Z Ace Combatów grałem w 3, 5 i Zero
Trójka - wersja US, całkowicie wyprana z fabuły, nie wiesz praktycznie o co kaman, kto skąd się bierze i dlaczego wrogowie, zero linii fabularnej, ale jak to dorwałem na PSX to zagrywałem się dniami i nocami aż zdobyłem wszystkie samolociki (X-47 Raven rulez)
Ace Combat 5 (aka Squadron Leader) bez dwóch zdań najlepszy Ace Combat w jakiego grałem, grafika PS, dużo misji, zajebista muzyczka, genialny voice acting, i misja "Aces" gdzie lecisz przez tunel a drugiej strony leci Bartlett... Masakra, adrenalina buzuje w żyłach, muzyka jeszcze dodaje splendoru, szkoda że wszystkie misje nie dają takiego punch
Jeszcze jak Hamilton wrzuca swoje opętane teksty "I'm going to take Belkan nuke and terrify both sides into ending this foolish war. DON'T GET IN MY WAY!!" Miodzik
Ace Combat Zero: Zawiodłem się na tej grze... Myślałem że po piątce pójdą za ciosem a tu taki lipniak. Nie powiem, gra się fajnie i miło znowu postrzelać do innych samolocików, sekwencje FMV też są fajne, ale gra jest jakoś tak spłycona jak ją porównać do piątki... Nie ma też takiego napięcia jak w ostatniej misji w AC5, ot, załatw Pixiego i do domu...
Czekam z niecierpliwością na szóstkę
EDIT (co by nie double-postować): I potwierdza się, że jak na razie Ace Combat 5 to najbardziej debeściacki AC ever jak do tej pory. Właśnie udało mi się dorwać własną, oryginalną kopię tejże gry, i chyba oddam AC Zero do GameStation... "Thunderhead, this is Raaaaazgriz 3, roger that". No masakra, ta gra zabija, niesamowity klimat po prostu, Zero się chowa.
Co do AC6, Fires of Liberation, miałem okazję w końcu zagrać i się zawiodłem. Gra nie wnosi ABSOLUTNIE nic nowego (poza grafą ofkoz), kampania rozwija się gorzej niż papier toaletowy a samolotów nie ma znów tak wiele. Można się było spodziewać czegoś lepszego. Gra nadal jest fajna, lata się super, widoczki są słodkie, ale... no właśnie ale brakuje po prostu powiewu świeżości jakiego nie doświadczyłem od AC5..., szkoda... Przynajmniej bat na fanbojów, bo to nadal Exclusive na X0