Wcześniej próbowałem się dosiąść do tego Tormenta, ale jakoś nie miałem czasu, ochoty, byłem niedostatecznie skupiony i chętny przedzierać się przez setki linijek tekstu które w tej grze uświadczymy. Wszyscy dookoła mówili: "Torment kładzie baldura na łopatki" "Torment best cRPG evar!!!111", tak więc po ponad dziesięciu latach od premiery, po kilku latach odkad mam tę grę w posiadaniu zainstalowałem ją z mocnym postanowieniem jej przejścia. Na początku było mało ciekawie - kostnica odpychała wcześniej i teraz prawie też złamała mój zamiar przejścia gry. Ale wyszedłem z tej zasranej kostnicy i moim oczom ukazał się świat, jakiego w rpgach jeszcze nie znałem. Spodziewałem się trochę pokręconego standardowego fantasy, tego od Sapka, Tolkiena, Leibera czy znanego z Baldura albo innych tego typu gier. Ale nic z tego. Tutaj nie ma smoków, goblinów, za to pełno szczurów, zombiaków i rzeczy absurdalnych, trudnych do wyobrażenia. Kto grał, ten wie.
Ta gra jest fenomenalna. Wcześniej chyba nie byłem wystarczająco dojrzały i cierpiałem na komputerowe ADHD, polegające na przyspieszaniu gry, wyłączaniu filmików i nie czytania czasami dużych fragmentów tekstu w BG. Tutaj tekstu jest w pizdu. Mam wrażenie, że jest więcej tekstu niż chodzenia i walki. Walki jest bardzo mało. Cała gra opiera się na rozmowach, interakcji z NPC i naszymi towarzyszami. Fabuła bardzo niecodzienna i ciekawa, przewrotna, jak i wiele myków w tej grze. Nie możemy umrzeć, czasami nawet lepiej umrzeć i się odrodzić ponownie. Będziemy zdradzeni, będziemy uświadamiać sobie naszą siłę, będziemy musieli dokonywać wyborów i stanąć naprzeciw samemu sobie i odpowiedzieć na bardzo ważne pytanie - Co może zmienić człowieka. Żeby nie popadać w patos, skupie się na konkretach.
Fabuła - bije na głowę wszystko w co do tej pory grałem. Baldura, Fallouta, KOTORy a nawet Wet The Sexy Empire
Postaci są żywe, jest ich mało owszem, ale to są postaci z krwi i kości, a nie jakieś puste kukiełki jak ten paladyn z BG1, czy inni rysowani w białoczarnych barwach. Romans z Aerie czy Viconią był fajny ale miłość Anny i jej śmierć za to uczucie naprawdę chwytała za serce. W BG2 potem trochę zrobili dialogi na modłę Tormenta (np ostatnia rozmowa z towarzyszami przed rozprawieniem się z Jonem Irenicusem). W Tormencie jest tego mnóstwo. Okej, nie wszystkie postaci są takie - Vhailor i Nordom są beznadziejni, w ogóle ich nie polubiłem. Anna jest słaba jeśli chodzi o statystyki, ale jest dobrze napisana i to był powód dla jakiego mi towarzyszyła. Ravela, Trias i na końcu nasza śmiertelność zwana wiekuistą istotą - to są wrogowie z duszą, a nie Sarevok "Zabije wszystkich na literę S" czy Irenicus "Dziecię Bhaala się przebudziło".
Muzyka - nie jest patetyczna jak w większości erpegów i da się jej słuchać (no nie wszystkiego, ale niektórych utworów) także jako normalnej muzyki - np. temat Anny czy temat bezdomnego (
).
Wcześniej jako wzór erpega stawiałem epickiego baldura, gigantyczną sagę opowiadającą historię na miarę jakiegoś heroicznego fantasy. Zielone krainy, mnóstwo potwórów, zdrady, miłości i przyjaźń. Takie coś w stylu Tolkiena. Torment bardziej pasowałby do Sapka, chociaż sam Sapek mógłby się wiele nauczyć. On też przemycał jakieś wartości do swoich wulgarnych powieści, do tego mrocznego świata jaki wykreował. To były opowieści przygodowe, ale także i moralitet. A Torment to chyba kwintesencja tego.
Torment to najdoskonalszy przykład gry fabularnej jaką znam. Żałuję, że tak późno się na niej poznałem, ale ciesze się, że miałem okazję u schyłku mojego żywota jako gejmer. Gra nie była popularna, co się dziwić w świecie gdy niektórzy Diablo nazywają erpegiem. Poziom gier leci na mordę - teraz liczy się widowiskowość. Jasne, że niektóre misje w Modern Warfare 2 są widowiskowe. Ma się wrażenie, że się uczestniczy w filmie akcji. A grając w Tormenta przeżywałem tę historię wraz z moimi bohaterami, czułem jak się wcielam w bezimiennego. Tymbardziej warto zapoznać się z tą perełką historii gier komputerowych.
Co do minusów - kostnica odstraszała mnie od dalszej chęci gry. Filmików jest za mało i są za krótkie. Brakowało mi jeszcze większej interakcji z moimi towarzyszami. Brakowało mi większej ilości wspomnień - wszak tyle żywotów przeżyłem, a wspomnień było niewiele (tylko po to męczyłem się wojownikiem z 13 siły i 18 inteligencji, żeby je odzyskiwać
). No i gra jest za krótka! Chciałoby się zwiedzić więcej, odkryć więcej ze swojej przeszłości, poznać bardziej swoich towarzyszy, którzy nie są tylko kartą statystyk i zadawaczem obrażeń.
Tyle ode mnie.
tl;dr - Planescape Torment najlepszym erpegiem - odszczekuje to co pisałem o BG
A co do obecnych gier, to żałuje, że nie mam już dylematów w stylu : co lepsze - baldur, torment czy fallout. Teraz mogę przebierać w coraz to różnych realistycznych renderingach kbk M4, gry zapewniają mi zajebistą grafikę, świetny klimat, widowiskowość, wrażenia. Są jak filmy akcji z mojego dzieciństwa z Arnoldem, są jak widowiskowe popisówki na które każdy patrzy. To nie jest złe - to też coś fajnego. Niestety po drodze zgubiliśmy jednak coś, co czyniło dawne gry tym, że zapamiętywaliśmy je na lata. Też chce sobie postrzelać do arabusów i nie myśleć o niczym, ale czasami chciałbym mieć też trochę spokojniejszej gry, która chce coś opowiedzieć. Przygodówki już prawie nie istnieją, turówek także prawie nie ma, a erpegi wyewoluowały w coś przypominającego tomb raidera z większą ilością strzelania i dialogami.
Ale co tu winić - gry weszły do mainstreamu. Teraz każdy ma kompa, neta, numer gadugadu, nasząsrakę, każdy gra w nidforspidy i inne nowinki. Dzieciaki grzmocą się w gimnazjach, dziewczyny świecą cipskami w internecie, ludzie nie mają poglądów i głosują na złodziei i w ogóle odpływa już ostatni statek stąd
a to nie moje są słowa, to legenda ludowa