Autor Wątek: Extermination - Subquests  (Przeczytany 3449 razy)

Offline Goha

  • General
  • ******
  • Wiadomości: 682
  • uuu... John Woo...
    • Zobacz profil
Extermination - Subquests
« dnia: Lutego 23, 2005, 10:52:30 pm »
Jak Tamaya wzorowała się na Extermie Grisza, tak i mój qmpel, Soundwave, zaczął pisać własną wersję. Różnice polegają na tym, że Exterminacja Grisza ma charakter bardziej fabularny, a Sounda polega tylko na jednym - pordóżujemy po światach M&A i "zabieramy" co i kogo nam się żywnie podoba.
Zostałam nowym członkiem Extermy czyli "Miłego końca świata (początek)" całkiem niedawno. I prócz tego że biorę udział w zabójczych, okraszonych móstwem bluzg, łusek po nabojach i ulubionych shoujo Sounda i innych chłopaków akcjach, piszę własne "subquesty", w których opowiadam o tym, co sama sobie "zabieram".
Tekstu jest kilka części i nadal powstają. Jest to raczej lekkie, ale banalne i wypełnione mnóstwem dialogów. Na początku oczywiście prolog. Jeśli będziecie sobie tego życzyć, zacznę zamieszczać dalsze części. No i oczywście będę odpowiadać na pytania, o ile zechcecie takowe zadawać.

Cytuj
Extermination Subquests – Complex Episode

Prologue – Lost Shell

Shinhama, pół roku wcześniej od właściwej Exterminacji.

- I co? - Długowłosy facet w czarnym kostiumie bojowym zawisł nad ramieniem Gośki, nadal wpatrującej się w monitor laptopa, który przyłączyła do głównego terminala w jednym z opuszczonych o tej porze pomieszczeń kontrolnych w piwnicach pod budynkiem sekcji.
- Zabieraj te swoje hery z moich oczu, Vincent. Podaj mi kabel - poprosiła, wyciągając otwartą dłoń. Valentine pogrzebał chwilkę w czarnym neseserku, który służył do noszenia laptopa i wyjął zeń około dwumetrowy przewód o średnicy 6 mm i opatrzony dwoma "męskimi" jackami (cablejack). Wręczył kabel towarzyszce. Gośka jeden z końców umieściła w laptopie a drugi w wejściu z tyłu głowy.
- Zaraz zacznę gromadzić dane, mamy mało czasu. A ty czemu nie pilnujesz korytarza?
- Byłem ciekaw, czemu tak dużo czasu ci to zabiera.
- Nie masz pojęcia, ile sukinsyny mają barier. Właśnie kończę łamać zabezpieczenia na poziomie dziesiątym i kopiować pliki.
- Streszczaj się. Musieli się zorientować, że ktoś używał tej samej przepustki na dwóch poziomach.
Goha zamknęła oczy. Wejściu w jakąkolwiek sieć towarzyszyło chwilowe wyłączenie wszystkich zmysłów. Ale im częściej to robiła, tym bardziej się przyzwyczajała.
- Wracaj na korytarz, Vincent. Uruchom Codec. 100.66 - Poleciła, po czym czerwonooki facet cicho wymknął się na zewnątrz pomieszczenia, zostawiając tylko leciutko uchylone drzwi.
- Pilnuj się, turksie - Mruknęła, już przez nadajnik.

Goha zrobiła dziury, jak w sicie w ostatniej barierze zabezpieczeń. Program, w który się zaopatrzyła, dostała, a właściwie wycisnęła od Kroldena, nie miał prawa zawieść. Problem w tym, że za nią zaczęło pchać się przez sieć kilka botów.
- k***a - zaklęła, przy włączonym Codecu.
- Co jest?
- Goście na strumieniu. Przesył danych nieco się opóźni.
- Nieco? Czyli?
- Jakieś cztery, pięć minut.
- O cztery, pięć minut za długo, Gosieńko.
- Masz beznadziejny polski akcent.
- Wiem - Vincent odbezpieczył cacko zwane M203. Zdawało mu się, że słyszy coś nad sobą. A słuch miał dobry.

- Batou, ty pierdoło. Poruszaj się ciszej.
- Spoko, majorze... Co u ciebie?
- Podesłałam parę robali... Ciekawi cię, za co się zabierają?
- ?
- Wszystkie archiwa od zabezpieczeń po członków siatki zagranicznej. Od sekcji pierwszej, po dziewiątą. Mają nawet nas. Widzisz ich już?
Batou wyjrzał przez pręty siatki kanału wentylacyjnego.
- Jeden kolo z cienkim setem z ubiegłego stulecia - odezwał się będący już na miejscu Boma.
- A haker?
- Jakaś dziewuszka, nawet nieuzbrojona - uśmiechnął się Batou.

Vincent, oprócz dobrego słuchu, miał też diabelsko wyczulone inne zmysły, możliwościami wybiegające poza cyberwszczepy.
- Meg?
- Czego?
- Kończ natychmiast.
Goha usłyszała serię z eMki.
Zanim zdążyła zareagować, zobaczyła, że boty osaczyły jej linię. Wtedy zorientowała się, że to nie boty. Próbowała się wylogować, ale wszystko zawisło. Znalazła się w całkowicie nieruchomej sieci. Zabezpieczyła więc zachowane pliki.
- Nieładnie to tak, wymuszać posłuszeństwo na moich kolegach - usłyszała znajomy głos.
Krolden sypnął.
- Vincent!! - Wywoływała, ale nie mogła poruszyć ustami. Jakby była sparaliżowana. Wisiała, jak je***y Windows.
Zdawało jej się, że widzi przed sobą projekcję Kusanagi. A właściwie to jej pięść przed oczami.
I zrobiło się ciemno.

Batou wyskoczył z szybu, widząc bezwładnie opartą na krześle dziewczynę, może dwudziestkę. Koło niej leżał wywrócony laptop przyłączony do terminala i jej interface. Brązowe włosy, szturmowy czarny kombinezon z kevlarową koszulką, kabura z zawieszonym Socomem Mk23.
- Ech, plastik... - Zaśmiał się.
Zza drzwi usłyszał gruchot wypadającego z szybu Bomy, kilka strzałów, w końcu coś jakby ryk zwierzęcia.

Boma czegoś takiego w życiu nie widział. Przyszło mu walczyć z diabłem. Bo jak inaczej nazwać gościa, któremu nagle zaczynają się świecić na czerwono oczy, skóra ciemnieje mu do koloru popiołu, ciało nabiera nieludzkich proporcji, dodatkowo gościu rośnie w siłę i jest w stanie zburzyć ścianę pstryknięciem palców, już nie wspominając o nienaturalnym refleksie i wszystkim innym, co z połowiczną postacią Chaosu mogło się wiązać. Ale co tam Boma, żyjący w świecie agresywnej cyborgizacji, mógł wiedzieć. Przede wszystkim teraz musiał spierdalać. Vincent właśnie wyjmował pięść ze ściany. Kiedy to zrobił, ta majestatycznie zamieniła się w kupę gruzu. Boma wyrzucił karabin, bo po pierwsze, nie miał czasu na załadowanie magazynka a po drugie, nie miał czasu na cokolwiek. No, chyba że na rzucenie ręcznego granata. Vincent, widząc odbezpieczoną gruchę pod swoimi nogami cofnął się tylko o parę kroków i zasłonił twarz ramionami (łapami?).
Kupa dymu, zniszczone kilka pomieszczeń podpiwniczenia, tyle zobaczył po wybuchu.
- Gośka! - Wpadł z krzykiem do pokoju, któremu brakowało jednej ściany i wszystkich mebli, które przy niej stały. Śmierdziało roztopionym plastikiem. Jednak oprócz rozbitego gruzem laptopa i nieczynnego już terminalu nie znalazł nikogo i niczego.
- Do k***y nędzy, Gośka! - Przez Codec też doczekał się ciszy. Nie pozostało mu nic, jak powrócić do umówionego punktu odwrotu, zanim ktoś go tu nakryje.

Kiedy Goha otworzyła oczy i wzięła głęboki oddech, zaczęła się krztusić, jakby wciągnęła chmurę kurzu. Zdawało jej się, że jest owinięta w ochronną folię. No bo była. W panice zaczęła ją rozrywać, ale ręce miała rozdygotane i wystarczył jeden niezgrabny ruch, żeby zwaliła się ze skórzanego fotela na zimną podłogę. W pomieszczeniu było ciemno. Nikogo zdawało się tu oprócz niej nie być.
Spróbowała się podnieść, ale jej to nie wyszło. Zupełnie, jakby nie umiała chodzić. Zdołała się tylko oprzeć na ramieniu i zsunąć z siebie trochę folii. Zorientowała się też, że jest podłączona mnóstwem kabli do kilku monitorów i sprzętu kontrolującego funkcje życiowe organizmu. Problem w tym, że po przyjrzeniu się sobie była goła, nie zobaczyła żadnych znamion, które wiecznie ją wkurzały, skóra w dotyku była dziwnie chłodna, a włosy miała krótkie i czarne, zamiast długich i brązowych. I że kurewsko dobrze widzi w ciemnościach.
- Kur... - nie skończyła, bo usłyszałaby tylko niezrozumiały bełkot.
Była zła. Żeby nie powiedzieć rozwścieczona. Jednak skupiła się na szczęście i spróbowała wejść do sieci, jak to robiła przez swoje złącze. Ze zdumieniem odkryła, że poszło łatwo. Pierwszą rzeczą, jaką sprawdziła, to czy jest w stanie namierzyć fale radiowe na częstotliwości Codeców.

- Vince?... - Zaszumiało mu w uchu, kiedy zmieniał poszarpaną górę kombinezonu na tyłach furgonetki. Odebrał natychmiast.
- Goha?! Nawołuję cię od pół godziny, gdzie do cholery jesteś?!
- Dotarłeś do samochodu?
- Już dawno i miałem nadzieję cię tu zobaczyć!
- Vince, widzisz wieżowiec z lądowiskiem, jakieś kilkadziesiąt metrów od siebie? Gdyby wyjrzeć z niego na zachód, byłoby widać budynek Sekcji.
Valentine rozejrzał się.
- Widzę.
- Jestem w części mieszkalnej na dwudziestym piątym piętrze. Numer... Cholera, chyba pięćset... Musisz tu po mnie przyjść. Nikogo nie ma, więc nie siej paniki.
- Jeśli nikogo nie ma, to czemu nie przyjdziesz sama?
- Nie mogę. Nie gadaj, bo ja ci płacę. Masz tu być za dziesięć minut. I weź jakieś ciuchy.
- Zrozumiałem.

Valentine wwalił się na 25 piętro po schodach. Co to dla niego? Zabrał ze sobą DE, którego Goha nie nosiła, od kiedy upodobała sobie SOCOMa. Znalazł w ciemnych korytarzach mieszkanie opatrzone odpowiednim numerem.
- Pięćset... To tu?
- Tak, słyszę cię za drzwiami.
- Tu jest zamek elektroniczny.
- Zaczekaj...
Vincent usłyszał piknięcie i zamek zwolnił się sam.
- To ty? - Zapytał.
- Tak... Jak wejdziesz, to pokój na prawo. I Vince...
- Co? - Zatrzymał się, miejąc już rękę na klamce.
- Cokolwiek zobaczysz, powstrzymaj się od jakichkolwiek komentarzy.
- Hę?
Mieszkanie było duże i dawno nieodwiedzane, o czym świadczył zapach kurzu unoszącego się w powietrzu. Zapalił światło w pokoju i na jego środku zobaczył leżącą na podłodze nagą szatynkę, owiniętą do połowy przezroczystą folią i kilkoma kablami podłączonymi do terminali.
- Yo, Vince - usłyszał przez Codec, a szatynka popatrzyła na niego, unosząc brwi.
- Gośka?...
- Niespodzianka. Zdaje się, że udało mi się uciec.
- Jak to?...
- Pomóż mi wstać i się ubrać.
- Sama nie możesz?
- To nie moje ciało, Vince.
Próbowała się podnieść, ale ramiona odmawiały posłuszeństwa.
- Czemu ciągle słyszę cię przez Codec?
- Bo... - Usta nowego ciała Gośki rozchyliły się powoli - Nis... yś.. Nie...rosu...ał. - Wyduszała z siebie, jakby nie mogła złapać oddechu.
- Wystarczająco dużo zrozumiałem - Vincent zrzucił plecak, który ze sobą przyniósł. Wewnątrz miał drugi z zapasowych kombinezonów - Ale nie czaję, co stało się w momencie, kiedy wywąchałem tamtego grubego. Wróciłem po ciebie i zniknęłaś.
Valentine pomógł Gośce usiąść na podłodze i oprzeć się o stojącą obok sofę. Poodłączał wszystkie przewody i ściągnął z niej resztę ochronnej folii. Sięgnął po ciuchy.
- Nie wiem, Vince - nadawała dalej, odkrywając iż robi to bez podłączenia - Zorientowałam się, że ktoś mnie namierzył i chwilę potem straciłam przytomność. Obudziłam się już tutaj. Vincent, ty nigdy w życiu nie widziałeś Kusanagi, nie?
- Nigdy.
- Właśnie patrzysz na jej zapasowe ciało.
- Żartujesz? - Vincent przerwał naciąganie na Gohę czarnego t-shirta z bawełny.
- Nie. Musisz mnie stąd wywlec, Vince. Ja muszę znów nauczyć się chodzić i mówić, jak niemowlę. W tym stanie nie mogę nawet zacząć poszukiwań.
- Czaję.
Vincent kontynuował oblekanie Gośki w czarne ciuchy bez mrugnięcia okiem.
- k***a - zaklęła nagle - Nakryła mnie, wiedziała. k***a ją mać...
Tak, była zła.

Władzę nad strunami głosowymi udało się jej przejąć już po kilku dniach. To była tylko kwestia przyzwyczajenia się do sztucznego układu oddechowego. Głos, którym mówiła, też nie był do końca jej, nawet po przestrojeniu.
- Co myślisz, Cid? - Goha siedziała na krześle w kuchni domu Highwinda, wpatrując się w szklankę wody i zastanawiając się, jak uchwycić ją w palce, żeby jej nie zgnieść, albo nie upuścić.
- No co... Jak tylko sprowadzę lepszy sprzęt, obejrzymy sobie ciebie od "środka" i zbudujemy instrumenty potrzebne do serwisu.
- Cid, byłbyś w stanie skopiować kamuflaż z tego, co ja mam w głowie? Nie mam zamiaru rozbierać się do naga za każdym jego użyciem.
- A masz wszystko? Specyfikacje, system działania, budowę?
- Musiałbyś zobaczyć, prawda... Mniejsza z tym... Fuck!
Szklanka z wodą wylądowała z brzękiem na podłodze. W tym samym momencie do domu weszła Tifa.
- No, no, koleżanko, gdzie ci tak spieszno? Mówiłam, żebyś beze mnie nie fundowała sobie rehabilitacji. Sama sobie teraz nie poradzisz - dziewczyna złapała za ścierkę wiszącą na kuchence i zaczęła sprzątać.
- Będę miała pretekst do kupienia Cidowi kompletu z Arcoroc'a.
- Ty, lepiej jakiś kufel na piwo. Garami to się Shera zajmie - burknął Cid.
- Cloud czeka w samochodzie - Tifa skończyła wycieranie - Zabierzemy cię do Nibelheim i tam się zajmiemy wszystkim.
- A sierociniec, Tifa?
- Znalazłam zastępstwo.
- W osobie?...
- Reeve'a - Tifa uśmiechnęła się od ucha do ucha - Któż mógłby być sympatyczniejszy od kolesia, który udawał Cait Sitha?
- Sorry, Tif.
- Nie ma sprawy. Pomogę ci, spróbuj wstać. Cid, weź ją pod drugie ramię...
Highwind zrobił, jak prosiła.
- Kurrr... Ile te cyberciała ważą? - Zaklął.
« Ostatnia zmiana: Czerwca 09, 2006, 11:05:44 am wysłana przez Goha »

Offline Tamaya

  • Wanderer
  • *******
  • Wiadomości: 931
    • Zobacz profil
    • http://www.tamaya.escarp.net
Extermination - Subquests
« Odpowiedź #1 dnia: Lutego 24, 2005, 09:56:10 am »
Całkiem ciekawe czekam na ciąg dalszy.  

Offline Goha

  • General
  • ******
  • Wiadomości: 682
  • uuu... John Woo...
    • Zobacz profil
Extermination - Subquests
« Odpowiedź #2 dnia: Lutego 25, 2005, 12:33:43 pm »
Tiaaa, nikt się nie odzywa oprócz Ciebie, Tamayu, bo tylko Ty jedyna wiesz o co biega :D
Ale ja ruszam mimo to dalej.
Ponieważ Goha potrzebowała trzymiesięcznego treningu poprzedzonego dwumiesięczną "rekonwalescencją", udała się gdzie? Na Olimp... Przy okazji załatwiając dwie delikatne sprawy...
Acha. I nie traktujcie jej jak mnie. To całkiem inny charakter...

Cytuj
Extermination Subquests

Part one - Training


Krótkowłosa blondyna w szturmówkach i koszulce na ramiączkach, siedząca za cienką, betonową ścianką jakiegoś obszarpanego, niewielkiego budynku, zawiązała na czole oliwkowozieloną opaskę. Potem zerknęła na zawartość magazynka swojego Steyra GB. Miała jeszcze cztery naboje. I zero zapasu.
- Do diabła - mruknęła najciszej, jak tylko potrafiła. Potem sama zaczęła nasłuchiwać, nie wystawiając nosa zza ściany.
Ktoś powoli stawiał kroki na żwirze. Był blisko, jednak blondyna nie mogła zdefiniować jak bardzo. Denerwowała się trochę, bo przeciwnik nie był kimś zwyczajnym.
Kroki ucichły nagle, zamiast nich usłyszała gwizd powietrza i głuche dudnięcie blaszanego dachu. Natychmiast uniosła głowę i wycelowała broń w górę. Wyszła zza ścianki, nadal mierząc w kierunku szczytu budynku. Tam zaś ujrzała tylko coś wyskakującego w jej kierunku, ale działo się to tak szybko, że widziała tylko ciemną smugę wystrzeliwującą w niebo i kierującą się łukiem na skwer za nią.
Odwróciła się gwałtownie celując, w stojącą tam już kobietę odzianą w opięty, przeciwodłamkowy czarny kostium. Ta wykonała kopniaka z półobrotu, wytrąciła blondynce broń z ręki, jeszcze zanim zdążyła zareagować. Przed drugim ciosem zdołała się już uchylić, zbiła próbującą sięgnąć ją pięść, sama wymierzyła prawego prostego, ale trafiła w powietrze, zamiast w twarz tamtej czarnej. W tym samym momencie poczuła lufę swojego Steyra przystawioną do tyłu głowy.
- Heh, nie żyjesz, Deunan - z głośników placu ćwiczebnego rozległ się męski głos.
- Dowcipniś! Wiesz chyba, że nie mam szans w starciu z cyborgiem z wstawkami, Lance! Grrr...
Czarna oddała broń blondynce, trzymając ją za lufę. Ta zabrała ją i schowała do kabury.
- Nie poprawiłam się ani trochę. Nadal dostaję w dupę równo...
- Nie przejmuj się. Nigdy nie byłaś za dobra w walce wręcz.
- A ty sobie zajebiście dobrze za to radzisz w tym cacku, Meg.
Goha podrapała się po głowie.
- Hehe... Dzięki za trening, Deunan. A otóż i mój idol Bri! - Goha wyciągnęła do cyborga ręce jakby chciała go uściskać, jednak poklepała go tylko po ramionach - Nie wyśmiewaj się z niej za bardzo, świetnie sobie radzi...
Cała trójka udała się w stronę szatni.
- Taa. Gdybyś to nie była ty, już by była trupem... Nie trafiła cię żadna kulą, w żadne czułe miejsce i do tego zdołała dotknąć tylko ze trzy razy...
- Za to niemal nie dała się dotknąć mi. Jest coraz szybsza, a ja nie potrafię jeszcze w pełni użytkować tego ciała... Nie mniej jednak Deunan jest nadal mistrzem w swoim fachu. I nadal będzie mi kopać tyłek, jeśli wrócę do poprzedniego stanu...
- A chcesz wrócić?
- Jak najszybciej, Bri. A ty o tym nie myślałeś?
- Że jak?
- No wiesz... Pozostało po tobie wystarczająco dużo komórek, dałbyś sobie pobrać próbkę, wyhodować klona i przejść transplantację mózgu?
Bri i Deunan stanęli, patrząc na siebie. Briareos jednak ruszył nagle pierwszy wchodząc do budynku ekipy ESWAT.
- Nieważne - mruknął.
- Nieważne?! Bri! Przecież zawsze mówiłeś... - Zdziwiona Knute wyrwała z buta, chcąc dogonić towarzysza.
Goha złapała ją za ramię.
- Stój - powiedziała, patrząc na cyborga okrytego już cieniem korytarza - Zostaw go.
- Dlaczego niby?... Jeśli jest taka możliwość...?
- Dla niego to najlepsza możliwość ochraniania ciebie, Deunan. Nawet za cenę pozostania w takim ciele. Żałuję teraz, że o tym wspomniałam. Mogłam go urazić.
- Nie bardziej jak ja...
Blondynka otarła z policzka kroplę potu. Nic już więcej nie powiedziała.
- Chodźmy pod prysznic. Dosyć masz na dzisiaj.
- To ty się możesz kąpać?
- Mogę dużo rzeczy robić.
- No weź... Naprawdę?

- Niespodziewajka! Lubicie "Byczą Krew"? - Goha postawiła triumfalnie dwie butelki doskonałego rocznika na szklanym stoliku.
- Co takiego? - Briareos rozsiadł się na kanapie z albumem ze zdjęciami z jednostki.
- Węgierskie czerwone wino, zobaczysz, niebo w gębie.
- To Węgry jeszcze istnieją? - zapytała Deunan, wchodząc do pokoju.
- Nie wiem, to zależy gdzie - Goha uśmiechnęła się szeroko - Deunan, co tak wali z kuchni?
- Jesu! - dziewczyna zerwała się z powrotem. Bri i Goha spojrzeli po sobie.
- Była sobie pieczeń z kurczaka... Masz dobry węch... - Briareos od niechcenia przeglądał stare fotki. Zawsze jak mieli gości, oglądał zdjęcia.
- Przydaje się... Hmm... Bri, znasz kogoś, kto wytrzasnąłby mi te materiały?
Goha podetknęła Hekatonchiresowi pod soczewki niewielki świstek papieru. Bri podrapał się w "podbródek".
- Niech pomyślę...Tego typu włókna zdaje się można dostać, ale będą ch@#$%^ drogie... Na co ci to?
- Musze poszyć sobie z tego ciuchy. Wprawdzie skóra tego ciała jest wyposażona, ale nie widzi mi się rozbierać do naga, kiedy chcę go użyć...
- Chcesz mi powiedzieć, że w świecie, z którego wzięłaś to cybercacko opatentowano technikę termooptyki?
Goha pokiwała głową potwierdzająco.
- Nawet więcej, Bri. O? A to co? - zajrzała mu przez ramię do albumu. Zobaczyła tam fotkę piętnasto-, może szesnastoletniej Deunan uwieszonej szyi wysokiego, czarnowłosego faceta o niezgorszej twarzy i ciemnej cerze. Popatrzyła na Briareosa, wskazała palcem zdjęcie, drugą ręką otaczając ramię cyborga.
- Pomyśl tylko... Gdybyś dał mi się tam zaciągnąć, mógłbyś znowu tak wyglądać... Mając te same możliwości, co ja teraz. Mobilność, siła, mała waga, czucie... I wiele innych funkcji.
Bri przymrużyl dwie ze swoich czterech osłonek soczewek.
- Pomyślę o tym - mruknął - Otworzysz w końcu to wino?
- k***a! Znowu spaliłam obiad! Pomocy?!
- Idę! - Goha podniosła się z kanapy - Nie na darmo skończyłam to technikum...
Śmiejąc się sama z siebie i swojej marnej przeszłości, poszła do kuchni. Bri mruczał coś i oglądał nadal zdjęcia.
- Kamuflaż termooptyczny, hę?...

- Co takiego?! - Yoshi mało nie poleciał ze stołka, na którym siedząc, rysował jakiś projekt przy stole kreślarskim - Czyś ty oszalał? Wiesz, ile kosztuje metr takiego włókna? Moją pięcioletnią pensję!
- Mało ci płacą w takim razie... Nieważne, Yoshitsune. Masz mi to sprowadzić, dokładnie takie jak w opisie. Wtopione w taki sam materiał. O pieniądze się nie martw.
- Bri, po ch$%& ci to?!
- To nie dla mnie.
- A dla kogo?
- Kogoś, kto zrobi z tego użytek...
- Na przykład mnie - odezwał się kobiecy głos za Yoshim, ale nikogo nie zobaczył. Goha jakoś przyzwyczaiła się używać lekceważącej nutki głosu pani major. Swojego własnego używała tylko by porozumieć się z kimś, kogo znała, a kto nie wiedział, co się z nią stało.
- K-kto to jest?... - Yoshi wybałuszył gały w stronę, z którego dobiegały słowa. Zobaczył na tle ściany cień opierającej się na niej osoby, ale nic poza tym.
- Powiedzmy, że nie powinnam pokazywać swojej gęby w okolicy... - Goha sięgnęła po skrawek papieru z biurka i ołówek. Yoshi ze zdumieniem przypatrywał się, jak przez niewidzialne palce prześwituje lekko zniekształcone drewienko. Potem ołówek włożony został do puszki z innymi przyborami do pisania, a kartka przyfrunęła przed jego oczy.
- To jest numer konta, z którego przelejesz potrzebną kwotę. Nie bój się, to będzie legalna transakcja... Ale zrób to tak, żeby nikt nie pytał, po co ci taki materiał. Pojawię się pojutrze. Chodź, Bri, nie mogę dłużej oszukiwać systemu nerwowego, że jest czterdziestostopniowy upał...
- Heh...
Wyszli, zostawiając za sobą osłupiałego Yoshitsune.

- Nie kręci cię to, Bri? Jeśli dasz się namówić, taki kamuflażyk trafi się i tobie.
- I będę chodził nago? Nie, dzięki.
- Przez filtr mowy zawiało sarkazmem... Zobaczę, co da się zrobić. Niedługo muszę tam wrócić i obeznać się z sytuacją... Tifa, ty i Deunan odwaliliście dla mnie kawał solidnej roboty... Mogę chodzić, biegać, a nawet bawić się w sieci... Nie pozostawię tego bez zapłaty.
- Znam twoją hojność, Meg... Ale nie spiesz się. Muszę to poważnie przemyśleć.
- Więc się zgadzasz?
Bri wzruszył ramionami.
- No, to rozumiem, chłopie! Jeśli obawiasz się o takie rzeczy jak serwis, to da się wszystko załatwić. Sprowadzę sprzęt i przeszkolę Yoshiego. A potem pojedziecie z D-chan na dłuuugie wakacje.
- Ty, mówiłem ci, nie spiesz się z takimi stwierdzeniami! Meg? Gdzie ty jesteś? Boże, jesteście z Deunan zupełnie takie same! Baby!

Deunan, nie celuj we mnie, zabierz tę giwerę... To tylko zdjęcie...
« Ostatnia zmiana: Lutego 26, 2005, 11:01:21 pm wysłana przez Goha »

Offline Siergiej

  • Last Hero
  • **********
  • Wiadomości: 2544
  • Idol Tanta
    • Zobacz profil
Extermination - Subquests
« Odpowiedź #3 dnia: Lutego 25, 2005, 01:32:00 pm »
calkiem fajne ale z part 2 niewiele zrozumialem :P

Offline Goha

  • General
  • ******
  • Wiadomości: 682
  • uuu... John Woo...
    • Zobacz profil
Extermination - Subquests
« Odpowiedź #4 dnia: Lutego 25, 2005, 01:39:31 pm »
Patrząc na twoje zainteresowania... Nie dziwię się, ani nie obwiniam Cię za to , że nie zrozumiałeś... Zresztą, gdyby mi ktoś dał do czytania fica na podstawie Naruto, LH czy czegoś takiego, to sama bym nie rozumiała. Bo po prostu mnie to nie jara. Ale cieszę się, że jest chociaż "całkiem fajny". Ja raczej nie lubię swoich prac pisanych.
Ale dla nieobytych z GITS'em i Apple -
1. Meg jakimś cudem trafia do spare-body major Kusanagi, a może to ona sama przekierowala ją do niego?...
2. W niesamowicie szybkim tempie uczy się żyć w cybernetycznym ciele, a właściwie już niemal robotycznym. Pomińmy fakt, iż Motoko uczyła się żyć w ten sposób od 6 - 8 roku życia - nie chcę postarzać oryginalnego ciała mojej bohaterki.
3. Stara się o materiały konieczne do wykonania odzieży wyposażonej w kamuflaż termooptyczny - system pozwalający na odbijanie promieni światła w ten sposób, że stajesz się przezroczysty/niewidzialny.
4. Daje szansę innemu cyborgowi na odzyskanie swojego pierwotnego wyglądu - patrz ilustracja pod drugą częścią fica. Bri był kiedyś ciemnoskórym przystojniakiem pochodzącym gdzieś z rejonów basenu Morza Śródziemnego. Dodajmy, że w bliskim związku ze swoim obserwatorem, czyli Deunan.
« Ostatnia zmiana: Lutego 26, 2005, 12:23:01 am wysłana przez Goha »

Offline Ashley Riot

  • Riskbreaker
  • Admin
  • ******
  • Wiadomości: 690
    • Zobacz profil
    • http://vagrant-story.webpark.pl/
Extermination - Subquests
« Odpowiedź #5 dnia: Lutego 26, 2005, 12:24:10 am »
Bardzo mi się spodobało. Część pierwsza wprowadzająca była bardziej wymowna. Pewnie z tego względu, że występowały tam znajome postacie, a cała sytuacja była jak fragment znanej historii.

Czy napisałaś to całkowicie samo bez wzorowania się choćby na jakimś anime czy coś w tym stylu? Bo jest to wszystko bardzo rzeczowe, zwięzłei dojarzałe. Nawet polskie akcenty typu "Chol..., Ku..." dodają klimatu.

Część druga była równie dobra, choć nie końca znam tematy science-fiction. Naprawdę urzekła mnie twoja historia i powiem więcej. Chcę kolejny odcinek przygód Gohy :)

Offline Goha

  • General
  • ******
  • Wiadomości: 682
  • uuu... John Woo...
    • Zobacz profil
Extermination - Subquests
« Odpowiedź #6 dnia: Lutego 26, 2005, 12:42:21 am »
Czy sie wzorowałam...? Powiedzmy to tak. Meg podróżuje sobie pomiędzy światami. Niektórzy pewnie spytają jak, ale to się wyjaśni nieco póżniej.
Skoro wprowadzam ją do jakiegoś świata, to znaczy, że go muszę znać. Staram się, coby czytelnik odczuł zasady, na których te światy działają. Tak jak na przykład używanie materii w FF VII, co również wystąpi i będzie odgrywało ważną rolę potem. Innymi slowy, staram się naśladować klimat poszczególnych miejsc. Mam nadzieję, że mi to wychodzi.
Co do wulgaryzmów... U mnie to nie objaw złego wychowania, to forma ekspresji, nadania rozpędu wypowiedzianym słowom. No i ułatwienie czytelnikowi nastroju, w jakim prowadzona jest rozmowa.

Kolejne części powstają, lub już powstały - wiele zależy od tekstu pisanego przez Soundwave, bo mój jest jakgdyby jego częścią - wyobraźcie sobie, że mam już trzy części zakończenia całej mojej historyjki.
A już niedługo udajemy się do Lea Monde... Tak, tak, ktoś będzie potrzebował broni wykonanej przez prawdziwego mistrza...

Offline Tamaya

  • Wanderer
  • *******
  • Wiadomości: 931
    • Zobacz profil
    • http://www.tamaya.escarp.net
Extermination - Subquests
« Odpowiedź #7 dnia: Lutego 26, 2005, 09:52:42 am »
Może miejscami istotnie trzeba się trochę wytężyć, ale nadal fajnie się czyta. Czekam na realizację tych intrygujących zapowiedzi.  

Offline Goha

  • General
  • ******
  • Wiadomości: 682
  • uuu... John Woo...
    • Zobacz profil
Extermination - Subquests
« Odpowiedź #8 dnia: Lutego 26, 2005, 10:36:33 am »
Realizacja w toku, moi drodzy ;]
Na razie krótka część przemyśleń - może być trudno się na niej zahaczyć - ale dla znawców tematu nie powinno być problemu. Ponieważ zbliża się moment wstąpienia do "Terrorgruppe" Soundwave'a, postawiłam sobie pytanie "dlaczego?". I ten kawałek jest właśnie odpowiedzią na to pytanko.
A już wkrótce wyprawa do świata FF VIII...

Gościnnie, a może i nie, występują:

Zell

Sven

Cytuj
Extermination Subquests

Part Two – Preparation and Decision


Willa w Costa del Sol była idealnym miejscem do wypoczynku. Po uderzeniu meteoru nie przyjeżdżało tu już tylu ludzi, Goha nie rozumiała, dlaczego. Przecież to był idealne miejsce na ucieczkę od tego, co się stało...
Ale może nikt nie chciał wcale uciekać?
Zastanawiała się nad ponownym powrotem do Newport (Shinhama). Należało rozpoznać się w sytuacji i ponownie wtargnąć na teren sekcji.
Goha zacisnęła pięść i rozprostowała ją, przyglądając się swoim gestom. Nie była jeszcze pewna swojej gotowości, ale mogła się już swobodnie poruszać i walczyć. Dziwne, jak dobrze się czuła w tym technologicznym cacku, jak lekko przychodziło jej celować i jak bardzo poprawiła się jej percepcja.
Był tylko jeden ból. Nanomaszyny odpowiedzialne za rozkład organicznych materiałów wewnątrz tego, co mogłaby nazwać substytutem układu trawiennego. Otóż sztuczny organizm przyjmował tylko syntetyczną żywność, organiczną tylko w przypadku przyjęcia odpowiedniej dawki takich nanomaszyn. Jednak ich utrzymanie i serwis mógłby odbywać się tylko w Shinhamie, co automatycznie odpadało z gry. Zostały jej tylko preparaty multiwitaminowe, zaopatrujące w odpowiednie czynniki odżywcze te nieliczne wstawki organiczne - krew i neurochipy. Kusanagi nie trzymała w tym ciele "swojego" mózgu i nie dziwota - miała sentyment do tego, co ludzkiego po niej pozostało, a zapasowe ciało, które powinno zostać oddane do rozkładu, chociażby z powodu nielegalnych osiągów, pozostawiła dla siebie, wyposażając je w wysokiej klasy cybermózg, zdolny przejąć każdego "ducha".
Goha ducha nie posiadała. Ale posiadała podobny do tamtejszych implant wyposażony w interface typu in/out i kilkaset terabajtów pamięci samoposzerzalnej. Jakim cudem przefiltrował jej duszę i przekierował do tego ciała? Czuła w tym robotę Kusanagi.
Implant założyła w tylko sobie znanym świecie. Tam też należało złożyć wizytę i nauczyć się trochę od jego twórcy. Ale jeszcze nie teraz.
Teraz analizowała świetną propozycję. Soundwave i jego kumple - Misieq, Dev, JHXP, Starscream i Rasiel dostali kwaterę w Japonii, każdy weapon na zawołanie, każda technologia do dyspozycji. Odrzuciła tę propozycję trzy miesiące temu przez wzgląd na swój stan.
Wspaniała okazja, aby teraz się wykazać. Trenować do ostatecznego pojedynku - który prędzej, czy później nadejdzie.
- Zell! Sven! - zawołała, zeskakując z parapetu okna, przy którym siedziała. Jej dwaj mali poplecznicy przybiegli natychmiast - Pakujcie manatki.
- Neesan gdzieś wyjeżdża? - zapytał młodszy z chłopców nieco ospale. Nudziło im się wiecznie.
- Zabieramy się do naszych kumpli, którzy poszerzają swoją kolekcję anime - zastanowiła się. Hmm, "kolekcję", to była ciekawa nazwa. Biorąc pod uwagę fakt, iż po ich willi w tej chwili biegało kilkanaście shoujo, które chłopaki zawzięcie "kolekcjonują"? - Dobra, nieważne. Po prostu sama mam kilka drobiazgów na oku... I technologia Sounda może mi spoko ułatwić sprawę.
« Ostatnia zmiana: Lutego 26, 2005, 10:46:33 am wysłana przez Goha »

Offline Tamaya

  • Wanderer
  • *******
  • Wiadomości: 931
    • Zobacz profil
    • http://www.tamaya.escarp.net
Extermination - Subquests
« Odpowiedź #9 dnia: Lutego 26, 2005, 10:59:11 am »
Dopiero skończyłam poprzednie i już kolejne nieźle Ci to idzie Goha. :P  

Offline Ashley Riot

  • Riskbreaker
  • Admin
  • ******
  • Wiadomości: 690
    • Zobacz profil
    • http://vagrant-story.webpark.pl/
Extermination - Subquests
« Odpowiedź #10 dnia: Lutego 26, 2005, 11:43:23 am »
Kolejne posty dużo mi wyjaśniły i czekam na więcej. Najbardziej podoba mi się to, że bohatera porusza się pomiędzy różnymi światami, a ich klimat jest wzorowo oddany. Tylko nie śmiejcie się, że dopiero teraz wiem, o co chodzi jakby ?

Jeszcze jedna rzecz, która mi przypadła ogromnie do gustu, to nagłe wrzucenie bohaterki do  danego świata. Między różnych bohaterów, miedzy ich sprawy i emocje, a potem połączenie tego w całość :)

PS. Czekam na część, w której Meg wyruszy do Lea Monde...

Offline Goha

  • General
  • ******
  • Wiadomości: 682
  • uuu... John Woo...
    • Zobacz profil
Extermination - Subquests
« Odpowiedź #11 dnia: Lutego 26, 2005, 02:27:13 pm »
Ja też czekam, Ashley, bo pisanko będzie nie lada wyzwaniem, ale wszystko już powoli sklejam w całość w mojej głowie.
Przed nami obiecana wyprawa do Deeling tym razem - może być trochę wulgarnie, ale wszystko dzieje się szybko, nie ma miejsca ani czasu na uprzejmości.
UWAGA - w moim oppowiadaniu obowiązuje zasada, iż jeśli jakaś postać z FF zginie w świecie FF, to zawsze jest Phoenix Down... :grin:

Cytuj
Extermination Subquests

Part Three - Final Fantasy VIII – The Griever


- Jesuuu... Urd, masz beznadziejne metody... - Goha oglądała swoją pogiętą w czasie podróży kurtałę. I to nie jakąś zwykłą skórę, ale specjalną skórę z Midgaru.
Do pokoju Małego Misia zwaliła się cała drużyna z Soundem na czele. Wszyscy stanęli na baczność.
- Witaj, Majorze! - Wydeklamował dowódca "terrorgruppe", salutując. Goha popatrzyła na niego krzywo. Poprawiła suwak popielatego kombinezonu pod szyją.
- Nabijasz się ze mnie - zapytała zimno. Apo słyszał o całej akcji utraty ciała i też w pierwszej chwili musiał uznać to za żałosne.
- Gdzieżbym śmiał. Skąd się tu wzięłaś?
- Wylazła z monitora - Misieq wskazał klocowatym paluchem ekran monitora swojego kompa.
- Znowu zobaczyłeś na necie jakiś plik z nazwą "kliknij tutaj i zobacz co się stanie"? - Drętwo jak zwykle odezwał się łysol o wyglądzie i ubiorze Tobiasa Reapera, zwany JHXP.
- Dobra, do rzeczy, Sound. Chcę się do was przyłączyć - Goha "wyłamała" palce, ale sztuczne stawy nie wydały żadnego dźwięku.
- Taa? A myślałem, że nie chce ci się w to bawić?
- Zmieniłam zdanie z pobudek osobistych. To jak, ktoś ma coś przeciwko? Co stoicie jak drągi?... Spocznij!
Dopiero wtedy Star wytknął palcem pewien posrebrzany drobiazg wiszący na jej szyi.
- E! Skąd to masz?
- To? - Zapytała, wskazując na Grievera - To oryginał.
Goha usiadła przed wyłączonym kompem i zaczęła opowiadać.
- ...Na targach staroci, przy stoisku z lampami dopadłam Cida Kramera. No i wydusiłam info, dokąd wysłał tę bandę idiotów... Okazało się, że już wyparowali do Gabaldia Garden, ale ich nie zastałam...

Martine leżał na dywanie w swoim gabinecie w "Ogrodzie", z nosem precyzyjnie wklepanym w głąb czaszki. Biedaczek trzymał na nim ręce, starając się, żeby nie zaplamić rzeczonego dywanika za 40 tys. "glutów" juchą.
- Jezdeś od Edei?! - Zapytał (choć to brzmiało raczej, jakby miał potężny katar) siedzącą sobie na jego biurku Gośkę. Przeszukiwała właśnie zawartość szuflad.
- Edei? A co to za jedna, ta Edea? - udawała - O, co my tu mamy? Pisemne rozkazy... - zaczęła czytać, ale po chwili zmarszczyła brwi - Kurde, ta parada w Deling dziś wieczorem! Zamkną mi całe miasto... Zaraz ostatni pociąg! Dzięki za kasę na bilety, panie dyrektorze!
Goha machnęła mu zabranymi z biurka banknotami przed nosem i wybiegła z pokoju takim tempem, jakby narzuciła sobie "haste'a".

Deling położone było daleko na północ kontynentu, więc wieczory nadchodziły tu strasznie szybko. Wszystkie wejścia do miasta były pozastawiane, jedynym rozwiązaniem było potraktowanie żołnierzyków generała Caraway'a siłą. Mięczaki.
Z niewymowną ciekawością Goha stała w tłumie otumanionych czymś ludzi i przyglądała się, jak czarownica, zwana Edeą wypróbowała na prezydencie Galbadii "Firę". Niestety, żadnego Draw Point'a w pobliżu nie było, więc sama nie mogła poeksperymentować.
Kiedy Edea zabrała się z podium, w oko Gośki wpadło małe okienko na wieży zegarowej. Tam miał ustawić się snajper. A wraz z nim powinien być dowódca grupy, jakiś smarkacz o nazwisku Squall Leonhart.

Goha popatrzyła w stronę Luku triumfalnego. Dokładnie o 20:00 miała przejechać tamtędy "karoca" czarownicy, wtedy druga część grupy powinna uwięzić ją tam za pomocą krat, w bramie. Goha pobiegła przez tłum naćpańców do zegara.
Wybiła dwudziesta. Irvine trzymał snajperkę gotową do strzału w rękach, ale te trzęsły mu się jak przy ataku padaczki.... No, może nie aż tak...
- Co jest, kurde?! - Squall pieklił się, bo brama się nie zamykała - Co Zell tam wyprawia! Irvine, strzelaj, do licha!
- Nie ma mowy...
- Peniasz się? Czy piłeś wczoraj?! Strzelaj!
- Może pomóc?
Goha wyrwała kałbojowi PSG z rąk, wymierzyła i pociągnęła za spust, wszystko jedną, lewą ręką. Strzał w głowę z bliskiej odległości ze snajperki zrobił z czaszki Irvine'a Kinessas'a malownicze błotko. Squall porzygał się w tej samej chwili, ale zdołał wziąć się w garść i zwiać. Goha, zła i kląc jak szewc, pogoniła za nim w tłum.
Dwie przerośnięte jaszczurki zdążyły już w tym czasie rozszarpać na strzępy istotkę w niebieskim kamizelko-pulowerku. Squall nie miał już czym rzygać, więc żołądek wywrócił mu się w bebechach ze dwa razy, co nie mogło być przyjemne. Jednak znów szybko się pozbierał i tracąc okazję do zassania Carbuncle'a, postanowił dokonać zamachu własnoręcznie. Goha przewidziała sprawę z góry, pojawiła się więc na pojeździe czarownicy wcześniej. Edea chciała powitać ją Alexandrem, ale Goha podpatrzyła kilka innych technik w poprzednim świecie i przy okazji przyzwała chłopców z KOTR'a, "pożyczonych" od Clouda w czasie, gdy wybierała się nabijać expa, a którym jakimś cudem zdjęła w tym świecie ogranicznik. Zgadnijcie, w jakim stanie była czarownica.
- Pani Edeo! - Goha zobaczyła kolesia w szarym płaszczu, pochylającego się nad poćwiartowanymi zwłokami.
- Hej! - zawołała - Ty jesteś Seifer?
Facet obejrzał się na nią, ale pierwsze, co zobaczył, to była lufa SOCOMa przystawiona między jego oczy.
- Cześć - uśmiechnęła się Goha szeroko - Masz klej?
- Nie... Nie mam? - odpowiedział, czując, że objętość gaci zwiększa mu się o 3 razy.
- No to cześć - Goha uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
Blam.

- Seifer?! Ej, ty! Coś ty za jedna?! Squall szykował się do odpalenia limitu. Już nie było mu w głowie (bebechach?) zwracanie treści żołądkowej. Jednak "uspokoił" się, kiedy dostał pięknego kopniaka z półobrotu i zleciał z pojazdu mało co nie trafiając pod jego koła. Goha zeskoczyła za nim, pochyliła się i zdjęła mu z szyi łańcuch, uważając, żeby nie zepsuć zapięcia, jak to zwykle bywało w anime. A ona nie lubiła psuć sobie "surwenirów".
- No to ja sobie zabieram Grievera - rzekła. Squall trzymał się za szczękę - Laguna zapłacił mi niezłą kasę za pozostawienie cię przy życiu, a ja tego słodkiego idiotę lubię, szczęściarzu. Zell!!
Goha machnęła na nadbiegającego blondasa w wieku 17-18 lat, z dziwną dziarą na lewej stronie twarzy.
- Dobra robota - wręczyła mu rolkę banknotów - Otwarta brama ułatwiła sprawę.
- Musiałem znokautować Quistis i Selphie, ale dla takiej kasy...
- Rzuć im Phoenix Downa, kup po kwiatku i zapomną. A teraz zmywaj się, zanim cię zgarną.
- Tak jest, shousa! (shousa=major)
- Ty! - pogroziła mu - Nie mów do mnie tak jak do NIEJ!
- Gome! - wrzasnął Zell i uciekł.
Goha założyła Grievera na szyję Popatrzyła jeszcze na nieprzytomnego z bólu Leonharta i wzruszyła ramionami
- Chyba przesadziłam...
Potem zniknęła w rozszalałym tłumie ludzi.
*****************************************************************
- Pewnie i tak zaraz ktoś ich powskrzeszał... - Mruknął Misieq, ale Goha to zlekceważyła.
- A gie mnie to. Mam oryginał. Teraz mi potrzebny Snake.
- Solid? Po co?
- Ktoś musi mi szykować broń, nie? Acha, i dostałam od Kramera lampę.
- Lampę?
- Ta, lampę. Zabytkową jakąś. Pasuje nawet do mojej sypialni, ale ma jakiś dziwny przełącznik. I za cholerę nie wiem, co on uruchamia... Ale mniejsza z tym. Skoro mam się z wami wybierać, przydadzą mi się rękawiczki.
- Jakie znowu rękawiczki? - Wrzasnął któryś, chyba Dev - Co ty kuźwa za itemy zbierasz? Crapy? Wampiręcza?
- Cicho bądź, kiedy do mnie mówisz! Alchemiczne rękawiczki ze specjalnego materiału! AL-CHE-MI-CZNE. czaisz?
- No to wiem, dokąd się wybierasz - odezwał się Star, którego cała ta gadanina nudziła - Ale się pospiesz, bo masz tylko dobę.
- W porząsiu - odparła z dziwnym uśmiechem - No to kiedy jakieś żarcie? - Zapytała, klepiąc się po kieszeni, w której miała kilka końskich dawek środka nasennego.
« Ostatnia zmiana: Lutego 26, 2005, 07:05:11 pm wysłana przez Goha »

Offline Ashley Riot

  • Riskbreaker
  • Admin
  • ******
  • Wiadomości: 690
    • Zobacz profil
    • http://vagrant-story.webpark.pl/
Extermination - Subquests
« Odpowiedź #12 dnia: Lutego 26, 2005, 05:06:17 pm »
Nie wiem czy Ty tak dobrze opowiadasz czy ja jestem tam rozumny, bo nie grałem nawet w FF VIII.

Pamietam tylko taki filmik o FF, co to o fabule opowiadał, albo był posklejany z większości renderów. Jedyne co kojarze z "ósemki" to bohaterów, ale i tak nie wszystkich. Zajmowałem się ilustowaniem postaci z gry dla potrzeb encyklopedii SZ. I teraz czytam fragment opowiadania, więc od razu sobie przed oczami przedstawiłem te sceny, tak samo łatwo jakby jeszcze jedna postać twórzyła ich całość :)

Naprawdę mi się spodobało. Ty to tak sama piszesz na poważnie  O_o  

Offline Goha

  • General
  • ******
  • Wiadomości: 682
  • uuu... John Woo...
    • Zobacz profil
Extermination - Subquests
« Odpowiedź #13 dnia: Lutego 27, 2005, 11:12:43 am »
Na poważnie, sama :) Albo jak wolisz, pomysły podsuwają mi same gry. Wybór sceny do trzeciej części był dosyć trudny, ale jaką radochę bym miała, gdybym upchnęła bohaterkę w momencie, gdy Ellone wysyła Squalla na pierwszą pordóż w czasie. Albo podczas ganiania po grobowcu. Albo podczas najazdu na Baalamb. Albo to, albo tamto. To wszystko musi mi podpasić i ja muszę jeszcze umieć o tym napisać. I jeszcze dobrać charaktery do postaci, a właściwie - dobrać ich zachowanie do charakteru. Sam wiesz, że to proste nie jest. ale w tym przypadku mi się udało - nie wiem, jak będzie potem.
Kto chce się uczyć alchemii? Bo ruszamy do ekspertów w tej dziedzinie :P Post zostanie zedytowany w ciągu kilku godzin - muszę posprawdzać błędy.

Cytuj
Extermination Subquests

Part five - Full Metal Alchemist (episode 1)


- Sałndo, tak ku pamięci. Znasz pierdołę, która zabiła mi Sefcia?
- Właściwie to było kilka pierdół... A co? - Apo złapał za słuchawkę telefonu stacjonarnego, kiedy wyszli już na korytarz chaty.
- A, właściwie nic, ale chciałabym ich poznać... - Goha machnęła na to ręką, ale jej oczy dziwnie przygasły. Apo wykręcił numer 1-2-3-I-T-E-M-S-H-O-P.
- Gdzie chcesz dokładnie dotrzeć? - Zapytał.
- Hm...Który to dzisiaj?... Acha. Do Central City.
- Halooo? Expresowy i z powrotem do Central w Amestris. Zniżka? Dla wojskowego w randze majora. Ta. Miejsce obojętne.
Apo skończył i odłożył słuchawkę. Nie minęło 5 sekund, jak przez otwór na listy w drzwiach wpadła przesyłka w białe kopercie z czerwonym napisem "ACME". Apo podniósł ją, wyjął ze środka bilet kolejowy, który podał Gośce. Mile zaskoczonej.
- Masz i zabieraj się, bo odjeżdża zaraz. No i siedzenia trochę twarde.
- Heh... I może wydaje ci się, że odgniotę sobie mój cybernetyczny tyłek? - Przeszła, wzięła bilet, klepnęła Apo po głowie - Cokolwiek. Dzięki i na razie. Ciao.
Wyszła. I nic dziwnego by w tym nie było, gdyby pociąg nie stał pod domem. Fajny, staroświecki, z parową lokomotywą. Gośka zabrała się do środka. Mruczała coś, że zbyt wolno i traci czas, no, ale już mniejsza z tym.

Wzięła taksówkę pod dowództwo. Zapłaciła.
- Hej, co to jest?! - Kierowca popatrzył na pieniądze.
- To równowartość kwoty w "gilach". Jesteście ze Square Enix, nie przyjmujecie Fajnalowej waluty?
Kierowca opamiętał się, podrapał po łbie.
- Kurde, znowu po kantorach jeździć...
Nie słuchając pomrukiwania chłopa, Goha przeszła kilka kroków, przyglądając się budynkowi. Zamyśliła się.
- Och, zapomniałam powiedzieć Manie, żeby się aż tak nie poświęcała...
Coś wpadło na nią z tyłu. Mały blondas w czerwonym płaszczyku wyrżnął tyłkiem na ziemię.
- Ej, uważaj, gdzie stajesz, stara babo!
- O! Cześć kurduplu.
Mały zareagował wedle oczekiwań na określenie "kurduplu". Zjeżył się i rzucił na nią z pazurami.
- Że niby kto tu jest Super-Pierwsza-Klasa-Kurduplencji-Której-Nie-Można-Nawet-Ujrzeć-Gołym-Okiem, cooo?!!!
Mały się darł, ale Gośka trzymała go z dala od siebie za głowę, na długość ręki. Śmiesznie wierzgał, ale ona się nie śmiała, za to chwyciła go za kołnierz, bez trudu uniosła trochę w górę i wlepiła lewego sierpowego w twarz chłopaka, żeby się w końcu zamknął.
- Nie poznajesz mnie, nic dziwnego. To mój samochód rozpierniczyłeś w Rush Valley, kiedy uganiałeś się za złodziejką - oznajmiła, a potem dodała w iście filmowym stylu - It's payback time.
"Szorti" skurczył się jeszcze troszeczkę, rozstawił ręce i uśmiechnął się niewinnie. Z nosa i wargi buchała mu jucha.
- Hehe... Zaraz wypiszę czek, na jakie nazwisko?...
- Zamknij japę. Chcesz jeszcze z placka, Ed? Zamknij się i słuchaj, to postawię te twoje krótkie nóżki na ziemi.
- Ok - zgodził się, dziwiąc, że kobieta zna jego imię, a potem przestał się dziwić, bo przecież bracia Elric byli sławni w całej Amestris. Goha puściła chłopaka.
- W zamian za to nauczysz mnie, wiesz, czego - klasnęła w ręce. Chłopak spoważniał nareszcie - Równoważna wymiana, chociaż nie całkiem do końca...
- A niby po co ci to?
- Hm - Goha wyjęła z kieszeni swojej czarnej kurtki 21wszy rozdział 7go tomiku mangi "Full Metal Alchemist" i otworzyła go na 23ciej stronie - "Bo chcemy, żeby ludziom żyło się łatwiej?" No, i nie potrzebuję zgody rodziców.
Edek Elric, a.k.a. Full Metal, pojął wreszcie, z kim może mieć do czynienia.
- Jesteś z...? Aaa!! Daj mi to! Daj zobaczyć! - Zaczął skakać wokół niej, ale mnie mógł sięgnąć, bo podniosła rękę do góry.
- Spadaj.
- A-ale ja chcę wiedzieć, jak to się skończy!
- Ale się nie dowiesz, bo stoimy dopiero na 32gim rozdziale, a to dopiero połowa. A my jesteśmy w... Idziesz po coroczną ocenę, tak? No to w 27mym.
- Nauczę cię wszystkiego w zamian za rozdziały od 28 w górę! Wtedy będzie zachowana zasada równowagi!
Na twarzy Gośki zawitał szyderczy uśmiech.
- Stoi. Nie, nie tobie. Umowa.

- Ech, od czego zacząć... - Edek drapał się w tył swojej słomiano-blond łepetyny.
- Chyba od podstaw, nie?
- Ale mi to zajęło kilka lat z dzieciństwa... Plus kilka miesięcy treningu bojowego...
- O to się nie bój. Od czego byś sam zaczął?
- Wiem! Chodźmy do 2giej filii biblioteki wojskowej! (Pierwszą spalili...) Tam będą potrzebne podręczniki! Ale... Czytanie też zajmie kupę czasu.
- Dobę. Daj mi 24 godziny.
- Eee? Ach... No i musisz zaczekać tutaj. Nie wpuszczą tam cywila. Grrr! Książek nie pozwolą mi wynieść! - Klepnął się w czachę.
Goha była przygotowana i na taką ewentualność. Uruchomiła program i po chwili przed Edkiem w powietrzu zawisła skórzana kurtka. Chłopak zrobił dziwną minę i zrobił się fioletowy. Wrzeszczał coś o duchach i na uspokojenie dostał po łbie.
- Cicho bądź! To kamuflaż termooptyczny. Kurtkę widać, bo nie jest wyposażona. Masz - Goha zdjęła swoją bezcenną kurtałę i podała Edkowi. "Bezcenną", bo kupiła ją za grubą kasę w Nibelheim, a w świecie "Final Fantasy", jak wiadomo, w kieszeniach można było chować wszystko (łącznie z członkami drużyny), ale niektórych przedmiotów tylko po 99 sztuk:( - Pilnuj dobrze.
Poszli.
Na miejscu Ed kazał jej usiąść na czytelni i poszedł szukać książek. Co jakiś czas jakieś przynosił i kładł na stole, lub obok, jak już było ich za dużo. W sumie dało to 180 grubych tomiszczy. Goha wyłączyła upiorny kamuflaż i wzięła jeden z podręczników. Ed zdziwił się, kiedy zauważył, że kobita przewraca tylko pojedynczo kartki.
- Miałaś się uczyć, a ty co?
- Czytam, ślepoto. Nie słyszałeś o kursach szybkiego czytania?
Ed oparł łokcie na stoliku.
- Skąd jesteś? - Spytał, widząc, że zanosi się na nudne 24h.
- Z Polski - odparła, nie przerywając.
- Gdzie to jest?
- Dowiesz się. Chyba. Kiedyś.
- Jak się nazywasz?
- Po waszemu? (Angielsku) Margaret.
- Maggie. Czym się zajmujesz?
- Zbieram różne rzeczy... I osoby.
- Eee?
- Wędruję po światach i zgarniam z nich, co mi się żywnie podoba. Czasami na zamówienie.
Ed uznał odpowiedź za zbyt abstrakcyjną, więc ją (biedaczek) zignorował.
- Wytłumaczyć ci coś z tego, co czytasz?
- Nie. I zamknij się już - warknęła.

Minęła noc, Ed zasnął, opierając głowę na stole i śliniąc się przy tym obficie. Goha obudziła go gwałtownie, rzucając ostatnim przeczytanym tomiszczem o stół, aż ten się zachwiał.
 - To juuuż?... Szybkooo... - Edek przecierał oczy - Musimy zrobić próbę...
Wyszli przed budynek. Ed wręczył Gośce kredę.
- Zamuruj na początek wyjście z biblioteki - powiedział. Goha narysowała wymyślny okrąg na chodniku i położyła na nim dłonie. Coś zaiskrzyło i wokół budynku wyrósł mur. Edek ze zdziwienia wybałuszył gały. Mur sięgał tak wysoko w niebo, że aż nie dało rady zobaczyć końca.
- Dobra. Teraz powiedz mi, jak przeprowadzać transmutację bez użycia okręgu - zażądała. Chłopak zmarkotniał - Nie o tym sposobie mówię - upomniała go - Miałam na myśli coś takiego, jak rękawiczki Mustanga.
- On nosi je, bo jedyną rzeczą, jaką transmutuje, to tlen i wodór w ogień. Rada jest taka: sama w sobie musisz być okręgiem. Wytatuuj je sobie gdzieś. Ale to wymaga ćwiczeń i silnej woli.
- Ssspoko - syknęła przez zęby, w uśmiechu.
- A teraz dawaj mangi!
- Wal się na ryj.
- Cooo?!
Znowu powtórzyła się scenka z trzymaniem Edka za łeb. Mały wierzgał i klął.
- Mieliśmy umowę! - Chłopak klasnął, dotknął jej ręki, pojawiły się iskierki i odskoczył. Zdziwił się, nie widząc żadnej reakcji.
- Co... Co jest?
-Niu, niu... Chciałeś mnie poparzyć? Nieładnie... Musiałbyś się mocniej postarać.
- Jak...?
- Nie zdziwiło cię, że wraz z ciuchami zniknęła moja twarz, skóra i włosy? Że piekielnie szybko czytam? Jak na to mówicie? - Wskazała palcem na jego prawe ramię.
- Automail...
- No więc, moje całe ciało jest "auto", tylko w o wiele bardziej zaawansowanym stopniu. Oprócz krwi i mózgu. Wiesz, Ed, mamy ten sam cel. Chcemy odzyskać nasze ciała. Ale moje też podziało się hOOj wie gdzie. Co ci po tym, że dam ci kilka tomów mangi? Będziesz robił to samo, co w nich napisali, czy na odwrót? Prawda, znam też koniec anime, ale jeśli ci powiem, to jak postąpisz? Eee tam... - Goha machnęła ręką - Po co ci to będę tłumaczyć. Lecę na pociąg, więc dzięki za pomoc. Pozdrów Ala. Idź już po ocenę. Zdasz, tyle ci powiem.
- Jasne - wyminęli się.
- Ach, Ed, jeszcze jedno. Jakkolwiek to się skończy, nie znikaj nigdzie, Ok?
- Hee? Gdzie, po co? Niby dlaczego?
- No bo wrócę tu po ciebie. Chcę sobie CIEBIE zabrać. Ciu!
Wysłała mu buziaka i poszła w swoją mańkę. Blondas stał ze szczęką opadniętą na wysokości pasa. O co biegało?...
Kilkanaście minut później Goha w pociągu oglądała misternie wykonany srebrny zegarek, "cebulę" na łańcuszku, który "przykleił" się jej do rączek.
- Hmm, całkiem ładny, nie powiem...

- NIEEE!!! JAK ONA MOGŁA, TA WIEDŹMAAA!!!
(Edward przed wejściem do kwatery głównej wojska)

Goha kichnęła cichutko.

- Ajm, bak, chłopcy! No to co z tą Hinatą?!
- Załatwiłaś rękawiczki? - Spytał Apo.
- Nie, coś lepszego. Będę musiała pojechać do Cida i wprowadzić małe modyfikacje, ale to nie teraz. No, to co porabiamy?
« Ostatnia zmiana: Lutego 27, 2005, 02:11:56 pm wysłana przez Goha »

Offline Tamaya

  • Wanderer
  • *******
  • Wiadomości: 931
    • Zobacz profil
    • http://www.tamaya.escarp.net
Extermination - Subquests
« Odpowiedź #14 dnia: Lutego 28, 2005, 08:49:43 am »
No zaległości nadrobiłam.  :) Nadal trzyma poziom, tylko szkoda mi tej Rinoi nie była w sumie taka najgorsza. Fajnie ci to wychodzi latanie po różnych światach.
« Ostatnia zmiana: Lutego 28, 2005, 08:49:58 am wysłana przez Tamaya »

Offline Ashley Riot

  • Riskbreaker
  • Admin
  • ******
  • Wiadomości: 690
    • Zobacz profil
    • http://vagrant-story.webpark.pl/
Extermination - Subquests
« Odpowiedź #15 dnia: Marca 05, 2005, 12:38:14 pm »
O ile z fajnalowymi erpegami SE zetknąłem się w moim życiu to o mandze i anime wiem niewiele. Znam tylko pokemony i jakiegoś dragon ball. Dawno temu ogladałem jeszcze kapitana hawka, gigi i yatamana na Polonia1. Więc nie smiejcie się, że nie wiem o co chodzi jakby :/
« Ostatnia zmiana: Marca 05, 2005, 12:38:39 pm wysłana przez Ashley Riot »

Offline Redvampire

  • Soldier
  • Wiadomości: 11
    • Zobacz profil
    • http://
Extermination - Subquests
« Odpowiedź #16 dnia: Marca 18, 2005, 06:32:41 pm »
Ps Goha Tamaya  szef czyli grisznak zezwolił na publikacje całej eksterminacji więc byłbym wdzieczny jabyście zażuciły linkami njiestety ja muszę wyjechac w sprawach słuzbowych tak więc nie mam chwilowo czasu

Peace is a lie, There is only passion
Through passion, I gain strength
Through strength, I gain power
Through power, I gain vitory
Through victory, My chains are broken
The Force shall free me.

Offline Goha

  • General
  • ******
  • Wiadomości: 682
  • uuu... John Woo...
    • Zobacz profil
Extermination - Subquests
« Odpowiedź #17 dnia: Kwietnia 22, 2005, 03:36:40 pm »
Cytuj
Extermination Subquests

Heartless

- Neesan... - Sven siedział w fotelu przed TV i skakał po kanałach. Goha akurat przyszła z zakupami. Coraz poważniej myślała o sprowadzeniu do willi jakiegoś housekeepera :P
- Co jest? - zapytała.
- Nudzi nam się... - Sven wskazał na młodszego brata, drzemiącego w najlepsze na kanapie. Dzieciak zwinął się jak kot, ale jedna z jego rąk zwisała na podłogę. Goha popatrzyła na niego z politowaniem, w końcu na Costa del Sol było co robić. Chociażby iść na plażę i pokopać piłkę z innymi dzieciakami z miasteczka.
- Idźcie nad wodę - odparła - Albo dam wam kasę na GS.
- To dla dzieciarni... - Zell jednak nie spał, leżał tylko. Teraz podniósł się i przetarł te swoje wielkie, zielone oczy.
- A wy niby co jesteście? 11 i 13 lat, to już nie dzieciarnia?
- Ale my jesteśmy nad wiek rozwinięci - palnął Sven.
Goha popukała się palcem w czoło.
- Hej. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek były z was takie marudy. O co wam chodzi?
- Chcemy iść z tobą po Riku! - odparli chórem, świecąc oczami.
- A po co?
- Chcemy z wami pracować... - błagał Sven.
- Chcemy jeździć na akcje z Neesan... - wtórował mu Zell.
Goha westchnęła.
- Jakimi "nami", Sven? Nie macie predyspozycji do startowania z terrorgruppe. Pozabijają was przez przypadek przy pierwszej lepszej akcji. Nie ma mowy. Zabierzcie to do kuchni.
Chłopcy posłusznie wzięli po jednej z dwóch toreb, ale nadal błyszczeli do niej oczami.
- Prosimy! - skamleli obaj.
- Nie, jeśli wam życie miłe. NFW. Do kuchni - wskazała palcem. Podreptali, zawiedzeni.
Goha zajęła miejsce Svena na fotelu i pobawiła się chwilę władzą. Nic ciekawego nie znalazła. Nie dziwota, że maluchom zaczęło się to nudzić.

Drzwi do świata KH odnalazła niedawno i od razu do głowy wpadł jej pomysł, by coś sobie stamtąd zabrać. Na przykład Riku. Chyba miała początki manii zbierania Sephy-klonów. Stopień trudności pozyskania Riku nie był zbyt wymagający. Dobrze by było trafić, zanim jeszcze coś uderzy mu do głowy.
Cholera, tam będą tylko małe Haertlesiki... Żadne wyzwanie... Goha popatrzyła w stronę kuchni.
- Chłopaki!?

- To znaczy, że mamy zabrać go sami? - dziwił się Sven, kiedy powiedziała im o swoim planie.
- Tak. Bo niedługo ruszam gdzie indziej z chłopakami z Polski. Jak tylko Doomtrain się pojawi - Goha klepnęła Zella po głowie - Mam nadzieję, że nie cofnęliście się w rozwoju? Może jeszcze poprosić Tifę, żeby was przeszkoliła?
Sven prychnął.
- To my moglibyśmy ją już prędzej przeszkolić.
- Dobra, dobra. Wiecie co macie robić?
- Tak jest!
- Krzywdy sobie raczej nie zrobicie. W drogę, chłopcy.

Zell i Sven stali przed dziwnymi drzwiami, gdzieś na wschód od starego, dziś już nieczynnego reaktora w Corel.. Musieli wspinać się na dość wysoką skalną półkę, by dotrzeć do wyznaczonego przez Gośkę na niewielkiej mapce miejsca.
- To tu? - zapytał młodszy z braci.
- Najwyraźniej. Mamy wszystko?
Zell przeszukał niewielki plecak.
- Lina, prowiant, foliowe worki, chloroform...
- Prowiant? Co, mamy tam siedzieć kilka dni?
- To kanapki dla ciebie, bo wiecznie głodny jesteś.
- Że niby ja?! A z czym?...
- Zabieraj łapy. Idziemy?
- Idziemy.
Bracia podeszli do wielkich drzwi rzeźbionych w znaki gwiazd. Pchnęli je obaj jednocześnie. Zerwał się przeciąg i wessało ich do środka.

Chłopcy znaleźli się w niewielkiej jaskini, której ściany były pomazane przez jakieś wyjątkowo mało utalentowane dzieci. Drzwi zatrzasnęły się głośno, aż podskoczyli.
- Myślisz, że jesteśmy tam, gdzie trzeba? - Zell zapytał brata. Sven rozejrzał się.
- Pewnie, że tak, chodźmy.
- Uhm...
Kiedy wyszli na zewnątrz, wokół wysepki panował sztorm. Wiało strasznie, więc Zell zaczynał żałować, że nie ma nawyku wiązania włosów, jak jego brat, wyciągając ich kosmyki z oczu i ust.
- A to co?! - wrzasnął Sven widząc, że wyłażą mu spod nóg małe, czarne stworki.
- To pewnie "hertlesi" o których mówiła Neesan.
- Hej, kij wam w oko! - Sven odepchnął kilka przerośniętych mrówek, uczepiających się właśnie jego ramion. Zbierało się ich coraz więcej i więcej, w końcu okrążyły chłopców. Zell był mądrzejszy i sięgnął po swojego phantoma (Phantom Blade - kryształowe ostrze nieraniące ciała, a duszę, lub ewentualnie jaźń atakowanego. Poważne cięcia mogą kończyć się utratą świadomości a nawet życia, niezwykle skuteczny na nieumarłych), a przezroczyste ostrze natychmiast przybrało czarny kolor, stykając się z dziwnymi stworkami.
- Rusz się Sven, musimy się przedrzeć przez ten tłum.
- Dokąd?
Zell wyciągnął palec w stronę wymachującego drewnianym mieczem i wrzeszczącego "Riku! Riku!" dzieciaka o nastroszonych włosach. Sven klepnął jedną dłonią o drugą, zaciśniętą w pięść. Swoje ulubione, ćwiekowane rękawice też zabrał. Razem zaczęli roznosić wszystko dookoła, kierując się w stronę niewielkiego cypelka, na którym rosły palmy. Wszyscy "okrutnicy" (hail wszystkim tłumaczom instrukcji gier na PS2) zdawali się podążać za biegnącym w oddali chłopaczkiem w dziwnych spodniach i ogromnych butach. Sven i Zell też starali się przedrzeć za nim.
- Kurdeee...! Ile tego tu jest! - pieklił się Sven. Na cypel było zaledwie kilka kroków, ale mrówek było już tyle, że czuł się jak w zatłoczonym autobusie. Zaś dziwny chłopak wdał się właśnie w walkę z innym, który wyglądał jak mini Sephiroth. Zell pomógł bratu i obaj popatrzyli na tamtych.
- Widzisz tego drugiego? To do niego wołał Riku? - pytał Sven.
- Co ty, ślepy jesteś? Siwe włosy, zielone oczy, pewnie, że to on!
- No to co? Do roboty! Ja siwego, ty skop tyłek temu lalusiowi!
- Robi się.
Wskoczyli w środek walki. Zell wybił rozczapierzonemu drewnianą broń z ręki, wywrócił i przyparł do ziemi. Sven nie miał trudniejszego zadania. Po swojemu przylutował Riku w twarz na tyle mocno, że chloroform na nic się nie zdał. Zaczął pakować dzieciaka do przygotowanego, dość dużego foliowego worka i zarzucił go sobie na ramię.
- Hej! Co wy za jedni?! Dokąd zabieracie Riku?! - wyrywał się Zellowi ten drugi, ale nie mógł, mimo, iż mocno próbował. Wstał dopiero, kiedy Zell pogonił za bratem do jaskini.
- Może było go lepiej w dywan, nie w worek? Nie udusi się? - zapytał Zell w biegu.
- Głupiś? Dywan za ciężki by był! - krzyknął Sven, pakując się na drzwi. Znów zerwał się wiatr.

Goha stała poza Costa del Sol, czekając na Doomtraina. Chciała jeszcze udać się do Rocket Town, zanim miała wrócić do kraju, gdzie giną samochody. Miała sprawę do Cida, a mianowicie chciała mu pokazać dziwną lampę, którą dostała od Kramera.
Zobaczyła w oddali jakiś czarny kształt, który okazał się być tłumem kogoś, lub czegoś... Czarnego w każdym razie. Z daleko nadbiegał tabun Heartlessów.
- WTF? - spytała sama siebie. Po bliższej obserwacji stwierdziła też obecność Svena z jakimś tobołem, goniącego za nim Zella i jeszcze kogoś.

- Hę? Sora? - zdziwiła się, kiedy podbiegli i zatrzymali się obok, zziajani.
- My się znamy?
- Coście, kuźwa narobili?
- Drzwi się nie zamknęły! - wrzasnął Sven.
- Ten pajac pobiegł za nami a za nim reszta hołoty! - wtórował mu Zell - Zbliżają się! W nogi!
Chłopaki znowu zaczęli uciekać. Gośka znalazła się w tłumie czarnych mrówek. Któraś wytrąciła jej z ręki lampę. I w tej samej chwili niebo zrobiło się ciemne. Zebrała się chmura nietoperzy, zlatujących się w kupę, tworząc postać rogatego demona ze skrzydłami i ogonem.
- KTO DO k***y NĘDZY ŚMIE BUDZIĆ MNIE ZE SNU??!! - rozległ się donośny głos. Goha, niewzruszona, machnęła ręką i wskazała stado hertlesów.
- Ci tutaj - odparła spokojnie.
- MAŁE NĘDZNE STWORZENIA... - warknął demon, po czym odleciał nieco w górę, coś zabłysło, wielka czarna kula poleciała w sam środek tłumku, pojawiły się dziwne glify i kiedy pojaśniało, hertlesów już nie było. Demon wrócił do Gośki.
- ZWĘ SIĘ DABLOS. I JEŚLI KIEDYKOLWIEK JESZCZE BEDZIESZ MIAŁA PROBLEMY Z INSEKTAMI, WEZWIJ MNIE.
- Jasne - odparła. Diablos znów zamienił się w nietoperze rozlatujące się po czterech stronach świata. A więc po to był dziwny guzik - No to co, macie Riku i gratis Sorę - zwróciła się do chłopaków.
- Tak jest, Neesan!
- No to dawajcie ich obydwu do willi. Pewnie jesteście głodni.
Popędzili, ciągnąc nowy nabytek za sobą. Goha pomyślała sobie, że może w końcu będą mieli się czym we czwórkę zająć. Cloud pewnie będzie klął, miejąc na karku kolejne przedszkole... Podrzuci się ich czasem Tifie...
« Ostatnia zmiana: Kwietnia 22, 2005, 03:37:43 pm wysłana przez Goha »

Offline Tamaya

  • Wanderer
  • *******
  • Wiadomości: 931
    • Zobacz profil
    • http://www.tamaya.escarp.net
Extermination - Subquests
« Odpowiedź #18 dnia: Kwietnia 23, 2005, 09:19:57 am »
Jak dawno tego nie czytałam. Dobra była scenka z Diablosem.  :D