To jest mój pierwszy fan fik mojego autorstwa, więc wszelka krytyka (bez przesady), żebym mogła się nauczyć pisać prawdziwe ficki.
Od czasu pokonania Ultimecji minęło dziesięć lat. SeeD stało się potężną organizacją najemników. Ich członkowie byli w każdym zakątku planety. Ogród Trabia, położony na Śnieżnych Polach Bika, nigdy nie został odbudowany, a SeeD z Ogrodu Galbadia popadli w niełaskę ze względu na to, że dali się pokonać czarownicy, przed którymi uczyli się bronić.
Squall po wojnie oświadczył się Rinoi i wkrótce potem wzięli ślub. Leonhart jako dowódca SeeD z Balamb zajmował się sprawami Ogrodu, natomiast Rinoa opiekowała się ich dziewięcioletnim synem Nero. Squall pragnął, żeby Nero wstąpił do SeeD, tak jak niegdyś on sam. Przyjaciele państwa Leonhart również znaleźli partnerów, nawet Quistis wyszła za mąż. Wszyscy nadal pracowali jako agenci SeeD, broniąc mieszkańców przed czarownicami.
Seiferowi, który podczas wojny pomagał Ultimecji, nie wiodło się najlepiej. Na rozkaz Squalla był poszukiwany przez agentów SeeD ze względu na swój udział w walce po stronie czarownicy. Po schwytaniu miał zostać osadzony w Pustynnym Więzieniu, umiejscowionym na Pustyni Dingo, gdzie miał spędzić resztę życia. Na całej planecie rozwieszono ogłoszenia z informacją o poszukiwanym przestępcy. Przez całą dekadę SeeD próbowali odnaleźć Seifera, jednak z marnym skutkiem. Jak dotąd nikomu nie udało się złapać Almasy’ego. Ostatnio był widziany w Esthar, jednak nawet tamtejsza armia nie zdołała go zlokalizować i schwytać.
Właśnie w nowo otwartej dzielnicy rozrywki, gdzie znajdowały się nocne kluby, bary, kasyna i inne atrakcje, spacerowali dwaj mężczyźni należący do SeeD. Jeden miał brązowe oczy i rude włosy, drugi był długowłosym brunetem o niebieskich oczach. Mieli na sobie mundury z Ogrodu Balamb.
W stronę stojących przy barze agentów ruszył starszy mężczyzna. Miał szramę na twarzy i jasne włosy. Miał na sobie czarną bluzkę bez rękawków, czerwoną kurtkę, czarne rękawiczki bez palców, czarne spodnie, glany i brązowy pasek.
Blondyn zatrzymał się, zobaczywszy, że zbliża się do agentów. Ominął ich szerokim łukiem tak, żeby go nie zobaczyli, i poszedł do baru przed siebie.
Gdy wszedł do baru, zobaczył, że wszystkie stoliki były po brzegi pełne klientów i kelnerzy byli zajęci. Podszedł powoli do właściciela lokalu polerującego szklanki, który stał odwrócony plecami. Blondyn oparł rękę o blat i rzekł spokojnie:
– Podobno szukacie pracownika.
– Jak najbardziej. – odparł właściciel - Brakuje nam jednego kelnera. Poprzedni rzucił pracę i podobno chce zostać ochroniarzem piosenkareczki. Nawet mówił, że jeśli dobrze pójdzie, to zostanie jego dziewczyną. Pomyślałby pan? On miałby piosenkarkę za dziewczynę? Koń by się uśmiał. Nawet czarownica by go nie zechciała.
– A co? Taki brzydki był?
– Brzydki to nie. Wręcz przeciwnie. Był on bardzo przystojny, ale sam pan wie. Wilk w owczej skórze. Nie każdy, kto jest przystojny, jest dobry. To samo tyczy się czarownic. Trzeba uważać z kim się zadaje, bo to może być przestępca. To co, postawić panu drinka?
– Wolałbym dostać pracę zamiast drinka.
– Jak? Oj przepraszam. Zagadałem się. Często mi się to zdarza. No to kiedy chce pan zacząć pracę? – wtedy odwrócił się i zbladł, kiedy zobaczył blondyna.
– Najlepiej od razu. – powiedział nadal spokojnie, lecz potem zobaczył przerażoną minę pracodawcy.
Pracodawca ledwo wydobył z siebie głos, lecz spokojnie rzekł:
– Seifer Almasy.
Nagle gwar ucichł. Wszyscy zwrócili się w stronę Seifera. Seifer lekko się zdenerwował, jakby wiedział, co to dla niego oznacza, gdy ktoś wymawia jego imię.
Próbował uspokoić właściciela knajpy:
– Proszę pana. Wiem, jak to wygląda, ale naprawdę nie mam złych zamiarów. Chcę się podjąć uczciwej pracy. Nie będę panu robić kłopotów.
Potem usłyszał jak kelnerka z tyłu wykrzyczała:
– POMOCY! W NASZYM BARZE JEST SEIFER ALMASY! SŁUGUS CZAROWNIC! NIECH KTOŚ GO ARESZTUJE!
Przerażony Seifer chciał uciec do drzwi, gdzie stała kelnerka, lecz zdążyli wejść dwaj najemnicy SeeD. Jeden wyciągnął dwa rewolwery, a drugi uzi.
– Hej, panowie – rzekł Seifer, kierując się na prawo i starając się ominąć ich szerokim łukiem. – Ładny dzionek, nieprawdaż? Słoneczko świeci, kobiety są piękne. Idealny dzień, by się z którąś umówić, nie? – stwierdził Seifer, ale agenci nie wyglądali, jakby ich to obchodziło, i dalej się odsuwał – Rozumiem. Najważniejsza jest praca. Sam miałem należeć do SeeD, ale emocje wzięły górę i… nie udało się.
W tym momencie zatrzymał się koło okna za zewnątrz. Uśmiechnął się do nich i powiedział:
- No to na razie – z tymi słowami blondyn wyskoczył przez okno, roztrzaskując szybę, i cudem unikając przy tym zranienia. Potem pobiegł w prawą stronę, a tuż za nim biegli dwaj panowie, którzy wyszli baru drzwiami.
Ludzie schodzili mu z drogi, by ich nie staranował, i dziwili się, widząc, że blondyna gonią agenci SeeD. Zatrzymał się, bo przed nim byli kolejni dwaj agenci i oczywiście zauważyli go. Poszedł tym razem w lewą stronę. Do pościgu dołączali kolejni najemnicy. Po niedługim czasie goniło go z dziesięciu członków SeeD.
Seifer wraz z agentami na karku dobiegł do mostu przechodzącego przez autostradę latających samochodów. Dobiegł na środek mostu i zatrzymał się, gdyż na końcu mostu stała grupa SeeD. Zapewne przez krótkofalówki poinformowali kolegów, że go gonią. Był teraz w pułapce. Po obu stronach mostu powoli zbliżali się najemnicy. Ludzie na moście pouciekali w obie strony, a SeeD ich przepuszczali. Seifer podszedł na krawędź mostu, a agenci go okrążyli.
Wydawałoby się, że sytuacja była bez wyjścia. Nie pozostawało Seiferowi nic innego, jak tylko oddać się w ich ręce. Podniósł obie ręce do góry, ale nie aby się poddać, tylko jakby z irytacją, i powiedział:
– Muszę przyznać, że coraz lepiej wam idzie. Zapędziliście mnie w kozi róg. Na dodatek jest was więcej. Inni by się poddali w sytuacji, w jakiej się znajduję.
Ale ja nie należę do innych.
Potem odwrócił się do nich i skoczył. Najemnicy się przerazili. Pomyśleli nawet, że zwariował w panice przed złapaniem. Okazało się jednak, że wylądował na dachu pojazdu towarowego, następnie spojrzał na zaskoczonych SeeD i zasalutował w ich kierunku z uśmiechem.
Pod Esthar znajdowały się slumsy. Rzadko ktokolwiek z ludzi mieszkających nad slumsami odwiedzał to miejsce. Głównie żołnierze Esthar i przestępcy ukrywający się przed tymi pierwszymi. Oprócz przestępców mających na koncie mniejsze jak i większe przestępstwa mieszkali tam też byli biznesmeni, ludzie zwykli, którym życie się nie powiodło, i mieszkańcy innych miast, którzy uciekli przed problemami. W slumsach było też dużo bezdomnych dzieci.
W mieście Esthar nie było domów dziecka, w którym przebywałyby dzieci. Szczerze mówiąc, to nawet nikt nie wiedział, że pod miastem są jacyś ludzie. Nawet sam prezydent Laguna, który sprawował władzę nad miastem, nie wiedział o tym.
Slumsy nie były brudne, ale budynki tam nie były remontowane od czterdziestu lat. Były one zardzewiałe i dziurawe. Było też tam dosyć zimno. W końcu budynki były metalowe. Był tam wysoki ośmiopiętrowy budynek z napisem Hotel, którego neonowe napisy nie świeciły być może od dłuższego czasu. Budynek był szary, a w niektórych miejscach pokrywała go rdza. Widać było przyczepione płytki to na ścianach, to na dachu, więc o ten hotel dość dbano. Był nawet w lepszym stanie niż domki mieszkalne koło niego. Właściwie niektóre z nich nie były domkami. Wyglądały one jak małe kontenery na ładunki, a drzwiami były stare koce wygryzione przez mole. W środku łóżkiem był tylko stary materac bez kołdry. Był też tam zardzewiały okrągły stół z jedną nogą i krzesłem też z jedną nogą. W kontenerach mieściło się tylko po jednej osobie.
Grupa osób mieszkała w parterowych prostokątnych domkach, lecz i one nie były w dobrym stanie. Niektóre domki nie miały ściany zewnętrznej ani dachów. Meble były takie same, jak w kontenerach, tylko metalowe stoliki były prostokątne i było więcej krzeseł. Jednak takie domki miały kominki ogrzewane węglem, przy których stały łóżka, tak więc mieszkańcy nie marzli w nocy.
Na zewnątrz gdzieniegdzie były porozmieszczane metalowe kubły, w których palił
się ogień. Ludzie ze slumsów często tam siedzieli, by się ogrzać. Koło hotelu na środku placu stał ogromny czarny kocioł. Teraz nikt w nim nie gotował, czy to zupy, czy to potrawki. Jednak nie można powiedzieć, by nic w nim nie gotowano. Kocioł był jedyną rzeczą dość czystą w tym miejscu i koło kotła stał świeży stos drewna. Najwidoczniej nie była to jeszcze pora obiadu.
Ludzie w slumsach byli różni. Byli i biznesmeni, i ludzie zwykli, i mieszkańcy z innych miast; mieli zniszczone, rozdarte i brudne ubrania, ale byli też tacy, którzy takich nie mieli. Znajdowali sobie pracę nad slumsami, ale mało na nich zarabiali. Były to proste prace typu dostarczyć wiadomość czy przesyłkę, naprawić jakieś urządzenie itp. drobne roboty. Nawet dzieci pracowały, by mogły zjeść porządny posiłek, o który było trudno.
W kotle gotowano zawsze, kiedy była pora jedzenia, ale ludzi było tyle w slumsach, że nie starczało dla wszystkich. Poza tym większe porcje dawano dzieciom potrzebującym więcej jedzenia i przestępcom, by nie robili awantur i żeby nikogo nie zabili. Ludziom pracującym nie dawano jedzenia, bo choć mało zarabiali, to starczało im nie tylko na jedzenie, ale też i na ubrania. Ale dzieciom dawano, nawet jak pracowały.
Przestępcy natomiast nie mieli takich ubrań jak reszta. Na dodatek do części garderoby dołączali łańcuchy, czaszki, kolce i inne bajery, które straszyły mieszkańców slumsów. Mieli też przy sobie broń, dlatego też próba odmowy ze strony mieszkańców nigdy nie była usłyszana. Nie chcieli tracić życia ani dopuścić, by ktoś inny stracił życie. Oprócz stroju różnili się także wyglądem. Głównie bliznami na ciele i tatuażami.
W hotelu mieszkali ludzie, którzy mieli szczęście i znaleźli pracę, a także przestępcy. Czasem też mieszkały tam dzieci, ale nie wszystkie ze względu na przestępców. Seifer również mieszkał w tym hotelu, lecz nie płacił za nocleg w nim. Płacili za niego Fujin i Raijin, którym na szczęście udało się znaleźć stałą pracę w barze. Raijin dostarczał do baru świeże ryby. Oczywiście przed gotowaniem były sprawdzane, czy aby nie są trujące. Fujin natomiast była kelnerką.
Seifer od dziesięciu lat próbował znaleźć uczciwą, stałą pracę i zacząć normalne życie. Niestety SeeD nie dawało mu spokoju. Był zmęczony uciekaniem i ukrywaniem się przed nimi. Nawet ostatnio zastanawiał się, czy by się nie poddać. Nieraz uciekał przez okno, gdy osaczyli go SeeD w miejscu pracy. Nikt z najemników nie wiedział, że Seifer może mieszkać
w slumsach. Przestępcy owszem byli tutaj, ale sądzono, że taki wyjątkowy przestępca jak Seifer nie powinien przebywać w takim miejscu.
Na górze widać było wysokie budynki nad slumsami, a jakby patrzeć dalej, był przepiękny widok na budynki Esthar, Widać było też niedaleko slumsów autostradę umiejscowioną wysoko nad ziemią. Na końcu slumsów dostrzec można było zbliżającego się do hotelu Seifera. Po jego wyglądzie widać było, że był dość zmęczony. Przekroczył drzwi hotelu.
W środku było dość przyjemnie. Hotel nie był w tak złym stanie jak reszta domów. Podłoga była pokryta zielonym dywanem, w rogu sufitu były rury z wodą; przez to cały hotel był ciepły i można było brać gorący prysznic. Przed drzwiami trochę dalej były metalowe schody obłożone zielonym dywanem. Lewe prowadziły na górę, a prawe do piwnicy. Seifer był kiedyś zdziwiony, że może być w takim miejscu piwnica. Na ścianach i suficie były również przyczepione płytki. Naprzeciwko recepcji wisiało duże lustro, żeby można było w nim się przejrzeć. Koło recepcji była zwykła winda prowadząca na górę. Recepcja była półokrągła, a za nią stał szczupły starszy od Seifera mężczyzna z brązowymi, krótkimi włosami i o zielonych oczach. Miał na sobie strój recepcjonisty. Za nim po prawej stronie były drzwi.
Recepcjonista pisał coś w księdze gości kolorowym piórkiem. Widząc Seifera, stanął na równe nogi, zamknął księgę i odłożył na bok, oparł ręce o blat i grubym głosem odezwał się do Seifera:
– Niech zgadnę: znowu wezwali SeeD, by cię złapali. Jak tym razem uciekłeś? Przez zsyp na śmieci? Czy wyszedłeś tylnymi drzwiami kuchni?
Seifer uśmiechnął się do mężczyzny za blatem i, otrzepując się z kawałków szkła, powiedział:
– Tym razem zeskoczyłem przez okno na ulice, Bill. Dobrze, że miejsce pracy było na parterze. No i jeszcze skoczyłem z mostu na jadący samochód. Spadałem chyba z pięć metrów.
– Chłopie, powinieneś się oszczędzać. – rzekł zaskoczony skokiem na latający samochód
– Jeszcze trochę, a się zabijesz. Jeśli nie przez wycieńczenie od uciekania, to z heroicznych skoków, które nie zawsze mogą być precyzyjne. Mniejsza o okno. Nawet nie zostałeś draśnięty przez odłamki szkła. Ale skok na latający samochód. A gdybyś nie trafił? W końcu twoi przyjaciele zamiast płacić za twój pokój wydaliby pieniądze na twój pogrzeb.
– Daj spokój, Bill. – powiedział lekko poirytowany – Po co się tak mną przejmujesz? Mieszkanie jest płacone przez Fujin i Raijina, więc nie musisz się martwić, że nie zostanie spłacone, kiedy ja odejdę.
Seifer zaczął iść w kierunku schodów, gdy Bill zagadywał ponownie do niego:
– Nie chodzi mi o pieniądze. Nie jestem taki, jak reszta bezdusznych łajdaków zamieszkujących te slumsy i pokoje mojego hotelu. Gdybym mógł, wypędziłbym ich bez obawy, że zginę od kulki ich broni. Nie obchodzi mnie, co mówią SeeD z Balamb. Nie jesteś złym człowiekiem. Gdybyś się postarał, to naprawiłbyś wszystko, co zrobiłeś dekadę temu. A oddanie się w ich ręce czy popełnienie samobójstwa nie jest rozwiązaniem. Skoro mowa o najemnikach SeeD, to było tutaj kilku i pytało o ciebie.
Nagle Seifer przestał iść, a recepcjonista kontynuował:
– Oczywiście nie powiedziałem im, że tutaj mieszkasz, ani tego, że ciebie w ogóle znam. Wyszli parę minut przed tobą. Szczęście, że ich nie spotkałeś. Patrząc, w jakim jesteś stanie, złapaliby cię w mgnieniu oka. Mniejsza o mnie. Jestem już stary. Zapewne niedługo wykorkuję. Tak czy inaczej, musisz być ostrożny. Ostatnio częściej odwiedzają te slumsy.
Seifer odwrócił głowę w stronę Billa i powiedział:
– Może i lepiej jak mnie znajdą. Co to za życie, w którym nie mogę żyć jak każdy inny człowiek. Nawet ludzie w slumsach się mnie boją, nawet mimo że nie zachowuję się jak te goryle, którzy grożą, że zabiją, jeśli nie da się im gulaszu. Choćbym nie wiem ile mówił do pracodawców, że ja chcę się zmienić, to nie słuchają i chwila moment znów uciekam przed SeeD. Po co? Żeby następnego dnia znów tego samego doświadczyć? Źle mi z tym, że dałem się omamić czarownicy. A kiedy chciałem zrezygnować, to się bałem. Bałem się, że mnie zabije. Czarownicy, której chciałem być rycerzem. Choć tak naprawdę, jak się okazało, że tego nie pragnąłem. A powinienem, tak jak radzili moi kumple, zrezygnować z tego, ale ich nie posłuchałem. Mogłem posłuchać Rinoi, a nawet Squalla, którego tak nie cierpię. Chcę bardzo zmienić to, co się wydarzyło, lecz na próżno. Spójrzmy w prawdzie w oczy. Nie mam szans na lepsze życie. Bez strachu, bez poczucia winy, a przede wszystkim bez samotności.
Następnie Seifer dalej poszedł w stronę schodów, aż w końcu zaczął iść schodami do góry. Przeszedł pierwsze piętro, drugie i zatrzymał się przy trzecich. Stał na środku długiego korytarzu. Podłoga tak jak niżej była pokryta zielonym dywanem. Ściany gdzieniegdzie były pokryte płytkami. Były też do ścian przymocowane lampy.
Seifer zastanawiał się, skąd się bierze woda i prąd, skoro nie mieli pieniędzy, by zapłacić za to. W tej chwili lampy były zgaszone. Na tym piętrze było dwanaście pokoi. Sześć na jednej ścianie i sześć na drugiej. Drzwi były metalowe na zamek. Seifer poszedł od schodów w lewą stronę, zatrzymał się przy drzwiach z żółtym numerem trzydzieści dwa. Wyciągnął z prawej kieszeni spodni metalowy kluczyk, otworzył drzwi i wszedł do środka.
Pokój był dość mały. Miał trzy na cztery metry. Ściany wyglądały jak reszta hotelu. Przed Seiferem było okno, z którego można było zobaczyć plac z kociołkiem. Widać było, że jakaś pani zaczynała rozpalać ognisko pod kocioł. Obok niej był kosz z jedzeniem na jakąś potrawę, która miała być przygotowana w kotle. Zaczynało się robić ciemno. Ludzie zebrali się przy kubłach i rozpalili w nich ogień. Gdyby spojrzeć w kierunku hotelu i gdyby Seifer stał przy oknie, to widać by było, że jego pokój jest w piątym oknie, licząc od lewej strony.
Po prawej stronie okna było drewniane łóżko skierowane głową do okna. Łóżko w dość dobrym stanie. Nawet materiał nie był zniszczony. Na środku ściany wisiała lampa. Na przeciwnej stronie łóżka nieco na środku ściany był prostokątny brązowy stół drewniany i brązowe krzesło, również drewniane. W lewej stronie stołu stał kosz wypełniony butelkami po piwie i koło kosza też leżały puste butelki. Na stole też było kilka butelek, w tym kilka jeszcze nie otwartych.
Seifer nigdy ciągle nie pił. Pił tylko wtedy, gdy wracał wieczorem do hotelu. Zaczął pić rok po pokonaniu Ultimecji. Chciał pod wpływem alkoholu zapomnieć o tym, co było i co jest. W inne nałogi nie popadał. Nie chciał tego. Poza tym przeszkadzałyby bardziej w szukaniu pracy niż picie. Lecz zamiast mu pomagać, tylko pogarszało to sytuację, bo gdy się trochę upijał, zaczynał jeszcze bardziej myśleć o przeszłości i teraźniejszości. Najczęściej jednak myślał o tym, co było.
Seifer podszedł do stolika, wyciągnął z wewnętrznej strony kurtki dwie butelki, usiadł na krześle, wziął jedną z nieotwartych butelek i położył nogi na stół. Powoli wypijał z butelki brązowozłocisty płyn. Minęło z parę godzin, bo było już ciemno i z dworu widać było dym z kociołka. Seifer siedział w ciemności w tej samej pozycji, lecz z prawie wypitą butelką. Spojrzał na butelkę jakby zamyślony. W szklanej butelce odbijała się jego twarz. W pewnym momencie zrobił złą minę i rzucił niedopitą butelkę na drzwi, przez które ktoś wchodził. Na szczęście w porę owa osoba zasłoniła się drzwiami na ostrzał z butelki i zaczęła mówić męskim głosem, stojąc za drzwiami:
– Eeeeee. Dobrze się czujesz, no wiesz?
Potem dało się słychać kobiecy głos:
– WŚCIEKŁY.
Miało się wrażenie, że nieraz to robił, gdy ktoś do niego przychodził, bo zbytnio się nie przejął. Nadal siedząc, odezwał się do gości:
– A jak mam się czuć? Moje życie jest jedną wielką pomyłką. Nic mi się nie udaje. Nic!
W tym momencie osoba otworzyła drzwi wszerz. To był Raijin, a za nim była Fujin. Weszli do pokoju Seifera i stanęli obok niego.
Fujin ponownie się odezwała:
– PRACA.
– Tak, zawsze tak mówi, kiedy znów nie udaje mu się znaleźć pracy, no wiesz. Nie mówiąc o tym, że później SeeD go gonią, co wieeeee-esz.
Fujin kopnęła Raijina w nogę, gdy zaczął mówić o SeeD. Przez chwilę podskakiwał, potem postawił nogę i dalej gadał:
- Tak czy inaczej, już się o nic nie martw, Seifer, no wiesz. – wyciągnął z lewej kieszeni spodni jakąś wizytówkę – Mamy dla ciebie pracę, no wiesz.
Seifer z ironią w głosie odpowiedział:
– No po prostu super. Wręcz kapitalnie. I co dalej? Mam iść i potem znów uciekać przed najemnikami SeeD. Dajcie spokój. Nikt nie przyjmie przestępcy takiego jak ja.
– GADAJ. – powiedziała Fujin do Raijina.
– Spoko, Seifer. Tym razem nie będziesz musiał uciekać, no wiesz. Opowiem ci, na czym polega praca, no wiesz. Piosenkarka poszukuje ochroniarza, który będzie jej bronił przed rozszalałą publicznością i ewentualnymi zamachowcami, no wiesz. Zgadnij, jak ma na imię owa piosenkareczka. – Raijin przerwał, ale nie widząc reakcji ze strony Seifera, kontynuował - To Alba Slimase! Sławna gwiazda muzyki rockowej, no wiesz. Ponadto jest ona tak zajęta karierą, że o tobie nic nie wie, no wiesz. Nawet jej manager i ekipa, którzy z nią są, no wiesz.
Alba Slimase zyskała sławę w wieku dziesięciu lat, gdy wygrała konkurs muzyczny. Po konkursie przyszli do niej sponsorzy, którzy słyszeli, jak śpiewa, i zaproponowali jej długoletni kontrakt. Tak zaczęła się jej kariera i po czterech latach stała się sława i lubiana. Każdy o niej słyszał. Seifer zastanowił się nad tym, co powiedział Raijin, i odpowiedział:
– Hmmm. Dlaczego ona nie wynajmie SeeD, by ją ochraniali, tylko szuka wśród ludzi ochroniarza? Poza tym skąd pomysł na to, że ja się nadaję na tego ochroniarza.
Od zakończenia wojny SeeD stało się na tyle sławne, że każdy ich wynajmował do mniej lub bardziej ważnych zadań. Miedzy innymi do ochrony. Swoje usługi proponowali Lagunie Loire, ale odmówił, co zdziwiło najemników i mieszkańców Esthar.
– OSOBISTE. – odparła Fujin.
– Właśnie. – przytaknął Raijin na słowo Fujin - Ja zadałem jej to samo pytanie, ale powiedziała, że to sprawy osobiste i nie chce o nich gadać, no wiesz. Dziwne co? Zresztą, jako twoi kumple radzimy ci, żebyś tam poszedł jak najszybciej, bo będzie sporo chętnych na to stanowisko, no wiesz. Zostawiam ci wizytówkę. Nie obraź się, ale my już musimy iść. Robi się dość ciemno, a sam mówiłeś, że jest wtedy bardzo niebezpiecznie, no wiesz. No to do jutra.
Raijin wyszedł z pokoju, omijając przy drzwiach kawałki szkła od butelki, od której mało co nie oberwał. Fujin poszła za nim, lecz zatrzymała się przy drzwiach. Odwróciła się w stronę Seifera, mówiąc:
– PA. – potem wyszła, również omijając szkło i zamknęła za sobą drzwi.
Pomimo tego, że wyszli z pokoju, to było słychać, o czym mówili. Seifer odwrócił głowę w stronę głosu Raijina i słuchał:
– Nie chcę być pesymistą, ale ostatnio jest z nim naprawdę źle, no wiesz. Częściej pije, przez to się bardziej złości, no wiesz. Martwię się o niego.
– NADZIEJA. – powiedziała Fujin do Raijina.
– Wiem, powinienem wierzyć, że mu przejdzie, ale popatrz, do jakiego stanu się doprowadził, no wiesz. Myślałem, że było źle, kiedy pomagał czarownicom, ale teraz jest jeszcze gorzej, no wiesz.
– IDŹ.
– Hę? A, no tak. Nie chcę tutaj spotkać tych strasznych bandytów.
Słychać było, jak poszli w kierunku schodów i jak schodzili po nich na dół.
Seifer tym razem skierował wzrok na butelki, wziął jedną, otworzył i chciał znowu wypić zawartość, ale spojrzał potem na wizytówkę, którą zostawił dla niego Raijin. Chwilę pomyślał o czymś. Potem odłożył butelkę na bok, wziął wizytówkę i zaczął czytać:
Alba Slimase
Szukam mężczyzny z bronią na stanowisko ochroniarza. Przesłuchanie odbędzie się dzisiaj na Stadionie Koncertowym o 20:00 i będzie trwać do północy. Broń będzie konfiskowana przed wejściem do Stadionu ze względu na bezpieczeństwo moje i mojej ekipy.
Seifer spojrzał na widok za oknem. Nie było już słońca, a budynki Esthar zaczynały się świecić. Był to dość niedawno pomysł jednego z wynalazcy, by wyposażyć budynki w specjalne świecące neony. W slumsach jedynym światłem były ogniska z beczek i ognisko z kotła, z którego dochodziły przepiękne zapachy. Seifer spojrzał znowu na wizytówkę i powiedział sam do siebie:
– Jest tak zajęta karierą, że nic o mnie nie wie? Szkoda zmarnować taką szansę.
Zdjął nogi ze stołu, zatkał butelkę korkiem. Po czym wstał z krzesła i poszedł w kierunku drzwi. Przy drzwiach spojrzał na pozostałość po niedopitej butelce.
– Posprzątam, jak wrócę.
Już miał otworzyć drzwi, gdy się zatrzymał, mówiąc:
– Chwileczkę. Nie mogę przecież w nocy wyjść bez broni.
Odszedł od drzwi i skierował się w kierunku łóżka. Położył się koło łóżka na brzuchu, wsadził pod łóżko prawą rękę i wyciągnął swój gunblade. To był ten sam gunblade, którym zrobił Squallowi bliznę na czole. Broń była w doskonałym stanie. Wstał z podłogi i uważnie obejrzał swoją broń.
– Mam nadzieję, że będę częściej ciebie używać niż tylko co tydzień.
Założył miecz na plecy i wyszedł ze swojego pokoju. Korytarz był już oświetlony lampami naściennymi. Seifer zszedł do parteru. Billa już nie było przy recepcji.
Drzwi za biurkiem prowadziły do pokoju Billa. Seifer nigdy nie miał potrzeby, by tam wejść, gdy Bill bywał w pokoju. Właściwie to zbyt dobrze go nie znał. Wiedział tylko, że gdy gotowany był w kotle posiłek, to Bill zawsze był pierwszy, ale nie siadał z resztą tylko szedł do swojego pokoju.
Poszedł w stronę drzwi wyjściowych, ale zatrzymał się przy lustrze. Skierował głowę w kierunku lustra i spojrzał na swoje odbicie.
Seifer westchnął smutno, a potem wyszedł na zewnątrz. Przed siebie nieco dalej od hotelu widział kobietę, która przedtem przygotowała ognisko pod kociołkiem. Właśnie rozdawała wszystkim jedzenie z kotła. Niektórzy przynieśli przedmioty służące za siedzenie i jedli przy kotle.
Kobieta nie była stąd. Jeszcze zanim tutaj przybył, ta dziewczyna zawsze przychodziła robić jedzenie ludziom ze slumsów. Miała długie brązowe włosy związane gumką przy głowie. Oczy miała koloru niebieskiego. Miała na sobie długą aż do ziemi fioletową sukienkę. Czasem widać było jej fioletowe pantofle. Z biżuterii nosiła wiszące złote kolczyki i łańcuszek na szyi. Była to piękna, młodsza o parę lat od Seifera dziewczyna. Dziewczyna zwróciła na niego uwagę i zawołała:
– Hej, Seifer. Może zechciałbyś zjeść nieco potrawki wołowej. Zostało dla ciebie.
Seifer spojrzał na nią bez uczuciowo i odparł:
– Nie jestem głodny, Lira. Przepraszam, muszę iść.
Lira zasmuciła się tym, co usłyszała, i ponownie odezwała się do oddalającego się Seifera:
– Przecież ostatnio prawie nic nie jesz. Nie uwierzę w to, że ty jesz w barze jedzenie. Przecież wiem, że nie układa się z twoją pracą.
Seifer jednak nie odpowiedział na jej zdanie. Nawet się do niej nie odwrócił, tylko pomachał ręką. Wkrótce jego sylwetka zniknęła w ciemnościach.