To mój kolejny FanFik. Poprzedni niezbyt wyszedł, więc idę za radą Tantalusa i piszę jednorozdziałowy. OK, oto on. A, i jeszcze wsadzę do niego niektórych członków redakcji.
-Chodź tu koleś!
-Chyba śnisz!
Gene przebiegł już 3 razy dookoła miasta, a Sven nadal go ścigał. Nie znosił go. Wszyscy się nad nim znęcali. Po tym jak zniknęli jego rodzice, jedyną rozrywką dla niego były książki.
-To nie twoja sprawa że czytam!
-A właśnie że moja! Tutaj kujony nie są mile widziani!
Tak chciał, aby wszyscy się od niego odczepili. W końcu dobiegł do miasta. Tam zobaczył kolejnych chuliganów.
-Brać go!-Wrzasnął Sven.
-Nie możemy po prostu negocjować?-Wygłupił się Gene.'
-Żartujesz? Brać go, do cholery!
Banda ruszyła na chłopaka. Nagle, na "kujona" spadło niebieskie światło.
-Co do diabła?!-Wrzasnął Sven.
-Co jest...-Zaczął Gene. Nie skończył, ponieważ ze światła wyłonił się wysoki mężczyzna w błękitnej zbroi. W lewej dłoni trzymał olbrzymią tarczę, w drugiej dzierżył miecz, a biła od niego taka siła, że chuligani aż zamknęli oczy.
-Choć tu Gene!-Wrzasnął mężczyzna.
-Ale kim ty...
-Nie pytaj! Łap tarczę!
Chłopak zgodnie z poleceniem złapał tarczę, choć myślał że robi najgłupszą rzecz w swoim życiu.
Nagle poczuł silne szarpnięcie, świat wokół niego zawirował, po chwili zniknął.
-GDZIE ON SIĘ PODZIAŁ, DO CHOLERY!!!-Wrzasnął Sven.
Jednak Gene był już daleko.Znalazł się przed białym, marmurowym pałacem.
-Gdzie my jesteśmy?
-Ten pałac to siedziba nas wszystkich.
-Ale kim wy jesteście?
-Jesteśmy bogami tego świata.
-Bo..bo..gami?
-Tak. A ja jestem Tantalus, władca ich wszystkich.
-O rany... Ale o co chodzi? Czemu mi pomogłeś?-Wykrztusił z siebie chłopak.
-Najpierw staniesz przed nami wszystkimi... Prawie wszystkimi.
Przechodząc przez kolejne komnaty, Gene coraz bardziej nie mógł uwierzyć w to wszystko. Widział boskie wyroby, wielkie tarcze, legendarne miecze, potężne maczugi, aż w końcu zobaczył najpotężniejsze bronie świata. Był tam miecz Garlanda, kosa Imperatora Mateusa, podwójny miecz czarnoksiężnika Ansema, oraz Keyblade mroku- Oblivion. W jednym miejscu gablota była rozbita.
-Co leżało tutaj?
-To właśnie powód, dla którego cię tu sprowadziliśmy. W tym miejscu spoczywała legendarna katana - Masamune. Należała do jednego z najpotężniejszych wojowników świata - Wielkiego Sephirotha.
-Ale co się z nią stało?
-Za moment się dowiesz. To nasza sala tronowa.
Za wielkimi drzwiami z marmuru, Gene zobaczył bogów na wielkich tronach.
-Przyprowadziłem go. Ten chłopak jest kluczem do naszego problemu.
-Dobrze-Powiedziała kobieta w długim różowym płaszczu, z ciemnymi włosami.-Pewnie zastanawiasz się, dlaczego cię tu wezwaliśmy?.
-Od początku.
-Reaver ci to wytłumaczy. Prawda?
-Tak Yuzuriho.-Odpowiedział rycerz w czarnej zbroi, trzymający dwa miecze.-A więc: Niedawno, w tej krainie odbył się Turniej Tytanów.
Wzięli w nim udział najpotężniejsi wojownicy świata. Zwycięzcą był Serge, podopieczny Tantalusa. Jednak okazało się, że jeden z nas zdradził. Po przegranej, ukradł Masamune i wtrącił do swoich lochów kilku z nas. Dlatego teraz nasz skład jest inny. Był to...
-Był to Ignatius Fireblade. Twoim zadaniem jest pokonanie go, oraz odzyskanie Masamune. Jednak uważaj: Ignatius włada potężnym czarnoksiężnikiem, Magusem. Jeśli ci się uda, zasiądziesz na jego miejscu jako jeden z nas.
-Ale dlaczego akurat ja? Czemu sądzicie że umiem pokonać boga?
- Drzemie w tobie ukryta siła, oraz wielka mądrość. Trzeba ją z ciebie wyciągnąć. Gdy to się stanie, zawalczysz z Sergem i...
- Serge? On tu jest?-Spytał Gene.
- Tak. Jest generałem naszej armii. Dorównuje nam siłą.
- Więc... jeżeli go pokonam, wyślecie mnie, samotnego na bój z Bogiem?
- Bez przesady. Ja z tobą pójdę.-Powiedział Tantalus.-Czy jesteś gotowy na trening?
- No cóż... Tak!-Odpowiedział Gene.
Na razie tylko tyle, ale niedługo dokończę opowiadanie. Obyście nie mieli nic przeciwko temu, że użyłem wzmianki o Turnieju, oraz o redakcji. Może to będzie lepsze. OK, cześć!