Chociaż na zewnątrz panowała piękna pogoda i słońce świeciło na czystym niebie, w sali panował półmrok. Gęste, nieruchome powietrze pachniało wiekowym drewnem i starością, a kurz pokrywał podłogę z wypolerowanego drewna, które dawno straciła swój blask. Umieszczone tuż pod wysokim stropem, poszarzałe okna, wpuszczały do środka światło, w którym raz po raz szybowały pyłki i drobiny kurzu. Wydawało się, że nikt nie odwiedzał tego miejsca od wielu lat. Tylko rekwizyty, skryte w cieniu, pokrywające prawie każdy fragment ściany do wysokości 3 metrów, zdawały się być zadbane, jakby dopiero co wyszły z pod ręki rzemieślnika. Wiatr szumiał gdzieś, po drugiej stronie wysokiego muru, słychać też było śpiew ptaków. W sali powietrze zdawało przesuwać się w bryłach, a atmosfera miejsca dawała do zrozumienia, że nie ma tu żadnej istoty, która mogłaby wydać dźwięk.
Błysk, niczym milion słońc rozjaśnił półmrok na ułamek sekundy, a pyłki w powietrzu zawirował nagłym powiewem. Dwie sylwetki stanęły na grubej warstwie kurzu patrząc na siebie nawzajem. Pierwsza z nich sięgnęła do pasa, odpinając i rozwijając przypiętą do niego broń – długi, skórzany bicz. Mężczyzna stojący na przeciw uniósł powoli rękę do twarzy i zdjął czarne okulary, wkładając je za pas. Wielki czarny miecz zsunął się przez prawe ramię, uderzając raptownie o drewnianą podłogę.
- Mam już tego dość – powiedział, bardziej do siebie niż do przeciwniczki. Nie rozumiał co się dzieje, w głowie miał strzępki wspomnień, które zdawały się być zupełnie ze sobą nie powiązane, i których nie mógł umieścić w żadnych konkretnej przestrzeni czasowej. Pamiętał twarz czarnowłosego mężczyzny o skrzydłach demona i smak własnej krwi, kiedy bezsilny leżał i patrzył na niego. Pamiętał też śnieg, oślepiający blask i niewiarygodny ból. Twarz chłopca z tonfami boleśnie wróciła z utraconych wspomnień w kilku obrazach, niczym stara rana, która znów się otworzyła, krwawiąc obficie. Wiedział, że popełnił błędy, był zły na siebie. Patrząc na wysoką, urodziwą blondynkę, widział w niej szansę... ostatnią szansę na to by...
- Skończmy to szybko – powiedziała kobieta, głosem miękkim jak jedwab. Jej bicz leżał rozwinięty na ziemi, znacząc na warstwie kurzu podłużne ślady. Była pewna siebie. Widać to było po jej postawie i uśmiechu rozpromieniającym twarz.
Auron, chwycił swój miecz oburącz i zaczął powoli iść w prawo, zachowując dystans do przeciwniczki, nie spuszczając jej z oczu. Wiedział, że nie może sobie pozwolić na błąd. Rozglądał się po ścianach, obserwując wiszące przedmioty – miał wrażenie, że będzie musiał z któregoś skorzystać.
Quistis stała w miejscu, obracając się w kierunku mężczyzny. Kierował się pod ścianę, gdzie nie docierało tyle światła. Przez ułamek sekundy, skórzany bicz ślizgał się po drewnianej posadzce, po czym spiął się z trzaskiem i wystrzelił w kierunku wojownika. Auron uchylił się na lewo, broń trzymając wyciągniętą przed siebie. Blondynka zakręciła bronią w powietrzu i wystrzeliła ostry koniec w stronę przeciwnika, kierując go po dziwnej paraboli. W ostatniej chwili samuraj uskoczył na bok, czując jak bat zaświszczał obok jego twarzy. Deska w ścianie obok niego pękła z trzaskiem, coś przetoczyło się i upadło na ziemię. Auron wrócił do pozycji, dalej trzymając się pod ścianą, mając baczenie na każdy najdrobniejszy ruch dziewczyny, wyczekując odpowiedniego momentu. Quistis uśmiechnęła się, zakręciła skórzaną bronią nad głową i po raz kolejny uderzając raptownie. Samuraj w tej samej chwili wyskoczył przed siebie i zasłonił się mieczem z lewej strony. Bicz owinął się wokół ostrza, a Auron chwycił lewą ręką za jego końcówkę, prawą mocniej zaciskając na rękojeści. Nim Quistis zdążyła szarpnąć, miecz ze świstem wysunął się ze skórzanej pętli, rozcinając bicz na kilka kawałków. Wojownik już biegł na przeciwniczkę. Blondynka odrzuciła bezużyteczną już broń i odskoczyła do tyłu, turlając się na plecach, kiedy Auron uderzył z szerokiego wymachu na poziomie jej brzucha. Szybko dobiegła do ściany i chwyciła pierwszą rzecz, jaka wpadła jej w ręce, zasłaniając się przed ciosem, który miał na nią spaść. Metal jęknął i posypały się iskry. Cios z ponad głowy zatrzymał się na krótkim mieczu, trzymanym w ręce dziewczyny, prawie przebijając się przez jego błyszczące ostrze. Quistis upadła na kolana, czując jak w ziemię wgniata ją wielka siła oponenta. Lewa ręka, choć oparta na tępej stronie ostrza trzymanego nad głową, zaczęła już krwawić.
- Nigdy nie jest za późno... – mówił powoli Auron, z całych sił dociskając ostrze w stronę przeciwniczki, wykorzystując przewagę siły i masy. Miecze zgrzytały o siebie, a klinga Quistis wyglądała jakby miała za chwilę pęknąć - ...aby się poddać.
Blondynka zacisnęła zęby, czując jak mięśnie powoli odmawiają posłuszeństwa. Adrenalina pędziła w gotującej się krwi, ból w lewej ręce był nie do wytrzymania. Jęknęła cicho, walcząc z wielką siłą samuraja, z przerażeniem obserwując zbliżające się ostrze. Zamknęła oczy i skupiła swoją siłę, stawiając wszystko na jedną kartę. Widząc słabe, fioletowe światło przebijające się przez powieki dziewczyny, Auron przerwał nacisk i odskoczył do tyłu, zasłaniając się płaską stroną miecza. Różowy promień z impetem uderzył w czarną broń samuraja, odpychając go, do tyłu, napierając przez kilka sekund. Quistis wstała wyprostowana, dysząc ciężko, ściskając lewą dłoń, z której ciekła krew. Auron odrzucił miecz, widząc jak magiczny płomień wygiął jego głownie pod dziwnym kątem. Zaczął biec w kierunku przeciwległej ściany, na której wisiały miecze najróżniejszych kształtów i rozmiarów. Tak jak pozostałe, tak i tą pokrywała broń każdego możliwego typu, lśniąca i doskonale wykonana, jakby stworzona do tego, aby ją teraz wykorzystać. Auron nie potrafił nawet nazwać niektórych z widzianych przyrządów. Chwycił długi miecz, o wygiętej lekko klindze, z długą rękojeścią, po czym stanął w pozycji obronnej. Nie miał zamiaru napierać, nie stać go było na więcej błędów. Quistis chwyciła dwa niewielkie topory zwisające koło niej i cisnęła nimi kolejno z głębokiego wymachu. Auron odbił pierwszy, drugi minął się z nim o kilka metrów – widać było, że dziewczyna nie ma wprawy w posługiwaniu się bronią miotaną. Kiedy Quistis sięgała po kolejny oręż, wojownik wyskoczył przed siebie, nodachi trzymając blisko ciała. Miecz zaświszczał przez moment, przebijając się przez drzewiec chwytanej przez dziewczynę włóczni prawie bez oporu. Odskoczyła do tyłu, chwyciła sporych rozmiarów korbacz, trzymając go kurczowo przed sobą, obserwując zbliżającego się przeciwnika, coraz szybciej cofając się w tył.
- Wojownik wart jest tyle, ile jego broń – powiedział przyspieszając kroku. Blondynka zamachnęła się, lecz Auron wykonał szybkie poziome cięcie, rozbijając łańcuch jej broni. Zębata kula upadła na ziemię kilka metrów dalej. Quistis znowu odskoczyła do tyłu, wodząc palcami po ścianie. Chwyciła rękojeść noża – krótkiego, lśniącego wakizashi, wyglądającego jak zabawka w porównaniu z dzierżoną przez wojownika daikataną. Straciła całą pewność siebie, jaką miała na początku walki. Widziała, że mężczyzna ma przewagę, i że każdy jego cios może być tym ostatecznym. Ręce bolały potwornie, ale Quistis ciągle wycofywała się do tyłu, zataczając szerokie koło, nie spuszczając wroga z oczu. Auron szedł z nodachi wyciągniętym przed siebie, ostrzem mierząc w pierś dziewczyny. W jednym momencie przyspieszył kroku i zamachnął się głęboko, widząc, że przeciwniczka nożem nie obroni się przed potężnym ciosem miecza. Quistis desperacko rzuciła się przed siebie, wyciągając rękę przed siebie. Auron zdziwiony, zrobił krok w tył, jednak był zbyt wolny. Blondynka złapała prawą dłonią za ostrze nodachi tuż przy rękojeści, nim broń przyspieszyła wychodząc z głębokiego wymachu. Obróciła się z gracją i pchnęła nożem w pierś oponenta, przebijając się przez mostek. Auron jęknął, wypuszczając miecz. Zrobił kilka niepewnych kroków i padł na plecy, wzburzając niewielką chmurę kurzu. Quistis upadła na kolana, patrząc swoje ręce i na krew płynącą z głębokich ran na obu dłoni. Oddychała ciężko, kręciło jej się w głowie, a mięśnie bolały koszmarnie. Powoli wstała, spojrzała na światło dobywające się z okien w górze i przełknęła ślinę, uśmiechając się niepewnie.
- To broń jest warta tyle, ile wojownik – powiedziała szeptem, dysząc nerwowo.