ocencie moje opowiadanie na temat milsoci Klary i Wacka w "Zemscie" OK? Bo nie wiem czy cos zmeiniac czy oddac takie do oceny
Słońce leniwie wzeszło ponad horyzont i zajrzało przez zakurzoną szybę do komnaty Wacława, oblewając jego uśpione oblicze, jasnym blaskiem. Wacław otworzył oczy i spojrzał przez okno. Ujrzał mur oddzielający posiadłość jego ojca, od posiadłości Cześnika Raptusiewicza, czyli dwóch wielkich wrogów. Wacław był jeszcze zaspany i naprawdę rozbudził się dopiero w momencie, gdy przymrużonymi oczyma zobaczył dziurę w murze. To właśnie tym otworem przemykał się na drugą stronę, by móc spotykać się ze swoją ukochaną, Klarą Raptusiewiczówną. Swoje spotkania musieli Oni zachowywać w tajemnicy, ze względu na nienawiść swoich ojców. W tym momencie przypomniał sobie o tym, że tego dnia miał się spotkać z Klarą. Spojrzał na stary drewniany zegar, który wisiał na ścianie i strach wymalował się na jego twarzy. Już po chwili Wacław Milczek usłyszał głos kukułki wydobywający się z zegara na ścianie. Tak, była godzina dziesiąta rano. Klara pewnie już na niego czeka. Zdenerwowany sięgnął po najbliższe ubranie. Wdział na siebie brudną koszulę i wytarte, długie, czarne spodnie, które kiedyś prawdopodobnie były spodniami „wyjściowymi” Rejenta Milczka, ojca Wacława. Po wdzianiu na siebie odzieży, szybko wybiegł z domu i ruszył pędem w stronę dziury w murze. Zatrzymał się krok od niej i głośno dysząc rozglądnął się, by sprawdzić czy nikt go nie obserwuje. Gdy był już tego pewny, wszedł po cichu dużego otworu i wyszedł z jego drugiej strony. Spojrzał w prawo i ujrzał niedużą, zieloną, ozdobioną złotymi wzorami altankę. To w niej zawsze spotykał się z Klarą, swoją ukochaną. Chowając się za krzakami, które rosły w okolicy muru, Wacław zakradł się do altany i wszedł do niej niepewnym krokiem.
-Wybacz mi spóźnienie i mój strój, ale…
-Ciiiiiiicho, nie krzycz tak bo nas tu ktoś nakryje – przerwała Wacławowi Klara. Jej długie blond włosy opadały na ramiona, a lazurowe oczy wpatrzone były w Wacława. Była wysoka aczkolwiek jeszcze bardzo młoda, miała dopiero dziewiętnaście lat – nie musisz się już tłumaczyć.
-Dobrze, dziękuje Ci, że czekałaś – rzekł Wacław – po co wezwałaś mnie dziś tak wcześnie?
-Ponieważ moja kuzynka Podstolina, ma się żenić z Cześnikiem! Mogłaby wyprosić u niego błogosławieństwo – powiedziała z entuzjazmem Klara.
-To cudownie! – krzyknął Wacław i w jednej chwili zasłonił sobie dłonią usta, ze świadomością, ze nikt nie może wiedzieć, że on tu jest.
-Ale najpierw musiałaby Cię poznać – zapowiedziała Wacławowi Klara
-Ale jak tego dokonać…. – zdanie Wacławowi przerwał krzyk. Był to męski, piskliwy głos.
-Papkin…tutaj? – powiedziała jakby do siebie Klara i wyjrzała z altany. Zobaczyła Papkina, ubranego we francuski strój, z szablą i dwoma pistoletami u pasa. Przyglądał się jak kilku innych poddanych Cześnika próbuje rozgonić murarzy, którzy najwidoczniej przyszli naprawić, nadgryziony zębem czasu mur. Nie zważając na Wacława, Klara przestraszona, szybko wymknęła się z altany i pobiegła do rezydencji Raptusewicza. W tym momencie w głowie Wacława zaświtała pewna myśl. Poczekał aż walka się skończy, co nie trwało długo. Dwóch murarzy szybko zostało przegonionych przez hajduków Cześnika Raptusiewicza, a Wacław podbiegł po cichu do Papkina. Przez chwilę miał ochotę wymierzyć sługusowi Cześnika potężny cios w potylicę, po którym zapewne Papki już by się nie podniósł z ziemi. W ostatniej chwili jednak Wacław powstrzymał swoją chęć uderzenia Papkina i rzekł do niego:
-Witaj! – powiedział, a Papki wzdrygnął się przestraszony, a następnie się obrócił w stronę Wacława.
-Kim jesteś, czego ode mnie chcesz?! – wrzasnął Papkin.
-Jestem Wacław Milczek, syn Rejenta – odrzekł ze stoickim spokojem Wacław.
-Ty!!!…… - zaczął Papki sięgając lękliwie po szablę Artemidę, ale Wacław kopnięciem wybił mu ją z ręki, a ta poszybowała w powietrze i spadł kilka metrów dalej – czego chcesz?!
-Chcę żebyś mnie pojmał jako adwokata Rejenta i ukrył w domu Cześnika, oczywiście nie za darmo – rzekł spokojnie Wacław wyciągając sakiewkę, która zaszeleściła pieniędzmi.
-O…oczywiście – zająknął się Papki, gdy Wacław pokazał mu zawartość sakiewki. Niedługo potem uszyli w stronę posiadłości Cześnika Raptusiewicza. Po chwili stali już przed dużymi, dębowymi drzwiami do komnaty Cześnika. Wacława był lekko spięty, ale przełamał strach i wszedł do pomieszczenia. Cześnik ubrany jeszcze w koszulę nocną i szlafmycę rzekł:
-A któż to? –spytał z zaciekawionym wyrazem, pomarszczonej twarzy.
-To jest adwokat Milczka, JA go pojmałem! – odpowiedział dumnym głosem Papki kładąc szczególny nacisk na słowo „ja”.
-Nie chce tu żadnych ludzi tego idioty! – krzyknął oburzony Cześnik.
-Ale…
-Powiedziałem, że masz go wyprowadzić! – po tych słowach Papki z Wacławem pospiesznie opuścili komnatę Raptusiewicza, by za drzwiami spotkać piękną Klarę:
-Wacław?! Co Ty tu do cholery robisz?! – powiedziała niezbyt kulturalnie Klara na widok ukochanego w domu ojca.
-Cicho! Ukryję się tu by móc Cie częściej widywać – szeptem odpowiedział Wacław.
-Najpierw pieniądze – wtrącił Papki.
-Masz to i odejdź już stąd – powiedział Wacław dając Papkinowi sakwę z pieniędzmi, pieniędzmi ten odszedł od pary i powędrował wzdłuż korytarza. Wtem zza drzwi wyłoniła się kobieta podobna do Klary, lecz wyższa i starsza, ubrana w ciemnozieloną suknię. Wacław od razu rozpoznał w niej Annę, którą uwiódł za czasów studenckich i której przedstawił się jako Książe Radosław. Teraz miał tylko nadzieję, że Anna go nie pozna. Jednak nadzieja jak zawsze okazała się być matką głupich. Gdy tylko Anna spojrzała na Wacława, wykrzyknęła z radością w głosie jego imię, a po jego czole zaczęły powoli spływać kropelki zimnego potu i zrobiło mu się gorąco:
-To Wy się znacie? – spytała Klara.
-Ależ oczywiście Klaruniu! – odrzekła Anna.
-Co to znaczy Wacławie? – zapytała lekko podenerwowana całą sytuacją Klara.
-No wiesz eeee… - zaczął jąkając się Wacław, ale Podstolina mu przerwała…
-Nie czas teraz na wyjaśnienia, chodź! – powiedziała Anna zaciągając Wacława siła do najbliższej komnaty i dodała – co Ty tu robisz?
-Mógłbym zapytać o to samo – odrzekł Wacław, który nie bardzo wiedział co powiedzieć.
-Mam nadzieję, że pamiętasz o naszej umowie – powiedziała ze spokojem do Wacława, Anna.
-Jakiej umowie – spytał Wacław udając, że nie wie o co chodzi , czując jednocześni, że robi mu się coraz bardziej gorąco.
-Jeśli jedno nie zechce wziąć ślubu z drugim, zobowiązane będzie zapłacić sto tysięcy odszkodowania – powiedziała z tryumfem w głosie Anna.
-Aaaaa….tak oczywiście, że pamiętam. Wybacz, ale teraz musze już iść – rzekł zmieszany Wacława i pospiesznie wyszedł z pomieszczenia, by pożegnać się z Klarą i potajemnie udać się w stronę zamku ojca.
Rejent Milczek już na niego czekał i gdy tylko Wacław pojawił się w zamku rzekł do niego:
-Jutro ślub.
-Czyj?
-Twój.
-Z kim?
-Z Anną.
-Nie! Nie ma mowy, nie zgadzam się!
-To trzeba było nie podpisywać umowy o sto tysięcy głupcze! - krzyknął Rejent – poza tym jutro walczę z Cześnikiem, jeśli przegram to Anna się dobrze Tobą zajmie.
-Ale ja nie chce!
-Nic mnie to nie obchodzi, bo ja też nie chce płacić stu tysięcy, tysięcy powodu kaprysów niedojrzałego syna. Wacław nie wiedział, co powiedzieć. Jego ciało, od stóp do głów przenikały mieszające się złość i żal do ojca. Pobiegł do swojej komnaty i zamknął się wewnątrz niej. Siedząc na łóżku przeczekał całą noc i nie zmrużył nawet oka. Gdy nastał ranek Wacław nawet się nie przebrał, tylko wyruszył na, być może, ostatnie spotkanie z Klarą w altanie. Ale teraz nawet nie starał się poruszać po cichu, ani niezauważenie. Gdy tylko przeszedł przez dziurę w murze z pobliskich krzaków wyskoczyły cztery sługi Cześnika. Zaczęli się do niego zbliżać dosyć szybkim tempem. Nie był uzbrojony, ale mimo to przyjął postawę bojową. Po chwili ruszył na pierwszego z Hajduków uderzył go barkiem w twarz, prawdopodobnie łamiąc mu w ten sposób nos. Następny ze służących otrzymał potężny cios łokciem w brzuch, ale szybko się pozbierał i zaatakował Wacława kopnięciem w kostkę. Wacław zawył z bólu i kontrował prawym sierpowym, który pozbawił przeciwnika kilku zębów i ochoty do dalszej walki, jednak zanim Wacław zdołał się obrócić poczuł mocny cios na swojej potylicy, po czym upadł na twarz i stracił przytomność.
Wacław obudził się w pomieszczeniu, które przypominało mu kościół. Leżał na ziemi i był otoczony kołem przez: Papkina, Cześnika, Klarę, jakiegoś kucharza i kilku sług Raptusiewicza. Wacława strasznie bolała głowa i wywnioskował z tego, że cios który otrzymał w tył głowy „pochodził” od najwyższego Hajduków najlepiej zbudowanego z Hajduków. Podniósł i ze zdziwieniem patrzył na otaczających go lduzi. Po chwili niezręczną ciszę, która panowała w pomieszczeniu przerwał Cześnik:
-Masz teraz wybór: albo weźmiesz zaraz ślub z Klarą albo marny Twój los! – wysapał Raptusiewicz
-To cudownie! – krzyknął Wacław
-Więc na co czkeamy? – pwoeidizała ochoczo Klara. Po chwili wezwany został ksiądz ksiądz ceremonia się zaczęła.
…….I żyli długo i szczęśliwie…..