Rzęsisty deszcz spadał na pole walki. Dwie ogromne armie starły się ze sobą na wyżynie Transylwańskiej, która takiej ilości krwi w sobie nie pamiętała od rządów Vlada Tepesa. Zapach krwi unosił się w powietrzu, a kruki zwabione darmową ucztą zlatywały się i pożywiały kawałkami mięsa poległych żołnierzy.
-Do boju żołnierze!! - Ryknął generał i natarł na siły wroga wraz ze swoim oddziałem pieszych.
-WYRŻNĄĆ W PIEŃ TO ŚCIERWO !! - podnieśli okrzyk rycerze.
Ich głos był tak donośny, że echo tego wrzasku niosło się przez całe pole walki. Słysząc ten krzyk, wojska przeciwnika podniosły broń i z piekielnym jazgotem rzuciły się do gardeł ludziom. Ci jednak byli przygotowani i przystąpili do pojedynku na śmierć i życie. Hektolitry krwi wytryskiwały z ciał zarówno ludzi, jak i organizmów piekielnych pomiotów. Jednak to był tylko jeden z paruset oddziałów na tym polu walki. Jeden z niewielu, który sobie radził w tej nierównej walce.
A wszystko to przez jedną istotę, potwora w lazurowej zbroi, uzbrojonego w ostrze z iście diabelskim wyglądem, jakby pochodziło z kuźni samego Lucyfera. Ogromne oko penetrowało po kolei ciała swoich przyszłych ofiar, szukając mężnego wojownika, by go omamić złudną siłą i iluzoryczną władzą. Symbiotyczne oko żyło wraz z mieczem, żywiło się krwią i duszami potępionych wojowników, takich, jakim był on sam. Nightmare pamiętał swego poprzedniego przeciwnika, czarnowłosy mężczyzna nie sprawił mu żadnych problemów. Był jak bezbronne zwierzę w obliczu brutalnego i wygłodniałego napastnika. Znaleźć i zabić, taki był jego cel, znów stać się jednością z Siegfriedem. Przeczuwał, że może być tam, gdzie toczy się walka, dlatego też znalazł się na tym polu bitwy. Stwór maszerował przed siebie i siał śmierć oraz zniszczenie przy pomocy swojego ostrza. Ludzie już go zdążyli zauważyć, zebrawszy na szybko grupkę mężów, zaatakowali go. Nightmare jednym ruchem ręki rozpłatał na pół wszystkich atakujących. Ogromna ilość posoki z ich organizmu spadła na dość już zakrwawione pole walki. Nagle za sobą usłyszał czyjeś słowa.
- Niech Cię piekło pochłonie, obrzydliwa i bezlitosna kreaturo. - Ryknął nieznajomy młodzieniec. Nightmare tylko zaśmiał się głośno. Odwrócił się i za sobą zobaczył rycerza, na którym połyskiwała karmazynowa zbroja. Nie miał hełmu, czerwone włosy luźno opadały na czoło młodzieńca, po rysach jego twarzy było widać, że ma nie więcej niż 20 lat. W prawej ręce dzierżył jednoręczny miecz, którego ostrze było wykonane ze stali damasceńskiej. W drugiej dłoni trzymał tarczę, która była wykonana z najwyższej klasy metalu, przyozdobiona była licznymi rycinami, które ukazywały liczne pojedynki stoczone przez rycerza. W jego oczach było widać błysk szaleństwa, motywacji, a także spokoju i rozwagi.
- Więc to Ty jesteś tym, który sieje spustoszenie w Europie, wędrując od kraju do kraju, mordując wszystkich i niszcząc wszystko. Ale położę temu kres, tu i teraz. - Rzekł chłopak.
- HAHAHAAH!! - zarechotał szatańskim głosem Nightmare. - Cóż za piękna mowa, szkoda tylko, że ostatnia przed Twoją śmiercią. Skończysz tak jak Twoi poprzednicy, przejmę Twoją duszę, a wraz z nią całą Twą siłę. - Zachrypniętym i zniekształconym głosem odpowiedział stwór.
- Daruj sobie te czcze przechwałki. - Rzekł chłopak i podniósł miecz. Nieliczne promienie słońca odbiły się od ostrza broni i zajaśniały na zbroi chłopca. Lekki wiatr rozwiewał jego czerwoną czuprynę w cztery strony świata.
- Szykuj się na śmierć potworze ! En Garde! - Zawołał rycerz.
Czerwono-włosy rzucił się do ataku, tnąc pionowo w korpus. Jednak Nightmare zablokował cios ręką i wyprowadził kontrę, uderzając swego przeciwnika z głowy. Młodzian zdążył zrobić unik, przetoczył się w bok i ciął stwora w łydkę. Ten jednak nic nie poczuł i uderzył go z pięści, tym razem młodzian zareagował ciut za późno. Potężny cios spadł na jego głową jak grom z jasnego nieba. Rycerz odleciał parę metrów do tyłu, za nim leciała cienka strużka krwi. Po krótkim locie czerwono-włosy upadł między zwłoki, okropny smród sprawił, że zwymiotował. Stęchlizna uniosła się w powietrze sprawiając, że rycerzowi ciężej się oddychało.
- HAHAHA! Widzę, że już jesteś między swoimi. - Ryknął Nightmare i natarł na rycerza.
- Niedoczekanie, kupo złomu. - Prychnął młodzian i unikając ciosu mieczem, przetoczył się w bok i wstając ciął stwora w plecy. Nie czekając na reakcję uderzył potwora tarczą w tył głowy, a zaraz potem ciał w głowę. Nightmare syknął, odwrócił się i zamachnął się Soul Edge'em. Młodzian ostentacyjnie zasłonił się tarczą, która roztrzaskała się w drzazgi.
- Ty sukinsynu ! - W jego oczach zapłonął gniew. - Zmiażdżę Cię jak ostatnie ścierwo! - Młodzian szybkim ruchem schylił się i wyrwał jakiemuś trupowi miecz. - Nie będziesz tego już potrzebował nieboszczku. – rzucił.
- Gniew! Taaak.... unoś się gniewem! - Ryknął Nightmare.
Młodzieniec rzucił się na przeciwnika, jednak nie wiadomo skąd, doskoczyło do niego 10 demonicznych rycerzy. Rycerz chwycił pewnie miecz i zaczął taniec śmierci. Przebijał się przez ich gnijące ciała jak nóż przez masło. Krew fruwała w powietrzu razem z oderwanymi kawałkami mięsa i szmat. Kolejni przeciwnicy nacierali na rycerza, jednak on wpadł w trans i przebijał się przez nich bez żadnego wysiłku. W jego głowie miał tylko obraz Nightmare'a, chciał i musiał go zabić, o niczym innym nie myślał. Jego myśli przerwał świst broni, ostrze miecza Koszmaru świsnęło obok jego głowy. Czerwono-włosy przystąpił do kontrataku, unikając kolejnego ciosu ciął stwora w łączenie dwóch części zbroi. Nie zrobiło to jednak na jego przeciwniku większego wrażenia. Nightmare wziął ogromny zamach swoją bronią i zadał nią cios, który zmierzał w korpus.
Rycerz złapał mieczami w kleszcze ogromny oręż przeciwnika, zbił go w bok i rozpoczęła się wymiana ciosów. Przewagę siłową miał Koszmar, jednak rycerz nadrabiał to szybkością. Ciosy sypały się jak gromy z nieba w trakcie burzy, świst jednej jak i drugiej broni rozcinał powietrze raz po raz. Błysk uderzających o siebie ostrzy rozświetlał ponury krajobraz, niewtajemniczony obserwator rzekłby, że na miejscu walczących znajduje się z milion świetlików synchronicznie zapalających i gaszących swe odwłoki. Siła uderzeń była tak ogromna, że zwykły człowiek połamałby sobie ręce po jednym takim zderzeniu, jednak czerwono-włosy był tak zdeterminowany, że nie odczuwał żadnego bólu i zmęczenia. Kolejne ciosy spadały na rycerza, jeden z nich był tak mocny, że po wbiciu w ziemię, zmiótł z niej zwłoki i pozostawił mały krater w ziemi. Młodzian odskoczył w tył, spojrzał na wroga i uśmiechnął się cwano.
- Tutaj jesteś smarku jeden. - Zawołał starszy mężczyzna zaskakując chłopaka. - Mówiłem Ci, żebyś pozostał ze swoim oddziałem. - Kontynuował.
- Zamknij się i nie przeszkadzaj mi, nie mam teraz czasu na słuchanie Twoich bredni. - Szybko wyrzucił smarkacz, jak został nazwany przez swojego dowódcę.
- Jak śmiesz ?! Rozkazuje Ci natychmiast wrócić do.... - Przerwał nagle i ujrzał dopiero Nightmare'a, który akurat zmierzał w ich kierunku. - O ja pierdole - Szepnął do siebie
- Żołnierze, szybko ! Dobyć broni i atakować to... to ... coś! ZABIĆ TO!! TO ROZKAZ!! - Wrzasnął dowódca, w momencie gdy Nightmare był parę metrów od nich.
- O tak, więcej dusz. Po ich śmierci na pewno będziemy kompletni. - Mówiąc to spojrzał na swą broń, ta, jakby go rozumiała, przewróciła okiem i w jej wzroku dało się ujrzeć ogromny gniew i chęć mordu.
Żołnierze ślepo wypełniając rozkaz rzucili się na kreaturę. Razem z nimi, aczkolwiek trzymając się z tyłu biegł czerwono-włosy. W tym samym czasie generał skrył się, jak na dowódcę przystało. Rycerze z wielkim hartem ducha zaatakowali potwora, jednak to było za mało na niego. Jednym ciosem przeciął na pół rycerzy. Ich ciała dołączyły do reszty ścierwa leżącego na ziemi.
- Nic nie warci głupcy. - Rzucił Nightmare.
W tym samym momencie doskoczył do niego czerwono-włosy i ciął go w jedyne odsłonięte miejsce, miejsce, gdzie hełm łączył się z resztą zbroi.
- Ty.... jak ... to... NIEEE!!!! To nie może być prawda!! Nie może mnie pokonać taki marny robak jak Ty!! - Ryknął w wielkiej agonii Nightmare i rzucił się ostatkami sił na młodziana. Ten już był na to gotowy, zablokował kolejne ciosy potwora, na koniec kontrując i wbijając mu miecz w oko.
- NIEEEEEEEEE!!!!! - Ogromny wrzask uniósł się nad polem walki, donośny krzyk dało się słyszeć aż paręnaście kilometrów stąd. Ogromny błysk otoczył Nightmare'a, a po chwili gigantyczne wyładowanie świetlne ukazało się na polu bitwy. Po chwili, gdy wszystko się uspokoiło, pozostał tylko wbity w ziemię Soul Edge. Rycerz podszedł z lekką dawką obawy do niego, ostrożnie zbadał go wzrokiem i w tym momencie oko spojrzało na niego. Chłopak poczuł w głowie ogromny mętlik, bił się z myślami. Po chwili, bez żadnego zastanowienia wziął do ręki miecz. Poczuł w swoim umyśle rządzę mordu, a w żyłach ogromną, wręcz nadludzką siłę.
- Tak.... tak... czuje to, hahahaha.... mam siłę ...teraz zrobię to co chcę i nikt mi się nie sprzeciwi. - Szepnął do siebie.
- Wszystko w najlepszym porządku? Słyszałem ryk i błysk, wszystko gra? - Powiedział dowódca wychodząc z ukrycia.
- Tak, wszystko jest w najlepszym porządku ... Jak nigdy dotąd. - Odpowiedział młodzian uśmiechając się złowieszczo pod nosem. Po tym, odwrócił się i odszedł bez słowa, opuszczając morze krwi i śmierci.