taaa... wygląda na to, że wreszcie przeszedł mi kryzys pisarski i wreszcie się za coś zabrałem. Napisałem to dzisiaj...... właściwie cały dzień mi to zajęło, ale uważam, że opoiwiadanko jest dobre. Jak to zwykł mawiać Ignatius, zapraszam do czytania i komentowania ;]
Sprzedawca Dusz
Dzwonek kończący lekcje przeszył nieruchome powietrze. Licealiści stadami wylegli na korytarz, pozostawiając nauczycieli w klasach samych ze swoimi sprawami. Szum rozmów, okrzyki radości i syczące szepty pełne nienawiści, mieszały się ze sobą i niczym fala rozbijały o mury szkoły. Budynek tętnił życiem i pulsował w rytm bicia ludzkich serc. Te równomierne uderzenia, siłą wpychające życie do ludzkich organów, były słyszalne z odległości wielu kilometrów. Oczywiście tylko dla kogoś kto umiał słuchać. Przyciągały Go. Szedł spokojnym krokiem, rozkoszując się aromatem życia. Nosił czarny płaszcz, zdobiony czerwonymi ornamentami i rękawiczkę z białej skóry, na prawej dłoni. Jego jasne oczy błyszczały jak kawałki lodu załamujące światło, a zmierzwione przez wiatr włosy przywodziły na myśl pióra kruka. Nazywał się Seth, ale to imię nie miało dla niego większego znaczenia. Nadał je sobie tylko dlatego, że było to konieczne, bo trudno rozmawiać z kimś kto nie ma imienia.
Mijał wielu ludzi, przypadkowych przechodniów, zbyt zajętych problemami swojego krótkiego życia, żeby zwrócić na niego uwagę. I dobrze. Jego praca wymagała anonimowości. Był w wielu miejscach. Pojawiał się i znikał, nie zostawiając żadnych śladów swojego pobytu. Jednak zawsze zabierał coś ze sobą, małą cząstkę społeczności, której brak na dłuższą metę nie robił nikomu różnicy.
Tacy już byli ludzie. Stworzenia mające na względzie tylko własny interes i dążące do celu nawet po trupach. Oczywiście są wyjątki, ale one tylko potwierdzają regułę. Ot, małe niedociągnięcie w Boskim Planie.
Z zamyślenia wyrwało go coraz głośniejsze bicie serc, które odbijało się echem w jego umyśle. Był na miejscu.
Otworzył masywne drzwi i wszedł do wnętrza szkoły. Młodzi ludzie, od których roiło się w każdym zakamarku korytarza nie zwracali na Niego uwagi. Traktowali Go jak kogoś znajomego, kto przychodzi tu codziennie. Istotę niewartą uwagi, bo przecież jest tyle ważniejszych spraw do załatwienia. Tacy już byli ludzie....
Seth przechadzał się korytarzem, przypatrując się uczniom. Czasami zatrzymywał się, żeby przez chwilę przysłuchać się ich rozmowom, przyjrzeć uśmiechom na ich twarzach. Po kilku minutach dostrzegł zakochaną parę, obściskującą się przy jednym z parapetów. Ich usta złączone były w pocałunku, a serca zdawały się bić tylko dla siebie nawzajem. Seth uśmiechnął się sam do siebie. Idealnie.
Dźwięk kolejnego dzwonka obwieścił koniec przerwy. Szum rozmów ucichł na chwilę i uczniowie skierowali swe kroki do sal lekcyjnych, przytłoczeni perspektywą kolejnych czterdziestu pięciu minut, spędzonych w anemicznym letargu.
Po jakimś czasie, korytarz wyludnił się, a drzwi do sal zostały zamknięte przez nauczycieli, nie zawsze chętnych do brutalnego wbijania wiedzy do głów młodzieży.
Seth stał spokojnie i czekał. Nie śpieszyło mu się, a czasu miał aż za dużo. W powietrzu rozległo się echo butów, szybko uderzających o podłoże. Jeden z uczniów nie zdążył wypalić papierosa na czas i nie zwracając na nic uwagi biegł, żeby tylko zdążyć na lekcje. Kolejne spóźnienie nie wchodziło w grę.
Kiedy młody człowiek przebiegał obok Niego, z tylnej kieszeni jego spodni, zupełnie przypadkowo wypadła zapalniczka, tylko i wyłącznie dziełem przypadku wykrzesując w powietrzu małą iskierkę. Światełko spłynęło w dół, muskając delikatnie rurę z gazem, na której również przez zupełny przypadek znalazło się małe rozcięcie.
Jednak wybuch nie nastąpił od razu. To nie dałoby takiego efektu, jakiego On oczekiwał. Płomienie, niczym ujarzmiona bestia, powoli rozchodziły się po całym budynku, by w końcu dać upust swojej wściekłości ze zdwojoną siłą
„Uwaga! W szkole wybuchł pożar – zabrzmiał komunikat przez radiowęzeł – „Nauczyciele są proszeni o jak najszybsze wyprowadzenie uczniów z klas!
Z początku nikt nie brał na poważnie ostrzeżenia, ale kiedy uczniowie zaczęli czuć swąd spalenizny i zobaczyli kłęby dymu, szczerzące do nich swoje czarne kły, wybuchła panika. Wszyscy poderwali się z miejsc, przewracając krzesła i ławki i zaczęli przeciskać się do drzwi klas. Niektórzy, mimo usilnych starań nauczycieli próbowali wydostać się oknami. Zaczęła się brutalna przepychanka, w której logiczne myślenia ustępowało miejsca instynktowi samozachowawczemu. Każdy chciał ratować swoje życie, nawet kosztem innych. No cóż, tacy już byli ludzie...
Zakochana para, trzymając się za ręce i nawzajem wspierając swoją obecnością jakoś wydostała się na korytarz. Jednak fala napierającego tłumu rozdzieliła ich. Chłopak został poniesiony do przodu i brutalnie zepchnięty z klatki schodowej. Dziewczyna potknęła się i zepchnięta na bok, przez spanikowany motłoch, uderzyła głową w ścianę. Pociemniało jej przed oczami, a plamki powidoku powoli zasłaniały pole widzenia. Jednak instynkt samozachowawczy wziął górę. Wiedziała, że musi się stąd wydostać. Jeśli nie dla siebie, to dla swojego ukochanego, z którym tak brutalnie została rozdzielona. Nie miała zbyt dużo czasu. Gęsty dym wdzierał się jej do płuc i zalepiał oczy, a temperatura w budynku powoli stawała się nie do zniesienia. Ściany wokół niej powoli zaczynały zajmować się ogniem, a płomienie zajmujące coraz większą powierzchnię, uśmiechały się złowieszczo. Dziewczyna chciała wstać i ostatkiem sił znaleźć drogę ucieczki, ale dziełem zupełnego przypadku kawałek nadpalonego stropu przygniótł ją. Tracąc przytomność, straciła również ostatnią nadzieję na to, że zobaczy jeszcze swojego ukochanego.
W tym samym czasie, poza murami szkoły, młody chłopak, który jakimś cudem zdołał wydostać się z płonącego budynku, rozpaczliwie rozglądał się za swoją ukochaną. Nagle stało się coś dziwnego. Zupełnie jakby czas zatrzymał się w miejscu. Wszyscy ludzie dookoła zastygli w bezruchu, z przerażonymi wyrazami twarzy. Jeden z uczniów, który wyskoczył przez okno z drugiego piętra, zatrzymał się w powietrzu, zaprzeczając wszelkim prawom fizyki.
- Ona ciągle tam jest. Wiesz o tym, prawda?
Chłopak odwrócił się i zobaczył dziwnego mężczyznę w czarno–czerwonym płaszczu, który lodowatymi oczami wpatrywał się w trawiony przeze ogień budynek
- Co byłbyś w stanie poświęcić, żeby ją uratować? – kontynuował mężczyzna
- Wszystko! – odparł bez namysłu chłopak
Seth uśmiechnął się i ściągnął rękawiczkę z prawej dłoni
- Więc co powiesz na małą umowę? – zapytał, wyciągając rękę przed siebie – Uratuję dziewczynę, w zamian za twoją duszę.
Młodzieniec zawahał się. Umysł podpowiadał mu, żeby nie godzić się na coś tak absurdalnego, ale w końcu miłość okazała się ważniejsza. Drżącą ręką, uścisnął Jego dłoń. Seth uśmiechnął się i ukłonił. Podszedł do potężnych, dębowych drzwi szkoły, które jeszcze nie zajęły się ogniem i roztrzaskał je, nawet ich nie dotykając. Po chwili już go nie było. Zniknął w objęciach płomieni.
Chłopak z niedowierzaniem spojrzał na drzazgi, które zawisły w powietrzu. Jego mózg i wrodzona skłonność do logicznego myślenia, nie dopuszczały do wiadomości tego co się przed chwilą stało. Zawarcie umowy, w której stawką jest własna dusza to absurd. To się nie mogło zdarzyć... Jednak, kiedy spojrzał na wewnętrzną stronę dłoni, waga tego co przed chwilą zrobił, zaczęła do niego docierać. Na jego dłoni pojawił się czarny symbol o dziwnych kształtach. Nie wiedział czemu, ale miał przeczucie, że jest to znak, pieczętujący umowę...
Od pożaru szkoły minęły dwa tygodnie. Para zakochanych przechadzała się w świetle księżyca po parku. Chłopak szedł pogrążony w myślach. Z niewiadomych względów, nie pamiętał wszystkiego co działo się tamtego dnia. W jego świadomości krążyły obrazy i dźwięki, a całość spowijała mgła. Jedyne co pamiętał dokładnie to dziwna „umowa”, którą zawarł z mężczyzną w czarno – czerwonym płaszczu. Chłopak spojrzał na swoją dłoń. Czarny znak ciągle tam był. Ale czy to możliwe? Czy można tak po prostu zabrać czyjąś duszę?
- Ja wywiązałem się ze swojej części umowy. – z zamyślenia, młodzieńca wyrwał znajomy głos – Teraz czas, byś ty wywiązał się ze swojej.
Chłopak odwrócił się i z przerażeniem spojrzał w lodowate oczy Seth’a
- Co to za jeden? – dziewczyna była równie zaskoczona, co jej ukochany – Nie mów mi, że znowu komuś wisisz kasę?
Mężczyzna roześmiał się i pokiwał głową. Tacy już są ludzie..... Myślą tylko o pieniądzach...
- Przyszedłem tu po coś co należy do mnie. Wiesz o czym mówię, prawda chłopcze?
Nagle, rozległ się huk wystrzału i powietrze przeszył pocisk, który trafił wprost w serce mężczyzny w czarno-czerwonym płaszczu
Dziewczyna w wyprostowanej ręce, trzymała rewolwer Peacemaker, wyciągnięty najpewniej z torebki. Z gniewem płonącym w oczach, wpakowała jeszcze dwa strzały w klatkę piersiową mężczyzny i jeden w głowę.
Ale Seth Nawet się nie zachwiał, tylko wybuchnął gromkim śmiechem, a rany, z których jeszcze ułamek sekundy temu wypływała krew, zasklepiły się w mgnieniu oka. Kilka pocisków z ludzkiej broni to stanowczo za mało, żeby Go uśmiercić.
Para zakochanych zamarła z przerażenia, a On poprawił płaszcz i ściągnął rękawiczkę z prawej dłoni.
- Na czym to ja skończyłem? A tak, dusza..... Co powiesz chłopcze na renegocjację naszej umowy? – kąciki Jego ust wykrzywiły się w szyderczym uśmiechu – Zostawię cię w spokoju, ale w zamian za to zabiorę duszę twojej ukochanej. Co ty na to?
Młodzieniec zamarł. Nie umiał wydusić z siebie słowa. Chciał żyć, ale nie kosztem wielkiej miłości. Dlaczego to musiało się tak skończyć? Dlaczego?!
Upadł na kolana i ukrył twarz w dłoniach. Ludzka strona wzięła nad nim górę.
- Weź... ją... – wymamrotał, po czym zalał się łzami
Seth wyprostował przed sobą rękę i uśmiechnął się do dziewczyny. Na jej czole pojawił się dziwny symbol, emanujący niebieskawym światłem. Taki sam, był na Jego dłoni.
- To nie jest twój szczęśliwy dzień, moja droga – skomentował Seth, a powietrze wokół niego zaczęło dziwnie wibrować. Z połyskującego emblematu na czole dziewczyny zaczęły wydobywać się świetliste nitki, które płynęły do Jego dłoni. Linie wirowały w powietrzu i sklejały się ze sobą, aż w końcu stworzyły jeden strumień, który prze zetknięciu z symbolem na Jego dłoni błysnął oślepiającym światłem i po prostu zniknął, pozostawiając w powietrzu tylko niebieskawe iskierki, niesione przez wiatr.
Bezwładne ciało dziewczyny runęło na ziemię, a jej ukochany wciąż klęczał, zraszając glebę swymi łzami.
- Jeszcze nie wszystko stracone, chłopcze – stwierdził Seth, nie kryjąc uśmiechu – Możesz odzyskać jej duszę. Jutro o tej samej porze przyprowadź w to miejsce swojego najlepszego przyjaciela i swego największego wroga. Wtedy pogadamy...
Mężczyzna w czarno-czerwonym płaszczu odwrócił się na pięcie i powolnym krokiem ruszył do wyjścia z parku, zostawiając niedoszłego zakochanego sam na sam ze swoimi myślami i pozbawionym duszy ciałem swojej „ukochanej”.
Jednak przy bramie ktoś na niego czekał. Stara znajoma, boska wysłanniczka, w ciele młodej kobiety, ubranej w prostą, szarą sukienkę.
- Uważaj na gwałcicieli, Ariel. Kręcą się w tej okolicy – powiedział, spoglądając jej w oczy i uśmiechając się niewinnie
- Bardzo śmieszne, Seth – skomentowała, patrząc na niego z politowaniem – Wiesz, że mojemu mocodawcy bardzo nie podoba się to co robisz?
- Wiem – stwierdził, nie przejmując się specjalnie słowami kobiety – Ale jestem stworzeniem interesu. Moje duszę są na sprzedaż dla tego kto da więcej. A wiesz, kto z reguły daje więcej?
- Mój Pan nie będzie zniżał się do poziomu twojego piekielnego poplecznika! – wrzasnęła Ariel sfrustrowana – Kupowanie dusz..... też coś. Tak się nie godzi.
- Być może. Ale ja nie pracuję ani dla twojego Pana, ani dla Władcy Podziemia. Służę sam sobie – Seth wykrzywił usta w szyderczy uśmiech – co w gruncie rzeczy czyni mnie prawie tak ludzkim jak ludzie.
- Co ty możesz wiedzieć o ludziach? – Ariel nie wytrzymała i wrzasnęła po raz kolejny – Kiedy mój Pan ich tworzył, ty nie byłeś nawet pojedynczym atomem!
- Człowiek to zlepek wszystkich możliwych uczuć i pragnień, zmieszanych razem, tak, żeby stworzyć w miarę spójną istotę – stwierdził mężczyzna w czarno-czerwonym płaszczu – A jak coś jest do wszystkiego to jest do niczego
Wysłanniczka Boga spojrzała na ciało dziewczyny, bezwładnie leżące na ziemi
- Od początku chciałeś zabrać jej duszę, prawda?
- Znasz mnie jak nikt inny, Ariel – na twarzy Setha po raz kolejny zagościł uśmiech
- Czyli ten pożar i cała ta szopka były tylko dla...
- Zabawy – dokończył za nią – Chociaż nie do końca. Wiesz dobrze, że dusze mogę zabierać tylko na podstawie dobrowolnie zawartej umowy.
Ariel po raz kolejny zaczynała tracić cierpliwość. Otworzyła usta, żeby zrównać Setha z ziemią, ale On przywarł do niej i zamknął jej usta pocałunkiem. Boska wysłanniczka odepchnęła Go... dopiero po chwili. To w niej właśnie uwielbiał. Była prawie tak nieprzewidywalna jak ludzie
- A teraz wybacz, moja droga – powiedział kłaniając się dwornie – obowiązki wzywają.
Nie zwracając już na nią uwagi, przeszedł przez bramę parku i zatrzymał się na chodniku, żeby się rozejrzeć. Dwóch zboczeńców, zupełnie przypadkiem chwyciło idącą ulicą dziewczynę i próbowało zaciągnąć ją w ciemną alejkę. Atakowana wyrywała się, ale mężczyźni mieli przewagę siłową.
Seth znów się uśmiechnął, jak to miał w zwyczaju. Ludzie nigdy nie przestaną go zadziwiać. Ruszył powolnym krokiem w stronę skąpanej w mroku uliczki. Nie śpieszyło mu się. Miał dużo czasu. Całą wieczność...