emm.. muzyka cichnie, leniwie wygrywając ostatnie takty, gruby barman przeciera ostatnie kufle myśląc juz tylko o zamknięciu tej speluny na noc i położeniu sie do wyra, na zewnątrz gwałtowny wiatr przetacza śmieci nagromadzone przez cały dzien na głównej ulicy, chociarz ciepło ciągle unosi się z intensywnie nagrzanej ziemi, każdego kto by sie tu znalazł naychmiast przebiegł by dreszcz... gdzieś coś zaskowyczało, pisk, szelest... coś, jakby kojot przebiegł poza wątłą granica światła z przydomowych lamp... nie... przecież niema takich dużych kojotów... prawda, że niema Johny?
emmm... gdzie wy żeście tak szybko poszli? ;]
a mol sobie siedzi i czeka az mu sie jakiś polecony przez kumpla film Tarrantina ściągnie z osiedlowego Dc ;] i nawet mnie niebuja juz popokoju w zabawny sposób ;]