Kolejne beznadziejne opowiadanie napisane przez waszego znienawidzonego ShinRe!
Tym razem opowiadanie jest bardziej "Finalowate" (przynajmniej wg. mnie).
Rozdział I
Noc. Deszcz padał strumieniami. Na ulicy praktycznie nikogo nie było. Na chodniku zataczał się pijak, Przy jednym z bloków stało kilku ostrzyżonych na łyso, popijających piwo meneli. Po trawniku spacerował chłopak ze swym psem, biszkoptowym labradorem retriverem.
Chłopak ten miał na sobie kurtkę z kapturem, który prawie całkowicie zasłaniał jego twarz. Co jakiś czas rozglądał się niespokojnie po ulicy jakby bojąc się, że jakiś potwór wyrośnie z chodnika. Od kiedy wyszedł z psem, był dziwnie spięty, jakby jego podświadomość informowała go o niebezpieczeństwie.
Chłopak miał na imię Angelo, miał szesnaście lat i był na spacerze ze swoim psem Mike. Angelo zazwyczaj nie obawiał się wychodzić późno z psem, lecz dziś z niewiadomego powodu był wyjątkowo spięty. Powiał mroźny, zimowy wiatr. Już połowa marca, ale temperatura wieczorami spadała do zera lub niżej.
Angelo szedł dalej, szerokim trawnikiem, a Mike podchodził do każdego mijanego drzewa i załatwiał swoje potrzeby. Deszcz nagle przestał padać, wszystkie osoby znajdujące się przed sekundą przy ulicy zniknęły. Angelo zdał sobie z tego sprawę dopiero po chwili. Mike zatrzymał się, zjeżył sierść, wyszczerzył zęby i zaczął warczeć.
Coś na pewno jest nie tak. – Pomyślał Angelo.
- Mike, wracamy do domu.
Pies spojrzał na swojego właściciela. Przestał warczeć, lecz widać było, że jest zaniepokojony.
Zza rogu ulicy słychać było coś, co brzmiało jak uderzanie metalu o metal. Za rogiem, kilka metrów dalej znajdował się dom Angela.
Chłopak zbliżył się do rogu ulicy. Zanim wyszedł, zajrzał ostrożnie. To, co zobaczył, sprawiło, że pobladł.
Na środku ulicy stało dwóch mężczyzn. Jeden był wysoki. Miał długie, białe włosy i bladą cerę. Naprzeciw niego stał mężczyzna średniego wzrostu. Ten wyglądał na mniej więcej dwadzieścia cztery lata. Miał krótkie, blond włosy ułożone na kształt kolców. Mężczyźni stali z wyciągniętą bronią. Ten z białymi włosami miał długą katanę. Mężczyzna z blond włosami, miał duży miecz półtora ręczny, buster.
Przez chwilę coś mówili. Nagle zaczęli walczyć. Nie było do końca widać jak walczą, ponieważ byli oszałamiająco szybcy. To, co było widać to pojawiające się, co sekundę iskry. Angela sparaliżowało. Stał jak wryty. Mike zaczął szczekać. Iskry przestały się sypać. Mężczyzna W Białych Włosach spojrzał na psa i chłopaka. Zaśmiał się. Powiedział coś do mężczyzny w blond włosach i zaczął iść w stronę Angela. Mężczyzna O Blond Włosach spojrzał na Angela. Na jego twarzy odmalowało się zrozumienie.
- Tifa! Vincent! Bierzcie tamtego chłopaka i uciekajcie!
Z dachu budynku po prawej Angela zeskoczyła dziewczyna w długich czarnych włosach. Angelo spojrzał na nią. Skądś ją znał. No i to imię. Za Tifą spadł mężczyzna w długich czarnych włosach. Miał bardzo dziwne ubranie, lecz Angelo nie zwrócił na to uwagi. Chłopak zrozumiał skąd zna dziewczynę. Tifa to jedna z bohaterek Final fantasy VII. Ale to przecież nie możliwe. To tylko gra. To nie może dziać się w prawdziwym życiu. A jednak.
Tifa złapała chłopaka za ramie i pociągnęła. Dotyk był jak najbardziej prawdziwy. Po chwili już biegli. Mike biegł także, co wskazywało na to, że z jakiegoś powodu ufa Tifie i Vincentowi. Uciekali jak najdalej od dźwięku uderzeń kling mieczy. Po męczącym, kilkuminutowym biegu, Tifa zatrzymała się. Angelo nie miał pojęcia, jakim cudem dotrzymał kroku dziewczynie. W szkole szczycił się tym, że jest najszybszy, lecz Tifa była od niego o wiele szybsza.
- Jak się nazywasz? – Zapytała dziewczyna.
- A.. Angelo… - odpowiedział. Chłopak nie mógł złapać powietrza. Zgięty w pół starał się uspokoić oddech.
- Dobrze. Słuchaj Angelo. Umiesz używać jakiejś broni?
- hę? – Przez chwilę nie rozumiał, o co dziewczynie chodzi. – Umiem trochę walczyć mieczem i strzelać z pistoletu.
- Dobrze. Vinc, masz jakiś starszy pistolet? Młody musi jakoś się bronić, a ja nie mam dla niego żadnej broni.
- Mam. – Vincent wyciągnął zza pasa pistolet. – Masz. Tylko później mi go oddaj.
- Dzięki.
Tifa odwróciła się od chłopaków. Z kieszeni wyciągnęła komórkę.
- Aeris? Tu Tifa. Mamy chłopaka. Tak. Cloud walczy jeszcze z Sephirothem. Nie. Dobra. Przyszykuj już przejście. Spotkamy się na miejscu. Mniej więcej za pięć minut. Pa.
- Co jest? – Zapytał Angelo.
- Musimy dostać się do przejścia do naszego wymiaru.
- Nie rozumiem.
- To nic. Wytłumaczymy ci po drugiej stronie. Odpoczęliście?
- Nie. No i nie mogę biec z moim psem, jeśli mam jeszcze dodatkowo strzelać.
Tifa spojrzała na psa.
- Racja… - powiedziała bardziej do siebie niż do Angela. Ponownie wyciągnęła z kieszeni komórkę. Wybrała jakiś numer.
- Yuffie? Masz ciągle materię przenoszącą? Musimy psa przenieść do nas. Rozumiem. Za ile będziesz? Dobra. Czekamy. – Schowała komórkę do kieszeni i po chwili odezwała się do reszty. – Yuffie będzie tu za chwilę. Ona przeniesie twojego psa do naszego wymiaru.
- A co z moją rodziną?
- Nic im nie będzie. Później ci wytłumaczę.
- Ale…
Angelo nie dokończył zdania, ponieważ podbiegła do nich dziewczyna o krótkich czarnych włosach z opaską na czole.
- Yuffie! Dobrze, że jesteś. Ten tutaj młody to właśnie ten, którego szukaliśmy. Musimy dostać się do przejścia.
- Rozumiem. Młody. Daj mi tego pieska. Ja go przypilnuję.
Angelo spojrzał na swojego labradora. Po chwili oddał smycz Yuffie.
- Tylko, żeby mi przeżył. Dobra?
- Spoko. Nic mu nie będzie. Narka!
Yuffie odbiegła razem z Mike, który z chęcią dotrzymywał jej towarzystwa.
- Musimy dostać się do przejścia. – Odezwał się od dłuższego czasu milczący Vincent. – Czas się kończy.
- Tak… - odpowiedzieli Angelo i Tifa.
Tifa pobiegła pierwsza. Za nią biegł Angelo. Pochód zamykał Vincent. Na ulicach nie było nikogo, wszystkie światła były wyłączone. Bieg przebywał spokojnie. Biegli szybko i cicho. Po kilku minutach dotarli w końcu do umówionego miejsca. Yuffie już tam czekała w towarzystwie innej dziewczyny. Dziewczyna ta miała średniej długości brązowe włosy. Prawdopodobnie była to Aeris. Za nimi była dziura w ścianie. Dziura ta była różno kolorowa i ciągle zmieniała kształt.
- Czekamy na Clouda. – Powiedział Vincent.
Wszyscy, oprócz Angela, podeszli do Aeris i zaczęli o czymś rozmawiać. Chłopak usiadł pod zgaszoną lampą uliczną i starał się poukładać myśli.
Dziwne. Spaceruję sobie z psem, i nagle wyskakują bohaterowie Final Fantasy. – Pomyślał. – Cloud walczy z Sephirothem. To normalka, ale Aeris przecież zginęła.
Po kilku minutach wszyscy usłyszeli tupot butów. Zza rogu wyłonił się Cloud.
- Zbieramy się ludzie. Sephiroth zniknął. Prawdopodobnie teleportował się gdzieś.
Nikt nic nie odpowiedział. Wszyscy oprócz Angela i Clouda weszli do dziury.
- No, dalej. Wejdź do przejścia.
Angelo mruknął coś pod nosem i wszedł do dziury.