Nie wiedziałeś ile spałeś. Gdy się obudziłeś, słońce wciąż było na niebie, zasypując pustynię przerażająco gorącymi promieniami. Nie mogłeś wyjść ze swojego ukrycia, pomimo męczącego cię pragnienia i wymagających opatrzenia ran. Przeczekałeś długie godziny nim słońce zbliżyło się do horyzontu, pozwalając ci na ruszenie w dalszą drogę. Dalej było oślepiająco jasno, pomimo tego, że panować powinien zachód słońca.
Zdecydowałeś się wrócić do oazy, od którego nie oddaliłeś zbytnio. Była tam woda i hodujący zioła pustelnik. Marsz był bardzo męczący, piasek parzył, zaklęcie wciąż nie ustępowało. Gdy oaza była już na horyzoncie, stało się coś niezwykłego - z ziemi wypełzły węże, setki gadów, które okrążyły cię, stając dęba i szczerząc kolce jadowe. Jedno ugryzienia któregokolwiek z nich byłoby dla ciebie końcem.
- Mogę ci pomóc - odezwał się głos w twojej głowie, choć miałeś wrażenie, że powiedział to największy z węży, stojący na wprost przed tobą.
- Uratuję cię w zamian za twoją duszę - głos odezwał się znowu. Gad syczał, bujając się lekko na boki.
Zastanowiłeś się chwilę, ale tak na prawdę to nie miałeś nic do stracenia. Zgodziłeś się. Wąż podpełzł bliżej, otworzył szeroko paszczę, wygiął się i ugryzł cię w ramię. Poczułeś jak ramię ci drętwieje od jadu - ugryzienia kolejnych węży prawie już nie bolały. Po chwili padłeś nieprzytomny na gorący piasek.
Zyskałeś jeden punkt wytrzymałości (2->3)===========================
Gdy wstałeś, niebo właśnie znikało za horyzontem. Początkowo wydawało ci się, że nastała już noc, a to przez to, że ciążące na tobie zaklęcie spowalniające w końcu przestało działać. Nie było śladu po wężach, ani po ich ugryzieniach. Co więcej, zniknęły poparzenia słoneczne, jakie męczyły cię jeszcze godzinę temu. Czułeś się bardzo dobrze.
Truchtem pobiegłeś do oazy i zanurzyłeś się w słonawym jeziorku, pijąc łapczywie. Na horyzoncie widziałeś szałas maga, wciąż zrujnowany. Nie chciało ci się iść go napadać, teraz, kiedy wszystko znowu zaczęło iść po twojej myśli.
Spotkałeś maga, lecz zostałeś przez niego zignorowany.