wszystko jak przez mgłę. Czuł, że ktoś go ciągnie za sobą. Słyszał jak ktoś krzyczy. Po chwili poczuł ostry ból w prawym ramieniu. Krzyknął. Zaczął ostrzej widzieć. Zobaczył na sobą pysk potwora. Poczuł smród zgnilizny dobiegający z jego paszczy. Strach go sparaliżował. Już myślał, że stwór go zagryzie, lecz ktoś uderzył bestię z taką siłą, że odleciało kilka metrów od Ichrina.
Chłopak dźwignął się na nogi i zobaczył, że osobą, która go uratowała był jego nauczyciel.
- Uciekaj, dzieciaku!
Ichrin stał przez chwilę jak wryty. Czuł jak z jego ramienia leciała krew.
- Nie słyszałeś? Biegnij. Będę za tobą.
Ichrin nie sprzeciwiał się. Puścił się pędem w stronę wyjścia z areny. Po chwili zaczął zwracać uwagę na to co się wokół niego dzieje. Arena była wręcz usłana trupami. Gdzieniegdzie biegały te dziwne zwierzęta. Po arenie biegali też policjanci. Strzelali do tych zwierząt, lecz mimo, że zdychały to wcale ich nie ubywało.
- Ichrin. – chłopaka dogonił jego nauczyciel. – Nie biegnij prosto do wyjścia. Rób co każę.
- Tak jest. – odpowiedział chłopak. – Nauczycielu Akira… Wiesz co to są za bestie?
- Teraz nie czas na to. Skręć w lewo. Wbiegnij na trybuny. Widzisz na górze ludzi? Tam jest wyjście. Wejście i wyjście główne z areny jest zapełnione przez te bestie.
Ichrina przeszedł dreszcz zgrozy. Biegł ile sił w nogach po schodach na trybunach. W końcu dobiegł do grupy ludzi. Stało tam kilka innych nauczycieli.
- To już ostatni? – spytał się prof. Arashi.
- Wygląda na to, że tak. – odpowiedział Akira.
- Słuchaj młody. – Arashi zwrócił się do Ichrina. – Zejdź schodami na dół. Wyjdziesz niedaleko parkingu. Przyjechałeś tu własnym pojazdem?
- Tak. Motorem.
- Dobrze. Odpal maszynę i jedź za Akirą.
- Co tu się dzieje?
- Nie teraz. Będziesz wstanie prowadzić z tą ręką?
Ichrin poruszył ręką i skrzywił się.
- Myślę, że tak.
- Dobrze. Idź już.
- A co z wami?
- Idziemy za wami.
- Nauczycielu Akira. Gdzie jest reszta mojej drużyny?
- Już pojechali. Kazałem im. Nie zostali ranni.
Ichrin odetchnął z ulgą. Zszedł schodami na dół. Trasa nie była długa. Po kilku minutach wyszedł na powierzchnie z całkiem nieźle zamaskowanego przez rośliny przejścia. Zobaczył prawie całkowicie pusty parking. Za parkingiem zobaczył wojskowych. Zamierzali puścić z dymem te potwory. Ichrin odpalił maszynę, ubrał kask oraz rękawice i zaczekał, aż Akira wyjedzie swoją terenówką. W środku byli też inni nauczyciele. Akira wyjechał z parkingu w stronę żołnierzy, a chwilę za nim Ichrin. Zatrzymali się przy linii wojska. Akira zamienił kilka słów z generałem. Ichrin nie słyszał o czym rozmawiali, lecz w pewnym momencie spojrzeli się na niego ukradkiem. Żołnierze zrobili miejsce, żeby nauczyciele mogli wyjechać.
Nauczyciele poprowadzili chłopaka do Akademii. Gdy wjeżdżali na jej teren usłyszeli kilka huków oraz dźwięk walącego się budynku.
Nauczyciele zaparkowali wóz i wysiedli. Ichrin zdjął kask, włożył go do schowka, zgasił motor i poszedł za dorosłymi. W pewnym momencie poczuł, że jest słaby. Prawe ramie zaczęło go okropnie boleć. Mimowolnie złapał się za rękę.
- Nic ci nie jest? – spytał się Akira pojawiając się za nim jak spod ziemi.
- Jedna z tych bestii ugryzła mnie w rękę… Boli.
- Pójdź do Asuki. Niech ci wyleczy tą rękę.
- Dobrze… Akira?
- Tak?
- Kiedy wytłumaczycie co tu się dzieje?
- Nie bądź taki niecierpliwy. Niedługo wytłumaczę to tobie i reszcie twojej grupy.
- Dobra.
Ichrin przyspieszył, aż zrównał się z resztą nauczycieli.
- Pani Asuko?
- Tak, chłopcze?
- Mogłabyś wyleczyć mi rękę? Ugryzł mnie jeden z tych potworów.
- Rozumiem. Pokaż tą rękę.
Ichrin zdjął skórzaną kurtkę. Jego ręka była lekko niebieska. Asuka zbladła, lecz po chwili doszła do siebie.
- Wystaw tą rękę przed siebie. Teraz poczekaj chwilę.
Asuka zrobiła kilka skomplikowanych gestów rękoma oraz wypowiedziała kilka trudnych do sklasyfikowania słów (Ichrin przysiągłby, że babie się przewróciło coś w głowie i wypowiada losowe litery alfabetu). Rany po zębach zaczęły bardzo szybko znikać.
- I już.
- Dzięki.
Ichrin założył kurtkę i przyśpieszył chodu, aż wszedł do budynku.
- I jak to wygląda? – zapytał Akira.
- Nie dobrze. Wdało się zakażenie. Wiesz jakie, prawda?
- Rozumiem… Nie da się nic zrobić?
- Nie. Póki co zostawmy to tak jak jest.
- Zgoda.
Jak na razie wrzucam tyle i tylko czekam, na komenty.  ;D
« Ostatnia zmiana: Sierpnia 14, 2008, 03:45:52 pm wysłana przez Metashabaal »
Final Fantasy IV PBF
http://www.ff4pbf.yoyo.pl/
Teraz po apokalipsie, ale wciąż jest fajnie :P

Offline Yuzuriha

  • Dead Shadow
  • SemiRedaktor
  • *********
  • Wiadomości: 1742
  • Let's go together ... in to the darkness
    • Zobacz profil
    • http://www.deadshadow666.deviantart.com/
Odp: Soul Breaker Σ
« Odpowiedź #1 dnia: Sierpnia 17, 2008, 07:46:34 pm »
"Idąc do zajętego miejsca pod samą Ichrin przyjrzał się swojej grupie"
tego zdania nie rozumiem...chyba czegoś tu brakuje,po za tym sporo powtórzeń,brak jakiegokolwiek opisu miejsc itp...choć jako taki opis postaci jest.Brak też opisanych reakcji postaci....dużo pracy przed tobą.

Offline Siergiej

  • Last Hero
  • **********
  • Wiadomości: 2544
  • Idol Tanta
    • Zobacz profil
Odp: Soul Breaker Σ
« Odpowiedź #2 dnia: Sierpnia 18, 2008, 08:49:26 pm »
Przygłupi tytuł. Dziwaczny dobór imion (jedno w ogóle z kosmosu, jedno amerykańskie, jedno europejskie i pare japońskich - WTF?). Bardzo lakoniczne opisy, o ile w ogóle można je tym mianem określić. Jak na taki natłok wydarzeń, co najmniej o połowę zbyt krótkie. Poza tym postacie wydają się płaskie - bez emocji, bez żadnych wyróżniających je zachowań. No, może nie licząc stoickiego spokoju ;]

Offline ShinRa

  • Adventurer
  • *
  • Wiadomości: 53
    • Zobacz profil
    • Metal Gear Solid PL
Odp: Soul Breaker Σ
« Odpowiedź #3 dnia: Sierpnia 23, 2008, 09:16:15 pm »
Rozdział II

Akademia była złożona z trzech budynków. Środkowy był głównym wejściem oraz wyjściem na dziedziniec oraz plac treningowy oraz pokojami nauczycieli. Dwa pozostałe budynki były klasami, dormitoriami, oddzielnie dla chłopaków i dziewczyn. W ciągu nocy przedostanie się z jednego dormitorium do drugiego było praktycznie nie możliwe, ponieważ przejście przez korytarz nauczycieli zawsze kończyło się przyłapaniem ucznia. Wśród uczniów krążyła plotka, że korytarz nauczycielski jest naszpikowany wykrywaczami ruchu.
Dziedziniec był miejscem, gdzie wszyscy uczniowie wyżywali się na przerwach między lekcjami, młodsi wyżywali się biegając, krzycząc, wariując i robiąc wszystko co pozwoliłoby im zapomnieć o tym czego się nauczyli wciągu minionej godziny, natomiast starsi spotykali się w cieniu jednego z licznych drzew i rozmawiali, plotkowali, słuchali muzyki, grali w kości i ignorowali całkowicie młodsze dzieciaki.  Nauczyciele zaś, jak to przystawało na osoby dorosłe, pilnowały porządku, niczym psy wyczuwając, że gdzieś się dzieje coś co było sprzeczne z kodeksem Akademii.
Plac treningowy, przez uczniów zwany czasem poligonem, był miejscem, gdzie odbywały się lekcje wychowania fizycznego. Pracowano tam w szczególności nad wytrzymałością, każąc biec kilka okrążeń. Jedno okrążenie miało około 900 metrów. Młodsze dzieciaki miały lekcje WF na oddzielnym placu treningowym, o wiele mniejszym, niż Poligon.
Ichrin także mieszkał w Akademii, tylko co jakiś czas odwiedzając swoich rodziców. Uczniowie młodsi, czyli w wieku od dziesięciu do piętnastu lat musieli przestrzegać godziny policyjnej, czyli dziewiątej wieczorem. Uczniowie starsi, czyli od szesnastu do dwudziestu, godzinę policyjną mieli o dwunastej w nocy, lecz często się zdarzało, że nauczyciele wychodzą gdzieś z tymi starszymi na popijawę i wracają o wiele później niż jest ustalone (nie trzeba chyba dodawać, że potem na zajęciach byli wściekli i mieli kaca?).
Ichrin wszedł do budynku. Było już po dwunastej i na korytarzach nie było żywej duszy. Skierował się w stronę dormitorium dla chłopaków. Był zmęczony. Dormitorium to było jedno piętro z pięcioma pokojami. W każdym z pokoi były trzy łóżka. Ichrin dzielił pokój z Jackiem i z Yamato. Ich pokój znajdował się na końcu korytarza.
Ichrin szedł do pokoju. Na obaj chłopacy leżeli już w swoich łóżkach, lecz nie spali. Czekali na niego. Pierwszy z łóżka zerwał Jack. Yamato tylko zerknął na niego. Nawet nie myślał, żeby wstać. Właśnie czytał jakąś mangę.
- Ichrin! Nic ci nie jest? – Zapytał Jack.
- Nic wielkiego. Ugryzło mnie jedno z tych stworzeń. Asuka już mi wyleczyła ramie.
- Jak straciłeś przytomność to ciągnąłem cię przez kilka metrów, ale w pewnym momencie doskoczyła do ciebie jedna z tych bestii i cię ugryzła. Na szczęście w tym samym momencie pojawił się Akira i cię uratował.
Ichrin nic nie odpowiedział. Wziął pidżamę, ręcznik,
Oraz kilka innych niezbędnych do kąpieli przedmiotów i udał się do toalety. Po kąpieli wrócił do pokoju, zamienił kilka słów z chłopakami i gdy tylko zgasili światło zasnął.
Gdy spał miał koszmar. Był na arenie a wokół niego było istne piekło. Ziemia była usłana trupami ludzi których znał. Wokół niego leżały martwe ciała jego rodziców, psa, przyjaciół. Księżyc w pełni był czerwony niczym krew. Nagle jego ranna ręka sama z siebie podniosła się. Była niebieska a wnętrze dłoni świeciło się błękitną poświatą. Usłyszał w głowie szept.
- Nazywam się Sigma.
Ichrin obudził się z krzykiem.
To tylko sen. – Powtarzał w myślach. - To tylko sen.
Jakimś cudem nie obudził chłopaków. Czuł jak ranna ręka pulsuje bólem. Mimowolnie złapał się za ramie. Ręka miała normalny kolor, była tylko trochę spuchnięta. Położył się do łóżka i spróbował zasnąć. Nie mógł spać jeszcze przez długi czas.
Gdy się obudził było już po ósmej rano. Wstał i przeciągnął się. Z zadowoleniem stwierdził, że ręka już go tak nie boli i nie jest niebieska. Zauważył, że chłopaków już nie ma w łóżkach.
Pewnie już poszli do drużyn, albo coś w tym stylu. – Pomyślał.
Poszedł do toalety, umył się i załatwił co trzeba. Po powrocie do pokoju ubrał się w świeże ubranie, ciemne dżinsowe spodnie i białą koszulkę z długim rękawem. Wychodząc z pokoju wziął swoją komórkę z podłączonymi słuchawkami. Słuchając muzyki postanowił poszukać Jacka.
Jest u Sophii. – przez głowę przeszła mu myśl.
Skierował się w stronę damskiego dormitorium.
O ósmej nauczyciele pewnie już nie śpią. Z resztą już można krążyć między pokojami.
Przechodząc przez korytarz nauczycieli w jednym z pokoi usłyszał głośne chrapanie.
Śpią!? – zdziwił się chłopak.
Spojrzał przez dziurkę do klucza w drzwiach od których dochodziło chrapanie. Jednak nikogo nie zobaczył w łóżkach.
- Jest tam coś ciekawego?
Ichrin podskoczył. Za jego plecami stał nieco zaspany Akira.
- N… nie…
 - Na pewno? Ludzie rzadko podglądają kiedy nie ma nic ciekawego.
Ichrin nic nie odpowiedział. Na korytarzu słychać było chrapanie.
- Ktoś tu jeszcze śpi? – zdziwił się Akira. – Wszyscy nauczyciele już wstali. Odsuń się, młody.
Chłopak posłusznie odsunął się o drzwi. Nauczyciel po cichu uchylił drzwi. Chwilę popatrzył i zamknął drzwi.
- I co? – zapytał Ichrin.
Akira nie odpowiedział, lecz po jego minie można było stwierdzić, że było tam jednak coś ciekawego.
- Akira?
Nauczyciel spojrzał na niego.
- Masz aparat?
- Komórkę…
- Daj na chwilę.
Chłopak posłusznie oddał nauczycielowi komórkę ustawioną na aparat. Akira zrobił kilka zdjęć osobie, która była w pokoju, po czym oświadczył, że komórkę odda później oraz, żeby nie zaglądał do pokoju i zniknął. Lekko oszołomiony Ichrin poszedł dalej do dormitorium dziewczyn.
Tak jak się spodziewał po dormitorium już krążyły dziewczyny bez wyraźnego celu, snuły się od pokoju do pokoju odwiedzając koleżanki, co jakiś czas zaszczycały chłopaka przelotnymi spojrzeniami. Cel Ichrina był trzecim pokojem od drzwi. Zapukał. Po chwili usłyszał głos Sophii.
- Proszę.
Ichrin wszedł. W pokoju była Sophia i Jack. Jack ubrany był w szare bermudy i czarną koszulkę. Sophia ubrana była w długie spodnie lekko zabarwione na czerwono i różową koszulkę. Siedzieli na jednym łóżku w pewnym oddaleniu, lecz po stanie ich ubrań Ichrin stwierdził, że dobrze zrobił czekając na pozwolenie na wejście.
- Hej. – przywitał się z przyjaciółmi Ichrin.
- Hej. – odpowiedzieli jednocześnie.
- Nie przeszkadzam?
- Nie bardzo... – odpowiedział Jack.
- Czym zaczynamy?
- Dzisiaj zaczynamy lekcją z Akirą. Mamy czekać na dziedzińcu. Jakieś informacje. Za piętnaście minut jest śniadanie, dziesięć minut na przygotowanie się.
- Mamy wziąć zeszyty?
- Nie.
Drużyna rozmawiała przez czas jakiś, do czasu, kiedy mieli iść na śniadanie.
Na śniadanie były do wyboru pieczywo z obkładem, płatki i jajecznica.
Po śniadaniu udali się na dziedziniec. Czekał już tam na nich Akira.
- Gotowi na lekcje?
- Tak.
- Dobrze. Chodźcie za mną.
Udali się razem pod jedno z drzew. Usiedli na trawie w jego cieniu. Była piękna pogoda. Słońce mocno świeciło. Na niebie było kilka chmurek, które co jakiś czas przesłaniało słońce.
- No więc tak. – powiedział Akira. – Jak pewnie już się domyśliliście na tej lekcji będziecie mogli się obijać słuchając tylko tego co wygaduje.
Przytaknęli na znak, że rozumieją. Ichrin położył się wygodnie między konarami drzewa, a Sophia i Jack usiedli obok siebie na ławce obok drzewa.
- Zaczniemy od wczorajszych wydarzeń. – rozpoczął po chwili nauczyciel. – Poszliście na koncert. Wszystko było pięknie dopóki nie usłyszeliście huku. Wtedy pojawiły się potwory. Te potwory nazywają się Noesis. Nie wiadomo skąd pochodzą. Wiadomo, że są bardzo niebezpieczne, działają zawsze w stadach i… zawsze na czyjś rozkaz. Nie wiemy kto nimi kieruje. Stada składają się mniej więcej z piętnastu dorosłych samców, w tym jeden jest przywódcą. Przywódca wyróżnia się wzrostem, długimi kłami. Jak pewnie zauważyliście potwory te wyglądają trochę jak psy. Są to mutanty. Nie wiem czy są to stworzenia poddane mutacją genetycznym czy może gatunek powstały na wskutek skażenia. Na temat tych potworów to wszystko. Zrozumieliście wszystko z tego monologu?
Pokiwali głowami na znak, że zrozumieli. Nauczyciel pociągnął łyk z bidonu, którego wyciągnął zza pasa.
- Teraz druga sprawa. Nasza drużyna dostała nową misję.
Na słowo „misję” Ichrin ożywił się nieco.
- Misja ta polega na eskortowaniu głównego budowniczego i zarazem architekta statku królewskiego.
- Chodzi o te latające statki? – zapytała Sophia.
- Dokładnie. Gościa trzeba doprowadzić do stolicy sąsiedniego państwa. To jest jakieś… trzysta kilometrów.
Jack, który właśnie chciał się przytulić do dziewczyny nagle spadł z ławki do tyłu. Gdy wstał z głupią miną wybąkał:
- Trzy… Trzysta kilometrów?
- Mniej więcej. To będzie, o ile nie wydarzy się nic  nieprzewidzianego, pięć dni drogi.
Pięć dni podróżowania… - pomyślał Ichrin. Tak daleko…
- Macie być przygotowani do podróży o jedenastej. –Akira spojrzał na zegarek - Teraz jest dziewiąta czterdzieści pięć. Macie więc godzinę i piętnaście minut na przygotowanie się. Koniec lekcji. A, jeszcze jedno. Masz tu swoją komórkę Ichrin. Dzięki, że mi ją pożyczyłeś. Później ci powiem co tam było.
Drużyna rozeszła się do pokojów. O godzinie dziesiątej pięćdziesiąt pięć z torbami podróżnymi na plecach czekali przy wyjściu z Akademii. Czekał tam już na nich Akira i budowniczy, którego mieli eskortować.
- Wszyscy gotowi? – zapytał Akira, gdy tylko drużyna podeszła.
- Tak. – powiedzieli jednocześnie.
- Dobrze. Ten pan nazywa się Sukkaku. Jak się pewnie domyślacie to jego mamy eskortować. Panie Sukkaku, to są moi podopieczni: Ichrin, Jack i Sophia.
- Co kur..? To mają być ochroniarze!? Przecież to są jeszcze smarkacze! – wydarł się Sukkaku.
- Mają po szesnaście lat. Może i na takich nie wyglądają, ale są bardzo dobrze wyszkoleni.
- Mam nadzieję…
- Słuchajcie. – Akira zwrócił się do swoich podopiecznych. – Na trasie przy granicy ostatni burza wyrządziła na tyle poważne szkody, że zabroniono tamtędy podróżować pojazdami. Dlatego musimy iść pieszo. Nie będziemy iść w jakimś wyjątkowo szybkim tępcie, lecz nie będziemy też iść w mozolnym tempie. Mamy tydzień na dotarcie do stolicy państwa Dito.
Pół godziny później byli już poza miastem. Droga była pusta, co nikogo nie zdziwiło. W końcu mało kto podróżuje teraz pieszo.
Akira i Sukkaku szli razem nieco z przodu rozmawiając o czymś co młodsze pokolenie, w ogóle nie interesowało.
- Ale wredny, stary… - powiedział Jack.
- Cicho. Jeszcze nas usłyszą! – wcięła mu się w zdanie Sophia.
- …gbur. –dokończył z uśmiechem Ichrin.
Podróżowali bez przeszkód, aż do zapadnięcia zmierzchu. Wtedy Akira zarządził postój.
Na razie tyle. Więcej jak na razie nie napisałem z powodu braku "weny twórczej". Staram się w kolejnych częściach naprawić błędy, które mi wytknięto, lecz imion już nie zmienię.  ^_^
Final Fantasy IV PBF
http://www.ff4pbf.yoyo.pl/
Teraz po apokalipsie, ale wciąż jest fajnie :P

Offline ShinRa

  • Adventurer
  • *
  • Wiadomości: 53
    • Zobacz profil
    • Metal Gear Solid PL
Odp: Soul Breaker Σ
« Odpowiedź #4 dnia: Listopada 23, 2008, 10:32:36 pm »
Rozdział III

O poranku, skoro słońce wstało nad nieboskłonem cała drużyna pozbierała swoje graty (tj. namioty etc.) i wyruszyła w dalszą drogę. Podróżowali w ten sposób jeszcze przez dwa dni.
- Już 3 dni podróżujemy i nic ciekawego się nie wydarzyło. A jednak mimo to, Akira, dalej jest jakiś nerwowy… - powiedziała Sophia. wszyscy siedzieli przy ognisku po środku obozu. Akira krążył wokół namiotów, jako patrol.
- Gościu trochę przesadza. – odparł Jack. – Nic się nie dzieje, spokój i cisza.
Jak na komendę w wokół obozu zaczęły szeleścić krzaki. Akira krzyknął „Padnijcie!”, lecz i tak już było za późno. Pod nogami Sophii wylądował granat ogłuszający. Gdy tylko wybuchnął nikt nic nie słyszał, nikt nic nie widział. Gdy kilka sekund później zmysły zaczęły ponownie działać, Ichrin zobaczył, że Sophia leży nieruchomo na ziemi, Jack jest unieruchomiony przez jakiegoś wysokiego, barczystego mężczyznę, który założył mu nelsona. Chłopak wyrywał się, krzyczał coś, lecz Ichrin, nie mógł nic zrozumieć. Wnet błysło mu przed oczami i już leżał bez czucia na ziemi.
Jakiś czas później odzyskał przytomność. Był w jakieś kapsule wypełnionej zieloną wodą. Co dziwne, mógł oddychać, lecz nie czuł się na siłach by próbować się wydostać. Pokręcił głową, rozglądając się. Widział jakieś wielkie komputery, na ziemi i na biurkach, rozrzucone były papiery. Oprócz Ichrina w pomieszczeniu nie było widać żywej duszy. Chłopakowi kręciło się w głowie, i co jakiś czas rozmazywał mu się przed oczami. Próbował ruszyć ręką lub nogą, lecz nie mógł. Tak jakby to nie były to jego ciało. Gdy już miał zasnąć nagle do pomieszczenia ktoś wszedł. Był to raczej niski mężczyzna, z siwymi, krótkimi włosami i raczej wychudłą twarzą. Po jego stroju można było wywnioskować, że jest to naukowiec lub jakiś profesor. Laborant podszedł do biurka, wziął jedną z kartek na podkładce do pisania, z kieszeni na piersi wyjął długopis, podszedł do komory, w której był Ichrin i zaczął pisać. Co jakiś czas spojrzał na Ichrina, obchodził go i zapisywał notatki.
- Jak samopoczucie, mój drogi obiekcie do badań? – jego głos był wysoki, lekko piskliwy i odrobinę zagłuszony przez szum wody w komorze.
- Nie najgorzej. – odpowiedział Ichrin. – Jego głos był  niższy od głosu laboranta, a z jakiegoś powodu ciecz, w której chłopak był zanurzony, wcale nie zagłuszył jego głosu, i nie wpadł mu do gardła.
- To dobrze.
- Gdzie ja jestem?
- Obiektowi badań ta informacja nie jest niezbędna. Lecz odpowiem na kilka twoich pytań, jeżeli ty odpowiesz, w miarę swoich możliwości, na moje. Zgoda?
- Dobra.
- A więc tak. Czy wiesz co się dzieje z twoją prawą ręką?
- Nie.
- Kiedy się rozpoczęła ta anomalia?
- W mieście, w którym mieszkam, ugryzło mnie jakieś dziwne stworzenie podobne do psa.
- Ach tak… - profesor zapisał coś.
- Teraz moja kolej. Gdzie są osoby, z którymi podróżowałem?
- Prawdopodobnie są w innym laboratorium lub nie żyją.
-…
- Coś jeszcze?
- Tak. Dlaczego tu jestem?
- Jesteś moim obiektem badań. Nie widziałem wielu osób z takimi anomaliami jak na twojej ręce, w dodatku od pewnego czasu chciałem sprawdzić moje odkrycie, ale nie miałem człowieka do badań. A kiedy ty się zjawiłeś w więzieniu to cię stamtąd wyciągnąłem i wsadziłem do tego oto zbiornika.
- Więzienia? I co chcesz na mnie sprawdzić?
- Jakiś tydzień temu przywieziono cię do więzienia, które jest w tej samej bazie co to laboratorium. Było z tobą kilka osób, ale niestety mało interesujących. A co chcę na tobie sprawdzić? Może lepiej powiedzieć, że przeprowadzam na tobie eksperyment. Lakonicznie mówiąc, grzebie w twoim DNA. Więcej nie musisz wiedzieć.
- Ile zamierzasz mnie tu trzymać?
- Do końca badań, jak sądzę. Lub do twojej śmierci. Ale spokojnie. Skoro już się obudziłeś, to zaraz po przeprowadzeniu dzisiejszych badań zostaniesz przeniesiony do twojej „kwatery”. A teraz śpij.
Mówiąc to doktorek wcisnął jakiś przycisk na konsoli, stojącej przed kapsułą. Woda zabulgotała i nagle Ichrin poczuł potworne zmęczenie. Po kilku sekundach oczy same mu się zamknęły.
Jakiś czas później obudził się na materacu, przykryty kołdrą. Z lekkim trudem podniósł się do pozycji siedzącej.
- Długo spałeś. – chłopak usłyszał niski, basowy głos. Przy stole naprzeciw siedziała jakaś postać, lecz było tak ciemno, że Ichrin ledwo mógł zobaczyć czubek własnego nosa.
- Kto tam? – zapytał.
- Poczekaj. Zaraz włączę światło.
Słyszalny był „klik”, po którym światło na chwilę oślepiło chłopaka. Gdy już odzyskał wzrok, zobaczył siedzącego przy małym, drewnianym stole potężnego, prawie wielkiego, ale wychudłego, czarnego mężczyznę.
-Yo. – odezwał się olbrzym.
- Hej. Gdzie ja jestem? – odpowiedział Ichrin. Olbrzym uśmiechnął się.
- Jesteśmy w celi w bazie wojskowej kraju Gainax. Jakieś 2 godziny temu, wrzucili cię tutaj żołnierze. A tak przy okazji. Nazywam się Kaname Mudo. Ale mów mi po prostu Kaname. Siedzę tu już dobre 2 tygodnie. A ty jak się nazywasz?
- Ichrin. Tyle starczy.
- Ichrin? Ichrin… Ichrin… Z tego co wiem to „Ichrin” po japońsku oznacza kwiat czy jakoś tak. Całkiem ciekawe imię, chodź, chyba bardziej do dziewczyny pasuje, nie?
- …
- E tam. Nie obrażaj się od razu. Trochę tu ze mną będziesz musiał przesiedzieć, więc lepiej, żebyśmy nie mieli sporów, nieprawdaż?
- Jasne.
Final Fantasy IV PBF
http://www.ff4pbf.yoyo.pl/
Teraz po apokalipsie, ale wciąż jest fajnie :P

Offline ShinRa

  • Adventurer
  • *
  • Wiadomości: 53
    • Zobacz profil
    • Metal Gear Solid PL
Re: Soul Breaker Σ
« Odpowiedź #5 dnia: Lutego 23, 2009, 02:16:10 pm »
khem khem... Powodzenia :D


Rozdział IV


Ichrin przebywał już w więzieniu dwa tygodnie. Codziennie rano, zaraz po śniadaniu, został przeniesiony do laboratorium, w którym profesor robił na nim badania i eksperymenty. Zawsze budził się po badaniach w celi, gdzie czekał już na jego przebudzenie Kaname. Posiłki zawsze były okropne, choć urozmaicone. Jednego dnia była jakaś lepka ciecz, która wszyscy nazywali „kleikiem”, z jakimiś ledwo jadalnymi warzywami, a następnego dnia były ledwo jadalne warzywa z kleikiem. Ichrin strasznie schudł, a jego ciało zaczynało się dziwnie zachowywać. Jego prawa ręka co jakiś czas świeciła, jego zazwyczaj jasne włosy stawały się ciemne, a plecy co jakiś czas przeszywał ból tak okropny, że chłopak ledwo mógł ustać na nogach. Tęczówki jego oczu stopniowo zmieniały kolor na czarny.
Piętnastego dnia, na „badaniach” coś się w końcu wydarzyło. Kiedy profesorek wyszedł z pomieszczenia na piętnastominutową przerwę, Ichrina na chwilę zmorzył sen, a gdy się obudził był na zewnątrz kapsuły, wszędzie wokół niego leżały odłamki szkła i rozlany był płyn, który wypełniał kapsułę.
- O ja pierdole… Moja głowa…
Ichrin wstał trzymając się za głowę. I, gdy ból głowy odrobinę ustał rozejrzał się dokładniej po pomieszczeniu i omal znowu nie upadł na podłogę. Wokół niego wszędzie leżały zmasakrowane ciała strażników. Na każdej ścianie były plamy krwi, ta krew była również na rękach chłopaka.
- Co do cholery…? – pomyślał chłopak. Nie miał niestety czasu na zastanowienie, bo do laboratorium wpadli w dzikim pędzie dwaj żołnierze.
- Co tu się…?- zapytał przerażony żołnierz. Po kilku sekundach jednak ocknął się.
- Ty!  - krzyknął jeden z nich. Ichrin dobrze wiedział, że nie ma sensu próbować im to wytłumaczyć. Z resztą i tak nie dali mu czasu na wypowiedzenie choćby jednego słowa, bo zaczęli strzelać. Od tego momentu sprawy potoczyły się bardzo szybko. Ciało chłopaka samo odskoczyło w ostatnim momencie, tak daleko, że zdołał się ukryć za przewróconym biurkiem. Gdy tylko żołnierze przeładowywali, Ichrin wyskoczył zza osłony i jednym ogromnym susem doskoczył do przeciwników. Jego prawa ręka zaświeciła niebieską poświatą i złapała jednego z żołnierzy za gardło. Siła uścisku była tak wielka, że przeciwnik od razu umarł. Gdy tylko ciało zaczęło bezwładnie zwisać, ręka puściła truchło.
Mmm… Wspaniale. – w głowie chłopaka słyszalny był taki sam szept jak ten w jego koszmarze w nocy po ataku na arenie.
Pamiętasz mnie? To ja Sigma.
Nie wiadomo kiedy ciało drugiego żołnierza uderzyło o ścianę z taką mocą, że zrobiło ogromne wgniecenie. Ichrin poczuł dziwne świerzbienie na plecach w okolicach łopatek oraz ból brzucha. W głowie zaczęło mu się kręcić, wszystko stało się ciemne. Chłopak złapał się za głowę i klęknął na podłodze. Dopiero teraz poczuł ból jego całego rannego ciała. Szkło powbijało mu się w stopy, kilka pocisków musnęło jego lewe ramię. Plecy bolały niemiłosiernie a dokoła leżały trupy. Ichrin rzygnął. To pierwszy raz, kiedy naprawdę zabił człowieka i to w dodatku w tak okropny sposób.
Gdy minęły zawroty głowy, i przyzwyczaił się odrobinę do bólu, postanowił się ruszyć. Musiał znaleźć ubranie i się stąd wydostać. Przeszukał wszystkie szafy oraz skrytki i dopiero w ostatniej szafce znalazł swoje rzeczy: bieliznę, ciemne dżinsy, czarną koszulkę, niebieską bluzę z kapturem i skórzaną kurtkę. Zanim się ubrał poszukał bandaży. Na szczęście w przewróconym biurku trochę było i kilka leżało rozrzuconych po sali. Chłopak owinął nimi najgorsze miejsca, żeby przestać krwawić. Obiecał sobie, że gdy tylko się stąd wydostanie poszuka czystej wody. Musiał się umyć i jakoś odkazić rany. Gdy już ubierał na siebie koszulkę, usłyszał, że ktoś wchodzi powoli do laboratorium. Szafka była na tyle dobrze ustawiona, że bez problemu się za nią schował i mógł obserwować intruza. Intruzem okazała się dziewczyna, w niebieskim mundurze. Dziewczyna miała długie włosy koloru ciemny-blond, bladą cerę i duże, zielone oczy. W ręku trzymała karabin. Rozglądała się uważnie po Sali czegoś lub kogoś szukając. Gdy spojrzała w kierunku kryjówki Ichrina, chłopak, lekko cofnął się, aby mieć pewność, że dziewczyna go nie widzi. Niestety wypadła mu przy tym jeszcze nie ubrana koszulka. Było pewne, że nie uszło to uwadze dziewczyny.
Może ją zabijemy? No dalej, zgódź się. – powiedział Sigma
Co ty "kurczaczek", masz taką ochotę zabijania każdego kto się napatoczy? – pomyślał Ichrin.
To proste. Nie chce umrzeć. Jeśli ty zginiesz to ja razem z tobą. Dlatego dbam o twoje zdrowie.
Kim ty do cholery jesteś?
Na razie to nie ważne. O patrz! Zbliża się. Zabijamy?
Nie.
Nudziarz.
Wal się.
Dalszą „konwersację” przerwał głos dziewczyny.
- Łapy w górę! – dziewczyna stała naprzeciw Ichrina z podniesionym karabinem. Chłopak wykonał rozkaz. Zauważył, ze dziewczynie odrobinę drżała ręka.
- Kto ty? – zapytała nie spuszczając karabinu.
- …
- Odpowiadaj! Inaczej strzelę, ja nie żartuje!
- Jestem Ichrin… Byłem tu trzymany jako więzień. Obudziłem się jakieś pół godziny temu i nie mam pojęcia co się dzieje.
- Aha. – dziewczyna opuściła broń. – Zbieraj manatki. Wynosimy się stąd.
- Chcesz mi pomóc?
- Taa… Mam misję sprowadzić osobę, na której przeprowadzane są tutaj eksperymenty. Wszystkie dane się zgadzają. A teraz ubieraj się. Nie mamy czasu na gadanie. Zaraz może się tu zbiec cała armia.
























Rozdział V

Ichrin i dziewczyna biegli korytarzami bazy. Wszystkie były praktycznie jednakowe, lecz dziewczyna najwidoczniej je rozróżniała w jakiś sposób, ponieważ widać było po niej, że wie gdzie biegnie. Po pewnym czasie dotarli do małego, ciemnego pomieszczenia.
- Tu odpoczniemy. – powiedziała wyciągając pistolet z kabury.
Ichrin upadł ciężko na podłogę.
- Uff… Nie jestem przyzwyczajony do takich biegów… - powiedział oddychając ciężko. Dziewczyna nic na to nie odpowiedziała.
- Jak się nazywasz? – zapytał po chwili milczenia.
-… Teliko.
- Kto ci kazał mnie uratować?
- To na razie nie ważne. Jeśli uda nam się uciec to ich poznasz…
- Aha… Jeszcze jedno.
- …
- Wiesz coś o moich kumplach. Porwano ich razem ze mną i od tego czasu ich nie widziałem.
- W danych o mojej misji nie było o nich żadnych danych.
- Możemy ich poszukać?
- Nie.
- Dlaczego?
- To proste. Po pierwsze: Nie są niezbędni do wykonania mojej misji. Po drugie: To za duże ryzyko. W każdej chwili możemy zostać otoczeni przez wszystkich żołnierzy. Nie mogę aż tak ryzykować.
- Ale… - pomimo zmęczenia Ichrin podskoczył na równe nogi.
- Żadnych „ale”. Słuchaj. W tej chwili dzieją się tutaj okropne rzeczy. Ktoś wypuścił z klatek wszystkie „okazy” badań laboratoryjnych. Poza tym, budynek więzienny jest odcięty od prądu i wszyscy więźniowie pouciekali. Nawet jeżeli gdzieś tam są, lub byli, twoi kumple to i tak szanse na znalezienie ich są bliskie zeru.
Nastała chwila ciężkiego milczenia.
- Dobra. – po dłuższej chwili odezwała się Teliko. – Skoro jesteś w stanie tak długo stać, znaczy się, że już dostatecznie odpocząłeś. Czy przy twoich rzeczach była również twoja broń?
- Nie. Musieli ją skonfiskować.
- Nie dobrze. Trzymaj się blisko mnie i biegnij jak najbardziej pochylony. Został nam do przebiegnięcia kawałek. Powinieneś wytrzymać. Po tym „kawałku” będziemy mogli odpocząć i iść wolniej. Zaraz po wyjściu z bazy moi pracodawcy nas wykryją i wyślą po nas konwój albo coś.
Teliko wstała, wyciągnęła z kabury pistolet, powoli i ostrożnie otworzyła drzwi. Za nimi nie było widać żywej duszy, lecz do uszu Ichrina od razu dotarły krzyki przerażenia i bólu.
Przebiegli razem przez prosty korytarz, lecz na skrzyżowaniu z innym korytarzem ogarnęła ich przerażająca ciemność. Wszystkie światła zgasły jak na komendę z głośnym „pyk!”. Nigdzie nie było okien na zewnątrz, a jedynym źródłem światła była wyciągnięta niewiadomo skąd latarka Teliko. Dziewczyna przyłączyła do broni latarkę i powoli ruszyła w dalszą drogę. Korytarz ciągnął się jeszcze kilka metrów, zanim zaczęła być widoczna ściana.
Teliko oparła się o ścianę i lekko za nią wyjrzała.
- Jakieś cztery metry dalej działają światła. Dziwne… Nie ma tam nikogo żywego, ani ciał. Nic.
- Może tutaj nie było zamieszek?
- Nie możliwe. Tutaj jest za czysto. I światła działają. Coś mi nie pasuje.
Wnet na końcu korytarza pojawił się starszy mężczyzna, w stroju podobnym do uniformu Teliko. Mężczyzna ten, szedł powoli i ostrożnie. Wnet zauważył wychylającą się zza rogu Teliko. Kiwnął lekko na nią głową, aby podeszła.
- Nic się nie bój. To pułkownik. Przyszedł, żeby nas wyprowadzić.
Teliko i Agred podeszli powoli do półkownika.
- Słuchajcie. Za jakieś… 15 minut będzie nalot bombowy. – powiedział po zasalutowaniu półkownik. - Do tego czasu musimy się stąd wydostać. Wyjście jest za rogiem. Jednakże to nie jest takie proste. Na zewnątrz jest kilka oddziałów wroga. Czy ten młody ma jakieś przeszkolenie w używaniu broni palnej?
- Trochę umiem. Głównie z snajperką. Ale umiem też strzelać z pistoletów semi…
- Łap. – i to mówiąc rzucił mu jakiś malutki pistolet z tłumikiem.
-… ale jeszcze nigdy, nie zabiłem człowieka.
- "kurczaczek"… I jak rozumiem, nie dasz rady teraz, tak?
Ichrin przełknął ślinę.
- Nie wiem.
- Teliko. My pójdziemy przodem. Staramy się tak strzelać, żeby Ichrin nie musiał nikogo zabić. Kurde. To tylko dziecko.
Ale wyrozumiały… - w głowie Ichrina rozbrzmiał głos Sigmy.
Zamknij się.
Po zakończeniu rozmowy, wszyscy wyszli przygrabieni z budynku.
Na zewnątrz była już noc. Księżyc świecił słabym blaskiem, pośród chmur, a te zasłaniały blask gwiazd. Na podwórzu stała ciężarówka, za która, Ichrin, Teliko i półkownik, szybko się schowali. Widać było kilku spacerujących żołnierzy z karabinem przewieszonym przez plecy.
- M… Może uda się przejść bez zabijania, co? – zapytał Ichrin.
- Wątpię. Z resztą i tak nie mamy czasu na skradanki. Jeżeli się nie pospieszymy, to zaskoczy nas nalot i papa. – odpowiedziała Teliko.
- Dobra. Rozumiem.
- Na trzy. Raz. Dwa. TRZY! – na „trzy” wybiegli zza ciężarówki, i zanim strażnicy zdołali cokolwiek zauważyć, byli już blisko wyjścia. Strażnicy zaczęli strzelać. Teliko i półkownik nie pozostali im dłużni. Strzelanina trwała tylko kilka sekund. Po tym jak już Ichrin i reszta znalazła się za bramą, półkownik rzucił granat, którego wybuch był na tyle potężny, że zawalił bramę do tego stopnia, że przejście było niemożliwe, a dzięki temu też pościg. Niestety nie mogli jeszcze odpocząć. Musieli biec do miejsca spotkania, gdzie mieli ich podwieźć do bazy.




















Rozdział VI

Ichrin podkradł się do stojącego do niego plecami żołnierza i uderzył go wierzchem dłoni, z taką siłą, że ten zemdlał. Za rogiem szedł już kolejny strażnik, najwyraźniej zainteresowany hałasem, gdyż szedł szybko, broń miał wycelowaną przed siebie i był gotów do oddania strzału.
Ichrin wyciągnął z pochwy, przewieszonej na plecach, miecz, i gdy tylko przeciwnik podszedł wystarczająco blisko, wyskoczył zza rogu, tnąc w broń strażnika. Miecz przeszedł przez karabin jak masło, przecinając broń na pół. Chłopak szybkim ruchem przechylił miecz i uderzył w głowę przeciwnika płaską stroną ostrza. Żołnierz padł na ziemię jak rażony prądem. Ichrin już wiedział, że do celu jego misji pozostało już tylko kilka metrów. Pospieszył korytarzem przed siebie, chowając miecz do z powrotem do pochwy.
Gdy doszedł do skrzyżowania dwóch innych korytarzy ktoś dotknął lufą jego pleców.
- Nie ruszać się! – usłyszał za sobą wysoki, znajomy głos. Spojrzał w górę. Niestety sufit był za nisko, żeby przeskoczyć nad przeciwnikiem i uciec. Zauważył też, że z pozostałych korytarzy wyłania się kilku innych żołnierzy.
- KONIEC SYMULACJI. – po całym korytarzu rozniósł się donośny, komputerowy głos.
Przez chwilę było ciemno. Ichrin wiedział, że teraz musi odczekać minutę, zanim jego serce uspokoi się. Z jego głowy zdjęto hełm i po kilku sekundach, wzrok przyzwyczaił się do poziomu światła w pomieszczeniu.
- Przegrałeś. – młoda dziewczyna podeszła do jeszcze odrobinę otumanionego chłopaka.
- Zamknij się, Ayaka. Ja tu jestem początkujący.
- Jesteś tu miesiąc, a tydzień po twoim przybyciu zacząłeś ćwiczyć. To wcale nie tak mało.
- Nie ważne. Idę odpocząć.
- Tak, tak. Jasne. Tylko nie zaśpij na lunch.
- Jasne.
Idąc ciemnym korytarzem do swojego pokoju Ichrin rozmyślał nad tym ile tu już przesiedział i co się wydarzyło przez ten czas.
To już miesiąc, a my niczego nie rozwaliliśmy. ¬– w głowie chłopaka znów rozebrzmiał głos Sigmy. Ichrin już zdążył się do tego przyzwyczaić.
No wiesz… Jeśli chciałbyś coś rozwalać, to powinieneś znaleźć sobie kogoś innego, kto będzie cię musiał znosić w swojej głowie…
Nie, nie, nie. Ty jesteś w sam raz. Jakby cię tylko trochę poduczyć i potrenować to będziesz dla mnie praktycznie idealny.
Co masz przez to na myśli?
Nic ważnego. Ale wiesz… Mógłbyś przestać być takim świętoszkiem. O! Uważaj. Za tobą, idzie ta twoja koleżanka, Ayaka. No, no, no. Czyżby się coś między wami wydarzyło, kiedy ja spałem?
To ty sypiasz?
Rzadko. Ale nawet mnie się zdarza. Staram się spać, wtedy kiedy ty śpisz, bo wtedy jest wyjątkowo nudno.
Dobrze wiedzieć. A dlaczego ostrzegasz mnie przed Ayaką?
Ot tak. Mam dobry pomysł…
Słucham.
Ichrin otworzył drzwi do swojego pokoju, lecz nie zamknął za sobą drzwi. Specjalnie poczekał, aż Ayaka wejdzie do jego pokoju. Tak jak oczekiwał, dziewczyna weszła powoli za nim, a on wykorzystując okazję, że Ayaka go jeszcze nie zauważyła, przyjrzał się dziewczynie.
Ayaka była wysoką, wysportowaną, zielonooką dziewczyną z długimi, sięgającymi pasa, rudymi włosami. Miała śliczną twarz, długie nogi i trochę pieg na policzkach.
Dziewczyna podeszła do łóżka Ichrina, sądząc, że chłopak w nim leży. Ichrin na to zakradł się za nią i rzucił ją i siebie na materac.
- No wiesz… Jak chcesz się ze mną umówić, to wystarczy normalnie zapytać.
- Sorka. Nie mogłem się powstrzymać. – Ichrin uśmiechnął się lekko. Zdziwiło go to, że nie pieką go policzki. Zawsze był nieśmiały, ale teraz jakby Nie wiedział co to wstyd.
- Możesz już ze mnie zejść.
Nie schodź. Przecież tak jest faaaajnie.
Utwierdzasz mnie w przekonaniu, że jesteś zboczony.
No wiesz… Zraniłeś mnie tym. Wolę, żeby mnie nazywano zabawowym.
A może być zabawowy zboczeniec?
Nie czekając na odpowiedź, chłopak zszedł z Ayaki.
- Po co przyszłaś?
- Powiedzieć, że przesunięto dzisiejsze zajęcia. Lunch będzie za godzinę, a zajęć dziś już nie będzie.
- Dlaczego? – zaciekawiony chłopak, usiadł obok dziewczyny na łóżku.
- Podsłuchałam, jak gadali ze sobą dwaj instruktorzy. Podobno, wszystkich na misje wysłano, i do odwołania nie ma żadnych oficjalnych treningów.
Przez głośniki na korytarzu wydobył się głos:
- Do całego personelu i rekrutów. Nasz baza została zaatakowana. Wyznaczeni strażnicy, niech zgłoszą się przed główną bramą. Rekruci mają natychmiast stawić się w skrytkach. To nie są ćwiczenia.


Rozdział VII

- Powinniśmy iść do schronów? – zapytał Ichrin.
- Chyba żartujesz! – krzyknęła dziewczyna z ogniem w oczach. – Mielibyśmy stracić taką okazję? Chyba żartujesz.
- Taa… Okazję, na co? Degradację i wrzucenie do więzienia, na kilka dni, za niesubordynację?
Pomyśl o dobrych stronach - odezwał się Sigma – Są tylko dwie cele, w tym jedna jest już zajęta. Wrzucą was do jednej.
Zbokol.
- Hej. Chłopie, pomyśl trochę. Jeżeli pomożemy naszym, to może dostaniemy awans, albo coś.
- Materialistka. Pełna komercja.
- Zamknij się i chodź! – powiedziała idąc już w kierunku głównej bramy.
Wokół nich, przebiegało mnóstwo ludzi. Zaczynając od zwykłych rekrutów, uciekających do skrytek i schronów, przez żołnierzy biegnących na posterunki i kończąc na ważniejszych osobistościach, idących, lub biegnących, do Sali wojennej, w której mieli układać plan działania. Gdy Ichrin i Ayaka dotarli wreszcie do bramy głównej, zobaczyli, że ustawili się tam, już wszyscy strażnicy. Ponadto byli tam jeszcze niektórzy nauczyciele i stratedzy. Gdy wielka brama, zrobiona z grubego na pół metra metalu, zaczęła się mozolnie otwierać, chłopak i dziewczyna dołączyli do tyłów szeregu. Mieli szczęście. Nikt ich nie zauważył. Wszyscy byli zbyt zajęci słuchaniem strategów, którzy, z powodu sędziwego wieku, nie widzieli już tak dobrze, i także nie zauważyli, że na tyłach jednego z oddziałów pojawiło się dwóch nowych żołnierzy. Ichrin i Ayaka mieli na sobie specjalne ubranie, które używane było do treningów w symulacjach. Było to ubranie, zrobione z grubej, utwardzanej skóry. W symulacji, żeby mieć broń, trzeba ją przynieść ze sobą. Tak samo ubranie. Podobno, dzięki temu, ciało i umysł przyzwyczaja się do prawdziwego ciężaru broni i munduru, co zwiększało umiejętności posługiwania się bronią. Ponadto chłopak miał przy sobie miecz katana z ukrytym Tanto i pistolet. Dziewczyna, miała karabin i metalowe nunchaku.
Gdy, w końcu, brama otworzyła się całkowicie, przeleciało przez nią mnóstwo psio-podobnych kreatur, które rzuciły się na najbliżej stojących żołnierzy. Zaczęła się bitwa. Bestie zabijały ludzi, ludzie zabijali bestie. Co chwila słychać było kolejny krzyk umierającego żołnierza, lub skowyt psa.
Ichrin wyciągnął z pochwy miecz i rzucił się na „psa”, który właśnie zamierzał rozszarpać jednego z żołnierzy. Skowyt. Miecz chłopaka wbił się w łeb potwora. Jak zawsze przy śmierci monstrum, z jego truchła zaczęła wyciekać, razem z krwią, niebieska, fosforyzująca ciecz, która po chwili kontaktu z powietrzem, zaczyna parować. Za plecami Ichrina, rozległ się głośny ryk. Chłopak odwrócił się szybko i zobaczył, że zaledwie metr od niego, szykuje się do skoku jedna z bestii. Wiedział, że nie zdąży się zasłonić. Na szczęście, na pomoc, przyszła mu Ayaka, która walnęła „psa” w kark z taką siłą, że załamały się pod nim łapy i upadł na ziemię z dźwiękiem łamanych kości. Nagle plecy chłopaka przeszył potężny ból. Przeleciał kilka metrów, lądując na brzuchu. Odczekał chwilę, aż udało mu się zapanować nad nieposłusznymi mięśniami, po czym wstał i obejrzał się, macając plecy. Plecy miał przeoranie pazurami, a w dodatku miał wielkiego, siniaka w okolicach bioder. Za nim stała jedna z tych bestii. Jednakże ta stała na dwóch łapach. Jej jadowicie zielone oczy patrzyły na niego ze wściekłością, a z paszczy kapała piana. Był to przerażający widok. Bestia wyglądała na tyle potężną, że Ichrin, postanowił użyć jego „atutowej karty”.
- Nanomaszyny – uwolnienie 70%.
Po tych słowach, które były jak wieczność, chłopak poczuł, jak jego plecy zaczynają się zrastać w miejscach, w których rozszarpała je bestia, a za łopatkami wyrastają skrzydła. Jego oczy stały całkiem czarne, pozbawione białek, czy tęczówki. Nagle, wydłużyły mu się włosy do pasa zmieniając kolor na szarawy. Chłopak wzniósł się nad ziemię, trochę ponad zasięg ataku bestii. Wiedział, że za długo nie wytrzyma.
Nanomaszyny w jego ciele, powstrzymywały coś w rodzaju wirusa w jego kodzie DNA, przed opanowaniem umysłu chłopaka. Im wyższy poziom wyłączenia Nanomaszyn, tym więcej możliwość korzystania z mocy wirusa, niestety po pewnym czasie tracił przytomność ze zmęczenia. Moce i umiejętności wirusa bardzo szybko męczyły organizm. Im większy poziom „wyzwolenia” tym szybciej dopadało Ichrina zmęczenie.
Pod chłopakiem wrzała bitwa. W tłumie, Ichrin, wyłapał Ayakę, walczącą z bestią a także kilku seniorów chłopaka. Pod nim, stojąca pionowo, bestia kłapała szczęką i próbowała doskoczyć do niego. Ichrin mocno złapał rękojeść miecza obiema dłońmi. Niestety sufit był za nisko, żeby można było bezpiecznie manewrować w powietrzu, ale chłopak wstrzymał na chwilę ruch skrzydeł, tak aby zaczął powoli opadać. Kiedy osiągnął odpowiedni pułap, obrócił się głową ku ziemi i odbił się nogami od sufitu. Spadając z dużą prędkością na potwora, Ichrin, pomyślał: Kurde. Chyba nie wyhamuję. Kiedy był już metr od monstrum, chłopak, zamachnął się i odciął mu łeb. Krew i dziwna ciecz wylała się z szyi bestii. Ta ciecz była pomarańczowa. O ile niebieska miała tylko wysoką temperaturę i dotknięcie jej powodowało poparzenie, to tej ciecz, chłopak, nigdy nie widział. Ani na zdjęciach ani na żywo. Jakimś cudem, udało się chłopakowi wylądować na ziemi, lecz cały był zalany dziwnym płynem. Jak na rozkaz, wszystkie bestie zaczęły skowyczeć i uciekać, lub walczyć między sobą. Najwidoczniej, to był ich przywódca. – w głowie chłopaka odezwał się Sigma. Jakoś dziwnie wyraźnie i głośno. Wszyscy żołnierze patrzeli w kierunku Ichrina. Po chwili, zaczęło mu się robić nie dobrze. Zaczął słabo widzieć. Upadając na kolana powiedział:
- Nanomaszyny – blokada… - i upadł twarzą na podłogę umazaną krwią i cieczą. Oddychał ciężko przez kilka minut. Poczuł, że skrzydła zaczynają znikać. Czuł, że wracają mu jego normalne oczy. Zaczął zauważać więcej kolorów. Włosy na nowo stały się ciemne.
Wokół niego zebrała się grupa ludzi. Mówili coś, krzyczeli. Dla Ichrina nie miało to żadnego sensu. Nawet jeśli wyłapał jakieś składne zdanie, to i tak był zbyt słaby, żeby się na nim skupić. Podniesiono go. Jeden z mężczyzn, którego twarzy chłopak nie dostrzegł, przerzucił go przez ramię.
Jakiś czas później, chłopak obudził się w skrzydle szpitalnym.
Super. – pomyślał. Jeśli wylądowałem w szpitalu, to jak tylko zauważą, że się obudziłem, to będą się znęcać. „Dlaczego nie poszedłeś do schronów!” będą krzyczeć. Chłopak westchnął i przetarł twarz, po czym rozejrzał się. Obok niego, po obu stronach, leżeli ranni podczas walki żołnierze. Kilku było nieprzytomnych, a inni leżeli czytając lub oglądając telewizję. Leżał tak chwilę, rozmyślając o tym co się wydarzyło. Po pewnym czasie, do sali, weszła pielęgniarka. Spojrzała po rannych i dostrzegając, że Ichrin już nie śpi podeszła do niego.
- Jak się czujemy? – zapytała wciskając jakiś przycisk przy łóżku chłopaka.
- Dobrze. – skłamał. Tak naprawdę, to był obolały.
- To dobrze. Za chwilę powinien przyjść twój nauczyciel z panną Ayaką. Tak nawiasem mówiąc to on cię tu przytargał.
Ichrin nic nie odpowiedział. Pielęgniarka pokręciła się przy rannych, pogadała z kilkoma i wyszła. Zaraz po niej, do sali, weszli David, nauczyciel i wychowawca Ichrina, a także jeden z naukowców, którzy wszczepili Ichrinowi nanomaszyny i Ayaka.
- Hej. – Ichrin podparł się łokciami, żeby widzieć wchodzących.
- Hej, Ichrin. – Odpowiedzieli naraz goście.
- Niezły pokaz dałeś. – pierwszy odezwał się David, podchodząc do łóżka chłopaka.
- Dzięki.
- Co nie zmienia faktu, że nie wysłuchałeś rozkazu, i powinienem cię ukarać za niesubordynację… Jednakże, dzięki tobie, wygraliśmy bitwę przy minimalnych stratach. Zginęły dwie osoby. Jakbyś nie przybył z Ayaką, bardzo możliwe, że zginęłoby kilka razy więcej.
Ichrin zauważył dumny uśmieszek dziewczyny. Miała kilka plastrów na twarzy i rękę w gipsie, ale poza tym wyglądała na zdrową.
- Czyli nie będzie kary? – zapytał z nadzieją w głosie.
- Będzie. Jednakże, okoliczności sprawiają, że kara będzie złagodzona. Co powiesz na… zawieszenie? Żadnych misji, treningów, wychodzenia poza teren bazy. Przez tydzień. Nie odpowiadaj, to było pytanie retoryczne.
- Tak jest… - odpowiedział ze skwaszoną miną.
Godzinę później, chłopak był już w swoim pokoju. Postanowił wziąć prysznic. Po kąpieli, ubrał spodnie i spojrzał w lustro. Odskoczył.
Co jest!? – powiedział w myślach.
Jego ciało było przeźroczyste. Zaczął zanikać, aż nagle poczuł ciśnienie w głowie. Ciśnienie zwiększało się, aż zemdlał.
Nie wiedział ile leżał nieprzytomny, lecz gdy się obudził, spostrzegł, że nie jest już w łazience swojego pokoju. Leżał na skraju lasu, przy drodze. Chłopak poszedł chwiejnie w stronę traktu. Niedaleko zauważył miasto. Rozejrzał się. Miejsce, w którym przed chwilą leżał, było wypalonym kołem wśród drzew i traw. Na obrzeżach tego koła, chłopak, zauważył tą samą ciecz, która oblała go podczas walki z bestią.
Interesujące… - w głowie Ichrina rozległ się głos Sigmy.
Chłopak podniósł leżącą w kole koszulę, która najwidoczniej wypadła mu z ręki, gdy zemdlał i poszedł w stronę miasta.
Na pobliskim znaku przeczytał: „Homana”. Stał tak chwilę, zastanawiając się, czy gdzieś już słyszał to nazwę, lecz nic mu ona nie mówiła.
Gdzie ja, do cholery, jestem? – pomyślał.
























Rozdział VIII


Fallathan. – Tak powiedział ten dziwny facet ze szpiczastymi uszami.
Ichrin stał naprzeciw gwarnego budynku. Na szyldzie widniał napis: „Gospoda pod Zdechłym Ogrem”.
Bardzo zachęcająca nazwa, nie ma co… - to była pierwsza myśl, która dopadła go, po tym jak usłyszał, że to najlepsze miejsce na wynajęcie pokoju.
Był już późny wieczór. Przez większość dnia, chłopak, zwiedzał Homanę i pracował. W końcu, postanowił odpocząć. Wszedł do karczmy. Siedział tam jakiś dziwny, niski człowieczek, kilka osób ze szpiczastymi uszami, jakiś niski brodacz i kilka innych, trudniejszych do opisania osób. Przy ladzie stał karczmarz. Chłopak podszedł do niego i zapytał o pokój. Po uiszczeniu zapłaty, poszedł na piętro. Na ciemnym korytarzu nie było nikogo. Większość pokoi była zajęta. Z niektórych dobiegało światło. Pokój wynajęty przez chłopaka, był na końcu korytarza, trzecie drzwi po prawej. Izba była prawie całkiem pusta. Stał tam mały stolik ze świeczką, łóżko i okno otwarte na ulicę. Chłopak rzucił się na łóżko. Było dość wygodne, jednak miało dziwny zapach. Ichrin był zbyt skołowany i zmęczony, by wybrzydzać.
Pomyślmy… Z tego co się na razie dowiedziałem, to jestem w jakimś Irimgardzie, w mieście zwanym Homana. Miasto całkiem ładne, nie powiem, ale jak ja tu niby trafiłem? Obudziłem się w jakimś wypalonym kole z tą dziwną substancją, która wypełniała bestie. – Ichrin myślał jeszcze przez czas pewien, aż zmorzył go sen.
Następnego dnia, obudził się zmęczony i obolały. Zszedł na parter karczmy. Była prawie pusta. Kilka osób dopijało piwo, albo kończyło śniadanie. Nikt nie zwrócił na niego uwagi. Chłopak podszedł do karczmarza, wielkiego, trochę otyłego mężczyzny w sile wieku.
- Dzień dobry. – powiedział zaspany. – Ile za śniadanie?
- Dziesięć sztuk złota za trzy pełne posiłki.
Chłopak dał karczmarzowi dziesięć monet, po czym usiadł przy pobliskim stole. Po chwili, mężczyzna przyniósł mu zupę i kilka skibek chleba z serem i szynką. Zupa nie wyglądała zbyt zachęcająco, ale okazało się, że była całkiem dobra. Chleb był świeży, jeszcze ciepły. Po zjedzeniu śniadania, chłopak odstawił naczynia karczmarzowi, podziękował i wyszedł z budynku.
Słońce świeciło wysoko na nieboskłonie, ludzie spieszyli się do pracy, dzieci biegały między nogami dorosłych, żebracy prosili o jałmużnę. Co jakiś czas można było zobaczyć straż miejską patrolującą ulice. Ichrin, nie mając co robić, postanowił popytać o to gdzie się znalazł. Pytał się przechodniów, żebraków, zaraz po daniu jałmużny, straży. Każdy z nich mówił to samo. Fallathan, Irimgard i Homana, to były jedyne słowa w zdaniach, które określały jego położenie. W końcu, zrezygnowany chłopak, oparł się o ścianę jednego z budynków. Na szyldzie napisane było „Szkoła i Biblioteka Homańska”.
No na reszcie. Tutaj będę mógł dowiedzieć się wszystkiego. – pomyślał.
Super. Teraz naprawdę mogę spać. Biblioteki są nudne jak nie wiem co, a szkoła? Katastrofa. Obudź mnie, jak już pochłoniesz całą wiedzę i łeb ci pęknie. – w głowie Ichrina odezwał się głos Sigmy.
Chłopak puścił to mimo uszu. Wszedł do budynku. Tak jak się, chłopak, spodziewał, w bibliotece było niewiele osób. Szkółka była na wyższym piętrze. Przy wszystkich ścianach stały półki z książkami. Ponadto pod ścianą naprzeciw drzwi stał kontuar, za którym był niski, brodaty mężczyzna z niemałym nosem, na którym zawieszone były okulary. Mężczyzna pochylał głowę nad jakąś książką. Cały budynek był ciemny. Mimo, że na każdym stole, których było w bibliotece około pięciu, stało kilka świeczek, to dawały one jednak za mało światła, by można było czytać w każdym miejscu księgarni.
Chłopak podszedł do krępego mężczyzny.
- Dzień dobry. – przywitał się.
Krasnolud podniósł wzrok znad książki.
- Witam. O co chodzi? Szuka, pan, jakieś książki, czy przyszedłeś tylko poczytać?
- Chciałem się dowiedzieć kilku rzeczy.
- Pytaj. Postaram się odpowiedzieć jak najlepiej. – Krasnolud spojrzał na Ichrina taksującym wzrokiem.
- No więc, z tego co wiem, to miasto nazywa się Homana i jest w księstwie Irimgard, tak?
- Dokładnie.
- Co to za ludzie ze szpiczastymi uszami, albo dzieciaki z brodami lub wielkimi nogami?
Krasnolud spojrzał na chłopaka z rozbawieniem.
- Nie jesteś stąd, co?
- No, nie…
- Te ze szpiczastymi uszami to Elfy. My, dzieciaki z brodami, do Krasnoludy a te z wielkimi stopami to Niziołki lub Hobbici. Oprócz tych ras, są jeszcze Wampiry, Wilkołaki, Cheysuli, Asari i dużo innych, których nie chcę mi się wymieniać.
- Aha… - chłopak przez chwilę przyswajał wiedzę. – A wiesz gdzie jest kraj zwany Dorgan? Stamtąd pochodzę i nie wiem jak wrócić.
- Dorgan? Nie. W życiu nie słyszałem. Jest jeszcze, wiele lądów i krain, o których nie wiemy, gdyż nie zostały zbadane. Powiedz mi… Długo podróżowałeś?
- No właśnie, tutaj jest problem. Pewnie mi nie uwierzysz, ale jeszcze wczoraj byłem w swoim pokoju, zemdlałem i obudziłem się na obrzeżach miasta.
- Teleportacja? Nie sądziłem, że to możliwe. Znasz się na magii?
- Nie… - pokręcił głową chłopak.
- No dobrze… - po minie krasnoluda widać było, że nie wierzy.
- Muszę się już zbierać. Dziękuję za odpowiedź na moje pytania.
- Nie ma za co. – krasnolud dalej przyglądał się Ichrinowi. – Wpadaj kiedy chcesz. Coś mi się wydaje, że warto cię mieć na oku.
Ichrin wyszedł z ciemnego budynku. Słońce go oślepiało. Gdy wzrok przywykł do światła, chłopak, ruszył przed siebie.
Było koło południa. Ichrin spacerował ulicami miasta Homana, unikając bocznych uliczek, w których mogli stać rabusie. Chłopak zamierzał pójść do służby cywilnej i popracować, musiał przecież kupić jedzenie, pokój na kilka dni i jakąś broń. Właśnie miał zamiar skręcić, gdy ktoś złapał go za ramię. Chłopak odwrócił się, przez brutalne pociągnięcie. Za nim stało trzech zielonych, wielkich facetów z kłami. Jeden z nich trzymał Ichrina za ramię, dwóch pozostałych wyciągało pałki zza pasów.
- Dawaj złoto! – powiedział ork. – Albo oberwiesz.
Ichrin nie odpowiedział. Od razu kopnął przeciwnika między nogi. Ten zgiął się z bólu, puszczając ramie chłopaka.
- Nanomaszyny – wyzwolenie 50%. – powiedział odskakując. Po chwili skrzydła wyrosły mu zza łopatek. Przechodnie, którzy widzieli całe zajście mruczeli coś o „Asari”.
Ichrin wzniósł się na czarnych jak noc skrzydłach.
Nie mam żadnej broni – pomyślał.
Zleciał z niesamowitą szybkością na najbliższego orka i uderzył go z łokcia w twarz. Ten zatoczył się. Zanim, ork, zdążył się opanować, Ichrin, wyciągnął zza jego pasa nóż, długi jak przedramię chłopaka. Chciał zaatakować, ale nie mógł. Nie potrafił zabić stworzenia rozumnego, tak jak on, czy inny człowiek. Zamiast tego, uderzył przeciwnika z całej siły w tył głowy, płazem broni, którzy wygiął się. Ork padł twarzą na ziemię. Dwaj pozostali zaczęli biec w kierunku chłopaka z pałkami w rękach. Ichrin odrzucił wygięty nóż i wzleciał w górę. W tłumie, który zebrał się podczas oszałamiania pierwszego wroga, przepychali się już strażnicy.
Po kilku minutach, rabusie, zostali schwytani, a Ichrin otrzymywał podziękowania za pomoc w złapaniu rzezimieszków.
- Nanomaszyny – blokada. – powiedział. Nic się nie stało. Powtórzył formułkę i znowu nic. Co prawda, ludzie, już go ignorowali.
Pewnie człowiek ze skrzydłami to u nich codzienność. – pomyślał.
Zaczęło się już ściemniać. Ponownie przeliczył nagrodę za pomoc w aresztowaniu złodziei.
Hehe. Złota starczy na jakiś tydzień. Przynajmniej, teraz, nie muszę martwić się o kasę.
W gospodzie zapłacił za kolejne wynajęcie pokoju. W izbie czekała go niespodzianka. Gdy wchodził już do izby, zobaczył, że przez okno wyskakuje jakiś długi cień. Podbiegł do okna, lecz nikogo nie zauważył. Zrezygnowany usiadł na łóżko, po czym nagle podskoczył. Na łóżku leżał jego miecz. Katana z tanto ukrytym w dolnej części pochwy.
To się staje coraz dziwniejsze. – pomyślał.





Rozdział IX


Kolejny cuchnący dzień. Ichrina obudził okropny zapach, dobiegający zza okna. Chłopak wstał z łóżka, ubrany tylko w spodnie. Za oknem, jakaś baba z okna obok, wyrzucała właśnie nieczystości do rynsztoku. Chłopak odwrócił się z niesmakiem. Wszedł do swojego pokoju. Znalazł koszulkę pod stolikiem. Ubierając się, skrzywił się. Śmierdziała niemiłosiernie. Pewnie, dla tutejszych ludzi, była to codzienność, ale Ichrin przyzwyczajony był, do codziennej zmiany ubrania.
Chłopak, jak zawsze, zszedł na dół, do karczmy. Podszedł do karczmarza, zapłacił za kolejny dzień i po zjedzeniu posiłku, wyszedł do miasta. Tam spotkało go zaskoczenie. Gdy tylko wyszedł z budynku, złapał go niski jegomość.
- Dzień dobry. – powitał Ichrina Niziołek. – Pan Ichrin jak mniemam?
- Hej. – odpowiedział chłopak. – Tak to ja. Ee… O co chodzi?
- Przysłał mnie pan Adlin. Być może pamiętasz, bibliotekarza, z którym wczoraj rozmawiałeś? To właśnie on.
- Mmm… - zamyślił się chłopak. -  Tak. Pamiętam go. Był mi bardzo pomocny. Czego chce?
- Pan Adlin prosi, żeby, pan, jak najszybciej przyszedł. Ma coś ważnego do powiedzenia. – wyrecytował szybko Niziołek.
- Dobra. Dzięki. – mówiąc to, Ichrin, wyciągnął z kieszeni spodni  sakiewkę ze złotem i dał posłańcowi kilka monet, a ten podziękował i zadowolony odszedł.
Idąc drogą, chłopak ,zauważył, że ludzie dziwnie mu się przyglądają.
Czyżbym śmierdział, aż tak? – pomyślał.
Nie. Najbardziej i tak zawsze śmierdzi wysypisko. Ty jesteś zaraz po nim. – irytujący głos Sigmy odpowiedział.
Ichrin nie miał ochoty mu odpowiadać. Z resztą, i tak wiedział, że, Sigma, doprowadził by go do szewskiej pasji w dwóch odpowiedziach, jeśli nie mniej.
Gdy w końcu doszedł do biblioteki, spojrzał na okno, z szybą i od razu odkrył, dlaczego ludzie zaczęli mu się dziwnie przyglądać. Nie miał już co prawda skrzydeł, ale jego oczy stawały się powoli czarne.
Sigma… Co się dzieje? Nanomaszyny nie działają? – zapytał w myślach.
W pewnym sensie. Gdyby nie działały, to prawdopodobnie, już teraz byłbyś w pełnej postaci. Myślę, że nanomaszyny zaczynają słabnąć.
- Że co? – te słowa wypadły już z ust chłopaka. Przechodnie spojrzeli na niego, jak na pomylonego. Ichrin wszedł szybko do budynku.
W bibliotece, jak zwykle, panował mrok. Jedynymi źródłami światła, w głębi budynku, były świece, postawione na stolikach. Chłopak odczekał chwilę, aż jego oczy przyzwyczaiły się do mroku. Ciągle postępujący atak wirusa, czy czymkolwiek był, pozwolił jego ciału szybciej przyzwyczaić się do mroku.
Gdy tylko był w stanie zobaczyć co się przed nim znajduję, chłopak, ruszył przed siebie, w stronę krasnoluda. Ten już zdążył go zauważyć. Pomachał ręką, przyzywając Ichrina do siebie.
- Coś się stało? – zapytał chłopak, gdy tylko doszedł do lady.
Krasnolud przyjrzał się dokładnie rozmówcy.
- Nie pamiętam, żebyś wczoraj miał te skrzydła. I końcówki oczu… Coś jest z nimi nie tak…
- To w tej chwili nie ważne. No, chyba, że po to mnie tu wezwałeś.
- Nie… Nie po to cię tu wezwałem. – odpowiedział po chwili Adlin. – Tak się składa, że chyba wiem, jak tu trafiłeś. – Krasnolud wyszedł zza kontuaru. Podszedł do najbliższego stolika, zapraszając do siebie Ichrina niecierpliwym machaniem ręką.
- No więc tak. – rzekł krasnolud otwierając niemałą księgę. – Widzisz… To są zebrane zapiski Tenau. Rasie, powstałej u Początków Dziejów. – przerwał na chwilę, szukając odpowiedniej strony. – Nasz świat powstał z Mgławicy – ogromnej ilości energii -, z której powstaje Sferrum. Sferrum natomiast, jak podają zapiski, to „bańka świata”. Myślę, że nasza „bańka” połączyła się z „bańką” twojego świata i przez to się tu znalazłeś. – Adlin odczekał jeszcze moment, aż mina Ichrina stanie się bardziej inteligentna, po czym zapytał – Mógłbyś opowiedzieć mi, jakieś szczegóły miejsca, w którym się znalazłeś po przybyciu do naszego Sferrum? I, jeśli takowe było, to czy coś było powiązane z twoim światem?
Ichrin opowiedział o kole z cieczą, o potworze, który zostawiał ten rodzaj płynu i o jego pobratymcach, o tych coraz częstszych atakach, a jak się rozgadał za bardzo, to opowiedział nawet o jego przyjaciołach z dawnej szkoły i o innych ludziach, których spotkał. Po zakończeniu opowiadania, zapadła na chwilę głucha cisza, przerywana tylko dźwiękiem przesuwanych stron książki gdzieś w głębi biblioteki i oddechami chłopaka i krasnoluda.
- Ciekawe… - przerwał ciszę krasnolud. – To by znaczyło, że ktoś z wielką mocą, wysyła na twój świat, te potwory. Tak nawiasem mówiąc, to te potwory, które ciągle atakowały twoje Sferrum – twój świat – pochodzą z „Ciemnych Sferrum”. „Ciemne Sferrum” to sfery stworzone przez złe Potęgi. Panuje tam chaos, destrukcja i mrok. - krasnolud podrapał się po nosie. – W pewnym Sferrum żyje rasa, zwana Neuwrath. Neuwrath jest rasą taką jak Tenau, ale mają przeciwny charakter.
Nagle, ktoś wbiegł do biblioteki krzycząc „Ratujcie się, potwory atakują miasto!”.
Zaraz za nim, do budynku, wbiegła bestia, która długim susem, dorwała wrzeszczącego człowieka, i zanim Ichrin bądź Adlin zdążyli zareagować, rozszarpała go na strzępy.
Pierwszy zareagował krasnolud. Rzucił się w kierunku kontuaru, zza którego wyciągnął nabitą już kuszę. Ichrin wyciągnął z pochwy swoją ulubioną katanę i pobiegł w kierunku bestii, starając się tak biec, aby nie wejść w między kuszę a stwora. Gdy tylko, potwór, podniósł łeb, znad resztek ofiary, dało się słyszeć świst. Po chwili rozległ się skowyt umierającego zwierzęcia i truchło bestii padło na ziemię obok resztek człowieka. Ichrin tym czasem wybiegł przez drzwi biblioteki. To co ujrzał, przyprawiło go o mdłości. Po całym mieście biegały spragnione krwi bestie. Wszyscy zdolni do walki ludzie, elfy, krasnoludy, orki i inne rasy starały się odeprzeć wroga. Co chwilę słychać było skowyt, jęki i krzyki umierających bestii i wojowników. Chłopak obejrzał się na Adlina, który właśnie skończył przeładowywać kuszę i na plecach miał przewieszony kołczan z bełtami. Kiwnął głową, na znak, że jest gotowy. Po chwili stał już przy chłopaku, z dębową kuszą na ramieniu. Razem wybiegli z budynku. Na zewnątrz już czekało na nich cztery bestie. Zaczęły okrążać budynek. Z ich pysków wyciekała piana. W wściekłych ślepiach malowała się żądza krwi. Po chwili wyczekiwania, wszystkie naraz skoczyły. Ich długie, zakrzywione pazury były ostre jak brzytwa. Świst. To Adlin wystrzelił kolejny bełt z kuszy. Jeden z bestii odleciał w tył z bełtem wbitym w pierś i skowytem.  W międzyczasie, trzy pozostałe bestie, już lądowały na wojownikach. Na szczęście, nagle, wokół Adlina i Ichrina pojawiło się pole siłowe, które odepchnęło bestie na kilka metrów, gdzie już czekali dwa wilkołaki, które zabiły bestie, cięciami w szyje.
Ichrin spojrzał na maga, który ich uratował. Skinął głową na znak podzięki. Nie miał czasu na wymianę zdań, gdyż zza rogu ulicy wybiegło nagle sporo bestii. Wśród nich, widać było te normalne i te, które chodziły na dwóch łapach.
Wilkołaki, mag-człowiek, krasnolud i Ichrin, każdy z nich, miał dwóch przeciwników na głowę. Z tyłu, za nimi, dalej walczyli pozostali mieszczanie. Chłopak rozwinął swoje czarne skrzydła i spróbował wznieść się nad walczących, lecz ciało odmówiło mu posłuszeństwa. Zamiast tego, poczuł, jak pada na kolana i łapie się za głowę. Całe ciało zaczęło go boleć, aż zemdlał.
Był w czarnym, bezkresnym miejscu. Znał już to uczucie. Często objawiało się, gdy tracił nad sobą kontrolę, na korzyść wirusa.
- Cześć, Ichrin. – po chwili, ze wszystkich stron otoczyła go blada postać Sigmy.
Sigma był białym odzwierciedleniem Ichrina. Długie, białe włosy, zachodzące na oczy, białe oczy bez tęczówek, skrzydła tego samego koloru.
- Sigma? – Ichrin rozglądał się niespokojnie.
- Dokładnie. Gratuluję Sherlocku. – zaśmiały się wszystkie postacie na raz.
- Mógłbyś mieć formę jednej postaci? Teraz czuję się odrobinę speszony, wiesz? – Ichrin skrzywił się. Sigma, przestał się śmiać, zamiast tego jedna z postaci pstryknęła i przed chłopakiem stał już prawdziwy rozmówca.
- Lepiej? – spytał. Nie czekając na odpowiedź zaczął opowiadać. – Przejąłem twoje ciało. Nanomaszynki puściły. Przez chwilę badałem tą sprawę. Okazuje się, że, maszyny, działały tylko w twoim Sferrum, gdyż pobierały energię z Internetu. Teraz, gdy nie ma Internetu, zaczęły używać własnej energii, ponieważ mają zaprogramowane, żeby nie używać twoich pokładów energii. Za dużo ich, i zaraz byś padł. Nie tak łatwo mnie powstrzymać. – Sigma wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- To TY jesteś tym wirusem? – Ichrin wykrzyknął te słowa. Roznosiły się chwilę po bezkresnym pomieszczeniu. Gdy ucichły, Sigma odpowiedział.
- No jasne. Nie zauważyłeś tego, głąbie? Milczałem, gdy nanomaszyny zaczęły działać na pełnych obrotach. Gdy uwalniałeś jakąś część mnie, byłem w stanie mówić wyraźnie, nie spać. Gdy, maszyny, nie działały na sto procent, mówiłem, lecz nic nie mogłem zrobić. – Podczas całej przemowy, Sigma, ani razu nie mrugnął. Zdawało się, że nawet nie oddycha, tylko wciąż mówi jednym tchem. Ichrina całkowicie zamurowało. Nie wiedział jak na to zareagować.
- Śpij. – powiedział po chwili Sigma, szeptem. – Śpij, i daj mi się trochę pobawić.
Ichrin poczuł ogromną senność. Kolana zgięły się, i chłopak upadł. Nie uderzył o twardą powierzchnię ziemi, jak się spodziewał, lecz wylądował na czymś miękkim. Ostatnią rzeczą, którą zobaczył, to pokój w jego rodzinnym mieszkaniu i poczuł zapach swojego łóżka i psa. Zasnął.
Final Fantasy IV PBF
http://www.ff4pbf.yoyo.pl/
Teraz po apokalipsie, ale wciąż jest fajnie :P

Offline Archont

  • Soldier
  • Wiadomości: 18
    • Zobacz profil
Odp: Soul Breaker Σ
« Odpowiedź #6 dnia: Marca 02, 2010, 12:32:27 pm »
Mam pytko: ShinRa czy dodasz nowe rozdziały??
bo szczerze mówiąc to twoje opowadanko jest GZ:P