Autor Wątek: Walka XVI: Sephiroth VS Zell  (Przeczytany 1097 razy)

Offline Musiol

  • kiedyś byłem tutaj popularny
  • SuperMod
  • **********
  • Wiadomości: 2873
    • Zobacz profil
    • pssite.com
Walka XVI: Sephiroth VS Zell
« dnia: Stycznia 28, 2007, 11:28:15 am »
   Midgar, niegdyś ogromne miasto tętniące życiem, także tutaj miała miejsce siedziba korporacji Shin-Ra. Jednak po uderzeniu meteorytu w planetę, miasto w większości legło w ruinach. Ogromne pustkowia rozpościerały się wokół miasta, na skalistej pustyni praktycznie nie było życia, czy to zwierząt czy roślin. Niebo było zachmurzone jak zawsze, wiatr rozpędzał tumany kurzu. Wnet niebo stało się czarne jak smoła, na sklepieniu niebieskim zaczęły formować się 2 kształty. Podobne były do słupów ognia sięgającego aż ku niebu, jednak miały one kolor niebieski.
W jednej chwili na ziemię spadły przez nie dwie sylwetki ludzkie. Jedna postać miała długie, białe włosy, ubrana była w długi płaszcz i dzierżyła katanę, która miała ok. 2,5 metra. Osobnik ten był wysoki i szczupły, zachowywał dostojną postawę. Drugi z osobników był młodym chłopcem o blond włosach postawionych na żelu. Przez jego lewą część twarzy przebiegał tatuaż. Młodzieniec był ubrany w krótkie spodenki i koszulkę z krótkimi rękawami, a orężem były jego własne, przybrane w rękawice dłonie. Zmierzyli się spojrzeniem i zaczęło się.
- Siema, ktoś Ty? - pierwszy odezwał się blondyn. Białowłosy nawet nie zareagował. - Ej! Mówię do Ciebie idioto! - zawołał chłopak.
- Twoim aniołem śmierci. - odpowiedział ze stoickim spokojem mężczyzna.
- Heh.... erm.. To, to... może się przedstawisz? Panie aniele śmierci. - młodzian wyszczerzył zęby ciesząc się z niezbyt udanego żartu.
- Wesoło Ci. Me imię nie jest ważne, ale skoro to jest Twoje ostatnie życzenie, więc proszę: Sephiroth. - ze spokojem i elegancją odpowiedział białowłosy.
- Zell, Zell Dincht – wyszczerzył zęby – I dodam, że jestem najlepszym wojownikiem wręcz w okolicy! Więc dziadku, żebyś Ty nie kopnął w kalendarz przede mną. - widać było pewność siebie w jego odpowiedzi.
- Hahaha... nędzny robaku, nie wiesz z kim zadzieram, prawda matko? - Sephiroth jakby spojrzał w niebo
- Matko, ten śmiertelnik chce znów mi przeszkodzić, zabijemy go, prawda? Ziemia Obiecana będzie moja i nikt mi nie przeszkodzi! - Zawołał spoglądając wpierw w pustkę, później na swojego przeciwnika.
- Eee ... koleś, odwaliło Ci? Jaka matka? Tu nikogo nie ma oprócz nas. Może Potion był przeterminowany? -  Zell zaczął się rechotać ze swojego głupkowatego kawału.
- Zamilcz! Widzę, że dalej do Ciebie nie dotarło, że to jest Twój koniec. Trudno, giń więc jak robak zgnieciony przez człowieka. - Sephiroth wyciągnął katanę ku przeciwnikowi i zaczął zmierzać w jego kierunku.
- Ej! Facet, zluzuj, tylko żartowałem! - mężczyzna był coraz bliżej. - Cholera, no dobra. Będę z Tobą walczył, tylko, żebyś potem tego nie żałował! - odgrażał się Zell.
- Zabawny jesteś, totalne przeciwieństwo Jego, ale skończysz tak jak on. - białowłosy zaczął biec w stronę przeciwnika, w jego oczach zapłonął gniew.
   Zell rzucił się na wroga, Sephiroth ciął kataną. Blondyn cudem uniknął ścięcia głowy zaraz na początku walki. Zbliżył się wystarczająco by uderzyć przeciwnika. Wyprowadził parę ciosów w korpus przeciwnika. Kolejny cios zmierzał na twarz oponenta, jednak Sephiroth w porę zareagował i wolną ręką złapał pięść Zella. Wykręcił mu rękę i uderzył go w twarz z rękojeści miecza. Krew zalała twarz blondyna, ale nie miał nawet chwili odetchnienia, bowiem jego oponent już przypuścił ofensywę. Świst broni przemknął nad głową Zella, gdy ten zrobił unik i zaczął się cofać. Szybko wytarł resztki krwi ze swojej twarzy i rzucił się do kontrataku. Był bardzo zwinny i szybki, więc z łatwością zbliżył się do Sephirotha. Już chciał wyprowadzić cios, gdy mężczyzna zniknął.
- Gdzie jesteś cholerny tchórzu! Wracaj i walcz jak facet! - zdenerwował się Zell.
- Nigdy nie ufaj swoim oczom – rzekł białowłosy i gdy kończył swą kwestię ciął poziomo Zella w plecy.
Zaskoczony chłopak zareagował zbyt późno, krew trysnęła na ziemię. Kawałki materiału oderwane od ubrania zostały zabrane przez wiatr. Blondyn upadł na kolana i zawołał – Cholera, nie masz krzty honoru? Nie wiesz, że nie atakuje się od tyłu?
- A czym jest honor w porównaniu z ogromną siłą, jaką zostałem obdarowany przez Matkę? Honor jest dla słabych ludzi takich jak Ty. - zaśmiał się Sephiroth i podszedł do swojego przeciwnika.
- Twój czas dobiegł końca. Wrócisz do Lifestreamu i zasilisz planetę swoją duszą.
Mężczyzna wziął zamach i ciął Zella. Ten jednak w ostatniej chwili przetoczył się w bok. Sephiroth poczuł kopniak na potylicy. Zrobiło mu się ciemno przed oczyma, jednak to  mu nie przeszkadzało. Odgadł położenie Zella i wziął zamach kataną, Zell został cięty w korpus.
Krew coraz bardziej wypływała z jego ciała. Blondyn z chwili na chwilę zaczął słabnąć i słaniać się na nogach. Jakby od niechcenia rzucił się na przeciwnika.  Tym posunięciem wydał na siebie wyrok. Sephiroth przebił go kataną na wylot, podniósł go i potrząsnął. Jednym ruchał rozpłatał go na dwie części.
Krew pokryła połacie ziemi, skały przybrały kolor rdzy gdy krew zaczęła wsiąkać. Ciało Zella, a raczej jego resztki leżały otoczone plamą krwi i oplecione własnymi wnętrznościami.
- Matko, żaden parszywy człowieczek nie przeszkodzi nam w poszukiwaniu Ziemi Obiecanej. Nikt, po prostu nikt. - Sephiroth spojrzał przed siebie i zaczął wolno maszerować. I zdało się, że nikt i nic już go nie powstrzyma.
Wiatr się uspokoił... zapanowała cisza.

Offline Siergiej

  • Last Hero
  • **********
  • Wiadomości: 2544
  • Idol Tanta
    • Zobacz profil
Odp: Walka XVI: Sephiroth VS Zell
« Odpowiedź #1 dnia: Stycznia 28, 2007, 01:04:47 pm »
Bardzo głośna muzyka, której kolejne fragmenty niemal nieustannie powtarzały się w kilkusekundowych odstępach rozbrzmiewała w jego uszach, jednak zdawała się nieustannie mijać sferę jego świadomości. Nie interesowała go zabawa z głupimi nastolatkami na zatłoczonej dyskotece – szukał tylko jednego z nich – Zella Dinchta. To właśnie za nim rozglądał się pewnie stawiając kolejne kroki na parkiecie i odpychając kolejnych idiotów, którzy mieli na tyle odwagi, lub tak mało rozumu by stanąć przed nim. Równie głupi zdawali się być ci, którzy śmiali się głośno na jego widok i ostentacyjnie wytykali go palcami, to drwiąc z połyskujących srebrem w dyskotekowym świetle długich włosów, to z długiej katany trzymanej u boku, bądź też z dosyć dziwacznego płaszcza, w którym nikt przy zdrowych zmysłach nie wybrał by się na imprezę.
-Patrz jak łazisz spedalony cwelu! – na te słowa Sephiroth obrócił się i zobaczył jak jeden z popchniętych przez niego nastolatków zmierza w jego stronę. Był kompletnie łysy i odziany w jednolicie szary dres, a jego twarzy komicznego wyglądu nadawał czerwony kolor, spowodowany zbyt dużą ilością wypitego piwa. Mężczyzna zamachnął się by wymierzyć Sephirothowi cios prawym sierpowym, ale jednoskrzydły anioł okazał się szybszy – chwycił przeciwnika za kołnierz i szybkim ruchem podniósł z ziemi, a następnie cisnął nim przez całą salę niczym szmacianą kukłę, która nie ma możliwości obrony. Zaczął maszerować dalej, wciąż poszukując wzrokiem przyszłego oponenta. Jego oczy zawędrowały ku barowi, gdzie w końcu dostrzegł swój cel – Dincht siedział przy ladzie, nieudolnie próbując zainicjować rozmowę z urodziwą barmanką, której rozmiar stanika na pierwszy rzut oka można by było określić literą „Z” jak „zajebiście duży”. Niezdarność prób Zella tylko podkreślał siedzący obok niego młodzieniec w płaszczu i kapeluszu, który z nadzwyczajną łatwością nawiązywał kontakt z dziewczyną.

Nienawidzę cię Irvine – pomyślał blond włosy chłopak z charakterystycznym tatuażem na twarzy, orientując się, że szanse na poderwanie jakieś urodziwej dziewoi w obecności kolegi są w zasadzie zerowe. Szczęście w nieszczęściu – i tak musiał zaprzestać swych marnych prób, bo kątem oka ujrzał, że ktoś się doń zbliża. Odwrócił się i tylko dzięki swej nadzwyczajnej szybkości i sprawności fizycznej był w stanie uniknąć nadchodzącego cięcia niezwykle długim, może nawet dwumetrowym ostrzem, które skutecznie rozcięło krzesło, na którym siedział blondyn i część barowej lady.
-Spoko, ziom! To nie ja wyrywałem tego lachona za ladą! Ziom mówię serio! Serio serio nawet! To ten w płaszczu i pedalskim kapeluszu! – dalsze próby tłumaczenia przerwało następne cięcie, którego Zell uniknął z niemniejszym trudem niż poprzednio. Odskakując w tył trącił plecami jakiegoś tańczącego nastolatka, który nawet nie zdążył zareagować – kolejne cięcie, tym razem poziome rozcięło go na dwoje, gdy Zell się pochylił. Ze strachem w oczach zaczął dalej się cofać. Serce waliło mu niczym młot. Ludzie zaczęli krzyczeć ze strachu i w panice uciekać do wyjścia. Wmieszał się w tłum. Próbował się przepchać, by jak najszybciej uciec, ale niemal czuł na plecach oddech srebrnowłosego kata. Wiedział, że w tym tempie nie zdoła mu się wymknąć zanim Sephiroth zrobi sobie z jego głowy trofeum do powieszenia na ścianie. Zawrócił.

Jednoskrzydły był cały umazany krwią – nie patrzył już na to, gdzie jest Dincht – ludzie byli tak stłoczeni w swym szaleńczym rajdzie do wyjścia z dyskoteki, iż wiedział że nie ma sensu szukanie konkretnie jego – ciął teraz na ślepo wszystkich, których miał przed sobą licząc na to, że jeden z ciosów dosięgnie również tchórzliwego blondyna. Cały umazany krwią po raz kolejny uniósł swój długi miecz, by opuścić go na ciała kolejnej grupy ofiar, gdy w okolicach żeber poczuł czyjąś pięść, z ogromną mocą uderzającą w jego ciało. Wypuścił katanę zakrwawioną katanę i odruchowo chwycił się za bok, z bólem w oczach spoglądając na tego, kto go zaatakował.

Dincht wyczuł swoją szansę. Szybkim ciosem w brzuch zmusił przeciwnika by się pochylił na tyle nisko by był w stanie sięgnąć kolanem jego głowy, co natychmiast uczynił. Sephiroth zatoczył się w tył, a na twarz w końcu wstąpiła mu krew, która była jego własną. Paroma kolejnymi ciosami na korpus, Zell w zasadzie zakończył walkę. Pozostało tylko dokończyć dzieła na słaniającym się na nogach srebrnowłosym rzeźniku.
-BOO-YA BITCH! – ryknął blondyn i ciosem głową powalił nieprzytomnego Sephirotha na łopatki. To był koniec. Udało mu się zwyciężyć. Rozglądnął się wokół – ludzie w większości już się ewakuowali, ale wciąż po całym parkiecie walały się wnętrzności tych, którzy z tej dyskoteki już nie wrócą do domów. Zell ogarnął to wzrokiem i natychmiast zwymiotował przed siebie. Poczuł jak do jego oczu cisnął się łzy rozpaczy. Zataczając się wyszedł z sali, uważając by nie zdeptać czyichś szczątek i dalej nie pamiętał już nic...