Pokaż wiadomości

Ta sekcja pozwala Ci zobaczyć wszystkie wiadomości wysłane przez tego użytkownika. Zwróć uwagę, że możesz widzieć tylko wiadomości wysłane w działach do których masz aktualnie dostęp.


Wiadomości - Necron

Strony: [1] 2 3 4
1
FanFik / Godzina Zero
« dnia: Grudnia 16, 2006, 04:28:54 pm  »
I jeszcze jeden fik w realiach FF VI... armageddon by Kefka widziany oczami przeciętnego mieszkańca Imperium. Życzę miłego czytania, i standardowo będę wdzięczny za wszelkie uwagi.


Koniec nadszedł, kiedy nikt się tego nie spodziewał. Wielka metropolia, stolica Imperium, Vector legła w gruzach. To był dzień jak każdy inny. Dygnitarze imperialni zmierzali do pałacu, wnoszącego się w samym centrum miasta, przekupnie rozkładali towary na swych straganach, bogaci mieszkańcy udawali się do Opery, albo jednej z licznych dzielnic handlowych, a co niektórzy wymykali się z domów na partyjkę pokera w wielkim, vectorskim kasynie, sławnym na cały świat, a biedota wylegała na ulice, niektórzy, żeby żebrać, niektórzy, by okradać co zamożniejszych. Żołnierze rozpoczynali codzienną musztrę w Vectorskiej Akademii Wojskowej, a służby porządkowe zaczynały kolejny, ciężki dzień wypełniony przesłuchaniami, interwencjami i przetrząsaniem stert dokumentów, jakie wypełniały ich archiwa.

Dzień jak co dzień, możnaby powiedzieć. Heh... sam tak myślałem. Ale po kolei... nie będę marnować bez potrzeby sił. Dajcie mi chwilę wytchnienia, niechże się napiję... czyżby browar na obrzeżach miasta ocalał...? Nie...? To już ostatnia butelka...? ...trudno, raz się żyje. Ahhh... Tego mi było trzeba...

Pamiętam wszystko, jakby to było wczoraj... jak co dzień, przybyłem do vectorskiego gmachu Sądu Najwyższego... miałem przesłuchać jakiegoś rebelianta z ruchu "Returners", ponoć go nakryli, jak próbował podpalić skład amunicji w koszarach na północ od Vector. Swoją drogą, to musiała być wyjatkowa niezdara... tamte koszary rzadko kiedy są używane, i służą (a może służyły...?) jako skład przestarzałej broni, a której szkoda wywalać na złom... No, ale ludziom tak oddanym sprawie jak nasz delikwent to najwyraźniej nie przeszkadzało... dobrze, że był tam akurat pułk wojska, który stanął na wysokości zadania, i... nudzę was...? Darujcie, od długiego czasu do nikogo gęby nie mogłem otworzyć... dobra... już wracam do tematu.

Wszedłem do środka, i udałem się do sali przesłuchań. Koleś już tam był. Mały, o mocno przerzedzonej łysiną czuprynie, o głęboko osadzonych, rozbieganych oczkach. Nie wyglądał na kogoś, kto mógłby w tak otwarty sposób buntować się przeciw Imperium, ale już dawno się nauczyłem, że pozory mylą. Inna sprawa, że ruch już od dłuższego czasu skupił swe ataki na doradcy Gestahla, niejakim Kefce Palazzo... swoją drogą, raz miałem okazję spotkać tego typa. Może jestem przewrażliwiony, ale on wygląda na typ, który w dzieciństwie wyrywa łapki muchom, kiedy podrasta, podpala kotom ogony, a kiedy zmienia się w chudego wyrostka, rozgląda się za nieco bardziej interesującym celem... takim jak moggle. Albo człowiek. Wiecie, o co mi chodzi. W końcu po Vector chodziły plotki. Ludzie znikający w środku nocy, a czasem uprowadzani w biały dzień, potępieńcze wrzaski, dobiegające z twierdzy więziennej, później zmasakrowane zwłoki znajdowane gdzieś na pustkowiach, a ci, którzy wracali, przeważnie do końca życia budzili się w nocy z krzykiem, albo wspinali się na wysokie budynki, których, nawiasem mówiąc, w Vector nigdy nie brakowało, i... sami wiecie, co dalej...

Cholera, znowu mnie poniosło... do czego zmierzam... ten facet na sto procent miał dużo wspólnego z tymi zniknięciami... co tam mówisz, ten rebeliant? Nie, Kefka. Po prostu... ten jego uśmieszek, umalowana gęba, obłęd w oczach... jakby mówił: piśnij słowo przeciw Imperium, a będziesz kolejnym, który poprawi mi humor... sam wiesz gdzie, i jak. Tak... parę razy widziałem go z Gestahlem... chyba się już facet nabawił starczej demencji, bo sprawiał wrażenie, jakby to Kefka miał nad nim kontrolę... a nie na odwrót.

Niech to szlag, znowu mnie poniosło w dygresję... ty, daj mi jeszcze piwka... już nie ma...? Trudno, niech będzie woda, cokolwiek, bo mi w gardle zaschło.

Dobra... mówiłem o tym rebeliancie. Ciągle się jąkał, często się mylił w zeznaniach - po chwili było jasne, że kłamie jak z nut, a jąkaniem stara się sprawić wrażenie, że nie wie, o co chodzi, i w ogóle nie ma z tym nic wspólnego... ale dla zawodowca to żaden problem - parę dowodów, pytań pozornie nie na temat, mała wizyta w gabinecie z instrumentami do rozwiązywania języka - i szybko zaczął sypać. Dacie wiarę...? To był koleś, który ocalał z oblężenia Domy! Najwyraźniej swoją rację wody wypił jeszcze zanim... jakiej wody? Zanim co? Zanim do wody dosypano środku usypiającego, a wojska Imperium wdarły się do środka, to chyba jasne? Że co? Trucizna...? Przecież Gestahl sam powiedział, że... co znowu, Kefka? A możecie mieć rację, w końcu on by był do tego zdolny... ale mniejsza z tym...

Byłem właśnie w trakcie przesłuchiwania naszego przyjaciela, kiedy rozległ się huk, a ziemia się zatrzęsła. Heh... tak, jakby cały świat zwalił się nam na głowy... Nagle zgasły światła, z sufitu posypał się tynk, a za chwilę szlag trafił cały budynek... potem film mi się urwał... sam nie wiem, jak z tego wyszedłem cało. Kiedy się ocknąłem, widziałem dookoła siebie tylko gruzy, nie mogłem się też ruszyć. I tak miałem szczęście, że żyłem... Dopiero po kilku dniach udało mi się wygrzebać z gruzowiska, a tam żeście mnie znaleźli... tak na marginesie, nie miałem okazji wam podziękować... żebyście wiedzieli, jakie to było parszywe doświadczenie... żreć nic nie miałem, a wody było tyle, ile wywaliło z rozwalonych wodociągów... w pewnym momencie znalazłem jeden napój leczniczy, którym nieco podbudowałem siły... ale nie na długo.... ten facet, pytacie? Nie mam pojęcia, co się z nim stało. Może dał radę uciec, może nie... cholera wie, co się z nim stało. Ale dość już tego gadania.

Mówiliście przedtem, że na ocalałe miasta często spada jakiś promień światła, który niszczy wszystko w promieniu kilkunastu kilometrów... jak to nazwaliście...? "Promień Przeznaczenia"...? Mniejsza z tym... lepiej stąd spadajmy. Vector co prawda leży w gruzach, ale nie wiadomo, czy to... coś... nie spadnie i na nas. Wiecie co? Chodźmy do tych koszar na północ. Może jeszcze stoją, a jeśli tak, to znajdziemy tam trochę broni, a może i innych ocalałych... co, zostać? A co mamy do stracenia? Tu i tak już nic nie ma... tylko sterta gruzu i wielka dziura w ziemi. Tam możemy mieć jakieś szane przeżycia... A jeśli nie...? O to będziemy się martwić, jak nic tam nie zastaniemy. Przecież równie dobrze możemy sczeznąć tutaj...

Ruszajmy. Zbierzcie wszystko, co ma jakąś wartość. Spotykamy się przy tym, co kiedyś było północna bramą Vector. A później... zobaczymy.

Zobaczymy.

Ale... wiecie co? Dopóki będziemy trzymać się razem, może nam się udać, prawda?

Prawda......?

2
FanFik / Odp: Kompromitacja FF VII
« dnia: Grudnia 15, 2006, 10:19:29 pm  »
Jeśli chodzi ci o samą historyjkę, to w założeniach miała być tania i kiepska, utrzymana w takim pseudoscenariuszowym stylu (esencja kompilacyjnej fabuły, której wady chciałem tu "skompilować"), jeśli chodzi natomiast o całość... trudno, wszystkich nie da sie zadowolić :-\

3
Inne gry Square Enix / Odp: Kingdom Hearts - Trivia
« dnia: Grudnia 15, 2006, 08:51:02 pm  »
Jak można pokonać Tifę w Hades Paradox Cup, nie atakując jej ani razu?

4
Final Fantasy VII-IX / Odp: FFVII - Dirge of Cerberus
« dnia: Grudnia 15, 2006, 07:29:42 pm  »
DoC to jedna z tych gier, które przyniosły wstyd SE. Sztuczna inteligencja przeciwników... jest sztuczna, ale ten drugi człon jest mocno na wyrost, w systemie walki najbardziej podobał mi się system menu i customize (bo jako jedyny był udany), jeśli chodzi o etapy, to najbardziej podobało mi się intro i etap na <SPOILER> Sherze </SPOILER> , czyli notabene te, które nie miały nic ze strzelaniny. Poszczególne lokacje są jakby poskładane z wielkich "klocków" (w Kalm się parę razy bym zgubił, gdyby nie mapa), nowe postacie niewiele wznoszą (może poza Shaluą i Shelke, ale nie jest im dane rozwinąć skrzydeł), no i ta koszmarna ostatnia walka... chyba tylko Yu Yevon był prostszy. Brakuje też integracji z otoczeniem - byle krzesło moze być przeszkodą nie do obejścia. Poza tym fabuła to dziura na dziurze, a poziom trzyma tylko chwilami... a najgorzej wypadają chyba Yuffie w jej roli etatowego przygłupa i przedostatni bodaj FMV, z Super-Vincentem... a to sekretne zakończenie tylko sugeruje kontynuację... nic, tylko się radować.

A dlaczego Lucrecia tam jest? Żeby Vincent mogl tam przychodzić, i żeby było gdzie odpocząć od strzelania... bo jako postać Lucrecia to tragedia - rozhisteryzowana idiotka i nic więcej.

5
Inne gry Square Enix / Odp: Kingdom Hearts - Trivia
« dnia: Grudnia 15, 2006, 07:19:31 pm  »
Puchar, który można zobaczyć także w menu. Poza tym chyba żadnej nowej umiejętności czy broni.

6
FanFik / Kompromitacja FF VII
« dnia: Grudnia 15, 2006, 07:17:20 pm  »
Taki niby-fanfik, napisany głównie pod przeciwników odcinania kuponów od Final Fantasy VII. Miłej lektury, a bluzgi na autora kierujcie tutaj :)


Kompilacja FF7 odcinek 2369

Godzina 6 rano


Postać: Cloud Strife
Miejsce: Midgar, jakaś podrzędna speluna
Otwiera oczy, przeciera je. Zegarek na ścianie wskazuje godzinę 6 00. Za chwilę trzeba wstawać, myśli sobie. W końcu ostatnio ratować świat zdaża mu się coraz częściej, a ma wrażenie, że dziś czeka go coś specjalnego, chociaż może to te drinki jeszcze działają. Jego wzrok wędruje na spoczywający w kącie Ultra Hiten Last Tsurugi Buster Sword Last Edition (to skrócona nazwa, bo na jego prawdziwej niejeden odgryzł już sobie język). Już nie musi go pilnować, bo i tak nikt sam go nie udźwignie, zwłaszcza po dodaniu tej kilkunastokilogramowej tsuby, którą zdobył po pokonaniu kolejnego psychola z chorobą sierocą, poszukującego Matki. Zauważa, że od jakiegoś czasu w Midgar pojawiają się jacyś ludzie (?) znikąd, a każdy poszukuje Matki, kórą zawsze okazuje się być jakiś farfocel, pozostały po tej nędznej kreaturze, którą usiekł parę lat temu w Północnym Kraterze. Zapisuje w wyświechtanym notesie, żeby w najbliższym czasie przeprowadzić małe śledztwo w tej sprawie. Jego myśli wędrują ku Aeris Gainsborough. Ale byłem głupi, myśli sobie. Pozwoliłem jej zginąć, i teraz nawiedza mnie codziennie, zwłaszcza po kilku mocnych przed snem... kiedy wreszcie da mi spokój...?



Postać: Aeris Gainsborough
Miejsce: bliżej nieokreślone...
Znowu obserwuje całą Planetę i jej populację, jak czyni to od jakichś trzech lat z lekką górką. Powoli zaczyna ją nudzić cały ten syf. Jest jasne jak amen w pacierzu, że znowu będzie musiała użyć swoich mocy, żeby ocalić mądralę, który nie dość, że pozwolił jej zginąć, to skazał ją na wieczność w towarzystwie tego pozera Zacka, który wciąż z braku zajęcia popisuje się sztuczkami gimnastycznymi tudzież kawałami o blondynkach, które kwiaciarkę doprowadzają już do szału. Wybiła dla niej godzina buntu. Mam tego dość, myśli sobie. Przy najbliższej okazji pryskam stąd... a ten cwaniak niech radzi sobie sam. A póki co... pognębię go jeszcze trochę.


Postać: Sephiroth
Miejsce: Potoki Lifestreamu
Już jakiś czas minął od jego kolejnej próby powrotu do świata żywych (jakieś dwanaście godzin, a trzynaście, jeśli liczyć różnicę czasową). Dochodzi do wniosku, że nadszedł koniec zabawy w półśrodki. Tym razem umieści swoją chorą jaźń we wszystkich mieszkańcach Midgar, a kiedy nadejdzie czas, ten omnislashowy cwaniak będzie walczył z tysiącami mnie... w potokach Lifestreamu rozlega się maniakalny rechot. Jest w końcu bogatszy o doświadczenie swoich 2368 martwych wcieleń, a około 2400, jeśli liczyć z klonami. Tym razem musi się udać!


Postać: Tifa Lockheart
Miejsce: ulice Midgar
Już od kilku godzin patroluje Midgar w poszukiwaniu Clouda, który ukrył się w jakiejś podrzędnej spelunie i uchyla się od obowiązków. W końcu oczekuje na niego kolejny zakapturzony koleś, który potrzebuje ochrony. Na oko to Heidegger, tusza i tendencja do kretyńskiego rechotu by na to wskazywały. Tifa już dawno zaczęła prowadzić ewidencję "cudownie ocalonych", bo bez tego straciłaby rachubę...



Godzina 12:00


Postać: Cloud Strife
Miejsce: przedmieścia Midgar
Jakieś kilka minut temu wreszcie skończył ładować swój miecz na ciężarówkę i teraz rusza na małą wycieczkę po Midgar i okolicach. Od czasu do czasu trzeba popracować, żeby zarobić na następną kolejkę...



Postać: Aeris Gainsborough
Miejsce: wciąż nieokreślone...
Parę minut temu użyła na Zack'u umiejętności Seal Evil, co zapewniło jej kilka chwil ciszy. Teraz myśli, jak dać nogę z tego cholernego pola kwiatów. Cokolwiek się stanie, jedno wie na pewno- na dźwięk słowa "Flower Girl" zmieni się w bestię. Nagle robi się dziwnie chłodno, a na łąkę wchodzi podejrzanie wyglądający siwulec o wrednym uśmieszku, w gęsto połatanym czarnym płaszczu, z obscenicznie długą i nieprzyzwoicie wyszczerbioną kataną. No nie, tylko jego tu brakowało, myśli Aeris. Jak jeszcze raz zacznie opowiadać o swoim kunszcie we władaniu mieczem i o tym , jak profesjonalnie i bezboleśnie ją załatwił, to nie ręczę za siebie...


Postać: Sephiroth
Miejsce: dalej nieokreślone...
Ma już plan, jak rozsiać swoją jaźń po całym Midgar, teraz musi już tylko zdobyć niezbędną umiejętność. Kwiaciarka, którą ma zamiar pomęczyć, posiadała umiejętność "Great Gospel". Gdyby tak odwrócić jej działanie, to zamiast wyleczyć nieszczęsnych mieszkańców z kolejnej zarazy (a coś na pewno się pojawi, o to jest dziwnie spokojny), zmieni ich w armię klonów Sephirotha. Ale wpierw trzeba ponegocjować.... na tą myśl Siwulec uśmiecha się krzywo. Na czym jak na czym, ale na tym zna się dobrze, więc...

Czytający Japończyk odkłada nagle kartkę na biurko.
- Tetsuya, nie uważasz, że to niezbyt przypadnie klie... graczom do gustu? Może czas już skończyć z tą Kompilacją i wziąć się za nowe tytuły? - pyta.
- Chyba tak, panie Yamada... - odpowiada markotnym tonem Nomura. - do jasnej cholery, gdybyśmy wcześniej ożywili tę kwiaciarę i dali normalny ending, uniknęlibyśmy tego całego bałaganu...
- Też tak myślisz? - nagle Yamada się ożywia. - wiesz co? Dość już tego. Weźmy się wreszcie za FF XIII, bo od czasu premiery FF XII ten projekt stanął w miejscu... Jakiś exclusive na PS6 się na pewno przyda...
- Racja... Kończymy. - Nomura bierze kartkę i przepuszcza ją przez niszczarkę. - Dobra, idziemy na dół. Trzeba zmotywować drużynę do działania. To będzie wielki powrót SE. O ile ktokolwiek nam to zrecenzuje... a potem kupi i wyciągnie z długów...

Z niszczarki wypadają ostatnie strzępy papieru. Powoli opadają na podłogę. Kondycja SE jest niewiele lepsza. Może jest nadzieja, a może nie. Przyszłość pokaże.

7
FanFik / Klaun, który zniszczył świat
« dnia: Grudnia 15, 2006, 07:06:45 pm  »
Fanfik o Kefce Palazzo z FF VI, jaki napisałem jakiś czas temu... a przy okazji alternatywne zakończenie FF VI... za opinie i ew. krytykę będę wdzięczny :)


Kefka Palazzo z uśmiechem szaleńca na umalowanej twarzy śledził swych przeciwników, w miarę jak posuwali się oni w głąb jego twierdzy. Już od dawna poza skrajną mizantropią cierpiał także na niesamowity wręcz narcyzm, który w perwersyjny sposób podwyższał teraz jego samoocenę. Pułapki, które zastawił na swych wrogów, okazały się być zabójczo skuteczne. Już teraz padła dziwna bestia, która im towarzyszyła, i jej przyjaciel moogle. Były doradca Imperatora Gestahl'a pogrążył się w rozmyślaniach. Wszyscy, których napotkał na swej drodze, i którzy nie zginęli z jego ręki, uważali go za niebezpiecznego psychopatę. Faktycznie, wszystko przemawiało za takim wrażeniem. Jego groteskowo umalowana twarz, tendencja do złowrogiego, niepohamowanego chichotu, sadystyczne skłonności, nienormalne upodobania, makabrycznie kolorowy przyodziewek... wszystko co sprawiało, że każdy, kto spotkał Sir Kefkę, miał to spotkanie zapamiętać do końca życia. A tego przeważnie nie zostawało mu zbyt dużo, imperator bowiem wykorzystywał Kefkę w szczególnych przypadkach. Teraz jednak... Palazzo teraz miał zostawić na całym świecie niezatarty ślad własnej bytności, czuł bowiem, że nawet mimo ogromnej mocy, jaką posiadł, jego czas jest ograniczony. Jego chory umysł nie był tym przerażony. Wręcz przeciwnie, traktował to jako ostatnie, wielkie wyzwanie dla swego szaleństwa i mocy. Rzucił już ten świat na kolana, ale nie miał zamiaru patrzeć, jak ten powoli umiera w męczarniach... o nie, to w końcu nie byłaby żadna zabawa, prawda? Jednak ostateczny cios chciał zadać dopiero później... na oczach ostatnich obrońców tego świata. Kiedy ci będą brać ostatni wdech. Kefka roześmiał się na swój charakterystyczny, złowrogi sposób. Umiera, to fakt. Jego ciało już długo nie wytrzyma przepełniającej go mocy, a resztki zdrowego rozsądku powoli zginą pod nawałą magii... ale zanim nastąpi koniec, jeszcze się świetnie zabawi.

***

Miał całkowitą rację. Ostatni raz tak się ubawił na tragedii, wystawianej w vectorskiej operze. Ta imperialna dziwka wreszcie dostała za swoje. A pomyśleć, że się zastanawiał na użytecznością swojej nowej maszynki, zwanej przez niego "Inferno". Okazała się być piekielnie skuteczna, a przy tym osobliwie przypominała swego twórcę - Celes Chere nie zginęła od razu, ale była spopielana po kawałku, a jej przyjaciel Locke mógł tylko na to bezislnie patrzeć, przygnieciony jedną ze stalowych stóp koszmarnego urządzenia. Zginął zaraz po niej, posiekany na kawałki przez piekielny wynalazek Kefki. Zginęła też ta wredna malareczka, która Palazzo już dawno zalazła za skórę. Żeby ocalić swego dziadka od śmierci, namalowała jego portret, w którym został uwięziony - chwilę po tym dosięgł ją ogień karabinów maszynowych, w które uzbrojony był robot. Co prawda Strago nie zginął, ale... jego portret miał wkrótce zawisnąć na szczycie wieży Kefki, jako element wieńczący Pomnik Niebytu... tak, podobała mu się ta nazwa. Ostatnie, wiekopomne dzieło, na które zużyje resztki mocy. Monument ku czci przemijania, który będzie paradoksalnie wiecznotrwały.

***

- Hehehehehehehehehehe...
Śmiech obłąkanego już od kilku godzin rozlegał się w salach i korytarzach upiornej twierdzy sir Palazzo. Jego wrogowie padali jeden po drugim, ścinani przez siepaczy demonicznego "klauna". Hazardzista Setzer rzucił monetą... i przegrał. Wszedł w niewłaściwy korytarz, a tam już oczekiwała zapadnia, a na jej dnie podłoga najeżona kolcami... ale krótkimi, za to nasączonymi trucizną. Kefka miał zamiar podziwiać efekty swego kolejnego wynalazku, jednak nie było na to czasu. Jego moc się wyczerpywała. Już wkrótce trzy boginie miały się przebudzić, i odebrać mu resztki zdrowego rozsądku i mocy. A także życie. Sir Kefka nie mógł na to pozwolić. Udał się do swego apartamentu, jedynej w miarę normalnej sali w budowli, przypominającej mityczne Paendemonium, zamek piekieł. Założył swój najbardziej krzykliwy strój, zmienił pióro w nakryciu głowy, odnowił makijaż. Teraz naprawdę możnaby go wziąć za klauna, gdyby nie atmosfera grozy i szaleństwa, jaką wokół siebie rozsiewał. Ale co tam, pomyślał, i rzucił najpotężniejsze zaklęcie płomieni na swoją szafę, która od razu zajęła się ogniem. Jak odchodzić, to z hukiem. Nagle przypomniał sobie, że to jego urodziny. No i dobrze. Zafunduje sobie taki bal, jakiego nie przeżył nikt. I naprawdę nie przeżyje, pomyślał, i uśmiechnął się obleśnie.

***

Nie miał czasu śledzić śmierci wszystkich swoich wrogów. Spieszył na szczyt swej twierdzy, na ostatnią walkę swego życia. Tak czy siak miał umrzeć. Już dawno opuścił go instynkt przetrwania, który skłaniał go niegdyś do niehonorowych postępków, jak ucieczki z pól bitew, i ta myśl nawet go bawiła. Ja mam umrzeć? Ja, bóg, Palazzo Wielki? Niezły żart, co nie? A jednak wciąż ponawiał zaklęcie Lotu, które prowadziło go coraz bliżej jego przenaczenia.

***

Spoglądał ze szczytu swej wieży na krainy otaczające ją. Właśnie skończył "rzeźbić" dzieło swego życia. Elementy wszystkich epok, żywe istoty, espery, maszyny, wszystko połączone w jedną, koszmarną całość, całość, która była ucieleśnieniem niebytu. Wszystko, co weszło w jego skład, poruszało się, ale tylko dzięki gasnącej mocy Kefki, bo w istocie maszyny były zardzewiałe, ciała esperów i ziemskich istot gnijące i zdeformowane, i tylko w swym portrecie Strago ruszał się sam z siebie. Palazzo milczał. Kilka razy spojrzał na portret. Ale numer, co? Dzisiaj nastąpi koniec świata... I my będziemy aktorami pierwszoplanowymi. Nie cieszysz się? A tak, ta twoja wnuczka. No trudno, i tak dzisiaj do niej dołączysz. Odpręż się i podziwiaj.

***

Na szczyt dotarli tylko Terra Branford i Cyan Garamonde. Tylko dwoje... za to niebezpieczni. Dwójka, która najbardziej ucierpiała z jego rąk. Cyan z nienawiścią w oczach wyciągnął swój miecz, a biedna, mała (jak ja jej nienawidzę, przemknęło Kefce przez myśl) Terra skoncentrowała się i użyła ostatnich Ether'ów, żeby wzmocnić się przed walką. Po jednej stronie ostatni obrońcy ginącej cywilizacji, po drugiej Kefka, niszczyciel i morderca, jak zwano go nawet na najdalszych krańcach Ziemi. Mierzyli się wzrokiem. Niech będzie. Imprezę czas zacząć, pomyślał Kefka, i stanął im naprzeciw.

8
Final Fantasy XIII-XIV: ARR / Odp: Fabula Nova Crystalis
« dnia: Grudnia 15, 2006, 06:41:02 pm  »
Moim zdaniem za mało na ten temat wiadomo, żeby oceniać. Na pewno wyjdzie to lepiej fabularnie, jeśli od początku jest planowane jako seria (w Kompilacji jak na razie udało się AC, które było naprawdę długo "dopieszczane" i jeszcze pokrywało się w miarę z oryginałem - DC to pod względem fabularnym dziura na dziurze, a i gameplay jest tak nudny, że trudno wysiedzieć naraz godzinę) to może całe to uniwersum będzie spójne, co nie udało się niestety jak na razie Kompilacji FF VII. Szybka rozprawka na dzień dzisiejszy:

FF XIII - kobieta w roli pierwszoplanowej i zapowiadające się na dość ciekawe realia wniosą na pewno nieco świeżości do nieco skostniałej formuły FF, podobnie jak system walki (jeśli naprawdę będzie dopracowany, to nie widzę przeszkód, by nie zastąpił ATB - FF XII i KH II wyraźnie pokazały, że ATB nie jest "jedynym słusznym rozwiązaniem", podobnie jak klasyczny system turowy). Pozostaje mieć tylko nadzieję, że fabuła będzie dopracowana, i gra będzie czymś więcej poza prezentacją możliwości PS3 (niestety jest takie niebezpieczeństwo, że twórcy wyjdą z założenia, że gracze zachłysną się grafiką, i stworzą mało przekonującą historię). Na pewno super-widowiskowa gra, choć nieco obawiam się o poziom fabuły - żeby nie został złożony w ofierze na ołtarzu efekciarstwa.

FF XIII Versus - jeśli wierzyć doniesieniom, to bohater będzie tu mocno niejednoznaczny moralnie... sam koncept ciekawy, i ta gra interesuje mnie bardziej niż FF XIII - taki Final widziany oczami nie kolejnych ratujących świat herosów moze być bardzo ciekawy... choć zagrożenia są tu podobne, jak w FF XIII.

To tyle na razie.

9
Inne gry Square Enix / Czy Square-Enix powinno dać już sobie spokój ?
« dnia: Kwietnia 07, 2006, 07:39:23 pm  »
mnie w sumie też, ale najbardziej mnie dziwi, że najbardziej atakują tę całą kompilację ci, którzy i tak w nią pewnie nie zagrają (wszelkiej maści puryści, dla których FF VII to jakaś świętość)...

ale przynajmniej robią też coś porządnego.W końcu 40/40 w Famitsu o czymś świadczy, albo 39/40 dla KH2. Jak dla mnie to ta firma ma ciągle potencjał, tyle, ze rzadziej go w pełni pokazują (DoC, na przykład).

10
Inne gry Square Enix / Czy Square-Enix powinno dać już sobie spokój ?
« dnia: Kwietnia 07, 2006, 07:26:20 pm  »
Moja opinia jest taka... odnoszę wrażenie, że wielu fanów zapomniało, że pierwszy FF powstał jako ostatnia deska ratunku dla upadającej firmy.... a jak się ratuje upadającą firmę? zarabiając masę zielonych. To, z czym mamy do czynienia (komercha, itd) to paradoksalnie powrót do korzeni. Poza tym, co niektórzy wciąz się dziwią, że SE ciągle wydaje kompilacje, remake'i, itp. Prawda jest jednak taka, że po pwnym czasie pomysły się kończą i pozostaje odcinanie kuponów od jakiejś produkcji, która została w taki sposób stowrzona, żeby mieć "furtkę" na przyszłość. FF VII taki właśnie jest- zakończenie takie jak tam jasno dawało do zrozumienia, że kontynuacja prędzej czy później będzie.

Poza tym, to jakiś dziwny paradoks- najpierw tyle osób marzyło o kontynuacji FF VII, a kiedy Se wyszło im naprzeciw, zaczynają marudzić...

Zresztą, nawet jeśli gra czy film jest "komercyjna", wcale nie musi to znaczyć, ze zła. AC czy Chain of Memories są tego przykładem, choć wybitne nie są, zapewniają sporo dobrej zabawy.

11
Inne gry Square Enix / Kingdom Hearts: Chains of Memories
« dnia: Kwietnia 07, 2006, 07:16:05 pm  »
Gra niezła, ale pod względem fabularnym to wciąz raczej przystawka przed KH 2 (Organizacja, Twilight Town). irytuje tylko konieczność zbierania akrt do tworzenia pomieszczeń (na przykład w Castle Oblivion do pokoju z Axel'em potrzebna jest karta niebieska o wartości 1- całe wieki można walczyć, zanim się taką zdobędzie).  

12
Inne gry Square Enix / Znienawidzone momenty w grach SquareEnix
« dnia: Kwietnia 07, 2006, 07:11:39 pm  »
Dla mnie na pewno będzie:

FF IV etap w damcyan castle... jakiś taki dołujący, i wszystkie nagłe zmiany w drużynie
FF V- walka z Omegą...
FF VI- oblężenie Doma castle, Floating Island
FF VII- Śmierć Aeris, zakończenie
FF VIII- akcja w kosmosie (te niekoińczące się monologi Squalla)
FF IX- hm, nie ma raczej takich
FF X- walka z Yu yevon'em (co to w ogóle za walka...?)
FF X-2- dziwaczne questy wszelkiej maści, sceny z Brother'em.

13
FanFik / FF7 Reverse
« dnia: Marca 31, 2006, 06:52:18 pm  »
Czego jak czego, ale zamozaparcia mi nie brakuje, mam zamiar w podobny sposób napisać całą historię FF VII, może też zahaczę o elementy inne kompilacji, o ile nie będą kolidować z resztą, bo takie kwestie, jak Deep Ground Soldiers czy... nieważne, mogą dobrze pokryć się z resztą historii, poza tym, będzie to dobry dowód dla ludzi, któzy za kompilację rozpczęli krucjatę przeciw SE, a takich jest sporo...

14
FanFik / FF7 Reverse
« dnia: Marca 30, 2006, 11:23:48 am  »
Cieszę się, ze wam się podoba. zawsze to miło, jeśli ktoś jednak docenia waszą pracę... ciąg dalszy wkrótce.

15
FanFik / FF7 Reverse
« dnia: Marca 28, 2006, 09:13:55 pm  »
***

Tymczasem kilka pięter niżej profesor Hojo wychodził z siebie, częściowo dlatego, że kluczowa dla jego projektu Starożytna (aka obiekt 66) wymknęła się siłom Shinry, a częściowo ze względu na jego teorię, która miała się potwierdzić lub nie następnej nocy. Teoria Zjednoczenia (jak nazwał ją naukowiec) dotyczyła tajemniczej istoty, znanej na piętrze laboratoryjnym jako obiekt 56. Kiedy ją odnaleziono w uskoku tektonicznym niedaleko północnego kontynentu, przypominała potwornie zdeformowanego człowieka, dodatkowo brakowało jej niektórych organów wewnętrznych, o kilku kikutach po oderwanych kończynach nie wspominając. Kilka godzin później ekspedycja archeologiczna, której przewodził profesor Gast, poprzednik Hojo na polu badań naukowych, odnalazła jedną brakującą kończynę, będącą w zaskakująco dobrym stanie. Następnego dnia doszło do kluczowego wydarzenia: kończyna zniknęła. Gast postawił ekipy poszukiwawcze i siły, przydzielone mu do ochrony w stan najwyższej gotowości, ale po całodziennych poszukiwaniach wszyscy doszli do jednego wniosku: wykopana skamielina zniknęła. Dopiero pod koniec dnia profesor Gast dokonał zdumiewającego odkrycia: kończyna wciąż znajdowała się w obozie... ale teraz była częścią odnalezionej istoty. Jakiekolwiek próby racjonalnego wyjaśnienia tej sprawy spełzły na niczym, zwłaszcza, że po dokładnym przebadaniu obiekt 56 okazał się nie być już skamieliną- najważniejsze organy wewnętrzne (których część z jakichś powodów znajdowała się poza ustrojem) wykazywały śladową aktywność, a sama istota wyglądała już tylko na pogrążoną w głębokiej śpiączce, a nie martwą. Po tym tajemniczym incydencie profesor Hojo, wówczas praktykujący pod okiem Gasta, ukuł teorię, według której odnaleziona istota miała nadzwyczajne możliwości regeneracyjne, umożliwiające nawet zrastanie się oderwanych wcześniej tkanek. Długo nie miał okazji udowodnić tej teorii... aż do incydentu sprzed jakichś dwóch lat, kiedy to głowa istoty zaginęła po zajściach w Nibelheim, małej wiosce na północy, a szczegóły których były umieszczone w ściśle tajnych aktach Shinry. Jedyne, co wiedzieli obywatele tudzież niżsi rangą pracownicy Shinry (a raczej podejrzewali) to fakt, że miało to coś wspólnego z tajemniczym zaginięciem Sephirotha, niegdyś najsilniejszego wojownika Shinry i żywej legendy, a dziś skrzętnie skrywanej tajemnicy. Jeśli hipotezy Hojo były prawdziwe, to ich potwierdzenie w postaci powrotu głowy Jenovy (jak brzmiała oficjalna w kierownictwie Shinry nazwa istoty) miało nastąpić niebawem. Hojo zacisnął pięści, a krople potu wystąpiły mu na czoło. Tak podekscytowany nie był już od dawna, ale pojawiły się, jak to przeważnie w takich sytuacjach bywa, wątpliwości. A jeśli nic się nie stanie, a teoria okaże się być wyssana z palca? Prezydent Shinra finansował badania Hojo na tym polu przez długie lata, ale jeśli nagle się okaże, że kluczowa hipoteza nie jest warta funta kłaków, na pewno negatywnie odbije się to na poziomie dotacji na badania naukowe, a sam Hojo prawdopodobnie szybko wyleci na bruk... chyba, że odnajdzie Ziemię Obiecaną, ale to było dla naukowca mitem, czymś równie prawdziwym, jak legendarne bestie, zwane Strażnikami, a o których legendy krążyły po świecie od dawien dawna. Teraz jednak pozostawało mu tylko czekać, i trzymać kciuki za przybycie pozostałych komórek obiektu 56.


                                                                                  ***

- W mordę...huh, huh- Barret ledwo mógł złapać oddech.- cholera, zwolnijcieże trochę!- wydusił do Cloud'a i Aeris, którzy pokonywali schody, prowadzące do kwatery głównej Shinry w zaskakująco szybkim tempie. Choć wydawało się to dziwne w przypadku takiego wielkoluda, Barret nie był szczególnie wytrzymały, a żelastwo, przytwierdzone do nadgarstka, też robiło swoje- po dwudziestu piętrach Barret czuł się tak, jakby zaraz miał paść ze zmęczenia, podczas, gdy jego towarzysze byli już kilka pięter wyżej i nie zdradzali żadnych przejawów wyczerpania sił.
- Cloud- powiedziała Aeris.- może poczekajmy na niego. Twój przyjaciel nie może już chyba dłużej wspinać się w takim tempie.
- Dobra, zróbmy mały postój, ale nie na długo. Nie sądzę, żeby trzymali Jessie w szczególnie komfortowych warunkach, a pewnie zauważyli już wyludnienie Sektoru 7.- Cloud miał jasny ogląd sytuacji.- Może potraktuj Barreta tą materią leczniczą, powinno przywrócić mu nieco sił.
Po kilku minutach Barret doczołgał się do nich.
- Boże drogi, co ci odbiło z tymi schodami- wysapał w stronę Clouda.- Gdybyśmy wdarli się tam w starym, avalanchowym stylu już dawno bylibyśmy na górze...
- Po pierwsze- Cloud wystawił jeden palec.- wyludnienie Sektoru zostało już pewnie zauważone i kierownictwo Korporacji spodziewa się bezpośredniego ataku ze strony mieszkańców, a to z kolei prowadzi nas do SOLDIER- wiedzą już, że jeden z ich elitarnych żołnierzy zginął, i na pewno zmobilizowali resztę tych "Zer", o First i Second Class nie wspomnę. Posiekaliby nas na kawałki, gdybyśmy weszli ot, tak. Po drugie- wystawił drugi palec.- walka przez sześćdziesiąt pięter nawet tylko z szeregowcami byłaby nie do wygrania. Po prostu nakryli by nas czapkami. Po trzecie...
Dobra  już, dobra, chwytam.- warknął Barret. Nie znosił, gdy ludzie wytykali słabości w jego dość prymitywnym, nawiasem mówiąc, sposobie myślenia.- daj mi chwilę wytchnąć, i ruszamy dalej.
- Myślę, że to nie będzie konieczne- powiedziała spokojnie Aeris. Zamknęła oczy, a po chwili Barreta otoczyło zielone światło.
- Hej... to jest zupełnie ekstra- krzyknął z entuzjazmem.- a więc tak to jest, jak cię leczą materią!- już zupełnie nie czuł zmęczenia.
- To jak cię leczyli, kiedy byłeś ranny?- zapytał Cloud.
- Ja? Ranny?- Barret się roześmiał na tą myśl.- Ci frajerzy jeszcze nigdy mnie nie dorwali!
Po chwili ruszyli dalej, a z każdym przebytym piętrem Jessie była coraz bliżej.

Ale nie tylko ona.

Do budynku wkroczył bowiem ktoś jeszcze, i deptał drużynie Clouda po piętach.

Nikt o tym nie wiedział, a intruz nie zamierzał się ujawniać.

Na razie...



                                                                                ***

Od dawna wiedział, jaki jest cel jego egzystencji. Czuł, że musi uwolnić Matkę, ale nie mógł. Przez ostatnie pięć lat świadomość tego doprowadzała go do szaleństwa, jednak musiał poczekać. Teraz nastał jego czas. Czas zemsty za wszystkie upokorzenia, jakich doznał ze strony Shinry, zemsty w imię swoje (...Matki...). Hojo, Shinra... wszyscy, którzy ośmielili się drwić z niego (...Matki...) będą żałować dnia, kiedy po raz pierwszy stanęli na jego (...Matki...) drodze. A kiedy zemsta się dokona... cały świat legnie u jego (...Matki...) stóp.


                                                                               ***

Prezydent Jonathan Shinra przechadzał się po swoim gabinecie, i tak, jak jego syn piętro niżej spoglądał na Midgar. Sektor 7... dźwięk tych dwóch słów wwiercał mu się w czaszkę już od kilkunastu godzin, kiedy to dowiedział się o niepowodzeniu akcji Azula. Najbardziej zaskakująca dla prezydenta była jego śmierć. Azul był jednym z najlepszych... jeśli nie tym najlepszym. Elitą nawet pośród Class Zero, a ci byli elitą elit. To niemożliwe, żeby dali mu radę zwykli rebelianci. To musiał być ten zdrajca z First Class... tylko on mógł mieć jakiekolwiek szanse w starciu z kimś takim, jak Azul. Na szczęście pozostało jeszcze wielu prawie tak dobrych jak on. Prezydentowi od razu pojawiła się przed oczami wyobrażni niejaka Shelke. Wyglądała dość niepozornie, w końcu ktoś o wzroście 160 centymetrów nie mógł być szczególnie imponujący, ale jej umiejętności w pełni rekompensowały te niedostatki- nauczyła się tak walczyć mieczem, że Jonathan był pewny, że spokojnie dotrzymałaby pola w walce Sephirothowi... który niejako był inspiracją do stworzenia Class Zero. Po jego zaginięciu kierownictwo Shinry uznało, ze nie może sobie pozwolić na kolejną taką stratę, i tak narodziła się koncepcja tej elity elit, która na polu bitwy nie miała sobie równych... albo tak przynajmniej myśleli jej członkowie. Niewykluczone, pomyślał Shinra, że to zadufanie w sobie zgubiło Azula. Warto będzie to uwzględnić w przyszłym programie szkolenia. Ale najpierw...
- Nareszcie... tyle lat na to czekałem.- rozległ się nagle niski głos.- Jonathan Shinra, jak mniemam?
Prezydent zamarł. Gdzieś już słyszał ten głos, ale to przecież niemożliwe. Powoli, z wahaniem obrócił się miejscu. I zobaczył go. Wysoki, szczupły, o długich, niemal srebrnych włosach, o pociągłej, bladej twarzy, pozbawiony na pierwszy rzut oka emocji, w nieodłącznym czarnym płaszczu, z mitrilowymi naramiennikami i nagolennikami. W ręku dzierżył legendarną broń. Broń, którą pokonał niezliczone rzesze wrogów, miecz, który budził lęk samym swym widokiem, a którego nie mogł unieść nikt inny. Dwumetrowa katana, zwana Masamune.
- Jak się tu dostałeś...?- wyjąkał Jonathan.- skąd się wziąłeś, przecież zginąłeś w...
- Panie prezydencie, po co to sztuczne zdziwienie?- spokojnie rzekł mężczyzna.- oboje doskonale wiemy, że informacje z waszych gazet nie są szczególnie wiarygodne. Pewne było, że kiedyś się znowu spotkamy. Za rok, dwa, dziesięć... mi naprawdę nie robi to różnicy, odkąd posiadłem część wiedzy MATKI- położył szczególny nacisk na to słowo.
- O co ci, do diabła, chodzi?- wyjąkał prezydent- poza tym, ta rzeź, kórej dokonałeś, po co to wszystko !? Byłeś sławny, uwielbiany, miałeś wszystko.
- Eh, Jonathanie- zwrócił się do prezydenta po imieniu.- Nie udawaj, że nie wiesz o co mi chodzi. Ty i Hojo zatailiście przede mną moje pochodzenie, zrobiliście ze mnie nędzną marionetkę, ZE MNIE, KTÓREGO WIĄŻE JEDYNIE DZIEDZICTWO STAROŻYTNYCH!- ryknął nagle, a ognistoczerwony rumieniec wykwitł mu na twarzy.
Teraz prezydent Shinra był autentycznie przerażony. Dostatecznie niepokojący był już fakt, że ten facet zwracał się do niego po imieniu. Był to jasny sygnał, że już nie uznaje jego pozycji, a ten wrzask kolei dowodził, że czuje się na tyle pewnie, żeby mu grozić. Do diaska, przecież za drzwiami są strażnicy, jak mógł ich obejść, i ...
- Shinra, dość już formalności- powiedział, już znowu spokojnie, srebrnowłosy mężczyzna.- wiesz, po co tu jestem. przyszedłem uwolnić MATKĘ z więzienia, w którym ją uwięziliście na tak długo. To jedyny cel mojej wizyty w tym parszywym miejscu. Dobrze wiem, że tylko ty i Hojo macie kody, otwierające kapsułę. Nie chcę nawet patrzeć na ten wypadek ewolucji, zwący siebie naukowcem, dlatego przyszedłem tutaj, bo tylko do ciebie z całej tej zgrai żywię resztki szacunku.
Shinra nieco się rozluźnił. Może da się z nim jednak ponegocjować.
- Jaką mam gwarancję, że nie zabijesz mnie, kiedy dam ci te kody?- zaryzykował bezpośrednie pytanie.
- Szczerze?- zapytał nieproszony gość.- żadnej. Ale jeśli będziesz się upierał, będę zabijał jedną osobę po drugiej, aż ulegniesz. Zacznę od tego paniczyka, który spiskuje przeciw tobie, a którego nazywasz synem. Dobrze wiesz, że jeśli bym chciał, mógłbym dokonać eksterminacji całego budynku, a te mięczaki z Class Zero nie powstrzymałyby mnie.
Jonathan zamarł. Skąd, do diaska, wiedział o Class Zero? Przecież to...
- Pewnie zastanawiasz się, skąd wiem o tych karykaturach mnie.- bezbłędnie odgadł jego myśli wojownik.-  naprawdę myślisz, że po prostu przechodziłem obok i wpadłem ot, tak? Długi czas gromadziłem informacje, a ci słabeusze, niestety, mają masę słabych punktów. Gdybym chciał, mógłbym spokojnie się ich wszystkich pozbyć, ot, tak.- ciął mieczem w powietrzu dla podkreślenia swych słów.
Prezydent Shinra gorączkowo myślał, ale przychodziło mu to coraz trudniej, od kiedy do głosu doszły emocje i szczątkowe uczucia, jakie jeszcze posiadał. Rufus, jego syn, był jedyną osobą, na której mu jeszcze zależało. Nie zamierzał ryzykować.
- Czy obiecasz, że nie skrzywdzisz mojego syna, jeśli oddam ci kody?- zapytał tonem, który uznał za rzeczowy.- tu i teraz?
- Owszem, nie skrzywdzę go, ale lepiej się pospiesz.- odparł przybysz z miną pokerzysty.
Jonathan sięgnał pod biurko i nacisnął przycisk, ukryty tam. Otworzyła sie szuflada, a z tej wyciągnął klucz magnetyczny. Podał go intruzowi.
- Kod jest wpisywany automatycznie, tylko włóż tę kartę do portu po prawej stronie kapsuły.- powiedział ze zrezygnowaną miną.- reszta stanie się sama.
- Wiedziałem, że dobrze robię, przychodząc tutaj.- tajemniczy mężczyzna wziął kartę.- jednak zachowałeś resztki zdrowego rozsądku. Odejdę więc, nie krzywdząc twego syna. Sam też chcę cię oszczędzić- Shinra odetchnął z ulgą.- Ale wola MATKI jest inna.- powiedział.
Źrenice prezydenta rozszerzyły się ze strachu, ale nie zdążył nawet krzyknąć. Cios spadł jak grom, a głowa Jonathana potoczyła się po podłodze.
- MATKO, już wkrótce będziesz wolna- niemal w ekstazie powiedział Sephiroth, legendarny ex- SOLDIER.

Ale kryzys miał dopiero nadejść.

16
FanFik / FF7 Reverse
« dnia: Marca 07, 2006, 06:10:47 pm  »
Spoko, S&S- nie będzie nawet takiej potrzeby :D  

17
Final Fantasy VII-IX / Final Fantasy IX - Trivia
« dnia: Marca 06, 2006, 04:33:42 pm  »
Chyba chodzi o ten wielki kryształ, który znajduje się pośrodku zamku w Aleksandrii.

18
FanFik / Ekhmmmm
« dnia: Marca 03, 2006, 10:01:34 pm  »
XD Uśmiałem się po pachy... Nie znam Was na tyle dobrze, zeby podchwycić wszystkie aluzje (a zakładam, że takowe są), ale i tak coś wspaniałego. Keep up the good work. BTW czekam na pojawienie się MR'a Q :)  

19
FanFik / Final Fantasy VII IRC
« dnia: Marca 03, 2006, 05:08:48 pm  »
Coś pięknego... jeszczę podnoszę się z podłogi... oby tak dalej, ciekawe jak będzie wyglądać IRCowa finałowa walka.

20
Muzyka / Najgorsze utwory serii Final Fantasy
« dnia: Lutego 28, 2006, 03:56:24 pm  »
Jak dla mnie najgorsze są:

FF VII:
motyw z Gold Saucer- pasuje do limatu tego miejsca, ale na dłuższą metę faktycznie męczący
bombing mission- jak wyżej, pasuje do klimatu okraszonych nim momentów, ale może się znudzić
motyw z obrony fort Condor- mówi samo za siebie

FF VIII
parts of memories...- ten utwór mi się po nocach śnił, bezguście totalne, te brzdęki, cholera, to koszmar.

Co do Time Compression to zgadzam się z Tantem- utwór genialny i pasujący do momentu.


FF X:
Motyw z ostatniej walki z Yu kurduplem... tragedia.

FF X-2:
większość utworów.

Strony: [1] 2 3 4