No dobra, mam to za sobą. W końcu mogę spokojnie czytać ten temat, bez ryzyka natknięcia się na spoilery. Po wczorajszej, chyba 8-mio godzinnej sesji, skończyłem po raz pierwszy Mass Effect 3, moją podstawową postacią, wykonując wszystkie możliwe subquesty. Za kilka miesięcy mam zamiar przejść ponownie na wyższym poziomie (moją adeptką), z użyciem ME: Infiltrator i N7 HQ, a na samym końcu na najwyższym moim engiem na wersji pirackiej ze wszystkimi możliwymi DLC. Bioware nawet zrobiło trzy zakończenia, więc każdym Shepardem trochę inaczej skończę.
Miałem trudne początki z ME3, bo sterowanie jest niedorzeczne. Wszystko na jednym cholernym klawiszu, bieganie, skakanie, unikanie, chowanie się, otwieranie drzwi. AI NPC'ków i mechanika postaci to bug na bugu, kilkukrotnie Shepard zablokował mi się na mostku Normandy, raz stanąłem między trzema przechodniami i nie mogłem uciec, wielokrotnie celownik mi się sam wyłączał, przez co bałem się instalować zoom na jakiejkolwiek broni. Cała gra jeszcze prostsza od dwójki, nawet na Normalu miałem trochę więcej trudności w innych częściach (misja na Lunie z jedynki np. była dużo trudniejsza albo ostatnie walki z Horizon z dwójki). W całej grze zginąłem tylko 4 razy - raz na samym początku, jak przez chujowe sterowanie Shepard przeskoczył mi przez zasłonę, zamiast się za nią schować, raz jak przegapiłem Brute'a, który pojawił się obok i 2 razy przez laser niszczyciela, bo też go nie skumałem od razu. Nie było żadnej misji, którą bym musiał przechodzić parę razy, medi-gel jest praktycznie nieskończony, a jak masz mało broni założonych, to możesz łatwo sobie zrobić -200% cooldown i spamować specjalami ile wejdzie (jak praktycznie co sekundę z Concussive Shot strzelałem).
Dobra akcją z tym Galaxy at War, ze zbieraniem zasobów, aby sobie podbić punkty. Bardzo fajny pomysł. Nawet to skanowanie przestrzeni na mapie galaktycznej i uciekanie przed Reaperami był spoko, przy całej swojej prostocie.
Kilka początkowych motywów nie specjalnie mi się podobało, i gdyby nie to, że spiraciłem Arrival dawno temu, to bym za cholerę nie wiedział co się dzieje na początku. Fakt, że Cerberus jest przeciwko nam trochę mnie zdziwił, byłem pewien, że Illusive Man to będzie raczej antybohater, a nie nasz przeciwnik, po tym jak twórcy gry całą dwójkę spędzili na przekonywaniu mnie, że Cerberus jest spoko. Zakończenie głównych wątków fabularnych całkiem całkiem - misja pod Shroudem na Tuchance zajebista, rozwiązanie kwestii Geth/Quarian w miarę ok, choć początkowo wsparłem Geth i musiałem odloadować, bo Tali to był mój love interest i serce mi pękało, jak na to patrzyłem. Fajnie, że praktycznie wszyscy bohaterowie z poprzednich części pojawiają się albo w jakiejś misji albo są znowu w drużynie. W ogóle zestawienie postaci bardzo dobre, nawet te nowe były całkiem ciekawe (James, Eve, Traynor, Adler). Gorzej, że dużo kwestii jest załatwianych przez Deus Ex Machiny, jak ten pajac Kai Leng, który się pojawił znikąd, nie mówiąc już o dzieciaku-królu-reaperów.
Graficznie zajebisty, muzycznie też, między innymi dlatego, że dużo wcześniejszych kawałków recyklingowali. No ale te nowe doskonale pasują do dramatycznego tonu całej tej powieści. Generalnie bardzo dobrze się bawiłem i będę wspominał ME jako bardzo fajną przygodę.
Dobra, porozmawiajmy teraz o kwestiach kontrowersyjnych:
Zakończenie - Spodziewałem się dużo gorszego. Końcówka była bardzo filmowa, zakończenie Mass Effecta 3 praktycznie nie różniło się dużo od zakończenia Matrixa Rewolucji hehe. No ale po kolei.
Zakończenie liczę jako wszystko to, co się wydarzyło po pokonaniu Kai Lenga. Podróż na Ziemię i cała ta walka na orbicie zajebista. Dramatyczne pożegnania z załogą na Normandy i gadanie z nimi potem w Londynie też fajnie wyszły i dobrze pasowały do całego patosu ME. Pod względem dynamiki zdecydowanie nie dorównało to epickości misji samobójczej z dwójki, ale było to lepsze od walki ze skaczącym po ścianach Sarenem.
Akcja w Cytadeli dosyć sztampowa, ale pasująca do wydźwięku całej serii - bardzo kojarzyła się z jedynką. Moment pojawienia się Deus Ex Machiny (w sumie dosłownie i w przenośni heh) było ciekawe - tego, co mówił dzieciak spodziewałem się już po rozmowie z Prothean VI na Thessia.
Same zakończenia wydały się ok. Bez szału, ale nie miałem złudzeń i nie spodziewałem się Happy Endów. Ba, po tych wszystkich rage'ach, to myślałem, że w ogóle się bardziej dramatycznie skończy. Spodziewałem się, że Crucible rozwali wszystkie Reapery, a razem z nimi wszystkie rozwinięte cywilizacje galaktyczne i tym resetem zabezpieczymy przyszłość dla kolejnego cyklu. Niektórzy twierdzą, że tak się faktycznie stało w domyślnym zakończeniu (Destroy), ale jestem innego zdania. To nie było złe zakończenie, całkiem pozytywnie mnie zaskoczyło (poza dosyć przygłupią akcją z Normandy po eksplozji Relayów).
Twarz Tali - Wchuj zjebali. Tej jednej kwestii mogli nie wyjaśniać.
Śmierć Legiona (+ewentualnie Tali) - Cała ta ich wojna Geth/Quarian to jedno wielkie nieporozumienie i zdecydowanie najmniej lubię ten cały motyw. Shepard zrobił z Quarian idiotów odkrywając przypadkiem pokojowe zamiary Geth, które nota bene kolidują z tym, co mówi Deus Ex Machina na samym końcu. Ich reakcją jest otwarta ofensywa, zupełnie jak w Matrixie (Animatrixie konkretnie heh). Wszelkie bunty maszyn są dla mnie niedorzeczne, zresztą
pisałem o tym kiedyś w pracy. Nie mogłem przez to poważnie traktować tego całego dramatycznego konfliktu. Gra zyskałaby, gdyby Geth konsekwetnie byli źli przez całą serię, aby nie było kogoś takiego jak Legion, i aby EDI była jedynym przyjaznym AI w naszym otoczeniu. Taką mam refleksję, jak patrzę w przeszłość.
Geje i lesbijki - Meh. Mój podstawowy Shepard jest ksenofilem, więc nikogo nie dyskryminuje. Musiałem powstrzymywać przed naciskaniem QTE przy rozmowach z Cortezem, żeby mu nic nie zasugerować. No ale jak będę grał babką, to z całą pewnością przelecę Traynor hehe.
Teoria z indoktrynacją Sheparda - Przeczytałem dobre podsumowanie tego. Mind=Blown. Zbyt wiele tych detali się na to składa, żeby to miał być przypadek. Jak dla mnie to jest prawdziwe zakończenie gry i BioWare zrobiło to świadomie. Nie mówią nam tego wprost, żeby nie zepsuć czaru indoktrynacji i jestem pewien, że pękają ze śmiechu za każdym razem, jak o tym myślą. Well played BioWare.
Anyway, chyba uczczę zakończenie tej sagi jakimś krótkim ficiem, tak, żeby z wprawy pisarskiej nie wyjść. No ale to później.