@ S&S:
Tak samo skomentowałeś Nieruchomosć XD Tylko tam się nie pomyliłeś w słówku "wole"
@W_W:
To nie jest znów taka typowa historyjka o niepokonanym, bezdusznym zabójcy... Sami się przekonacie
@Topic
Dziś dodaję kolejna część
Moze tym razem więcej was to skomentuje
Taka maluteńka nadzieja... Zapraszam do lektury.
------------------------------------------------------------------------------------------------
„Panie Cavadrac.
Cieszymy się z tego, że pan pozytywnie rozpatrzył naszą prośbę. Oczekujemy pana za dwie godziny na placu Teatralnym w budynku dawnej biblioteki miejskiej. Przedstawiciel sam pana znajdzie.
Z poważaniem
Korporacja 20.”
- I jak? – Monika zajrzała przez ramię męża.
- Zaraz coś ci pokażę – mężczyzna uśmiechnął się, całując ją w szyję. Gdy tylko wyświetlił saldo ich konta, dziewczyna zrobiła niedowierzającą minę.
- Tysiąc?! –podskoczyła z radości, śmiejąc się na cały głos. – Chodź tutaj – przytuliła się do niego, patrząc mu głęboko w oczy. Nagle powaga powróciła na jej twarz. – Co musiałeś zrobić?
- Nic... i to jest najciekawsze – Cavadrac wziął żonę na ręce. – Muszę tylko spotkać się z jakimś facetem za dwie godziny... Wiesz, miałbym ochotę na coś innego niż śniadanie – pocałował dziewczynę długo, namiętnie.
- Trudno się dziwić – Monika znów się roześmiała, gdy mężczyzna niósł ją do sypialni. Kochali się, jakby wody znów miały zatopić świat. Zamknęli się w swoim własnym świecie. Szczęśliwym, bez trosk... Gdyby pożądanie miało moc spalania, to ta iskra osuszyłaby świat...
- Kocham cię, wiesz? Zrobię dla ciebie wszystko – mężczyzna gładził żonę po włosach.
- Wiem, wiem – Monika wtuliła się mocniej – ale teraz musisz już ruszać...
- Czasem po prostu...
- Nie zaczynaj. Wiem co chcesz powiedzieć i naprawdę nie ma teraz czasu.
- Ech... Masz rację – Cavadrac wstał z łóżka i ruszył w stronę szafy. – Się chyba ładnie ubiorę – wyciągnął ciemnozieloną koszulkę, czarne bojówki i glany. Na to zarzucił brązowy prochowiec.
- Nie jest za oficjalnie? – Monika przycisnęła do niego swoje nagie ciało. – Uważaj na siebie – cmoknęła go w kark i pobiegła do łazienki... Chryste, jak on ją kochał!
-Zawsze – mężczyzna otworzył skrytkę na dnie szafy i wyjął dwa glocki 18 z przedłużonymi magazynkami. Wyszedł na klatkę schodową, dokładnie zamykając za sobą drzwi.
***
Jesteście ciekawi jak żyjemy? Widzieliście kiedyś wrak statku wydobyty z dna po paru latach? Rdza, zgnilizna i rozkład... Z tym, że ten wrak, to teraz nasza codzienność... Musimy żyć w tym mule, który został po powodzi... Osiem lat wystarczyło, by wilgoć wgryzła się dokładnie we wszystko. Od ścian aż po cholerny chodnik. Bogatsi mogli sobie pozwolić na osuszanie swoich posiadłości, usuwanie syfu spod łóżek. k***a, oni mogą nawet postawić sobie to wszystko od podstaw. Biedniejsi muszą oczyszczać każdy milimetr swojego życia, a i tak nigdy nie zrobią tego dokładnie... Z tego, co udało mi się zarobić kupiliśmy nowe, dobre łóżko i wyremontowaliśmy kuchnię oraz łazienkę... Mimo tego, że przez trzy miesiące nie jedliśmy i tak na sufitach ścianach i podłogach wykwitają świeże grzyby. Musimy stąd zwiać... Nie ma innego wyjścia.
***
Po starej bibliotece nie zostało wiele. Parę przewróconych, zbutwiałych szafek, kawałki drzwi i szyb... Schody na piętro się zawaliły, uniemożliwiając dostanie się wyżej. Za to piwnica była zalana... Cudne, polskie budownictwo. Jak już mają coś zrobić szczelne, to cholerną piwnicę. Pewnie chcieli się tam schować podczas powodzi. Powodzenia.
Cavadrac oczekiwał przedstawiciela Korporacji w pokoju, niegdyś będącym duszą biblioteki. Niestety, żadne książki nie przetrwały. Katastrofa zabrała wszystko, co tylko mogła. Kiedyś tak lubił czytać... Nawet próbował sił w pisaniu, ale wszystko legło w gruzach. Razem z jego dawnym światem. Chodził po pomieszczeniu, rozglądając się dookoła. Kątem oka dostrzegł refleks czerwonego światła na ścianie. Rzucił się na podłogę. W samą porę.
Kule dziurawiły przegnite ściany. Po drugiej stronie musiał być snajper... Albo paru, wnioskując po ilości pocisków. Mężczyzna szybko wyszarpał z wewnętrznej kieszeni prochowca woreczek z krwią. Całymi tygodniami zbierał swoją własna posokę do tych woreczków. Pozwalało to zmylić wroga, a nawet upozorować własną śmierć. Rzucił nim o ścianę pod oknem. Folia pękła, rozpryskując krew ponad oknem. Część spływała po parapecie, część osadziła na framudze... Ostrzał ustał. Zabójca przetoczył się do wejścia i zaczął się wspinać po szkielecie schodów. Jeśli się nie mylił, to atakujący byli w teatrze po drugiej stronie ulicy. Dojście tutaj zajmie im może dwie minuty. Albo mniej... Wbił palce w drewno i odbił się nogami od ściany. Drzazgi właziły pod paznokcie, a buty zagłębiały w rozmiękły tynk. W końcu dotarł do bezpiecznego miejsca u szczytu schodów. Zawalony dach uniemożliwiał dalszą wspinaczkę. Zamarł w bezruchu i nasłuchiwał.
Musiało być ich trzech. Słyszał, jak szurali butami, starając się poruszać się możliwie najciszej. Partacze. Kto ich wynajął? Dwóch wsunęło się do budynku, jeden został na dworze. Cavadrac musiał kopnąć kamień, by tamten podszedł bliżej.
- Tutaj trójka – nieproszony gość chyba wreszcie się zorientował.. – Mam jakiś ruch, sprawdzam. – Zabójca nie wiedział, czemu pozostała dwójka nie podniosła hałasu, nie znajdując ciała... Miał ważniejsze rzeczy na głowie. Wyszarpnął nóż z buta.
W dziurze po zawalonej części schodów ukazała głowa otulona rudymi kłakami. Niewiele myśląc, rzucił się na nią. Nóż wszedł głęboko, wbijając się w miejsce połączenia szyi z ramionami. Czysta, gładka śmierć. Piękna sprawa. Nieboszczyk ściskał w ręce MACa 10.
- Dzięki – Cavadrac podniósł broń. Przywarł do ściany, czekając na to, aż koledzy zabitego zauważą, ze brak ciała jest powodem do niepokoju. W końcu zauważył cień, przesuwający się po podłodze. Seria przeszła przez ścianę. Gdyby stał, przecięłoby go na wysokości klatki piersiowej.
- Uff... – wysapał, udając, że został trafiony. Przesunął ramieniem po ścianie.
- Mówiłem, że dupek nie był lotny? – rozległo się z drugiego pokoju. Mężczyzna musiał stać przy drzwiach. – Możemy wracać do domu.
- Szkoda, że młodemu się nie udało – drugi był bliżej okna.
Zabójca przetoczył się do drzwi. Jednym pociągnięciem spustu opróżnił magazynek, rozgrzewając tłumik do czerwoności. Jeszcze dym nie przestał unosić się z lufy, gdy Cavadrac poczuł chłód stali na skroni.
- Nie ruszaj się – Kobiecy głos. Lekko zniekształcony, ale na pewno należący do przedstawicielki płci pięknej. – Test zakończony.
- Jaki, k***a, test?! – mężczyzna chciał się poderwać na równe nogi, ale nacisk się wzmocnił. Nagle do karku ktoś przystawił mu lufę pistoletu... Najprawdopodobniej Berrettę 92F.
- Nikt cię nie uczył, ze przy paniach się nie przeklina, k***a twoja mać? – Facet za nim roześmiał się, chowając broń. – Wstawaj, nie musisz się bardziej ośmieszać.
- Żeby tak uniknąć kul z FA-MASa... Niezły jesteś – Kobieta zawiesiła karabin na ramieniu, zdjęła maskę. – Cześć Cavadrac, Nitta jestem – dziewczyna miała zwężające się w górę, obcisłe na tyłku bojówki koloru brązowego, wystrzępione powyżej kolan. Wizerunku dopełniały czarne, znoszone glany i zielony podkoszulek. Włosy były spięte w ciasny kucyk u podstawy czaszki, a z zielonych oczu patrzyła śmierć.
- A ja Red – facet był zaprzeczeniem Nitty. Jasny, szyty na miarę garnitur, wypastowane buty z włoskiej skóry i aktówka w ręce. Włosy miał krótkie, wściekle rude. Ani one, ani pogodna, szeroka twarz nie wyrażały tego co szare oczy. To były oczy zawodowca. Cavadrac poczuł dreszcz, przebiegający mu po plecach. Ale wiedział jedno. Gdyby miał umrzeć, to stało by się to wcześniej.
- A ja nie wiem co się dzieje i zaczynam mieć to głęboko w dupie – Wstał powoli. – Dla głupiego testu poświęciliście trzech ludzi?
- Cóż, ryzyko zawodowe. Było czterech na miejsce, które teraz jest twoje. Co za różnica?
- To dlaczego chcieli wykończyć najpierw mnie?
- Bracia. Chcieli najpierw załatwić ciebie, a później losować między sobą – Nitta parsknęła śmiechem na samo wspomnienie.
- Ale przejdźmy do meritum – Red poszperał w aktówce. Dopiero teraz dotarło do zabójcy, że facet nazywa się tak samo, jak postać z jego snu... Zatem gdzie Hicks? – Zgłosił się pan do uczestnictwa w zadaniu. Przeszedł pan test, więc pozostała jeszcze tylko jedna formalność.
- Co znowu? Może będę musiał pana zabić? – Cavadrac wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Chętnie.
- Chciałbyś, co? – Red odwzajemnił uśmiech, choć niemal od razu powaga powróciła. – Przykro mi, ale się pan myli. Prosimy o stawienie się jutro w budynku po drugiej stronie tej ulicy.
- Platan?
- Dokładnie. Tam dowie się pan reszty. Do widzenia – mężczyzna już chciał odejść, gdy Cavadrac złapał go za ramię. W oczach Reda zapłonął ogień. Zabójca wiedział, że miałby z nim spory kłopot. – Czego?! – warknął zatrzymany.
- O której? – Red wyraźnie się rozluźnił.
-Nie powiedziałem? Ta pamięć – kąciki jego ust wykrzywił sztuczny uśmiech. – Szósta rano – gdy ujrzał minę Cavadraca, na twarzy wykwitł mu prawdziwy rogal.