Niesamowite...Natrafiłem na świetny singiel, a raczej album grupy Porcupine Tree. Właściwie można się spierać, bo z jednej strony kawałek składa się z czterech części i ma w sumie 63 minuty. Z drugiej zaś wszystkie te części są ze sobą nierozerwalnie związane. Mowa w każdym razie o czymś pod nazwą "Voyage 34 The Complete Trip". Jest to godzinna opowiastka o młodym osobniku, który 34 raz z rzędu odbył podróż <trip> po zażyciu LSD. Muzyka świetnie ukazuje kolejne fazy <i z resztą tak nazywają się kolejne 4 etapy>, przez które przechodzi. Wszystko zaczyna się stanem euforii <"Phase I">. Muzyka jest w miarę milusia. Jednak w trakcie swojej 34 podróży zauważa, że coś jest nie tak. Głosy milkną, a jemu towarzyszy uczucie pustki <"Phase II">. Tu można zauważyć doskonale ten nastrój...Jednak po pewnym czasie wszystko wraca do normy <"Phase III">. Finałem jest załamanie <"Phase IV">, które wyraża dość mroczne i psychodeliryczne brzmienie.
Co do samego wykonania, to jest to utwór w pełni instrumentalny, nie ma wokalu. Tylko pytanie w takim razie skąd wiem to wszystko, o czym piszę wyżej? Otórz muzyka przeplata się z różnymi wypowiedziami. Jedne są relacjami jakiejś dziewczyny, próbującej opisać ten stan. Inne dotyczą już bardziej samego bohatera. Są to raczej relację dotyczące stanu bohatera w danym momencie.
Na pierwszy rzut oka <a może raczej ucha>, jest to bardzo dziwna muzyka. I czemu się tu dziwić, obrazuje niewątpliwie bardzo dziwny stan. Ale mogę śmiało powiedzieć, że jest to jedna z najbardziej kreatywnych i oryginalnych pozycji na jakie natrafiłem. Nie jest ona prosta w odbiorze, wprost przeciwnie, i nie poleciłbym jej każdemu. Ale można zaryzykować...