Musiol, śniło mi się, że przyjechałem do ciebie i jeździliśmy z Tobą i z Twoją siostrą tramwajem, potem w połowie wysiedliście a ja poszedłem do jakiegoś baru na hotdoga a potem chodziłem po galerii jakiejś
W sumie to moje ostatnie dni wakacji i na ostatnie dni nie miałem żadnych planów więc postanowiłem sobie zagrać w jakąś grę, taką w którą dawno nie grałem. A jako, że dawno w nic nie grałem (poza tymi nowszymi pozycjami typu Stalkier i need for speedy) to przejrzałem co tam mam, coś co darzę sentymentem. Padło na coś co jest związane z waszym serwisem - mianowicie FFVII. Wiem, wiem, obecnie lepiej się nie chwalić że lubi się tę grę, ale pamiętam czasy kiedy ona wyszła. To taki pierwszy jrpg z którym miałem styczność. Pamiętam reklamy w prasie - pokazywano te renderowane grafiki z bohaterami gry. Były pięknie wykonane, a zarazem przykuwały uwagę, jak i sama gra, gdy się już ją odpaliło. To była kwintesencja gry-przygody. Bo nie grało się w nią po prostu, tylko przeżywało. Interesujący bohaterowie jak i świetnie obmyślony przeciwnik, niepowtarzalny klimat i to nieopisywalne coś, co przyciągało graczy do monitora. Tak jak i teraz mnie , chociaż grałem w tę grę już po raz trzeci. Tym razem postanowiłem, że rozprawię się z tymi dwoma gnojami - Weaponami (czego nie robiłem wcześniej, bo było to za trudne dla mnie)- i dopakuje bohaterów tak, że ostatni boss będzie żadnym wyzwaniem. [Chociaż gra powyżej 60 levelu nie ma sensu (ale trzeba śrubować, wtedy można załatwić Weapony Goblin Punchem) bo potem poziom trudnosci strasznie spada]
Gram w gry komputerowe już dość długo , najpierw był to poczciwy commodore - chyba od 1995 roku ale głowy nie dam(wciąż mam go w piwnicy, ale wolę emulatory), potem pegasus (kto go nie miał) a od lutego '98 pecet. Minęło już trochę lat, to jednak - może też przez sentymenty - wolę te gry które mają w sobie jakąś duszę. W których widać że autorzy włożyli mnóstwo wysiłku, dopracowali do ostatniego szczegółu, że nie można się do niczego przyczepić. Że po wygraniu gry chcemy w nią grać jeszcze, że coś tam jeszcze jest ukryte. Żebyśmy się zżyli z bohaterami gry, jakby to byli bohaterowie świetnej książki, a fabuła nie była banalna i przewidywalna.
Ile jest takich gier? Nie grałem we wszystkie, ale teraz przychodzą mi do głowy tylko nieliczne tytuły.
Będzie to fallout (bez tacticsa i trójki), baldur's gate (tron bhaala to niegodne zakończenie dla takiej serii) i właśnie ten "fajnal". I góruje nad tymi tytułami tym, że ma w sobie klimat takiej bajeczności. Fallout to postapokaliptyczny świat, który czasami odpycha, baldur to sterane forgotten realms. A tam są te zielone łąki, idylliczne miasta kontrastujące ze steampunkowymi reaktorami.
Przeglądałem też niedawno stare numery prasy komputerowej - trzymam je, bo żal wyrzucić. Na okładce 59 Secret Service datowanego lipiec-sierpień 1998 jest napisane "Final Fantasy VII - czyżby gra wszechczasów?" Jak dla mnie tak. I już umocniona sentymentami pewnie tam zostanie.
Tak jakoś chciałem się tym podzielić... Też a propos tego co musiolik pisał, może jakoś dam tym zachętę do dyskusji?
Odświeżacie jeszcze stare tytuły? Co uważacie za grę waszego dotychczasowego życia?