Wątek na zasadzie "Jakiej muzyki słuchacie?" albo "Filmy", tyle że z książkami. Potrzebne jest jakieś miejsce, gdzie będzie można wypowiedzieć się o książkach, jakie przeczytało się w ostatnim czasie. Aż dziw bierze, że takiego wątku tu nie ma (a najbliższy temu jest zamknięty).
Dobra, to przeczytałem chyba od początku sierpnia:
"Nacja", Terry Pratchett - Nie wiem jak teraz, ale kilka miesięcy temu to był bestseller w Empikach, no i po przeczytaniu wiem już czemu. Książka niezwiązana z cyklem Diskworld, co się Terry'emu zdarza bardzo rzadko - jak niby miałem czymś takim wzgardzić. Książka przygodowa, lekko zakrapiana fantasy, w klimacie Robinsona Crusoe i Wyspy Skarbów (raczej jednak tego pierwszego). Napisana zgrabnie i do rzeczy, chociaż mam wrażenie, że Terry początkowo chciał tam zawrzeć więcej wątków niż mu się to udało. Nie mniej jednak wyszło porywająco - na końcu miałem łzy w oczach. No ale ja jestem wrażliwy, więc mnie łatwo wzruszyć hehe. Oceniam książkę na 8/10 - Terry'emu zdarzały się lepsze książki, ale fani się na tej nie zawiodą, a i powinna przykuć osoby z uczuleniem na głębokie fantasy.
"Zmierzch", Stephanie Meyer - No dalej, śmiejcie się. Tak, przeczytałem Twilighta, tak dla zasady, żeby nie dołączyć do ludzi, którzy tą książkę oczerniają na podstawie opinii osób trzecich albo filmu. Spodziewałem się, że z Twilightem będzie podobnie jak z Harrym Potterem, o którym każdy mówi, że to megachujowa książka, póki jej nie przeczyta. W końcu skoro autorka zdobyła taką popularność, to książka musi coś w sobie mieć, prawda? Okazuje się, że nie prawda. Stylistycznie marnie - jestem całkiem przekonany, że sam potrafię lepiej pisać niż pani Meyer (ludzie mówią, że stylistyka jest taka chujowa z winy przekładu, ale oryginału z całą pewnością nie przeczytam, żeby się upewnić). Opisy się ciągle powtarzają - Edward na każdej stronie się "szelmowsko uśmiecha", a Belli na co drugiej robi się słabo na jego widok. Fabularnie jest to szczyt cliche, bohaterowie są absolutnie nierealistyczni i skonstruowani marnie, niejednolicie. Wątek miłosny z harlekina, i to z tych tańszych. Czytałem książkę odważnie, ciągle czekając jakiegoś zwrotu fabularnego - jak już się doczekałem, to moje szczęście było krótkotrwałe - coś się działo tylko przez ok. 50 stron, z chyba 670'ciu. Po drugim rozdziale zacząłem odczuwać lekkie mdłości, narastające do połowy, gdzie dołączyły do nich myśli samobójcze. Niby wiadomo - nie jestem targetem dla tej książki (wycelowana raczej w płeć żeńską, gdzieś z rocznika 96), ale nawet obiektywnie patrząc, znalazłoby się kilka lepszych książek o miłości dla dziewczyn w tym wieku. Coś Stephena Kinga na przykład hehe. Ocena: 3/10, punkty zdobyło u mnie kilka ciekawych pomysłów i dosyć przyzwoicie skonstruowane opisy (choć często marne stylistycznie).
"Gra Endera", Orson Scott Card Zabrałem się za to, bo w internetach dosyć przyzwoite opinie słyszałem. Podobno to książka kultowa, więc wypadało sprawdzić. Biorąc to pod uwagę, no i fakt, że jestem w gatunku SF bardzo wybredny, miałem bardzo wysokie oczekiwania po Grze. No i muszę przyznać, że się nie zawiodłem - jest to chyba najlepsze książka SF jaką czytałem. Świat jest doskonale skonstruowany, fabuła fantastyczna, do tego książka trzyma klimat, fabuła nie jest przewidywalna, postaci realistycznie skonstruowane (chociaż same w sobie są dalekie od jakichkolwiek schematów). Momentami niestety mamy jakby trochę zbyt skąpe opisy, a i sama fabularna końcówka jest trochę za szybko przeprowadzona - autor mógł jeszcze z 50-100 stron napisać, rozwijając kilka wątków, uzupełniając to, co zostało niedopowiedziane. Nie mniej jednak książka zasługuje na miano kultowej, bo jest świetna. Byłby z niej za**bisty film, ale wymagałby zrobienia go w pełnym CGI - o aktorskich nie ma nawet mowy. Ocena 9.5/10 - książka jest dla mnie bliska perfekcji, szkoda tylko, że nie jest (chociaż trochę) dłuższa.