O, coś się dzieje na forum. Czyli jednak warto tu jednak zaglądać od czasu do czasu.
Pierwsze primo, chciałbym wyjaśnić kwestie FF8:
(...)FF8 przechodziłam 3 miesiące, by tuż przed finałową walką zacząć od początku, bo postacie źle prowadziłam (...) Ja chcę takiej walki jak w ósemce! Półtorej godziny chcę! angry i żeby czasami szczęście tylko dopomagało w uchronieniu się przed Game Over ...eeech. Tam się przynajmniej czuło, że to BYŁA ostateczna walka... Szkoda.
Łał, nie sądziłem, że da się w to grać 3 miesiące, ani że da się tam "źle poprowadzić postacie". Ani, że da się z Ultimecią walczyć pół godziny. FF8 był jednym z łatwiejszych Finali... hmmm.... nie, on był najłatwiejszym Finalem jakiego pamiętam. Najłatwiejsi bossowie, najłatwiejsze powerowanie postacie, najłatwiejsi wrogowie dodatkowi i cała reszta. Wszystko w tej grze było żałośnie proste. Nie dało się zepsuć postaci, bo ich staty zależały głównie od GF'ów, których na ostatnią walkę wystarczyło kilka na dobrą sprawę. A jak zgubiłaś GFy po drodze, to można je było w zamczysku Ulitemcii odzyskać od kolejnych bossów. Z nią samą walczyło się może z 15 minut - walka istotnie była długa, no ale z Sephirothem w FFVII się dłużej walczyło (o ile się go nie zabiło KotH'em, jak ja to zrobiłem). Może i to wszystko związane było z tym, że słabo ogarnęłaś tą grę, no ale w FFX jest podobnie łatwo jak w FFVIII, a momentami nawet trudniej (zdecydowanie potężniejsi bossowie dodatkowi i dużo trudniejsze wytrenowanie postaci).
Dobra, a teraz wracając do FFX - ja nie mam takiej skrajnej opinii jak DB, no ale fakt, nie mogę powiedzieć, że lubię FFX. Uważam go za jedną z gorszych części, choć na początku gra mi się bardzo podobała. Fabuła jest w miarę, nie uważam też, żeby voice acting był jakiś zupełnie tragiczny - fakt, nie jest najwyższych lotów, no ale z grubsza każdy brzmi jak powinien (DB, zagraj se w SO3, tam jest dopiero zjebane VA). Znaczy, głosy bohaterów mi nie przeszkadzają, lecz nie mogę zdzierżyć samego kontekstu ich słów, w szczególności jeśli chodzi o Tidusa i Yunę. Obie postacie są płytkie, nudne, absolutnie bezbarwne i traktuje je jako takie najbardziej znane przykłady tego, jak nie należy tworzyć postaci, a jak się je mimo wszystko tworzy w Japonii. Tidus i Yuna nie są odosobnieni, podobnych znajdziemy w niezmierzonej ilości jRPG'ów - w Kingdom Hearts, w Star Oceanach, w Dragon Questach, w Wild ARMsach, Talesach i innych produkcjach. Nie będę wdawał się tu w szczegóły, bo zrobiłem to kilka razy wcześniej w tym temacie, tylko podsumuję, że kreacje dwójki głównych bohaterów to największa wada FFX'a w moich oczach.
Dużo firm przecież żeruje na tym co im przyniosło sukces i tłuką ciągle to samo. I w istocie - każdy Fajnal ma ciągle ten sam wątek, postacie są za każdym razem w tym samym typie:
-główny chłopak - z problemami z przeszłością
-główna dziewczyna - wcielone dobro,
-dziewczyna złodziejaszek-zawadiaka
-zwariowany chłopak-supporter, i niezawodny przyjaciel - coś jak odpowiednik Samwisea z Władcy Pierścieni
-kobitka, która ma zawsze głowę na karku i chłodny umysł
-małomówny facet, o którym zdawkowo się czegoś dowiadujemy
-twardziel o miękkim sercu
To nie jest wada sensu stricte. Pewne schematy postaci, choćby te co je wymieniłaś, są stare jak świat, dałoby się takie zestawienia znaleźć pewnie i w literaturze. Role, paradygmaty bohaterów to jedno, ale ich kreacja szczegółowa to co innego. Można zrobić świetną, ciekawą, dobrze zaaranżowaną i odegraną postać, która oparta jest na jednym z wymienionych przez ciebie modelach - zdarza się nawet, że taka postać jest w jRPG'u, choćby w The World Ends With You. Wadą głównej pary w FFX (pozostali bohaterowie ujdą w tłoku) jest to, że ich osobowości to wypadkowa tego, co "powinien" zawierać bohater, z którym statystycznemu graczowi najłatwiej się utożsamić. Obie postacie są efektem tego, że w pewnym momencie jRPG'i przestały być tytułami niszowymi, i SE wraz z wtedy nową generacją konsol uderzył w szerszy rynek i starał się stworzyć coś bezpiecznego. Było to bezzasadne, bo to na postaciach charakterystycznych, zapamiętywanych lepiej się buduje grę, niż na takich bezosobowych. No ale japońce taki mieli pomysł i go zrealizowali. Na ich nieszczęście według mnie.
And now for something completely different:
Mnie na ten przykład do szału doprowadzała główna postać w filmie Jumper - ten koleś to dopiero zbiór klisz jest, a cały film to Pretty Woman w wydaniu dla chłopców.
Ten film był dla "chłopców"? Zwykłe marny film akcji z pojedynczym płytkim motywem, jakich pełno w dzisiejszych czasach. W dzisiejszych czasach, kiedy reżyser wpada na jeden, nawet wątpliwie oryginalny pomysł, to od razu robi z tego film, ogrywając to co wymyślił do granic możliwości, a pozostałą część taśmy zapełniając jakimiś generycznymi kliszami. Typowe kino familijne, nie ma co analizować postaci hehe.
A teraz wracając do tematu:
Przecież te never-ending movies były i w legendarnej siódemce. Ósemka to samo. Sto lat trwania summonów, film po końcowej walce trwał godzinę (a przed nią też z dobre pół h), a te filmiki z fabułą - toć to było również to samo. No chyba, że to przeszkadza ci w każdym FF, a nie tylko - na upartego - w FFX.
W FF7 filmiki były dawane, bo to była epoka, w której większość ludzi grała jeszcze na SNES'ie - nowa technologia, nowe możliwości, producenci chcieli olśnić ludzi renderowaniem 3D póki to jeszcze była nowinka. Potem, jak filmiki lepsze niż w FF7 pojawiły się w każdej byle jakiej grze na PS2, SE postawił na jakość swojego CGI, a co tu nie mówić, w renderowanych wstawkach 3D Square zawsze wiodło prym. W FF8 jest kilka niesamowicie zrobionych wstawek, o ile wiem to pierwsza tak poważna produkcja, w której do ich robienia posłużono się Motion Capturem, a filmiki na końcu gry to w paru momentach istny majstersztyk reżyserski. W FF8 wstawki CGI były wisienką na torcie - przeszkadzały tam faktycznie animacje GF'ów, no ale nie ma gry bez wad - w kolejnych częściach to ograniczyli. W FFX natomiast nie chodzi nam o filmikach, których jest tam nie tak znowu dużo, ale o niezliczonych cutscenkach, które momentami wlokły się naprawdę anemicznie, co przy tych bohaterach było bolesne. Do cholery, przecież tak czy siak nie mieliśmy wpływu na to, co Tidus powie - dlaczego nie możnaby w takim razie przewinąć tych cutscenek? W grze i tak nie da się zgubić, jak ktoś ma w nosie fabułę, to nie należy mu jej wciskać na siłę.
Na zakończenie dodam, że od kiedy zagrałem w Fallouta 3 i Mass Effecta nie wiem, czy dam radę wrócić do jRPG'ów. No chyba, że jakieś na prawdę dobre wyjdą. To są RPG'i sensu stricte, w samej definicji tego skrótu są lepsze od większości znanych mi jRPG'ów. Gdyby amerykanie tylko nie robili z każdego RPG'a shootera FPP/TPP, to by było dobrze heh - jedyna rzecz, do której się muszę przyczepić. Aha, i niech mi tu nikt z Baldurami nie wyjeżdża zaraz - próbowałem, przysięgam, próbowałem, ale nie mogę ani jednej, ani drugiej części polubić ni cholery.
Przepraszam, że tyle napisałem, no ale nie mam ostatnio powodu do pisania na jakiś konkretny temat na forum, no i trzeba popracować, żeby mi średnia prędkość pisania na klawiaturze nie spadła jakoś drastycznie. Mam nadzieję, że rozmowa tutaj skończy się jakimś potwornym flamem i będzie można kogoś zbanować w końcu, bo już nie wiem czy pamiętam gdzie jest od tego guzik.
tl;dr - FFX jest "meh", Mass Effect FTW!. Shepard załatwiłby Tidusa i Yunę granatem zapalającym, a Sina załatwił salwą torped dysrupcyjnych.