"- Bogowie z tobą, Riot...
Callo z zamyślenia wyrwał mały Joshua. Chłopiec targał ją za rękę, ciągnąc kilka kroków dalej.
Ranny i wycieńczony Hardin leżał pod murem tuż przy wejściu do katakumb. Merlose stanęła nad nim z niewyraźną miną. A on się uśmiechnął.
- Nie, Hardin, zostań! Nie odchodź! - ciszę przerwał nieoczekiwanie głos klęczącego nad nim chłopca. Hardin miał jeszcze siłę unieść dłoń i przygładzić jego jasne włosy.
- Przemówiłeś... W końcu. Cała ta groza... Przepraszam...
Dłoń Hardina zaczęła robić się przezroczysta, rozsypywała się w lśniący pył, niesiony natychmiast przez powietrze.
John zniknął. Joshua zaniósł się płaczem i przypadł do Callo.
Zza ruin katedry przedzierały się promienie słońca. Wstawał nowy dzień."