Serge trwał w nieskończoności. Nie potrafił opisać stanu, ani miejsca w jakim się znajduje. Nie wyczuwał absolutnie niczego wokół i gdzieś głęboko, pod powłoką błogiego wyciszenia, ta pustka rodziła w nim niepewność. Nie czuł jednak bólu, nie czuł strachu. Trwał.
- Wszystko w porządku? Serge, tak? Nazywasz się Serge....
Głos zadudnił przerażającą kakofonią, zdeformowany i chociaż nieznany, wydający się podejrzanie znajomy. W niezdefiniowanym czasie, z pustki zaczęły wyłaniać się kształty, pierwsze promienie światła, pierwsze cząsteczki materii, pierwsze dźwięki, obrazy i zapachy. Serge spojrzał na swoje ręce i poczuł, że istnieje.
- Oh, ja? Nazywam się..... mów mi Kid. Miło cię poznać.
”Kid”? Serge zapytał sam siebie. Po chwili poczuł grunt pod nogami, a rozmazane kształty dookoła, powoli zaczęły nabierać koloru i ostrości. Poczuł zapach słonego powietrza i zimny, mokry wiatr na twarzy. Przed nim, na czymś co mogło być wysuniętym fragmentem skarpy, stała nieostra, jakby eteryczna sylwetka. Serge nie mógł zogniskować wzroku na niczym, oprócz jej oczu – dużych, niebieskich oczu, przedziwnie kontrastujących na rozmazanych konturach twarzy.
- Nie mogłam stać i patrzeć jak te jełopy chcą ci przetrzepać skórę, słowo daję, jasny szlag mnie trafił.
”Nie mogłam”? ‘Więc to kobieta’, pomyślał Serge. Na horyzoncie wyostrzyło się zachodzące nad morzem słońce. ‘Skąd zna moje imię?’...
- Jak to nie wiesz kim oni byli? A zresztą... Hej, Serge! Może lepiej trzymajmy się razem póki co? Ten cały Karsh raczej nie da ci spokoju, no i prawdę mówiąc, nie znam za dobrze tych wysp... trochę samotnie mi się tak podróżuje, hehehe. Więc co ty na to Serge? Może to przeznaczenie zdecydowało o tym, że się tu spotykaliśmy?
Serge spróbował skupić się na kształtach nieznajomej, jednak jej sylwetka ciągle pozostawała niewyraźna, jakby ukryta za gęstą mgłą. Niebieskie oczy patrzyły w jego stronę. „Kim jesteś”, chciał zapytać, jednak słowa nie wychodziły mu z gardła. Czuł, jak serce bije mu szybciej, jak kręci mu się w głowie. Mógł jednak tylko stać i patrzeć w te niebieskie oczy. Piękne, niebieskie oczy...
Uczucie bezsilności powoli ustępowało, malało z każdym uderzeniem fali i każdym szumem morza. Gdy zmysły zaczęły powracać do normy, Serge poruszył dłońmi, wyczuwając piasek pod palcami. Leniwie wsparł się na dłoniach i podniósł do klęczek, otrzepując twarz z piasku. Powoli wstał, czując, że czuje się coraz lepiej.
Świeciło słońce, a niebo było prawie bezchmurne. ’Plaża Opassa?’, zapytał retorycznie w myślach, patrząc na charakterystyczne, wielobarwne rośliny, nie rosnące nigdzie indziej na świecie. Wśród rosnących dalej od morza drzew znikała ścieżka do wioski Arni, jego domu. Odwrócił się w stronę morza. Średniego wzrostu dziewczyna o blond włosach, ubrana w czerwony strój stała tam, wpatrując się w wyspę na horyzoncie. Serge czuł, że jego serce bije szybciej, chociaż nie potrafił zrozumieć czemu.
- Piękna plaża – powiedziała Tifa, odwracając się w jego stronę. Serge zachwiał się na nogach i chwycił się za głowę lewą ręką. Czerwony strój zniknął, ustępując miejsca czarnemu bezrękawnikowi i czarnym, krótkim spodenkom. Włosy, które jeszcze przed chwilą zdawały się być blond, teraz były kruczoczarne, długie do łopatek.
- Coś nie tak? Źle wyglądasz – powiedziała brunetka, patrząc na chłopaka.
Serge wyprostował się i odetchnął głęboko. Czuł się niepewnie, zupełnie zbity z tropu tą dziwną halucynacją. Plaża Opassa, ta nieznajoma kobieta, z którą za chwilę miał walczyć, no i... było jeszcze coś. ‘Ta dziewczyna ze snu... kim ona mogła być...’. Schylił się i podniósł swoją broń, zaciskając na niej mocno prawą dłoń.
- To już koniec – uśmiechnęła się brunetka – Jeszcze kilka chwil i będzie po wszystkim...
Serge jeszcze raz głęboko odetchnął, spoglądając na znajomą plażę i jasnobłękitne morze. Odpowiedział po chwili, głosem pełnym determinacji. Kimkolwiek była dziewczyna ze snu, będzie musiała poczekać.
- Tak – odrzekła Tifa. Wyjęła z kieszeni spodni parę czarnych, skórzanych rękawiczek i założyła je na dłonie. – Miejmy to już za sobą.
Serge podszedł bliżej plaży, a czarnowłosa ustąpiła mu miejsca, czekając na jego atak w gotowości. Oboje nie spuszczali z siebie wzroku. Serge zdawał sobie sprawę z tego, że ta kobieta musi być silna, nie miała jednak ochoty robić pierwszego ruchu. Razem z przeciwniczką zatrzymali się w końcu, stojąc równolegle od linii morza. Chłopak złapał broń oburącz, kierując większe z jej ostrzy do dołu przy prawej nodze. Czując na sobie baczne spojrzenie przeciwniczki, ruszył do przodu po mokrym piasku. Tifa uskoczyła, kiedy tylko Serge zaatakował od dołu, kierując wertykalne cięcie w kierunku jej podbródka. Nie miała jednak zamiaru oddawać mu inicjatywy. Uchyliła się na bok, kiedy drugi cios od dołu wyprowadzony z wymachu drugiej ręki, nieomal nie rozciął jej brzucha i klatki piersiowej. W wyuczonym do perfekcji skręcie ciała skontrowała atak wysokim kopnięciem z półobrotu, jednak noga chybiła celu, który zdążył odskoczyć do tyłu.
- Nieźle – uśmiechnęła się Tifa i nie czekając dłużej, skoczyła przed siebie. Zaatakowała nisko, starając się zbić przeciwnika z tropu, posyłając kopniak w kolano. W następnej chwili musiała ratować się przewrotem w tył, kiedy jej cios po raz drugi minął się z celem. Widząc Tifę na kolanach, Serge opuścił na chwilę gardę, posyłając pchnięcie w kierunku torsu dziewczyny. Ta wstała raptownie, unikając ciosu, chwyciła za rękojeść Mastermune lewą ręką, prawą pięścią uderzając Serge’a w brzuch. Niebieskowłosy pochylił się w spazmie bólu i nim zdążył zareagować, Tifa posłała go w tył prawym podbródkowym.
- Mam nadzieję, że to nie wszystko – uśmiechnęła się brunetka, patrząc na Serge’a, który upadł ciężko na piasek, wypuszczając broń z ręki – Wstawaj, to dopiero rozgrzewka!
Serge podniósł się szybko, łapiąc rękojeść Mastermune, lewą ręką rozmasowując podbródek, uśmiechając się lekko. Znowu Tifa zaatakowała pierwsza, szybko skracając dystans. Zamarkowała kolejne wysokie kopnięcie z półobrotu, kucając, celując w nogi ofiary. Chociaż cios nie trafił, Serge nie miał ani chwili, by zyskać inicjatywę w walce. Brunetka wstała, prawie trafiając chłopaka kolejnym ciosem podbródkowym, zaatakowała z boku, naprzemiennie uderzając wysoko i nisko, utrzymując bliski dystans i nie pozwalając wyprowadzić zamachu. Serge uniknął kolejnych dwóch ciosów, zasłonił się jednym z ostrzy, kiedy przeciwniczka wyprowadzała kopnięcie w brzuch z boku, za późno zdając sobie sprawę z tego, że to kolejna pułapka. Z niezwykłą zwinnością, Tifa obniżyła pułap w trakcie wykonywania kopnięcia, trafiając prosto w rzepkę kolanową niebieskowłosego. Kolejne ciosy nie mogły już nie trafić – jeszcze jeden kopniak w kolano, dwie ciosy w brzuch, sierpowy, podbródkowy i potężny kopniak w sam splot słoneczny. Wszystkie wykonane w wyuczonym do perfekcji rytmie, efekcie wieloletniego treningu i doświadczenia. Serge zatoczył się, trzymając broń przed sobą, czując jak krew spływa z puchnącego łuku brwiowego, a brzuch boli tak, że zebrało mu się na wymioty. Kopnięcie z pełnego półobrotu, którego z taką łatwością uniknął jeszcze kilkanaście sekudn temu, dosięgło go bezbłędnie, zanim zdążył zareagować. Uderzony w bok czaszki, Serge padł na ziemię, turlając się po mokrym piasku.
- To by było na tyle – uśmiechnęła się Tifa, patrząc jak jej przeciwnik leży na piasku, twarzą do ziemi, ewidentnie nieprzytomny.
Ogarnęła go ta znajoma, niepokojąca, nienaturalna błogość. Cisza i ciemność sparaliżowały jego zmysły, po raz kolejny pozwalając mu tonąć w nieskończoności, między śmiercią, a życiem. ‘A może to właśnie jest śmierć?’, fragment świadomości Serge’a zadał pytanie, jednak on sam, nie potrafił odpowiedzieć. Po chwili, która trwać mogła tysiące lat, Serge po raz kolejny dostrzegł światło i stabilizującą się dookoła rzeczywistość. Nie wiedział, czy to sen, czy prawda, w tej chwili nie miało to dla niego żadnego różnicy.
- Pali się! Nasz dom się pali!
Krzyknął głos, początkowo niewyraźny, jakby słyszany spod wody, po chwili jednak nabierający wyrazu. Dookoła panowała noc, jednak na horyzoncie formowała się świetlista smuga.
- Lucca... moi przyjaciele... oni... oni...
Dziewczęcy głos załamał się na chwilę. Jej niewyraźna sylwetka spoglądała w stronę dużego domu kilkaset metrów dalej, który właśnie stał w płomieniach. Serge chciał podejść bliżej, aby spojrzeć w jej twarz, jednak dziewczynka go ubiegła.
- Dlaczego... dlaczego to się stało?! – załzawione niebieskie oczy spojrzały na niego z przerażeniem. Tylko one pozostawały wyraźne na skrytej w ciemnościach twarzy. Serce Serge’a zabiło mocniej. Chociaż teraz dużo młodsza, to była ta sama dziewczyna, dziewczyna z jego snów.
- Ty... chcesz odejść? Chcesz mnie tu zostawić? – łzy po raz kolejny napłynęły do jej oczu. Chociaż nie potrafił tego zobaczyć, Serge’owi wydawało się, że jej usta drżą w strachu i bezsilności – Znowu zostanę sama? Wszyscy, których kiedykolwiek kochałam odeszli...
- Nie zostawię cię – odpowiedział Serge, po chwili otwierając oczy w zdziwieniu. Nie miał pojęcia dlaczego to powiedział, słowa zdawały się mimowolnie wypłynąć z jego ust. Serce biło coraz szybciej, a Serge zaczął oddychać nerwowo, nie rozumiejąc nic z tego co się dzieje.
- Naprawdę? Naprawdę mnie nie zostawisz? Twój policzek... to łza?
Serge dotknął swojego prawego policzka, zdając sobie nagle sprawę z tego, że płacze. Łzy płynęły po jego policzkach, a on patrzył w niebieskie oczy, pełne nadziei, strachu i niepewności. Kontury małej dziewczynki wyostrzyły się lekko, nadając jej ludzkiego kształtu. Jej włosy, koloru jasnego blondu związane były w ciasny warkocz.
- Dziękuję.. dziękuję, że mnie uratowałeś... czy ja.... czy ja zobaczę cię jeszcze kiedyś?
Serge chciał odpowiedzieć, kiedy nagły ból głowy sprawił, że chłopak zacisnął zęby. Ból pulsujący, sprawiający wrażenie, jakby czaszka miała za chwilę eksplodować. Płonący dom w tle zaczął się rozmazywać, tak samo jak gwiazdy na niebie i kontury dziewczynki.
- Co? Gdzie... gdzie poszedłeś? NIE! WRÓĆ DO MNIE!! Nie zostawiaj mnie... proszę, nie zostawiaj mnie samej...
Załzawione niebieskie oczy były ostatnią rzeczą, jaką zobaczył, a przerażający, nienaturalnie zniekształcony głos pełen paniki był ostatnim dźwiękiem, jaki usłyszał. Serge chciał krzyknąć, chciał odpowiedzieć, lecz czuł jak słowa klinują się w zaciśniętym gardle, jak serce przyspiesza coraz bardziej, jak nerwowy oddech doprowadza go do hiperwentylacji. Krótkie obrazy, jakby dawno wymazane, zapomniane wspomnienia, powróciły nagle w jednej chwili, bombardując go, zadając coraz większy ból z każdą sekundą. Krzyknął z całych sił, dając upust swojemu bólowi. Dopiero wtedy znowu usłyszał głos.
- Myślę, że najwyższy czas powiedzieć „na razie, kolego!”.
Serge zamknął oczy. Twarz blondynki o pięknych, niebieskich oczach zwizualizowała się przed nim, ostra i prawdziwa jak nigdy dotąd.
- Ale... znajdę cię... kiedyś, gdzieś, jestem pewna!
Jej głos był wyraźny, czysty i melodyjny. Serce, bijące dotąd z ogromną prędkością, zamarło w pół rytmu, oddech się zatrzymał, a kolejna łza popłynęła z oczu niebieskowłosego.
- Bez względu na czas, bez względu na to w jakim świecie będziesz żył, znajdę cię!
Serge uśmiechnął się, czując jak ból głowy ustępują. Nagle wszystko stało się jasne, wszystko stało się oczywiste. Wszystko wróciło, było w nim tak, jakby nigdy go nie opuściło. To było jego marzenie.
- Jestem pewna.... jestem pewna, że cię znajdę.
- Hmm... – Tifa obróciła się w stronę nieprzytomnego przeciwnika, który właśnie poruszył nogą – Jeszcze się trzymasz? Nie sądziłam, że podniesiesz się po tym ciosie.
Po chwili podniósł się powoli do pozycji siedzącej, lewą ręką strzepując piasek, który przykleił się do spoconej skóry i skrzepniętej krwi na prawym policzku.
- Walczyłeś godnie, ale już po wszystkim – powiedziała spokojnie Tifa – Walka skończona, teraz nie będziesz nawet w stanie unieść swojej broni.
Serge zdziwił się jaki spokój go nagle ogarnął. Wydawało mu się, że jeszcze kilka sekund temu zwijał się w spazmach bólu, krzycząc i krztusząc się własnymi słowami. Teraz jego oddech był unormowany, zmęczenie i ból zniknęły, ustępując przed jedną myślą, przed odkryciem, którego dokonał w samym sobie. Czyste, błękitne niebo kojarzyło mu się tylko z jednym. Uśmiechnął się wstając i chwytając broń. Tifa zmarszczyła czoło i odwróciła się do niego, stojąc dziesięć metrów dalej.
- Chyba cię nie doceniłam – brunetka zacisnęła pięści i szybkim krokiem zaczęła zmniejszać dystans. Serge chwycił broń oburącz, w spokoju patrząc na zbliżającą się przeciwniczkę. Zamarkowała cios w nogą, aby uderzyć pięścią w brzuch, potem nagle kucnęła, aby zaatakować kolano. Serge uchylił się na bok, odskoczył, unikając kopnięcia i wyprowadził szybkie cięcie z góry. Tifa odskoczyła do tyłu, jednak ostrze pozostawiło długą ranę na jej lewym policzku. Brunetka zacisnęła zęby. Skoczyła przed siebie, wyprowadzając jeszcze dwa uderzenia pięściami i jeszcze jedno niskie kopnięcie, które Serge płynnie uniknął. Tifa skoczyła do góry, w morderczym obrocie wyprowadzając cios nogą, który mogłoby rozbić czaszkę przeciwnika niczym kokos. Ten jednak zatrzymał się na rękojeści Mastermune, chwyconego oburącz nad głową. Serge nie czekał na kolejny atak. Wykorzystując wybicie Tify z równowagi, zadał horyzontalne cięcie. Brunetka zdążyła tylko zasłonić się ręką, kiedy większe z ostrzy zaświszczało w powietrzu. Jęknęła, gdy wbiło się głęboko w kości przedramienia, po czym padła na ziemię, czując ogromny ból w prawej ręce, patrząc jak Serge stoi przed nią, pewnie ściskając swoją broń w prawej dłoni.
- To jeszcze nie koniec! – krzyknęła, wstając szybko i ruszając na niego, mierząc cios lewą pięścią. Ostrza Mastermune zdały się błysnąć nagle, kiedy Serge pochylił się do przodu i skoczył do przodu z wielką prędkością, zadając jedno, proste cięcie. Zatrzymał się tuż za plecami przeciwniczki, która stała jeszcze przez moment, po czym padła na ziemię. Piasek w okolicach jej brzucha zaczął szybko nasiąkać krwią.
Serge odetchnął głęboko jeszcze raz i odwrócił się w stronę morza.
- Znajdę cię – powiedział cicho – Choćbym miał przeszukać świat wzdłuż i wszerz. Kiedyś, gdzieś.... jestem pewien.