Autor Wątek: Walka XI: Tidus VS Tifa  (Przeczytany 1811 razy)

Offline The_Reaver

  • Heartless Engineer
  • Redaktor
  • *********
  • Wiadomości: 2086
  • Dark Keyblade Master
    • Zobacz profil
Walka XI: Tidus VS Tifa
« dnia: Lipca 08, 2007, 04:34:04 pm »
Stadion jak zwykle był pełen widzów, którzy przyszli dopingować swoją ulubioną drużynę. Trwał finał turnieju otwierającego nowy sezon Blitzball. W wielkiej, wypełnionej wodą, kuli pływało dwunastu zawodników, podzielonych na dwie drużyny po 6. Po jednej stronie byli ubrani w filetowe bezrękawniki i szare spodnie, Luca Goers. Ich przeciwnikami byli Besaid Aurochs, których większość nosiła żółte spodnie, zakrywające brzuch na wysokość piersi, z wyjątkiem jednego, blond włosego zawodnika, który był ubrany w żółtą koszulkę i niebieskie spodnie. Aktualnie trwała druga połowa. Wynik był 1:0 dla Aurochs, jednak nie na długo.
- GOOOOOOOOOOOOOOL – krzyknął jeden z komentatorów – Goersi po długiej walce zdołali zremisować.
- Keepa po prostu nie miał szans na obronienie tego strzału, jednak dotąd dzielnie znosił strzały ze strony Vuroja i Abusa.
- Teraz zostały tylko 2 minuty. Od celnego strzału Datto na początku pierwszej połowy obydwie drużyny stworzyły wiele groźnych sytuacji, jednak sprawna obrona nie pozwoliła przepuścić żadnego gola, do teraz. Więc zapowiada się, że będziemy mieć remis, chyba że zdarzy się cud.
Na trybuny weszła długowłosa brunetka, ubrana w czarny, skurzany bezrękawnik i spódnicę tego samego koloru. Chwilę się rozglądała, po czym usiadła na pierwszym wolny miejscu. Mecz został wznowiony, a dwóch kapitanów wyskoczyło w kierunku piłki.
- Piłkę przejmują Goersi. Długie podanie do Abusa i rzut do Vuroji, aau, Abus poczuje to uderzenie Botta. Vuroja chwyta piłkę i strzela, Keepa broni.
- Naprawdę groźna akcja, ale Keepa dwukrotnie na tą samą sztuczkę się nie nabierze.
- Na zegarze została ostatnia minuta. Jeśli Aurochsi teraz nie strzelą, podzielą się pucharem z przeciwnikami. Piłka leci do Wakki, a w między czasie Goers wracają do obrony. Wakka podaje do Tidusa, przeszła, o-o, na jego drodze staje mur z trzech zawodników.
Cały stadion wypełnił wspólny okrzyk „Jecht Shot”
- Fani sami podsuwają mu co ma robić. Teraz jedyny sposób, by uspokoić ten tłum, to spełnić ich żądanie.
Jeden z obrońców rzucił się na Tidusa, jednak ten zwinnie uniknął uderzenia, po czym kopnął piłkę w kierunku pozostałej dwójki, trafiając jednego z nich w twarz. Zawodnik uderzył pięścią w powracającą sferę, ogłuszając drugiego obrońcę celnym trafieniem w skroń, a następnie wzbił się w górę, robiąc bardzo szybko piruety, by w końcu kopnąć piłkę, która niczym pocisk poleciała w kierunku bramki. Bramkarz zdołał zareagować, gdy sfera była już w siatce. Równo z golem zabrzmiała syrena kończąca mecz.
- GOOOOOOOOOOOOLLLLLL. W ostatniej sekundzie, Aurochs ustawiają wynik 2:1.
- Trudno uwierzyć, że niegdyś była to najgorsza drużyna Spiry. Aurochs zasłużenie wygrali puchar.
- Po takim turnieju otwierającym nowy sezon możemy tylko spodziewać się kolejnych równie emocjonujących meczy i wielu goli.
Zdobywca zwycięskiej bramki podpłynął do krawędzi boiska, unosząc ręce w górę. Siedzące obok dziewczyny zareagowały na ten gest radosnym piskiem. Tifa obserwowała go, jak odpływa, razem z resztą zespołu.

Minęło kilka godzin. Zachodzące słońce zabarwiło niebo na kolor żółto-pomarańczowy. Tifa stała przy barierce, patrząc na ogromną sferę wody, podtrzymywanej w powietrzu za pomocą nieznanej siły. Oprócz jej nikogo na stadionie nie było. Po zakończeniu meczu wszyscy opuścili stadion, udając się do domu, lub świętować zwycięstwo swej drużyny w barze. W końcu usłyszała za sobą czyjeś kroki. To był Tidus. W ręce trzymał niebieską Blitzball.
- Wybacz to, że musiałaś tyle czekać, ale miałem do załatwienia kilka spraw, no wiesz, fani, kilka wywiadów.
- Rozumiem. W końcu jesteś gwiazdą zespołu jak sądzę – Tifa chwilę rozglądała się po okolicy – Ale czemu akurat wybrałeś to miejsce na nasz pojedynek?
- Nie miałem na myśli, że chcę się tu z tobą pojedynkować. Mam inną propozycję – Blondas rzucił piłką w dziewczynę. Tifa odruchowo ją złapała, chwilę się jej przyglądając.
- Chcesz powiedzieć …
- Zgadłaś – chłopak wskazał palcem na lewitujący basen – co powiesz na szybki mecz. Pierwszy gol wygrywa.
- Sama nie wiem. Ja sama przeciwko tobie …
- Nie mówiłem nic o jeden na jeden.
Po tych słowach głośno gwizdną. Na widownie weszło sześciu ubranych w żółte spodnie zawodników. Przodował im rudowłosy mężczyzna z grzywką uczesaną na czub.
- To z nią chcesz grać. Ja nie mam nic przeciwko, ale co na to powie Yuna.
- Nie martw się Wakka. Nic się nie stanie, jeśli zagramy z nią krótki meczyk  - ponownie zwrócił się do Tify – 4-na-4. Naturalnie dostaniesz lepszą drużynę i nie będę używać mojego super strzału. Pierwszy gol, wygrywa. Co ty na to.
Tifa chwilę patrzyła to na piłkę, to na boisko.
- Chyba się tam nie uduszę?
- Woda jest natleniona. Możesz tam oddychać, jakbyś była na świeżym powietrzu.
- No to grajmy – po tych słowach, cisnęła piłką w kierunku kuli wody.

Chwilę potem wszyscy byli w wodzie. Na drużynę Tify składali się: Datto, Jassu, oraz Keepa na bramce. Przeciwko sobie miała: Botta na bramce, Letty, Wakka i naturalnie Tidusa, trzymającego piłkę. Chociaż byli pod wodą, czuła, że może swobodnie oddychać, jakby była na świeżym powietrzu. Nagle poczuła nagłe uderzenie w brzuch. Tidus cisnął w jej kierunku piłkę, która znajdowała się teraz przed nią. Porozumiewawczo blondas wykonał gest w stylu „panie pierwsze”. Tifa chwyciła sferę, po czym, trzymając ją przy piersi, zaczęła powoli płynąć w kierunku bramki przeciwnika. Szybko zauważyła, że inni zawodnicy śmieją się z niej, złośliwie ją naśladując, jakby trzymała małe dziecko. Natychmiast nabrała pewności siebie i zaczęła płynąć szybciej, pomagając sobie drugą ręką, wciąż trzymając w niej piłkę. Tidus porozumiewawczo spojrzał na swych kolegów, po czym zaczął kierować się w stronę dziewczyny. Widząc szarżującego na nią przeciwnika, Tifa wykonała szybki unik. O dziwo, blondas nawet nie wykonał żadnego ruchu, by pozbawić ją piłki, tylko odpłynął dalej. Jednak gdy spojrzała w kierunku bramki, ujrzała dwóch mężczyzn szarżujących na nią. Uderzenie w brzuch na sekundę ją ogłuszyło, niestety piłkę odebrał jej Wakka, po czym posłał ją do Tidusa. Mogła teraz spróbować dogonić napastnika, ale nie była tak szybka jak on. Gwiazda zespołu zwinnie unika uderzenie Datto, po czym strzela. Podkręcona piłka szerokim łukiem ominęła Jassu, kierując się na prawy górny róg bramki. Na szczęście Keepa dosłownie końcówkami palców zdołał złapać sferę, zanim dotknęła siatki. Bramkarz odesłał zdobycz do Jassu, który to przekazał ją do Datto. Odebrawszy piłkę, zaczął płynąć w kierunku bramki przeciwnika. Tifa towarzyszyła mu, płynąc po przeciwnie stronie boiska. Gdy zostało im kilkadziesiąt metrów do bramki, Datto rzucił piłkę do Tify, po czym otrzymał bolesne uderzenie od Wakki. Błękitna kula celnie trafiła w ręce brunetki, jednak na jej drodze stanął Letty. Nie mając innego wyboru, dziewczyna zdecydowała się na strzał. Sfera musnęła o końce palców obrońcy. Choć początkowo kierowała się w kierunku bramki, pod koniec lekko skręciła trafiąc w słupek, po czym chwycił ją Botta. Tifa zaczęła szybko wracać na swoją połowę, cicho siebie przeklinając za ten niecelny strzał. Botta posłał piłkę do Wakki, który, odebrawszy przesyłkę, podał ponownie do Tidusa. Napastnik samotnie brnął na bramkę, niczym torpeda, zwinnie omijając atakujących go Dattu i Jassu. W końcu podrzucił piłkę, kopiąc ją z przerzutki. Tifa w ostatniej chwili wyskoczyła na torze sfery, ale ta nagle skręciła. Choć dziewczyna próbowała ją chwycić, jak zwykle zabrakło kilka milimetrów. Także i Keepa, mimo desperackiego rzutu, niewiele zdziałał. Piłka trafiła w bramkę, sygnalizując gol głośną syreną. Dla Tify ten odgłos oznaczał koniec turnieju. Przegrała. Tidus podpłynął do swej przeciwniczki, wyciągając do niej rękę. Brunetka uścisnęła dłoń blondasa, gratulując mu wygranej. Nagle ciało Tidusa zaczęło świecić, oślepiając wszystkich wokoło. Gdy światło zniknęło, po Tidusie nie było żadnego śladu. Zdezorientowany Wakka podpłynął do Tify, próbując zadać pytanie „co się stało”, ale nie odpowiedziała, tylko patrzyła w górę.

Tidus lewitował w ciemności. W głowie słyszał czyjś głos. W oddali ujrzał zamglony obraz wysokiej wieży. Znajdował się na niej postać w kapturze.
- Nadszedł czas – odpowiedziała postać – Czy spełnisz swoje marzenie, czy obróci się w sen, z którego powstało?
« Ostatnia zmiana: Lipca 11, 2007, 07:00:57 pm wysłana przez Tantalus »
I'm in Space!

Offline Siergiej

  • Last Hero
  • **********
  • Wiadomości: 2544
  • Idol Tanta
    • Zobacz profil
Odp: Walka XI: Tidus vs Tifa
« Odpowiedź #1 dnia: Lipca 09, 2007, 01:23:40 pm »
W pokoju panowała absolutna, niczym nie zmącona, paradoksalnie wręcz piszcząca w uszach cisza, która...no dobra. Wcale nie była „niczym nie zmącona”, bo co chwile przebijało się przez nią irytujące chrapanie autora tego żenującego tekstu, które próbował zmusić się do tego by jeszcze trochę pospać. Wszystkie jego starania jednak legły w gruzach, gdy umierającą powoli, w strasznych męczarniach ciszę przerwała swoim kretyńskim sygnałem „przypominajka” zapisana w telefonie komórkowym autora. Niechętnie poderwał się z ciepłego i wygodnego łóżka i spojrzał na swoją Nokię 6020, która ewidentnie starała się doprowadzić go do furii, bezczelnie sygnalizując, że ma jeszcze do napisania walkę do Turnieju Tytanów. Idiotyczna nazwa. „Jak ja nienawidzę poniedziałków” pomyślał autor i czym prędzej...no dobra. Wcale mu się nie spieszyło. Po prostu zaczął przeglądać forum SquareZone’u, w nadziei na to, że być może natknie się na jakiś post Tantalusa i z jego sygnatury wywnioskuje jakież to postacie mają teraz stoczyć pojedynek. W końcu znalazł! I zaraz potem jęknął, by po chwili uderzyć głową w klawiaturę. „Tidus? I Tifa?! Ale padaka!” powiedział sam do siebie i w iście żółwim tempie zaczął zastanawiać się nad tym, jak ową walkę napisać. I wcale nie szło mu to dobrze. Ba! Sprawa wyglądała tragicznie. Nie żeby absolutna pustka w głowie autora była czymś nowym, ale jednak w tym konkretnym momencie stawała się czymś nad wymiar irytującym, by nie napisać dosadniej.

Gdy tak samo ów autor rozmyślał nad tym, jakież to pierdoły za chwilę zacznie wypisywać, do rzeczywistości przywróciło go pukanie do drzwi.
-Proszę! – warknął i jego oczom ukazał się średniego wzrostu blondyn, które płeć udało się określić dopiero po bliższym przyjrzeniu się. Był ubrany jak kompletny idiota. – czego tu?
-Em...no...tego. Jest tu Tifa? – zapytał blondyn, wchodząc do wnętrza pokoju, zabrudzając dywan swoimi wstrętnymi żółtymi butami.
-O ja pierdole... – skomentował zaistniałą sytuację autor, chwytając się za głowę.
-To znaczy, że nie ma? – Tidus uśmiechnął się w swój zabójczo-debilny sposób. Zapanowała kłopotliwa cisza.
-Tam są drzwi – przerwał ciszę autor, wskazując blondynowi wyjście.
-Ale...
-Tam są drzwi! – powiedział nieco głośniej.
-No, ale przecież...
-WYPIERDALAJ! – wrzasnął w końcu autor, wstał od komputera i spróbował wypchnąć Tidusa ze swojego pokoju. Bez skutecznie. Jego przeciwnik zdawał się być silniejszy i sprawniejszy. Stał uparcie na środku pokoju, w kółko pytając „czy jest tu Tifa?”. Sytuacja była wręcz komicznie kretyńska. Stała się dramatyczna, kiedy w końcu wspominana Tifa zupełnie znikąd pojawiła się na miejscu zdarzenia i potężnym kopniakiem posłała opalonego blondyna na balkon. Przez okno. Kawałki szkła posypały się na wszystkie strony, dotkliwie raniąc Tidusa, który mimo bólu usiłował się pozbierać. Zanim jednak wstał, kolejny kopniak zrzucił go z balkonu. Lecąc zahaczył o wątłą brzozę, od której odbił się niczym piłka i z łoskotem uderzył o ziemię. Nie zastanawiając się długo, Tifa zeskoczyła do niego z balkonu, by dokończyć swego dzieła. Autor tego, z każdym znakiem coraz bardziej bezsensownego tekstu, zamiast przyglądać się temu, co dzieje się tuż pod jego oknem, wolał ponownie przysiąść do komputera i opisać to, co jak do tej pory zobaczył. Może i szłoby mu to dobrze, gdyby nie fakt, iż dźwięki dochodzące z zewnątrz z pewnością nie ułatwiały mu zadania. Jakieś krzyki, jęki i odgłosy sugerujące, że twarz Tidusa właśnie przeżyła bliskie spotkanie z podeszwą buta Tify bardzo skutecznie odwracały uwagę od klawiatury i monitora. Autor uznał, iż dłużej nie wytrzyma i powodowany czystą ciekawością udał się na balkon, w celu oglądnięcia masakry, jaka prawdopodobnie dokonywała się na blondynie wyposażonym w żałosnego voice-actora. Jakież było zdziwienia Siergieja, gdy zobaczył prawdziwe oblicze pojedynku, który miał opisywać. „Walczący” stali naprzeciwko siebie i bezczelnie pogrywali sobie w Kamień-Papier-Nożyce. Zwycięzca każdej rundy mógł zadać jeden cios przecinkowi, który nie miał prawa się bronić. I chyba właśnie dlatego Tidus ciężko dyszał i trzymał się za krocze. Biedaczek.
-Idioci! Walczcie albo jeśli nie macie co robić, obierzcie za mnie porzeczki! – wrzasnął z balkonu autor, energicznie wskazując na krzew pełen czerwonych porzeczek.
-Dobra szefie. Się robi – odburknęła Tifa i gdy jej przeciwnik wyciągnął rękę z „nożycami” ona pochwyciła ją i szybkim ruchem złamała w łokciu. Tidus krzyknął z bólu i nerwowym ruchem spróbował wyrwać się z uścisku. Nie udało się. Był na przegranej pozycji. Kilka następnych ciosów powaliło go na ziemię, twarzą do podłoża. Nie miał już siły się podnieść. Nagle, ni stąd, ni zowąd nad głową długowłosej brunetki pojawił się krwisto-czerwony napis dumnie głoszący „FINISH HIM”. Z natury wrażliwy Siergiej uznał jednak, że woli nie widzieć, co za chwile zrobi jedna z bohaterek Final Fantasy VII. Wrócił więc do komputera i ponownie spróbował zabrać się za opisywanie dziwacznych zdarzeń, których właśnie był świadkiem, podczas gdy spod jego ściany wesoło tryskała sobie krew ,pozbawionego głowy i kręgosłupa Tidusa, zabarwiając dotychczas biały tynk na kolor czerwony. „O boże, ale kretyńska walka” pomyślał sobie autor, kończąc pojedynek, który prawie osiągnął wymagany limit znaków, którym i tak nie specjalnie się przejmował. W życiu nie napisałem głupszej. Zapisał ją, skopiował i z braku czasu, bez sprawdzenia wrzucił na forum SquareZone’u.