Taaa....w końcu koniec z działką...ale dziś było nawet znośnie-dzień pt. Grzybobranie. Rozcięłam sobie palec o trawę O_o i jestem cała pokłuta...za to nażarłam się tyle jeżyn,że wszystkie obrażenia są mi obojętne :lol:...ogromne, czarniutkie, słodkie i dojrzałe
Grzybów malutko-dobrych mam ze cztery...za to pełno było suchych i robaczywych [nie mogłam odżałować olbrzymiego rydza....].
Pod wieczur przeszłam się z Basco na spacer...pies przepadł...nie ma. Na ogół jak gdzieś odejdzie,to po jakiejś minucie wyskakuje z krzaków i jst OK..teraz czekałam i pupa....zdecydowałam się pujść i poszukać drania...wlazłam głębiej w las...nic...wylazłam znowu na drogę...nic...wróciłam się,bo z tamtej strony słychać było szczekanie jakiegoś obcego psa [a nóż poleciał zobaczyć co się dzieje]...nic....nagle przylatuje drogą,staje i cły szczęśliwy rzuca się na mnie...mam spowrotem psa..tyle,że z dziwnie czerwonym jęzorem...obtarłam pysk..krew!!! I to nie jego! Mój kochany ,malutki drapieżca w końcu poznał smak KRWI!!! :devil: Pewnie coś 'upolował,wylazł z tym na drogę,a mnie tam już nie było,węc zostawił zdobycz i poleciał mnie szukać...nie wiem czym była jego ofiara, al pewnie to ptk,bo na nie Basco jest szczególnie cięty.