Głupia sprawa, że w moim własnym domu nie mogę spożywać posiłków w sposob jaki mi odpowiada.
Od jakiegoś czasu wstaję z łózka trochę póżniej i nie odczuwam zbytniej potrzeby robienia sobie śniadania. Oczywiście wrzask, bo kto normalny wstaje o dziewiątej z łóżka! Wstać trzeba, zakupy zrobić! Kuźwa, czy to tak boli zawołać rano "Gośka wstawaj, bo coś tam trzeba kupić"? Nie, ja muszę wiedzieć o wszystkim.
Nie lubię jeść obiadu o tej porze co ona (tuż po 12stej), więc zachodzę do kuchni i ogrzewam sobie żarcie trochę póżniej, poza tym, jak ona nałoży mi żarełko nim ja to sobie zdążę sama po swojemu, to dostaję porcję jak dla dwóch chłopów, więc zostawiam na talerzu... Znów wrzask. Z kolacją też bywa różnie, jem jak mam ochotę.
Miesiąc temu się na mnie popatrzyła i stwierdziła, "że mi tyłek urósł", lol, tymczasem, kiedy ominę jakiś posiłek, wrzeszczy, że popadam w anoreksję. Kuźwa. Kiedy patrzę w lustro, nie widzę na sobie zwałów tłuszczu, tylko przeciętną dziewoję, która musi nad sobą popracować, a to chyba znaczy że jestem zdrowa, tyle że na taką argumentację babka reaguje, a właściwie nie reaguje. Wie swoje i nie słucha co do niej mówię. >_>
Teraz wsunęłam dokładkę rosołku i idę po drugie. Popatrzyła na mnie i pokręciła głową.
I weź tu zrozum człowieka. I weź tu się usamodzielnij. Takie małe rzeczy w ogromny sposób na to wpływają, mimo wszystko.